niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział IX

IX

Tego dnia chyba nie tylko ja zmagałam się ze swoim nieustającym morale. Asir zaszył się gdzieś i nie miałam pojęcia gdzie go szukać. Coś jednak instynktownie pchało mnie do mojego klubu i rzeczywiście – był to strzał w dziesiątkę.
Kiedy weszłam – siedział przy barze i popijał whisky. Joe od razu przywitał mnie wzrokiem. Podeszłam i usiadłam przy nim, uśmiechnął się:
- Cześć piękna, postawić ci drinka?
- Nie trzeba.
Wzięłam jego szklankę i przesunęłam butelkę, by nie mógł po nią sięgnąć.
- Pomogę tobie.
- I taki właśnie jest z tobą problem.
Wypiłam do dna i aż poczułam pieczenie w przełyku, otrząsnęłam się a Asir wygiął usta w zarozumiałym uśmiechu.
- Mówiłem, że alkohol nie jest dla dzieci.
Zbyłam go uśmiechem.
- Więc powiesz mi?
- Co?
- No jaki jest ze mną problem.
- Taki, że zanim pojawiłaś się w moim życiu, świetnie radziłem sobie w każdej sytuacji.
- Myślałam, że dalej sobie świetnie radzisz.
- To prawda, ale częściej niż kiedyś, zaczynam rozpatrywać moralne strony wszystkich misji.
- I to twoim zdaniem jest złe?
- To nie jest złe, ale mi przeszkadza.
Uśmiechnęłam się pod nosem a on spojrzał na mnie z zaciekawionym wzrokiem:
- Nad czym tak główkujesz?
- Zastanawiam się, ilu jeszcze rzeczy o tobie nie wiem, dzisiaj byłam pod wrażeniem.
Nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na mnie.
- Chodź, odwiozę cię do domu.
Przez chwilę jeszcze się ociągał, w końcu jednak podniósł się ze stołka na którym siedział.
- Więc chodźmy.
Uśmiechnęłam się do niego i wyszliśmy z klubu.
W tym czasie na oddziale, Linda stała zniecierpliwiona pod gabinetem zabiegowym, akurat mijał ją Gino.
- Linda? Potrzebujesz czegoś?
- Tak, cholerny Asir, wczoraj mnie opatrywał, ale rana zaczęła się paprać a tu jak na złość nikogo nie ma.
Gino wyjął klucz i otworzył drzwi od gabinetu, wskazał ręką by weszła do środka. Uczyniła to co prawda z wielkimi oporami, ale w końcu weszła i usiadła na kozetce. Gino podszedł do niej i zaczął odwiązywać bandaż. Wiedział doskonale, że w ranie Lindy znajduje się polimer i to prawdopodobnie przez to rana się nie goi. Asir wiedział co robi, bo nawet gabinet kazał zamknąć na ten dzień, a grupę medyków wyrzucił na drugie piętro, o czym Linda oczywiście nie wiedziała.
- Muszę oczyścić ranę, wygląda na to, że wdało się zakażenie.
Gino zaczął oczyszczać ranę, po czym wykorzystał chwilę nieuwagi Lindy i wyjął polimer pincetą. Włożył ostrożnie do szkiełka, po czym wsunął szkiełko do kieszeni spodni.
- Długo jeszcze?
Zapytała niecierpliwie, była jakoś dziwnie niespokojna. Gino popatrzył na nią.
- Strasznie ci się spieszy.
- A żebyś wiedział, umówiłam się, wyobraź sobie, że mam swoje życie poza pracą.
- Wcale w to nie wątpię, kim jest ten szczęściarz?
- Dlaczego cię to obchodzi?
Gino uśmiechnął się.
- Staram się być miły.
- Niepotrzebnie, nie nabierzesz mnie, nikt kto współpracuje z Kylie, nie jest dla mnie miły bezinteresownie.
- Jesteś uprzedzona i tyle.
- Skończyłeś?
- Tak.
Zeskoczyła z kozetki i wyszła bez słowa. Gino uniósł brwi i sięgnął do kieszeni po szkiełko. Wyszedł z zabiegowego i poszedł do J.T:
- Jak leci?
- Mam  polimer, zajmiesz się tym?
- Jasne.
Dał szkiełko J.T, a ten wziął je od niego:
- Kto obserwuje Lindę?
- Ray i Pit.
Gino kiwnął głową.
- Coś nie tak?
- Nie w porządku, ale coś dziwnie nerwowo na mnie reagowała.
J.T uśmiechnął się:
- A dziwisz się? Przecież to twoja dziewczyna ją tak urządziła.
- Też racja. Dobra, będę pod komórką, w razie czego dzwoń.
- Hej Gino, a co z Asir’em? Słyszałem, że dał popis.
- Musiałbyś go widzieć, mi się też zagotowało, ale…
- Mosad ma inne techniki.
- Skuteczniejsze jak widać. Trzymaj się.
Gino jakby się zamyślił, ale wyszedł z oddziału, J.T spojrzał na szkiełko z polimerem i poszedł na tzw. tyły, by sprawdzić poziom toksyn.
W tym czasie Rolly siedział w swoim gabinecie przy komputerze. Z boku tliło się małe światło, Rolly wbił hasło NINA, ale wyświetlił się napis: podaj kod utajnienia dla poziomu dziesiątego. Oparł się o fotel, po czym powiedział do słuchawki:
- Colin…
- Tak?
- Wejdź do mnie, zabierz ze sobą klucz.
- Idę.
Klucz Colin nosił zawsze na szyi i jak już kiedyś wspomniał, nigdy go nie ściągał. Po chwili zjawił się w gabinecie Rolly’ego, a ten od razu spuścił rolety, Colin spojrzał zdziwiony:
- Stało się coś?
- Sprawdź kto ma uprawnienia dziesiątego sektora.
Colin popatrzył na niego, bo od razu zorientował się, że sprawa jest poważna.
- Moment.
Zaczął stukać coś na klawiaturze:
- Tylko trzy osoby.
- Jakie?
- Thorne, Kylie i jedna utajniona osoba.
- Jaka?
- Nie widzę, jest tajna.
- To ją odtajnij.
Colin westchnął, chwilę jeszcze coś wstukiwał, w końcu spojrzał na Rolly’ego:
- Asir.
- Jaki Asir ma status?
- Moment…, mam – założyciel.
Rolly skinął głową.
- Przerejestruj uprawnienia Thorne’a.
- Na czyje polecenie?
Spojrzał na niego:
- Moje.
Colin kiwnął głową, ściągnął klucz dostępu – magnetyczny, po czym przyłożył go do czytnika. Po chwili wstał, założył z powrotem klucz na szyję i spojrzał na Rolly’ego:
- Gotowe, jeszcze mnie potrzebujesz?
- Nie.
Colin wyszedł z gabinetu a Rolly usiadł z powrotem we fotelu. Wbił coś na klawiaturze i zaczął czytać, kiedy skończył, oparł się na fotelu.
Późnym wieczorem usiadłam we fotelu w salonie  Asir’a, popijając lampkę wina. Patrzyłam w kominek  i strzelające skry, przypomniałam sobie scenę z mojego szkolenia kiedy mnie po raz pierwszy rekrutowano, a potem zobaczyłam twarz rozwścieczonego Asir’a na ostatniej akcji. Miałam przeczucie, że sposób w jaki się zachował był podyktowany moją osobą. Nie byłam tylko pewna dlaczego? Czegoś mi nie mówił, tylko co to było? Poszłam do góry do jego sypialni, spał. Podeszłam do łóżka i popatrzyłam na niego. Wyglądał tak spokojnie. Nie wiem dlaczego, ale poczułam ogromną ochotę na to, by znaleźć się bliżej niego. Położyłam się ostrożnie obok, ale ledwo moja głowa dotknęła poduszki, a on już wyczuł moją obecność. Instynktownie objął mnie ręką i przycisnął do siebie, chociaż nawet nie otworzył oczu.
Kolejnego ranka przebudziły mnie czułe pocałunki, uchyliłam oczy i zobaczyłam nad sobą Asir’a, uśmiechnęłam się:
- A ty już?
- Co?
Zatopił swoje usta w moich tak, że nie mogłam nic powiedzieć, w końcu je oderwał i spojrzał mi w oczy:
- Nadal jestem na ciebie zła, nie myśl, że mi przeszło.
- Wiem, że nie.
Dalej kontynuował całowanie mnie i jeździł językiem od mojego dekoltu aż po brzuch, po czym z powrotem jego twarz znalazła się nad moją. Popatrzyłam na niego:
- Porozmawiaj ze mną.
- Rozmawiam.
- Nie mówię o języku ciała.
- Ale ten jest najwymowniejszy.
- Asir…
Przytrzymałam mu głowę.
- Wiem, że coś przede mną ukrywasz.
W końcu westchnął ciężko i popatrzył mi w oczy, miałam wrażenie, że świdrował mnie wzrokiem na wylot:
- Więc pytaj.
- Co się stało kiedy byliśmy na misji w Bośni?
- A co się miało stać?
- Nie pogrywaj ze mną, wiesz dobrze o czym mówię, widywałam cię w różnych stanach, w takim, nie widziałam cię nigdy.
Podniósł się uwalniając mnie spod swojego ciężaru ciała.
- Posłuchaj, już ci kiedyś mówiłem, że nie jestem wylewny, wielu rzeczy też ci nie mówię, bo po prostu nie mogę. Szkolono nas w różnych dziedzinach, ale zawsze miałem swoje zasady i nie mam ani szacunku, ani litości dla ludzi, którzy w tak perfidny sposób zachowują się w stosunku do płci przeciwnej. Są pewne normy tak?
- Akurat my rzadko je uznajemy.
- Ale to nie oznacza, że one nie istnieją i jeżeli kobieta mówi nie, to należy to uszanować. Tak mnie wychowano i zabiję każdego, kto naruszy tą zasadę.
- Dlatego zaplanowałeś akcję ratunkową w Libanie?
- Dlaczego zawsze musisz drążyć?
- Bo to dla mnie ważne, pamiętam, że byłam w helikopterze po tym jak Rolly mnie wyniósł, pamiętam to jak przez mgłę…
Głos mi się zatrząsł a Asir spojrzał na mnie poważnie:
- Ale słyszałam drugi śmigłowiec i głos w radiu…
Zaczęłam sobie przypominać ten dzień i zdarzenia z chwili, w której zostałam uwolniona, Asir zacisnął szczękę.
- Głos w radiu…
Powtórzyłam i spojrzałam na niego, on zrobił to samo i jego oczy zrobiły się dziwnie szklane:
- Wysadzić wszystko i wszystkich…, to był twój głos.
Asir spuścił głowę, ale po chwili podniósł ją do góry by okazać, że nie ma wyrzutów sumienia z tego powodu.
- Jak już mówiłem, tacy ludzie, nie zasługują na łaskę.
Wstał a ja nadal siedziałam na łóżku, rozłożył ręce jak wtedy po bankiecie, kiedy to po raz pierwszy mnie pocałował i nie wiedział jak zareaguję:
- No śmiało, możesz mnie nazwać bandytą, możesz mnie za to nienawidzić, ale gdyby teraz miała  miejsce taka sama sytuacja, wydałbym ten sam rozkaz.
Wstałam z łóżka i podeszłam do niego blisko. Asir uniósł brwi czekając na moją reakcję, ale ja zamiast krzyczeć czy spoliczkować go, zbliżyłam się do niego i złożyłam na jego ustach pocałunek. Uśmiechnął się:
- A to za co?
Teraz i ja uśmiechnęłam się do niego:
- Za to, że zwróciłeś mi godność.
Tego się nie spodziewał z moich ust, chciałam iść do łazienki, ale kiedy odwróciłam się, pociągnął mnie z powrotem i zaczął całować.
Kiedy weszliśmy na oddział, od razu podszedł do nas Gino i szepnął do Asir’a:
- Mamy polimer.
Ten uśmiechnął się.
- Wow, to znaczy, że zrobiłeś jej dobrze? Jak było?
Roześmiał się a Gino pokręcił głową.
- Starałem się być miły, ale najwyraźniej nie mam tego czegoś co ty, bo syczała na mnie jak żmija.
- Zdradzę ci tajemnicę.
- No…?
- Bo to jest żmija.
- Znamy już wyniki?
Wtrąciłam się w końcu w ich konwersację.
- Będą lada moment.
Ledwo to powiedział a minęła nas Linda, puszczając oko do Asir’a. Gino skrzywił się z niezadowolenia i spojrzał na nas:
- Dlaczego kobiety wolą drani?
Teraz i mnie to rozbawiło:
- Mnie nie pytaj, ja kocham tylko ciebie.
- Wiesz co? Ja od samego początku wiedziałem, że jesteś najlepszą laską na oddziale.
- Słyszałeś?
Spojrzałam na Asir’a a Gino mrugnął do mnie:
- Nie muszę słyszeć, ja to wiem.
- I tego się trzymaj.
W południe Jesse pojechała do Vicky. Ta otworzyła jej w stroju sportowym, Jesse spojrzała na nią bez przekonania i weszła do środka:
- Coś mnie ominęło?
- Postanowiłam się za siebie wziąć.
- To znaczy?
- Muszę schudnąć, widzisz moje uda.
- Widzę.
- A te nadmiary tłuszczu?
Jesse parsknęła śmiechem.
- Poczekaj, tylko wezmę lupę.
- Nie kpij, kiedy kobieta dostaje siwe włosy i jest po czterdziestce, to faceci zmieniają ją na nowszy model, kiedy facet jest po czterdziestce i zaczyna siwieć, mówi się, że przystojnieje.
- Tak, już to kiedyś słyszałam, czy ty masz jakieś fobie?
- A ty byś nie miała?
- A wiesz, że jakoś nie mam?
- No i nic dziwnego bo masz figurę modelki a ja? Te wałki tłuszczu…
Jesse nie dała jej dokończyć.
- Jesteś chora, zamiast kuracji odchudzających i tych wszystkich świństw, radzę ci się rozejrzeć za dobrym terapeutą.
- Nie wiesz o czym mówisz.
- Ja nie wiem, pochwaliłaś się już Kal?
- Nie było kiedy, ale dzwoniłam do Meg i stwierdziła, że to fajny pomysł.
- Vicky, Meg to twoja młodsza siostra, co ci miała powiedzieć? Posłuchaj…, a może przyczyna leży zupełnie gdzie indziej co?
- Niby gdzie?
- Ile lat jesteście z Seth’em po ślubie?
- Osiemnaście.
- A widzisz? I masz odpowiedź, gdybyś miała odrobinę godności, to po dziesięciu sama byś odeszła, a wtedy dzisiaj nie musiałabyś się wyginać.
- Wiem, że jesteś przeciwnikiem małżeństwa, ale…
- Nie ma ale, kobiety po ślubie głupieją ,nagle zbiera im się na zazdrość i próbują się na siłę zmieniać, to chore. Urodziłaś Will’ygo kilka lat przed ślubem i co? Źle ci było?
- Kiedyś zmienisz zdanie, zobaczysz.
- I ty mnie do tego przekonasz?
Uśmiechnęły się do siebie.
- A masz wątpliwości?
- Nie, akurat w tej jednej kwestii nie będę się spierała, bo wiem, że i nieboszczyka przekonałabyś, że dalej żyje.
- O tuż to.
Kiedy Colin przyszedł z wynikami, akurat byliśmy z Asir’em u Rolly’ego.
- Są wyniki.
Podszedł do Rolly’ego i położył przed nim tablet, ten zerknął, po czym oddał tablet Asir’owi. Już miałam pytać skąd ta dobra komitywa między nimi, ale ugryzłam się w język, bo pomyślałam sobie w duchu, by trwała jak najdłużej.
- I co?
- Porlacetylan, growanycyna, protlenon.
- Znasz te leki?
- Stosowaliśmy je kiedyś, ale dawno przestaliśmy.
- Dlaczego?
Zapytałam ciekawa czego jeszcze nie wiem.
- Po dłuższym braniu miały odwrotny skutek, zamiast uległości – furia, zamiast siły – wycieńczenie, zamiast popędu seksualnego – jego brak.
- Skąd ona to wytrzasnęła?
Zapytał Rolly.
- No właśnie to mnie zastanawia, grono ludzi, którzy mieli do tego dostęp, było bardzo nieliczne i nie dilowali na ulicy, trzeba było mieć dojścia.
- W takim razie ustal jakie, zanim zamiast kastetu weźmie coś gorszego.
Asir spojrzał na niego z powagą i choć niechętnie, od razu zabrał się za ustalanie źródła, tymczasem ja pojechałam do domu. Na dworze robiło się ciemno. Weszłam do środka i zapaliłam światło i wtedy poczułam, że nogi robią mi się jak z waty. Dosłownie wszędzie gdzie się nie obejrzałam stały kwiaty w wazonach. Weszłam ostrożnie do góry wyciągając broń, na łóżku leżały czerwone płatki róż a z czarnych płatków, bardzo rzadkiej zresztą róży, ułożony był taki sam napis, jaki wystrzelano karabinami na ogrodzie mojego starego domu:

ŚMIERĆ. Przełknęłam ciężko ślinę i rozejrzałam się dookoła, jeśli sądziłam, że ten koszmar się wreszcie skończy, to byłam naiwna, bo on dopiero miał się rozpocząć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz