piątek, 21 lutego 2014

Rozdział XLVI

XLVI

Ku zdziwieniu wszystkich, dwa dni później na oddział wszedł Rolly. Ubrany jak zwykle na czarno siał spustoszeniem samym wzrokiem. Ledwo wszedł, podszedł do mnie, spojrzałam:
- I jak?
Zapytałam.
- Dochodzi do formy.
- Wróciłeś już do pracy?
- Nie, muszę zobaczyć się tylko z Asir’em.
- Jak to zniosła?
- Lepiej niż sądziłem, ale dajmy jej jeszcze trochę czasu.
- Co mam zrobić z Lindą? Daniels mało przełyku nie wypluł jak zobaczył raport z akcji.
- To daj mu coś na uspokojenie a Lindzie spuść manto, może wreszcie się ocknie.
Spojrzałam na niego zdziwiona, komu udało się nagle dokonać w nim takiej przemiany? Kiwnęłam jednak głową a on podszedł do Asir’a:
-Masz chwilę?
- Podanie, trzy zdjęcia i zgłoś się za miesiąc.
- Nie żartuję.
- Nie, jaka szkoda, a słyszałem, że ostatnimi czasy poczucie humoru cię nie opuszcza.
W końcu łaskawie spojrzał na Rolly’ego:
- Słucham mój panie.
- Zajmij się Sam’em, jeśli ten stan go nie puści, wiesz co masz robić.
- To ja go rekrutowałem.
- Dlatego tobie to zlecam.
- Mam mu palnąć kulkę jeśli się nie podporządkuje?
- Jeśli zajdzie taka potrzeba, w końcu jesteś w tym dobry.
- Jestem najlepszy i chyba nie muszę ci tego udowadniać.
- Tego akurat nie, ale w innych kwestiach, lepiej bądź czujny.
Powiedział z delikatnym akcentem arogancji, po czym wyszedł z oddziału a Asir instynktownie spojrzał na mnie po czym udał się prosto do izolatki. Gdy do niej wszedł, Sam siedział ze spuszczoną głową na kozetce, nawet nie spojrzał na Asir’a, tylko powiedział:
- Wiedziałem, że ciebie przyślą.
- Jak się trzymasz?
- A jak mogę się trzymać w tych okolicznościach? Od rana do wieczora szpikują mnie prochami żebym któremuś nie ukręcił głowy.
- Wiesz, że to konieczne jeśli chcesz wrócić do świata żywych.
- Mam w dupie taki świat żywych, jak ona mi to mogła zrobić?
- Stary, o czym ty mówisz? Mogłeś ją zabić.
- Może właśnie na to zasłużyła, nie pomyślałeś?
- Dobra, gadaj tak dalej a nigdy stąd nie wyjdziesz.
Chwycił za klamkę, kiedy Sam zerwał się z kozetki i ruszył na Asir’a od tyłu. Asir powalił go jednym ciosem i pochylił się nad nim wściekły.
- Nigdy więcej tego nie próbuj! Nie jestem Rolly’m, jeszcze jeden taki ruch i będziesz martwy.
Złapał za klamkę, po czym wyszedł z izolatki. Przeszedł przez korytarz i od razu podszedł do Colin’a:
- Daj mi ostatnie wyniki Sam’a.
- Już.
Wstukał coś w komputer a po chwili dane wskoczyły na tableta, Colin dał mu go do ręki.
- Co z nim?
- Obawiam się, że nie jest dobrze, minęło tyle dni i ja nie widzę poprawy, przed chwilą na mnie naskoczył.
- Co mówią chemicy?
- Nie wiem, nie rozmawiałem z nimi, czas pokaże.
- Gdzie Kylie?
- Z Cole’m i Lindą na sali, próbują przygotować do treningu nasze gwiazdy, ale oponowały kiedy miały się przebrać w stroje sportowe.
- Skąd Daniels je wytrzasnął?
- Ponoć z więzienia stanowego, takie nie boją się wyzwań, bo nie mają nic do stracenia.
- No to, to na pewno, dobra, idę do nich, jakby coś się zmieniło informuj mnie.
- Kiedy wróci Rolly?
- Im później, tym lepiej, tylko mi tlen zabiera.
Asir poszedł a Colin uśmiechnął się, ale tylko do momentu, kiedy obrócił się na obrotowym krześle i zobaczył na swoim biurku siedzącą i uśmiechniętą Jesse. Aż podskoczył.
- Jezu Maria.
- Wystarczy Jesse.
- Co porabiasz?
- Pracuję i tobie radzę to samo, bo…
Jesse pochyliła się i zrobiła niezadowoloną minę:
- Bo co? Chciałeś coś powiedzieć?
Colin ciężko przełknął ślinę:
- Nie, nie, ja tylko, to znaczy, potrzebujesz czegoś?
- A widzisz? Wiedziałam, że się dogadamy, sprawdź profile i plany akcji, bo chcę wiedzieć czy mogę sobie zrobić krótki urlop, chciałam jechać do rodziców.
- Jasne, jedź, to ci dobrze zrobi.
- Na pewno?
- Należy ci się odpoczynek.
- Tak, ale nie wiem czy nie będziesz zbytnio tęsknił.
- Nie, no pewnie, że będę, ale jakoś to przetrzymam.
- A widzisz? Znowu nie jesteś ze mną szczery, no nic, skoro muszę zawsze słoneczko przejmować inicjatywę, to niech i tym razem tak będzie.
- To znaczy?
Zapytał wystraszony a Jesse roześmiała się i zeskoczyła z biurka:
- To znaczy, że przełożę mój wyjazd na kiedy indziej, wiesz, tak naprawdę to moi rodzice działają mi tylko na nerwy a przecież na pewno nie chciałbyś żebym wróciła podenerwowana prawda?
Uśmiechnęła się słodko i poszła a Colin się skrzywił i ukrył twarz w dłoniach. Jesse bał się chyba najbardziej na świecie.
Gdy Asir wszedł na salę, na której tym razem było naprawdę gorąco. Trafił nam się taki element, że ciężko było nad nimi zapanować. Kobiety były wulgarne i rozwiązłe w dosłownym słowa tego znaczeniu. Na macie stanęła jedna z nich o imieniu Carrie a naprzeciwko niej Linda. Wcześniej Cole zaprezentował jak mają wyglądać ruchy blokowania i uderzania. Z niewiadomych powodów, Carrie choć drobnej budowy, miała nadzwyczaj dużą siłę. Po kilku sekundach Linda upadła na matę, reszta dziewczyn kibicowała swojej koleżance. Asir stał spokojnie i patrzył na walkę, założył ręce na swoim brzuchu i powiedział do mnie:
- To się źle skończy.
- Dla kogo?
Mlasnął ustami:
- Dla mojej przyjaciółki.
Uśmiechnęłam się:
- No to ratuj swoją Julię Romeo.
Uśmiechnął się:
- Zazdrośnica.
Cole naprawdę był bardzo zadowolony.
- Mówiłem, że jest świetna.
Asir roześmiał się, gdyż była to ta sama dziewczyna, którą podziwiali na oddziale gdy stała w wysokich szpilkach po rekrutacji.
- Boska, ale rosołu ci nie ugotuje.
- Mam to w dupie, mogę zjeść pizzę.
Roześmiali się a ja stwierdziłam, że nie pasuję do otoczenia i przesunęłam się bliżej maty.
- Jesteście porąbani.
W którymś momencie jednak zrobiło się nieciekawie, Carrie przygniotła Lindę tak, że ta zaczęła tracić dech, wtedy Cole szybko ściągnął ją z niej.
- Hej, spokojnie, może ze mną spróbujesz?
Powiedział Cole bardzo ciekawy jej reakcji, Carrie spojrzała na niego:
- Z tobą, to ja mogę zrobić coś innego.
- Cokolwiek by to nie było, zrobię ci to samo pod warunkiem, że mnie pokonasz.
Dziewczyny zaczęły kwiczeć a Carrie uśmiechnęła się szeroko.
- Umowa stoi.
- No to już.
Cole jednak należał do najlepszej grupy agentów i pokonanie go w pierwszym treningu zakrawało na cud, Asir’owi wyjątkowo się to podobało. Linda zwlokła się dosłownie z maty i stanęła z boku. Carrie miała nawet całkiem nie złe ciosy jak na dziewczynę z ulicy, była zawzięta i chciała udowodnić, że jest dobra w tym co robi, bo gdy Cole przygniótł ją do materacu, mrugnął do niej i powiedział:
- Postaraj się a dorzucę do tego jeszcze butelkę wina.
Zepchnęła go z siebie z całej siły akurat kiedy Brad wszedł na salę i stanął obok Asir’a:
- Co przegapiłem?
- Cole umawia się na randkę.
- I jak mu idzie?
- Powiedziałbym, że nie źle.
- Pomógłbyś koledze.
- Ta nie jest w moim typie.
Słyszałam ich rozmowę stojąc z boku i uśmiechałam się widząc zawziętość dziewczyny i upór z jakim walczyła. Widać było, że chciała odbić się od dna, na którym prawdopodobnie się znalazła. Brad rozejrzał się po sali:
- Cholera, tylko przebierać.
- Weź sobie jakąś.
- Przemyślę.
W którymś momencie Cole ostatecznie rozłożył Carrie, ciężko dyszała a Cole leżąc praktycznie na niej, chyba został trafiony strzałą Amora. Popatrzyła na niego tymi swoimi niebieskimi oczami i wiedziałam, że ma go w garści.
- Kolacja?
Zapytał.
- Ale ty stawiasz.
- Załatwione.
Oboje podnieśli się z materacu a Cole krzyknął:
- To która następna?!
Wszystkie na trzy cztery zaczęły podnosić ręce do góry przepychając się wzajemnie. Obróciłam się, spojrzałam na Brad’a i Asir’a, po czym wręczyłam im tablet:
- No dziewczynki sądzę, że sobie poradzicie beze mnie.
Asir uśmiechnął się szeroko a kiedy upewnił się, że wyszłam z Sali, szepnął do Brad’a:
- To którą bierzesz?
- Tą z lewej, a ty.
- Wezmę tą z prawej.
- No to do dzieła.
Oboje ruszyli w stronę rekrutek. Przesiedziałam chyba z dwie godziny nad planowaniem akcji z Colin’em, podczas kiedy Cole, Asir i Brad skończyli trening i wyczerpani szli pod prysznic. Przeciągnęłam się na krześle i spojrzałam na Colin’a:
- Poddaje się, to nie zajęcie dla mnie, trzeba mieć nerwy ze stali.
Colin uśmiechnął się:
- Wolisz życie na wysokich obrotach?
- Chyba tak.
- Pójdę po kawę, przynieść ci?
- Możesz, ale dosyp tam trochę cukru.
- Przecież ty nie słodzisz.
- Testuję swój organizm.
Colin wstał a ja pochyliłam się z powrotem nad klawiaturą, podczas gdy on poszedł długim, wąskim korytarzem w stronę dystrybutora z kawą. Na korytarzu nikogo nie było, za to pod izolatką Colin zauważył dwa leżące ciała agentów, serce omal mu nie wyskoczyło. Chciał cofnąć się z powrotem, ale kiedy to zrobił, wszedł prosto na Sam’a:
- Gdzie ona jest?
- Nie wiem, przysięgam, Rolly mi nie powiedział.
Sam uderzył go w twarz tak, że upadł:
- Kłamiesz, ufa ci i mówi o wszystkim.
Sam jedną ręką podniósł go z ziemi i przystawił pistolet do skroni:
- To pójdziemy pogadać sobie z kimś kto jest lepiej doinformowany.
Szarpnął nim i pociągnął długim korytarzem na dużą salę. Kiedy oderwałam wzrok od monitora, zapowietrzyłam się widząc jak Sam trzyma Colin’a na muszce. Sam podszedł bliżej mnie, zapanowała panika na oddziale, ale nikt się nie ruszył w obawie, że Sam wystrzeli:
- Każ im odłożyć broń.
- Sam…
Wstałam.
- Nie rób tego, nie masz szans.
- Powiedziałem coś?! Rób co mówię, albo będziecie musieli sobie poszukać nowego informatyka, zaraz potem zajmę się tobą.
Colin był przerażony a skóra twarzy dosłownie w moment oblała się potem.
Pokazałam ręką, żeby wszyscy odłożyli broń, co zresztą od razu zrobili.
- A teraz mów gdzie ona jest?
- W miejscu, do którego nigdy nie dotrzesz.
Zauważyłam, że Jesse skrada się od tyłu Sam’a, dzielił ją dosłownie jeden krok, wyjęła zza paska swój duży, myśliwski nóż.
- Dlaczego?
- Bo wcześniej zginiesz.
- Żebyś zdechła suko.
Chciał we mnie wycelować, ale w tym samym momencie Jesse chwyciła jego szyję i bezceremonialnie przejechała po niej swoim nożem, podcinając mu gardło:
- Nie wspomniałeś o odłożeniu noży skurwielu.
Sam upadł a Colin przerażony z podbitym okiem aż ukląkł przy nim widząc płynącą strumieniem krew, spojrzał na Jesse:
- Zabiłaś go.
Jesse spojrzała na mnie i pokręciła głową. Colin dostał szoku, obydwie to zauważyłyśmy.
- Wiem słonko, czasem tak bywa.
Powiedziała spokojnie i wytarła sobie nóż w spodnie Sam’a.
Colin jeszcze chwilę coś mamrotał pod nosem, aż w końcu nie zdążyłam podejść bliżej niego, gdy ten zemdlał.
Jesse schowała słuchawkę i spojrzała na Joe’go.
- Co za doskonałe cięcie.
- Umiem lepsze, zademonstrować?
Uśmiechnęła się:
- Nie trzeba sadystko.
Ukucnęłam przy Colin’ie i delikatnie go spoliczkowałam:
- Colin, ocknij się.
Po chwili otworzył oczy, ale gdy zobaczył nad sobą nie tylko mnie, ale też Jesse zemdlał ponownie, Jesse spojrzała na mnie:
- Ja ci mówiłam, że z nim jest coś nie halo, niech ktoś zawoła lekarza!
W czasie kiedy my zmagaliśmy się z nietypową sytuacją na oddziale, J.T zadzwonił do Rolly’ego i poinformował o tym co zaszło. Gdy Molly rozłączył się, spojrzał na Kim siedzącą w salonie pod kocem. Kim od razu wyczuła, że coś jest nie tak.
- Co się stało?
Zapytała.
- To Sam.
- Uciekł?
- Nie, nie żyje.
Kim poczuła, że oblewa ją nagły atak czegoś na kształt histerii.
- To przeze mnie? Nie chciałam żeby zginął.
- Wiem.
Usiadł przy niej i chwycił ją za ręce, które zaczęły drżeć.
- To nie ma nic wspólnego z tobą, zaatakował Colin’a, nie mieli wyboru, zrozum.

Kim bez przekonania kiwnęła głową, ale czuła, że coś tkwi w jej przełyku niczym kula armatnia, ścisnęła mocniej dłoń Rolly’ego, po czym spojrzała w dal przez duże tarasowe okno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz