XXII
Kiedy w końcu zdołałam
się podnieść z ziemi i otrzeć łzy, choć nie wiem po co, bo następne płynęły
rzewnym potokiem. Czułam się gorzej niż gdyby ktoś rozpalił mi z tyłu głowy
ognisko. Czy to możliwe, że czułam coś do obydwóch? Czy znowu miał dopaść mnie
ten podły stan, który przechodziłam przed śmiercią Thorne’a? Rozdarcie ,które
towarzyszyło mi gdy walczyłam w sobie z uczuciami do dwóch mężczyzn? Dlaczego
Rolly mi to robił, dlaczego właśnie teraz kiedy wreszcie moje życie zaczynało
nabierać sensu?
Nie potrafiłam
zrozumieć sama siebie, nie wiedziałam też co powinnam czuć. Rozsądek
podpowiadał, że powinnam się odseparować od Rolly’ego, ale serce krzyczało coś
innego. Czy miałam do tego prawo?
W końcu dojechałam pod
dom Vicky, gdy mnie zobaczyła, reakcja była natychmiastowa i dokładnie taka
jakiej się spodziewałam:
- Jezus Maria, co się
stało?
- Powiedz, że masz
chwilę?
- Pytanie.
Weszłam do środka i
usiadłam na kanapie, zapaliłam papierosa. Spojrzała na mnie i nawet nie pytając
o zdanie, nalała do szklanki whisky i podała mi ją.
- Co się stało?
Powiedz wreszcie?
- Widziałam się z
Rolly’m.
- Z Rolly’m? Jak to?
- Poprosił mnie o to.
- A ty się zgodziłaś?
- Tak.
- Kylie, przecież
wiesz jak to na ciebie wpływa, trzeba było odmówić.
- Chciałam Vicky,
uwierz mi, że chciałam, ale to nie jest takie proste.
- Co ci powiedział?
- Że nadal mnie kocha
i że nie da mi spokoju, bo wie, że czuję to samo.
- A czujesz?
- Nie wiem co czuję.
Znowu łzy poleciały
mocniej.
- Mam takie wrażenie
jakby on nadal miał władzę nad moim umysłem rozumiesz? Nie chcę się temu
poddać, ale ilekroć próbuję nad tym zapanować, znowu coś popycha mnie w jego
stronę. Kiedy dzisiaj mnie pocałował, wydawało mi się, jakbyśmy nigdy się nie
rozstali, jakby ta cała krzywda, którą mi zrobił, poszła gdzieś w zapomnienie. Vicky,
ja już tak dłużej nie mogę, rozumiesz? Nie wiem co mam robić. Co jeśli okaże
się, że ja go nadal kocham?
Vicky podeszła do mnie
i mocno mnie przytuliła.
- Będzie dobrze,
uporamy się z tym, zobaczysz.
Czy wierzyła w słowa,
którymi próbowała dodać mi otuchy? Serce jej łomotało, słyszałam to wyraźnie,
kiedy tak mnie przytulała uspokajając.
Kiedy weszłam na
oddział, od razu doszedł do mnie Cole, widząc, że kieruję się w stronę szatni.
- Nawet się nie
przywitasz?
- Cześć.
- Może odrobinę
cieplej?
Spojrzałam na niego:
- Czego chcesz Cole?
Bo nie mam nastroju.
- Właśnie widzę,
ostatnio jakbyś mnie unikała? Co jest grane?
- Nie unikam cię, po
prostu mam…
Popatrzył na mnie ale
ja tak właściwie to nie wiedziałam jaką śpiewkę miałabym mu sprzedać. Pomysły najwidoczniej
mi się wykończyły.
- No…?
Zapytał.
- Nie męcz mnie Cole,
mam ciężki dzień.
- To może pójdziemy na
salę to obgadać?
- Masz czas?
- Dla ciebie? Zawsze.
- Dobra, tylko się
przebiorę.
Kiwnął głową i poszedł
na salę treningową a ja weszłam do szatni i przebrałam się w legginsy i
koszulkę do ćwiczeń, wciągnęłam adidasy i dołączyłam do Cole’a.
Na początku kręciliśmy
się wokół osi koła jakby obmyślając strategię, po chwili jednak padł z jego
strony cios. Po nim wpadłam w jakiś cholerny amok, bo w którymś momencie nawet
nie dałam mu podnieść się z maty. W końcu wyhamowałam i spojrzałam na niego,
miał zdziwioną minę:
- Co ty wyprawiasz?
Zabiłabyś mnie.
- Mówiłam, że mam
ciężki dzień.
- To może pogadaj ze
mną i wypuść z siebie trochę tej pary, bo jak pojedziesz na akcję w takim
stanie, to komuś niewinnemu może stać się krzywda.
- Nie mam ochoty na
zwierzenia.
- To się nie zwierzaj,
pomilczymy, ale chyba musimy opuścić to miejsce.
Popatrzyłam na niego i
może nie byłam usatysfakcjonowana tym pomysłem, bo w środku mnie aż się
wszystko gotowało. Po namyśle jednak odpowiedziałam:
- Dobra, przejedźmy
się, może jak się dotlenię, to będzie mi lżej.
Cole wstał z ziemi i
wyszliśmy z sali.
Po wyjściu z oddziału
poszliśmy prosto na parking. Nawet się nie przebrałam, ale kiedy wsiadałam do
samochodu Cole’a, na parking podjechał Rolly. Nasz wzrok skrzyżował się, Cole
zauważył to od razu. Wsiadłam i zamknęłam drzwi, spojrzał na mnie:
- To gdzie jedziemy?
- Gdziekolwiek, tylko
mnie stąd zabierz.
Kiwnął głową, odpalił
silnik i odjechał. Pojechaliśmy nad rzekę, ale nie tam gdzie zazwyczaj ja
rozmyślałam. Zatrzymał się na parkingu, wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy
usiąść na drewniany pomost. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy, w końcu wyjął
papierosy i poczęstował mnie, gdy wzięłam, dał mi ognia. Wydmuchnęłam powietrze
przed siebie i spojrzałam w dal. Na odległość moich oczu, nie było nic poza
wodą.
- Piękne miejsce.
- Czasami
przyprowadzam tu dziewczyny, zawsze mówią to samo.
Roześmiałam się, chyba
pierwsze nerwy zaczęły mi puszczać.
- No cóż, słuszny
wybór.
- Powiesz mi co się
stało?
- W zasadzie nic.
- Znam cię.
- Chcę cię o coś
zapytać.
- To pytaj.
- Pamiętasz jak byłam
z Rolly’m?
- Kto by nie pamiętał.
- Sądzisz, że…, chodzi
mi o to czy uważasz, że mnie kochał, ale…, tak naprawdę.
Spojrzałam mu w oczy,
bo zawsze wiedziałam kiedy kłamie, a tym razem potrzebowałam szczerej opinii.
- Takie sprawiał
wrażenie, ale wiesz, że…
- Tak, wiem, że to
było zadanie.
- No właśnie, nie
umiem ci powiedzieć co czuł naprawdę, chronił cię, przynajmniej próbował, wiem,
że mu na tobie zależało, ale nie wiem czym było to podyktowane, to mój kumpel,
chciałbym ci pomóc, ale Rolly się nie zwierza, nikomu. Jeśli komukolwiek udało
się dotrzeć do jakiejkolwiek sfery uczuciowej to tylko tobie.
- A Linda?
- Daj spokój.
- Selena mówiła, że
coś do siebie poczuli, znała go dobrze, nie okłamała by mnie.
- Nie twierdzę, że
kłamała, ale może to co poczuł do niej, nie było tak silne jak to co czuje do
ciebie.
Spojrzał na mnie a ja
spuściłam głowę.
- Nie to chciałaś
usłyszeć?
- Nie.
- Miałem być szczery,
widzę co się kroi.
Wtedy zadzwonił
telefon, spojrzałam na wyświetlacz, pojawił się napis SAMANTA, odebrałam:
- Ciociu, możesz
przyjechać?
- Sam? Ty płaczesz? Co
się stało?
- Była tu mama.
Samanta miała
przystawiony przez Sue Ellen pistolet do głowy.
- Pojechała, ale boję
się, że wróci.
- Zaraz będę.
Odłożyłam telefon i
spojrzałam na Cole’a.
- To Sam, Sue była u niej.
Zerwaliśmy się z
mostku i pobiegliśmy do samochodu, w tym czasie Sue Ellen roześmiała się na
widok Sam, która siedziała ze związanymi rękoma, płakała:
- Po co to robisz?
Jestem twoją córką!
Sue uderzyła ją w
twarz:
- Zamknij się! Córkę
odebrała mi moja siostra lata temu, to co z ciebie zostało, to cholerny obraz i
podobieństwo twojego nieporadnego tatusia, wielbiącego moją stukniętą siostrę!
Radzę ci jej nie bronić, albo zginiesz tak jak on!
Czterech mężczyzn
stojących w pokoju i uzbrojonych po same zęby zaczęło się śmiać, po kilku
minutach usłyszeli podjeżdżający samochód, Sue spojrzała na jednego z mężczyzn:
- Zamknij ją w szafie
i zaknebluj, bo nie mogę już słuchać tego lamentu.
Nabiła pistolet, a
mężczyzna pociągnął ją ze sobą, obwiązał jej sznurem usta i wepchnął do szafy:
- Nie!
Z trudem krzyknęła,
ale szafa się zamknęła. Wysiadłam z samochodu i skierowaliśmy się w stronę
drzwi, Sue nie wiedziała, że od tyłu domu podjechały jeszcze dwa oddziały.
Dobrze ją znałam, znałam też Samantę i wiem, że nie prosiłaby mnie bym
przyjechała, jeśli już, to przyjechała by do mnie lub do Mark’a.
Otworzyłam drzwi i zawołałam,
mrugając do Cole’a:
- Samanta!
Pokazałam Cole’owi
ręką ,że ma zajść dom od tyłu a sama weszłam do środka. Gdy zamknęłam drzwi,
okazało się, że za nimi stał jeden z jej ludzi i od razu kopnął w rękę, w
której trzymałam pistolet, obróciłam się i kopnęłam go w brzuch, zgiął się w pół, ale po chwili
już był wyprostowany, chwycił mnie za szyję od tyłu, ale kopnęłam go w krocze i
kiedy już miałam powalić go na ziemię rozległy się strzały, schowałam się za
ścianą:
- No wychodź
siostrzyczko! Mam dla ciebie niespodziankę!
Podniosłam głowę i
zobaczyłam, że Sue zasłania się Samantą.
- Myślałaś, że to
koniec?! Idiotka z ciebie!
- Puść ją! Na litość
boską to twoja córka!
- Nie bądź śmieszna.
Strzeliła mi w lewe
ramię.
- Ciociu!
- Obydwie jesteście
żałosne, ale rozprawię się z tobą innym razem.
Wtedy zorientowała
się, że na zewnątrz jest mój oddział:
- Odwołaj swoje psy,
albo ona zginie.
Nie ruszyłam się,
oddech miałam ciężki.
- Myślisz, że
żartuję?! No to patrz!
Wycelowała jej w
głowę.
- Nie!
Krzyknęłam i powiedziałam
do słuchawki:
- Odsuńcie się od
drzwi! Macie pozwolić jej wyjść z domu!
Sue przesunęła się i
pokazała na mnie oczami:
- Otwórz te cholerne
drzwi i nie próbuj tych swoich marnych sztuczek, pamiętaj co masz do stracenia.
Podeszłam do drzwi i
otworzyłam je. Moi ludzie odsunęli się.
- Niech odłożą
pistolety, na zewnątrz stoją dwa moje samochody, nie próbuj mnie kiwać.
- Odłóżcie broń!
- Ale Kylie!
Zaprotestował Cole.
- Rób co mówię!
Wszyscy odłożyli broń
na bezpieczną odległość, ramię coraz mocniej krwawiło, ale nie to w tej chwili
było ważne, tylko Samanta.
- Możesz wyjść.
Sue ostrożnie zaczęła
wychodzić razem z Sam i kierować się w stronę samochodu, który powoli podjechał
z uzbrojonymi po zęby ludźmi, niestety z ludzi, których miała ze sobą w domu
nie przeżył ani jeden. Kiedy doszła do drzwi samochodu uśmiechnęła się do mnie
i z całej siły uderzyła Samantę pistoletem w głowę, Sam upadła z samochód z Sue
odjechał z piskiem opon. Podbiegłam do Samanty i przyklęknęłam obok niej:
- Wezwij pogotowie!!
Cole szybko wyjął
komórkę i zadzwonił po karetkę.
Gdy wreszcie
dotarliśmy do szpitala, po kilku minutach z pokoju Samanty wyszedł Mark,
spojrzał na mnie, byłam przerażona:
- Co z nią?
- W porządku, nic jej
nie jest, dostała wstrząśnienia mózgu, ale nie takiego mocnego jakby się
wydawało.
Spojrzał na moje
ramię.
- Twoje ramię.
- To nic.
- Wejdź do mnie,
opatrzę je.
- Za chwilę.
Skinął głową i poszedł
a ja weszłam do pokoju Samanty i usiadłam na jej łóżku, popatrzyła na mnie:
- Ona naprawdę chciała
mnie zabić?
- Chyba tak.
- Jesteś ranna.
- Nie myśl o tym,
posłuchaj będzie tu zaraz Rolly, zapewni ci ochronę dopóki jej nie znajdziemy,
muszę mieć pewność, że jesteś w dobrych rękach rozumiesz?
- Tak.
- Zrób co musisz,
zanim nas wszystkich pozabija, ja już matki nie mam, zostałaś mi tylko ty
ciociu, nie mogę cię stracić.
Oczy mi się zaszkliły.
Chwyciłam ją za rękę i ścisnęłam. Gdy wyszłam z pokoju stał tam Rolly.
- W porządku?
Zapytał a ja kiwnęłam
głową:
- Obiecaj mi, że ją
ochronisz.
Spojrzał mi w oczy.
- Obiecuję.
Pokiwałam głową.
- Dla bezpieczeństwa
nie podam ci miejsca jej pobytu, ale włos jej z głowy nie spadnie.
Podczas mojej rozmowy
z Rolly’m na korytarzu pojawił się Asir, gdy nas zobaczył – przystanął.
- Mark powinien
obejrzeć twoje ramię.
- Wiem.
Spojrzałam na niego:
- Dziękuję.
Skinął głową a ja
poszłam do zabiegowego, w którym czekał już za mną Mark. Usiadłam na kozetce,
miałam nadal na sobie strój z sali gimnastycznej, przejechał mi gazikiem po
ranie, syknęłam:
- Muszę wyjąć kulę.
Kiwnęłam głową.
- Znieczulę.
- Nie trzeba.
Westchnął ciężko i
zaczął wyciągać kulę, ale nie czułam tego bólu, w myślach próbowałam poskładać
to co zobaczyłam – moją siostrę, ale w ciele potwora, którego nie znałam, nie
umiałam tego przetrawić.
Mark oczyścił ranę i
założył kilka szwów:
- Gotowe. Przepisać ci
te twoje leki?
- Nie trzeba, dam
radę.
- W razie czego dzwoń.
Kiwnęłam głową i
zeskoczyłam z kozetki, po czym wyszłam z zabiegowego, pod którym stał Asir. Nie
wiem dlaczego, ale gdy go zobaczyłam emocje wzięły górę. Oczy zaszkliły mi się
i wiele nie myśląc rzuciłam mu się w objęcia. Pogładził mnie po włosach, a ja
kątem oka zobaczyłam Rolly’ego, który widział tą scenę. Odruchowo obróciłam
głowę, żeby nie widzieć jego twarzy:
- Zabierz mnie stąd.
Objął mnie ramieniem i
wyprowadził ze szpitala. Rolly przez chwilę jeszcze stał i patrzył jak znikamy
na szpitalnym korytarzu, po czym wszedł do pokoju Samanty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz