LXXVII
Gdy obudziłam się rano Asir akurat zalewał kawę, usłyszałam jego
rozmowę przez słuchawkę.
Colin wydawał wytyczne:
- Za około dwie godziny powinieneś mieć na swoim palntopie szczegółowe
informacje, mam nadzieję ,że się uporam, jeśli nic nie spłoszy Ali’ego, to
powinien tam zabawić jakiś czas, z tego co zdążyłem się zorientować ma kilka
biznesowych spotkań.
- Bez obaw, będziemy w gotowości.
- A co z Kylie? Widziałeś ją? Nie możemy jej wywołać.
Zrobiło mi się gorąco bo pomyślałam, że za chwilę wszyscy dowiedzą się
o tym co stało się w nocy, a nie miałam ochoty tego rozgłaszać. Czekałam co
powie:
- Z tego co wiem to śpi, bo kazała się obudzić dopiero za godzinę,
późno wróciliśmy.
- W porządku, to przekaż jej szczegóły jak się zobaczycie.
- Nie ma sprawy.
Asir wyłączył słuchawkę i spojrzał na mnie, siedziałam na łóżku okryta
tylko cienką kołdrą. Podszedł z kawą i postawił ją na stoliku przy łóżku, uśmiechnął
się:
- Jak spałaś?
- Jak dziecko.
- To dobrze, trzeba to częściej powtarzać.
Zaczął się śmiać zawadiacko.
- Nie nakręcaj się, to było jednorazowe.
- Poczekaj jak za mną zatęsknisz.
Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po kubek z kawą.
- Dlaczego nie powiedziałeś prawdy?
- A chciałaś żebym to zrobił?
- Wiesz, że nie.
- No to masz odpowiedź, nie jestem dzieckiem i nie chciałem nikomu nic
udowadniać, poza tym nie mam w zwyczaju opowiadać o moim życiu prywatnym.
Spojrzał mi w oczy jakby chciał zobaczyć w nich coś, czego na pozór nie
widać.
- Spójrz na mnie i powiedz, że żałujesz a więcej cię nie dotknę.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
- Za dużo byś chciał wiedzieć.
Sięgnęłam po papierosy, Asir dał mi ognia i znowu obdarzył mnie tym
swoim uśmiechem.
- Jesteś jak otwarta książka, ale trzeba umieć ją czytać.
- A ty umiesz co?
- A mam ci pokazać?
- Dosyć już mi pokazałeś. Muszę się ubrać.
Przeciągnęłam się a Asir wstał z łóżka.
- Masz rację, lepiej się ubierz bo coś ci zrobię.
- Zboczeniec.
Zaczął się śmiać a ja poszłam do łazienki, gdy z niej wyszłam po paru
minutach ubrana w czarne dopasowane spodnie i koszulkę na naramkach, na stole
stało śniadanie, które najwyraźniej przyniosła obsługa hotelowa. Wzięłam
słuchawkę na ucho i odezwałam się do Colin’a:
- Colin.
- No nareszcie.
- Nie narzekaj, ja też czasami muszę się wyspać. Co nowego?
- Walczę z jednym plikiem, nie mogę go otworzyć a dopóki tego nie
zrobię, nie możemy tknąć Ali’ego.
- Jak długo to może potrwać?
- Nie mam pojęcia, robię co mogę.
- To streszczaj się zanim nam zwieje sprzed nosa.
- Rolly jest na oddziale?
- Z tego co wiem pilnuje Lindy.
Asir spojrzał na mnie.
- Gdyby się pojawił daj znać, ale…
- Rozumiem, wyślę na komórkę.
- Dzięki.
Spojrzałam na Asir’a:
- Widzę, że się przyjaźnicie?
- Colin jest w porządku.
- Ma cię poinformować w razie gdyby Rolly postanowił się tu zjawić?
- Ostrożności nigdy za wiele, a czego oczy nie widzą…
Asir dokończył za mnie:
- Temu sercu nie żal.
Uśmiechnęliśmy się obydwoje.
- O tuż to.
- To co robimy po śniadaniu?
- Rozejrzymy się, wolę mieć Ali’ego w polu zasięgu.
- Nie ufasz swoim ludziom?
Spojrzałam poważnie:
- Nikomu już nie ufam.
- Poza mną oczywiście?
- Chcesz nie dokończyć śniadania?
- Dobra, już się zamykam.
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo a w tym samym czasie na oddziale
pojawił się Rolly. Daniels od razu do niego podszedł:
- Co z Lindą?
- Jest po wszystkim, ale kiepsko się trzyma.
- Chcesz ją zlikwidować?
- Nie, może się przydać. Poza tym ma potencjał do analizy i sądzę, że
nie powtórzy swojego błędu.
- To trzymaj ją blisko siebie.
- O to nie musisz się martwić.
Daniels poszedł a Rolly podszedł do Colin’a.
- I jak?
- Kończę, jak dobrze pójdzie to jeszcze dzisiaj zgarniemy Ali’ego do
siebie.
- Jak idzie Kylie? Nie ma problemu z Asir’em?
- Nie skarżyła się, wygląda na to, że idzie im świetnie, wczoraj
pokazali klasę.
Rolly kiwnął głową.
- Daj mi znać jak się uporasz z tym.
- Szykować twoją grupę?
- Tak, ale z Cole’m.
- Ty nie jedziesz?
- Mam inne sprawy, muszą sobie dać radę.
- Rozumiem.
Rolly poszedł z powrotem w stronę korytarza prowadzącego do
laboratorium a Colin wziął telefon i
wysłał mi sms’a z informacjami na temat Rolly’ego.
W laboratorium leżała Linda, była przytomna, ale miała podłączone
kroplówki. Rolly wszedł i usiadł przy niej. Leciały jej łzy.
- Jak się czujesz?
- Po co pytasz? I tak cię to nie obchodzi.
- Gdyby mnie nie obchodziło, nie przychodziłbym tu.
- A ja myślę, że przychodzisz żeby mieć pewność, że jest już po
wszystkim.
- To był twój wybór, do niczego cię nie zmuszałem.
- Wiem, przepraszam. Nie miałam wyboru, potrafisz to zrozumieć?
- Może cię to zdziwi, ale potrafię.
Rolly chwycił ją za rękę.
- Mogłaś do mnie przyjść.
- I co by to zmieniło? Gdybym ci powiedziała – zabiłbyś mnie prawda?
Wiem, co zrobiłeś z Anne.
- Z nią to była zupełnie inna sytuacja, nie porównuj się do niej.
- Jesteś wyszkolonym zabójcą, wszystko co robisz, robisz w imię ważnej
dla siebie sprawy, dlatego Daniels tak bardzo cię ceni, bo jesteś w stanie
poświęcić wszystko żeby akcja zakończyła się sukcesem.
- Uwierz mi, że nie wszystko, robię to co muszę i nie zawsze się z tym
zgadzam, ale taką mamy pracę ,ale
dlatego rozumiem ludzi, którzy nie raz muszą działać wbrew sobie. Jeśli
mam ci pomóc, muszę cię jeszcze o coś zapytać.
- Skąd wiesz, że chcę pomocy?
- Bo bez niej zginiesz.
Linda westchnęła ciężko i spojrzała Rolly’emu w oczy:
- Więc pytaj.
- Musisz mi powiedzieć jaki Daniels ma w tym udział.
Spojrzała na niego niepewnie i skinęła głową.
Tymczasem Colin uporał się z ostatnim plikiem i od razu skinął ręką na
Daniels’a, ten podszedł do niego:
- Co jest?
- Udało się. Mam kompletne informacje o lokalizacjach. Wygląda na to,
że planują coś dużego.
- Wyślij Kylie, niech go zgarną.
- Żywego?
- Tylko jeśli będzie to wykonalne, w przeciwnym razie zlikwidować.
- Tak jest.
- Kylie…
- Tak?
Odezwałam się w słuchawce.
- Szykuj zespół, macie zgodę na pojmanie, macie zrobić to czego będzie
wymagała sytuacja, za piętnaście minut wyląduje grupa wsparcia.
- Zrozumiałam.
Spojrzałam na Asir’a i podeszłam do torby, z której wyjęłam czarną skórzaną
kurtkę.
- Szybko się uporali, najwyraźniej komuś zależy żebyśmy zbyt długo nie
byli razem.
Zaczął się śmiać a ja zmierzyłam go lodowatym wzrokiem.
- Nie zaczynaj.
- Dobra, będę grzeczny, obiecuję.
- No myślę.
- Jedynka stan pełnej gotowości.
Powiedziałam do słuchawki, po chwili odezwał się Red:
- Przyjąłem, czekamy w holu.
Nabiliśmy z Asir’em pistolety i wyszliśmy z apartamentu. Akurat
zjeżdżaliśmy windą na dół, gdy Asir uśmiechnął się do mnie:
- Co?
Zapytałam.
- Nic, ale nie myślałaś co moglibyśmy robić gdyby winda nagle się
zatrzymała w połowie pięter?
Na twarzy znowu pojawił mu się ten jego łobuzerski uśmiech.
- Owszem, udusilibyśmy się, winda nie jest klimatyzowana.
- Ale popsułaś.
Uśmiechnęłam się, drzwi windy otworzyły się i ruszyliśmy w stronę
wyjścia z hotelu. W holu dołączyli do nas pozostali członkowie oddziału.
Weszliśmy prosto do samochodu, który od razu ruszył z piskiem opon. W słuchawce
usłyszałam Colin’a:
- Grupa wsparcia na miejscu, pełna gotowość.
Spojrzałam na zegarek.
- Przyjęłam, dojeżdżamy, będziemy na miejscu za dwie minuty.
- Skanuję obraz, obiekt w polu widzenia.
Samochód zatrzymał się przy wysokim murze posiadłości Ali’ego.
Wybiegliśmy a samochód odjechał kilka metrów
dalej.
- Macie towarzystwo, naliczyłem osiem osób na zewnątrz, nie widzę
środka, podepnij się.
Pokazałam Red’owi, że ma wspiąć się na drzewo i opuścić urządzenie
namierzające. Zrobił to niezauważony w przeciągu zaledwie sześćdziesięciu
sekund, po czym wrócił na uprzednio zajmowaną pozycję.
- Masz obraz?
Zapytałam.
- Tak, Ali jest w salonie na parterze, chroni go sześciu ludzi, góra
pusta, ale na dachu mają w pogotowiu śmigłowiec, musicie to prawnie załatwić
inaczej zwieje. Ci, którzy są najbliżej niego na pewno będą go ewakuować na
dach.
- Przyjęłam, ruszamy.
Pokazałam swoim ludziom, że mają ruszać. Akcja przebiegała bardzo
sprawnie, Asir udał się od razu do drzwi fontowych, reszta zespołu dosyć
skutecznie eliminowała ochronę, ale tym razem mieliśmy uzbrojenie najwyższej
jakości. Podbiegłam do Asir’a, gdy tylko przedostałam się przez linię ognia,
przyłożył materiał wybuchowy do drzwi i zakrył mnie. Po minucie ładunek
eksplodował i drzwi przewróciły się do środka. Wbiegliśmy i zostaliśmy
ostrzelani. Tak jak przewidział Colin, trzech ludzi momentalnie zaczęła prowadzić
Ali’ego schodami na sam dach. Gdy po chwili udało nam się zastrzelić
ochroniarzy, którzy byli na dole, ruszyliśmy w pościg za Ali’m. Usłyszeliśmy
silnik helikoptera, który najwyraźniej szykował się do startu.
Wbiegliśmy na dach, dwóch ochroniarzy, którzy stali przy śmigłowcu
zaczęło strzelać. Asir wyeliminował ich w ułamku sekundy i już miał wycelować w
pilota, gdy dostrzegłam siedzącą obok Ali’ego Sue Ellen. W ostatniej chwili
chwyciłam rękę Asir’a:
- Asir nie strzelaj!
- Zwariowałaś?! Trafię go!!
Hałas helikoptera był coraz głośniejszy, oboje pochyliliśmy głowy, bo
zaczął się wznosić.
- Tam jest moja siostra!
Spojrzał na mnie poważnie i opuścił broń, dokładnie w tym samym
momencie kiedy Sue wystrzeliła w niego.
- Nie!!
Zaczęłam krzyczeć i strzelać bez opamiętania, ale wówczas helikopter
był już poza zasięgiem strzału mojej broni, rozpłakałam się i ukucnęłam przy
Asir’ze. Miał zamknięte oczy zupełnie jakby stracił przytomność. Nie wiedziałam
nawet w które miejsce go trafiła:
- Nie rób mi tego do cholery! Słyszysz mnie?
Wsparłam głowę na jego klatce piersiowej i poleciały łzy, powiedziałam
do słuchawki:
- Potrzebuję lekarza!
Podniosłam głowę i dotknęłam jego policzka:
- Błagam cię odezwij się, nie możesz mnie teraz zostawić, potrzebuję
cię.
Zamknęłam oczy i przetarłam twarz:
- To daj buziaka.
Spojrzałam, Asir uśmiechnął się do mnie i rozpiął marynarkę, pod nią
miał kamizelkę, o tym kompletnie nie pomyślałam. Widząc jak wyciąga pocisk z
kamizelki, strzeliłam mu kuksańca:
- Ty wstrętny, zakłamany manipulatorze!
Cieszyłam się, że żył, ale byłam tak wściekła, że udało mu się mnie
oszukać, że naprawdę miałam ochotę sprawić mu łomot.
- To co? Już mnie nie potrzebujesz?
Wściekle wypuściłam powietrze, Asir usiadł na ziemi i kiedy miałam się
podnieść, chwycił mnie za rękę:
- Kylie…
Spojrzałam na niego a on przyciągnął mnie do siebie i namiętnie
pocałował, po czym sam wstał a ja w szoku nadal klęczałam na lądowisku.
- Wiedziałem, że na mnie lecisz.
Powiedział sam do siebie i poszedł w stronę schodów, którymi schodziło
się z dachu. Uśmiechnęłam się do siebie i pokiwałam głową sama do siebie. Na
dach wbiegł Gino:
- Kylie w porządku?
- Tak, jest ok., ale Ali zwiał.
- Wracajmy.
- Wracamy, cel zbiegł.
Powiedział Gino do słuchawki a Daniels aż zaklął i rzucił słuchawką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz