niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział LXXII

LXXII

Obudziłam się w naszym laboratorium medycznym i tak naprawdę to nie wiedziałam co ja w ogóle tam robię ani jak się tam znalazłam. Nade mną stał Gino, czułam straszny ból, jak się okazało to moja ręka tak dokuczała.
- Gino?
- Hej, jak się czujesz?
- Jak po zderzeniu z pociągiem.
- No przeciwnika wybrałaś sobie malutkiego.
- Skąd wziął się tam Ross?
- Nie wiem, ale właśnie go przesłuchują.
- Czemu jestem taka naćpana?
- Podaliśmy ci morfinę, ale spokojnie, będę nadzorował jej ilość żeby przypadkiem nie stało się to co ostatnim razem.
Jezu – pomyślałam, czy nikt nie zapomniał o incydencie sprzed paru miesięcy kiedy przypadkowo zmieszałam morfinę z Vereną i omal nie wyzionęłam ducha? Chyba nie.
- Co z moją ręką?
- Jeszcze ją masz, ale było ciężko, złamał ci ją w kilku miejscach i poważnie naruszył ścięgna barku, długo ją składali.
Na szczęście była to lewa ręka a ja byłam praworęczna, ale nie zmieniało to faktu, że mogłam sobie wybić z głowy czynną akcję.
- Mam pustkę w głowie, nie wiem nawet jak się tu znalazłam.
- Zemdlałaś chyba z bólu, Asir cię wyniósł nieprzytomną.
Asir? Pomyślałam, że chociaż raz nie będę musiała kalać się przed moim rycerzem Rolly’m ,który to miał w zwyczaju wyciągania mnie z opresji.
- A co…
- Nie żyje, Asir go zastrzelił, prawdę mówiąc chyba  w ostatniej chwili, gdyby nie zdążył, nie wiem czy wyszłabyś z tego cało, chyba miałaś czuja zabierając go.
- Kiedy ściągną gips?
- Nie prędzej jak za sześć tygodni, złamanie było z przemieszczeniem i to poważnym, na twoim miejscu bym nie szarżował, może weź sobie urlop.
- Tak i co mam na nim niby robić? Pielić grządki w ogródku? Gino, wiesz, że ja się do tego nie nadaję.
Gino zaczął się śmiać, a ja podniosłam się na łóżku, ręka naprawdę mnie bolała choć gips wyglądał dość solidnie, podobnie jak elegancka opaska na ramieniu.
- Dobra, koniec leżenia.
Z trudem wstałam z łóżka, kręciło mi się nieco w głowie od tych wszystkich przeciwbólowych trutek, ale w końcu udało mi się złapać równowagę. Tak naprawdę to mogłabym spać na stojąco, ale chciałam wiedzieć czy ruszyło się coś w sprawie po ostatniej misji.
Gdy weszłam na oddział Rolly od razu spojrzał na mnie karcącym wzrokiem, ale udałam, że tego nie widzę. Podeszłam do Colin’a:
- Hej, nie powinnaś jeszcze leżeć?
- Dosyć się już należałam, wiesz coś nowego?
- Nowego nie, ale Ross przyznał, że kiedy tylko przymknęliśmy Simons’a, stał się dla Lindy nie wygodny i jeszcze tego samego dnia go porwano.
- A co z Jen?
- Twój ojciec myśli, że pojechała na jakieś spotkanie szkolne z koleżankami ze szkolnych lat.
- A jaka jest prawda?
- Ostatnia jej lokalizacja to Francja.
- Wie, że wiemy?
- Jeśli Linda jej nie doniosła to raczej nie, ale sądzę, że przewidziała iż w najbliższym czasie wpadniemy na jej trop.
- Gdzie Asir?
- U Daniels’a, chciał mu osobiście pogratulować.
- Pogratulować czy udzielić reprymendy, że mnie nie dobił?
Colin uśmiechnął się.
- Pojadę do domu się przespać, ale w razie gdybyś dowiedział się czegoś nowego ,zadzwoń dobrze?
- Nie ma sprawy.
Miło było wiedzieć, że mam ambitny plan powrotu do domu, ale szkoda, że nie przewidziałam złamania ręki w momencie kupowania samochodu, może wówczas uznałabym, że automatyczna skrzynia biegów byłaby bardziej wskazana w mojej pracy. Ledwo jednak przemknęła mi przez głowę ta myśl a już stał koło mnie Rolly, który wziął swoją marynarkę i nakrył mnie nią oznajmiając zdecydowanym tonem Colin’owi:
- Dzisiaj nas już nie będzie, przekaż to Cole’owi, niech się wszystkim zajmie, w razie czego…
- Mam dzwonić, jasne.
Ruszyłam z Rolly’m w stronę drzwi nie chcąc robić publicznej sceny, ale gdy już się zbliżaliśmy do wyjścia zatrzymałam się i spojrzałam na niego:
- Mogę sama pojechać, nie musisz…
- Wiesz co? Ja wiem, że ty wszystko możesz sama, ale już mam dosyć ustępowania ci na każdym kroku, bo za każdym razem kiedy to robię, to albo jesteś gdzieś postrzelona,  albo połamana, więc grzecznie cię proszę idź do samochodu zanim sam cię do niego zaniosę.
Westchnęłam ciężko bo prawdę mówiąc trochę mnie zamurowało. Nigdy nie słyszałam wcześniej od Rolly’ego słów troski wymieszanych z tak dobitną mieszanką słów, które niestety świadczyły o mojej lekkomyślności a może po prostu zwykłej brawurze. Wiedziałam, że nie ma sensu się z nim spierać, bo tak po prawdzie to chyba marzyłam aby zatopić się w jego ramionach i zapomnieć o bożym świecie. Żałowałam jedynie, że po naszej ostatniej rozmowie dałam mu do zrozumienia iż niczego od niego nie potrzebuję, bo bardziej potrzebuje go Linda. Jednym słowem sama zacisnęłam sobie pętlę na szyi, więc postanowiłam pokornie przyznać mu w duchu rację i iść prosto do samochodu. Niefortunnie się tylko złożyło, że akurat kiedy byłam w połowie wyjścia za drzwi na oddział wszedł Asir. Widząc mnie z Rolly’m nie podszedł, tylko uśmiechnął się po czym skierował swoje kroki w stronę Colin’a, który bez wątpienia przekazał mu słowa Rolly’ego. Żal mi było, że nie zdążyłam mu podziękować, ale byłam tak zmęczona, że nie chciałam zaagniać sytuacji z Rolly’m, więc zastosowałam się ściśle do jego zaleceń, udając się prosto do samochodu.
Po drodze rozmawialiśmy, ale bardzo zdawkowo. Czułam, że Rolly jest na mnie zły, ale przecież sama na tą akcję się nie wysłałam:
- Co z Joe?
- Dochodzi do siebie.
- Antidotum zadziałało?
- Na to wygląda.
- Co będzie z Simons’em?
- Daniels postanowił go wykorzystać w jakimś swoim nowym programie badawczym.
- A my będziemy robić za króliki doświadczalne?
I nagle zauważyłam postęp, bo na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, dalej jednak był zły i odpowiadał jedynie na zadawane przeze mnie pytania.
- A Jen?
- Namierzamy ją, to trochę potrwa, jedna forteca zniszczona, zostały jeszcze trzy, jesteśmy na dobrej drodze.
Kiwnęłam głową, ale to jego milczenie zaczynało mnie denerwować.
- Powiedz po co to robisz?
- O czym mówisz?
- Po diabła wieziesz mnie do swojego domu, skoro rozmawiasz ze mną tak jakby to była dla ciebie kara.
- Chyba masz urojenia.
- Nie sądzę.
- A ja tak.
Dojechaliśmy do jego domu, wysiadł z samochodu i trzasnął drzwiami, chyba podniosłam mu nieco adrenalinę, bo teraz to już było po nim widać zdenerwowanie. Otworzył mi zamaszystym ruchem drzwi od samochodu, po czym kolejnym - drzwi wejściowe do domu. Rzucił w salonie torbę jak się domyśliłam z moimi rzeczami i popatrzył na mnie niczym na zmaltretowane dziecko.
- Może odwieź mnie do mnie co? Nie chcę ci robić kłopotu, to tylko ręka.
- Nie przywiozłem cię tutaj po to żeby odwozić do domu.
- To po co mnie przywiozłeś? Żeby uleczyć biedną sierotkę i odesłać bezpiecznie z powrotem?
- Dlaczego to robisz?
- Co?
- Jesteś zgryźliwa, lepiej ci z tym? Chcesz sobie coś udowodnić? Wszyscy jesteśmy agentami, ale też ludźmi, nie zawsze nieomylnymi.
- O co naprawdę ci chodzi? Przywiozłeś mnie tu żeby się na mnie wyżyć za swoje błędy?
- Moje błędy? Linda nie jest ze mną w ciąży, dzisiaj przyszły wyniki, to dziecko Bobbie’go.
Teraz to naprawdę poczułam się głupio, bo byłam przekonana, że on jest ojcem, zamilkłam, bo wiedziałam, że tego wymaga obecna sytuacja. Rolly spojrzał na mnie i chyba teraz jemu zrobiło się głupio, że rozmawiał ze mną takim tonem, podszedł bliżej i podniósł mi głowę za podbródek do góry.
- Dlaczego poszłaś do góry bez wsparcia? Dlaczego zawsze musisz tak balansować ze swoim życiem.
- Tego mnie uczyłeś.
- Uczyłem cię też zachowania rozwagi w sytuacjach ekstremalnych, zawsze byłaś rozważna, ale ostatnio…, przeraża mnie to co robisz, zacząłem się bać za każdym razem kiedy ruszasz na akcję, bo obawiam się, że z którejś możesz w końcu nie wrócić. Ja wiem, że to jest dla ciebie bardzo osobista sprawa, ale uwierz mi, że ja też podchodzę do tego poważnie. Pomyślałaś chociaż przez moment, co by się stało gdyby Asir nie wszedł tam na czas?
Nie pomyślałam, rzeczywiście ostatnimi czasy ostro balansowałam sobie na pograniczu, ale wydawało mi się, że i tak nikogo to nie interesuje, myliłam się. Kogoś jednak obchodziłam. Moje działania jednak nie miały na celu zwrócenia czyjejś uwagi na siebie, próbowałam jedynie jak najszybciej zakończyć tą sprawę, choć pewnie szybciej się nie dało. Rolly miał rację, nie postępowałam tak jak mnie uczył, za mocno ryzykowałam i to jedynie doprowadziło do tego, że byłam uziemiona na najbliższe kilka tygodni. Czyż nie tak kończy się brawura? Idiotka ze mnie, co ja w ogóle myślałam?
- Wiem, że posiadasz umiejętności operacyjne, niepodważalne, ale jeśli tak chcesz ryzykować, to już kiedyś ci to mówiłem i powtórzę raz jeszcze, rób to, kiedy mnie nie ma w pobliżu, bo gdyby coś ci się stało, to nie wiem jak bym dalej mógł żyć.
Nie spodziewałam się takiego wyznania. Ostatnimi czasy uważałam Rolly’ego za wyrafinowanego drania, który troszczy się wyłącznie o swoje sprawy, sądziłam, że dawno położył na mnie przysłowiowy krzyżyk.
- Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś?
- Próbowałem parę dni temu, ale nie chciałaś słuchać.
Nie wiedziałam co powinnam zrobić w tej chwili, ale stojąc tak nagle poczułam się słaba, usiadłam, popatrzył na mnie.
- Masz rację, chyba nasz związek pogrzebałam dawno temu na cmentarzu wraz z naszymi trumnami, nie wiem czy zdołamy cokolwiek z tego wykrzesać, bo nie wiem, czy nie upłynęło zbyt wiele czasu i czy to wszystko co stało się po drodze, nie będzie miało jakiegoś miernego skutku.
- Posłuchaj ciąża Lindy była zaplanowana, chcieli wrobić w nią mnie żebym odsunął się od ciebie. Gdybym stracił czujność mieliby do ciebie łatwiejszy dostęp, twoja macocha cię nienawidzi i nie cofnie się przed niczym, byle by tylko osiągnąć swój cel.
- A jaki w tym wszystkim miała udział Sue Ellen?
- Na razie nie wiemy, ale bardzo możliwe, że razem spiskowały. Colin dwoi się i troi żeby to ustalić, ale niestety to wszystko trwa.
Spojrzał na mnie, byłam naprawdę wyczerpana.
- Chcesz się położyć?
Skinęłam tylko głową, bo ogrom informacji, jakie w tej chwili musiał przetrawić mój mózg był o wiele za duży jak na mój stan. Rolly pomógł mi wstać, po czym zaprowadził mnie do sypialni na piętrze. Usiadłam na łóżku a on bez słowa zdjął mi buty. Położyłam się a on wziął kołdrę i starannie mnie nią okrył zupełnie tak jakbym umierała z zimna. Było mi zimno, ale nie takiego ciepła potrzebowałam. Pocałował mnie w czoło i już miał odejść, gdy w ostatniej chwili zatrzymałam jego rękę, spojrzeliśmy na siebie.
- Zostań ze mną, nie chcę być sama.

Jak na rozkaz położył się koło mnie i mocno mnie przytulił. Nie wiedziałam do czego to wszystko ma mnie doprowadzić, do czego ma doprowadzić nas, ale tym razem chciałam być egoistką, a ten egoizm nakazywał mi wtulenie się w niego i oderwanie od całego świata, który usilnie na mnie polował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz