środa, 19 lutego 2014

Rozdział XXII

XXII

Kiedy w końcu zdołałam się podnieść z ziemi i otrzeć łzy, choć nie wiem po co, bo następne płynęły rzewnym potokiem. Czułam się gorzej niż gdyby ktoś rozpalił mi z tyłu głowy ognisko. Czy to możliwe, że czułam coś do obydwóch? Czy znowu miał dopaść mnie ten podły stan, który przechodziłam przed śmiercią Thorne’a? Rozdarcie ,które towarzyszyło mi gdy walczyłam w sobie z uczuciami do dwóch mężczyzn? Dlaczego Rolly mi to robił, dlaczego właśnie teraz kiedy wreszcie moje życie zaczynało nabierać sensu?
Nie potrafiłam zrozumieć sama siebie, nie wiedziałam też co powinnam czuć. Rozsądek podpowiadał, że powinnam się odseparować od Rolly’ego, ale serce krzyczało coś innego. Czy miałam do tego prawo?
W końcu dojechałam pod dom Vicky, gdy mnie zobaczyła, reakcja była natychmiastowa i dokładnie taka jakiej się spodziewałam:
- Jezus Maria, co się stało?
- Powiedz, że masz chwilę?
- Pytanie.
Weszłam do środka i usiadłam na kanapie, zapaliłam papierosa. Spojrzała na mnie i nawet nie pytając o zdanie, nalała do szklanki whisky i podała mi ją.
- Co się stało? Powiedz wreszcie?
- Widziałam się z Rolly’m.
- Z Rolly’m? Jak to?
- Poprosił mnie o to.
- A ty się zgodziłaś?
- Tak.
- Kylie, przecież wiesz jak to na ciebie wpływa, trzeba było odmówić.
- Chciałam Vicky, uwierz mi, że chciałam, ale to nie jest takie proste.
- Co ci powiedział?
- Że nadal mnie kocha i że nie da mi spokoju, bo wie, że czuję to samo.
- A czujesz?
- Nie wiem co czuję.
Znowu łzy poleciały mocniej.
- Mam takie wrażenie jakby on nadal miał władzę nad moim umysłem rozumiesz? Nie chcę się temu poddać, ale ilekroć próbuję nad tym zapanować, znowu coś popycha mnie w jego stronę. Kiedy dzisiaj mnie pocałował, wydawało mi się, jakbyśmy nigdy się nie rozstali, jakby ta cała krzywda, którą mi zrobił, poszła gdzieś w zapomnienie. Vicky, ja już tak dłużej nie mogę, rozumiesz? Nie wiem co mam robić. Co jeśli okaże się, że ja go nadal kocham?
Vicky podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Będzie dobrze, uporamy się z tym, zobaczysz.
Czy wierzyła w słowa, którymi próbowała dodać mi otuchy? Serce jej łomotało, słyszałam to wyraźnie, kiedy tak mnie przytulała uspokajając.
Kiedy weszłam na oddział, od razu doszedł do mnie Cole, widząc, że kieruję się w stronę szatni.
- Nawet się nie przywitasz?
- Cześć.
- Może odrobinę cieplej?
Spojrzałam na niego:
- Czego chcesz Cole? Bo nie mam nastroju.
- Właśnie widzę, ostatnio jakbyś mnie unikała? Co jest grane?
- Nie unikam cię, po prostu mam…
Popatrzył na mnie ale ja tak właściwie to nie wiedziałam jaką śpiewkę miałabym mu sprzedać. Pomysły najwidoczniej mi się wykończyły.
- No…?
Zapytał.
- Nie męcz mnie Cole, mam ciężki dzień.
- To może pójdziemy na salę to obgadać?
- Masz czas?
- Dla ciebie? Zawsze.
- Dobra, tylko się przebiorę.
Kiwnął głową i poszedł na salę treningową a ja weszłam do szatni i przebrałam się w legginsy i koszulkę do ćwiczeń, wciągnęłam adidasy i dołączyłam do Cole’a.
Na początku kręciliśmy się wokół osi koła jakby obmyślając strategię, po chwili jednak padł z jego strony cios. Po nim wpadłam w jakiś cholerny amok, bo w którymś momencie nawet nie dałam mu podnieść się z maty. W końcu wyhamowałam i spojrzałam na niego, miał zdziwioną minę:
- Co ty wyprawiasz? Zabiłabyś mnie.
- Mówiłam, że mam ciężki dzień.
- To może pogadaj ze mną i wypuść z siebie trochę tej pary, bo jak pojedziesz na akcję w takim stanie, to komuś niewinnemu może stać się krzywda.
- Nie mam ochoty na zwierzenia.
- To się nie zwierzaj, pomilczymy, ale chyba musimy opuścić to miejsce.
Popatrzyłam na niego i może nie byłam usatysfakcjonowana tym pomysłem, bo w środku mnie aż się wszystko gotowało. Po namyśle jednak odpowiedziałam:
- Dobra, przejedźmy się, może jak się dotlenię, to będzie mi lżej.
Cole wstał z ziemi i wyszliśmy z sali.
Po wyjściu z oddziału poszliśmy prosto na parking. Nawet się nie przebrałam, ale kiedy wsiadałam do samochodu Cole’a, na parking podjechał Rolly. Nasz wzrok skrzyżował się, Cole zauważył to od razu. Wsiadłam i zamknęłam drzwi, spojrzał na mnie:
- To gdzie jedziemy?
- Gdziekolwiek, tylko mnie stąd zabierz.
Kiwnął głową, odpalił silnik i odjechał. Pojechaliśmy nad rzekę, ale nie tam gdzie zazwyczaj ja rozmyślałam. Zatrzymał się na parkingu, wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy usiąść na drewniany pomost. Przez dłuższą chwilę milczeliśmy, w końcu wyjął papierosy i poczęstował mnie, gdy wzięłam, dał mi ognia. Wydmuchnęłam powietrze przed siebie i spojrzałam w dal. Na odległość moich oczu, nie było nic poza wodą.
- Piękne miejsce.
- Czasami przyprowadzam tu dziewczyny, zawsze mówią to samo.
Roześmiałam się, chyba pierwsze nerwy zaczęły mi puszczać.
- No cóż, słuszny wybór.
- Powiesz mi co się stało?
- W zasadzie nic.
- Znam cię.
- Chcę cię o coś zapytać.
- To pytaj.
- Pamiętasz jak byłam z Rolly’m?
- Kto by nie pamiętał.
- Sądzisz, że…, chodzi mi o to czy uważasz, że mnie kochał, ale…, tak naprawdę.
Spojrzałam mu w oczy, bo zawsze wiedziałam kiedy kłamie, a tym razem potrzebowałam szczerej opinii.
- Takie sprawiał wrażenie, ale wiesz, że…
- Tak, wiem, że to było zadanie.
- No właśnie, nie umiem ci powiedzieć co czuł naprawdę, chronił cię, przynajmniej próbował, wiem, że mu na tobie zależało, ale nie wiem czym było to podyktowane, to mój kumpel, chciałbym ci pomóc, ale Rolly się nie zwierza, nikomu. Jeśli komukolwiek udało się dotrzeć do jakiejkolwiek sfery uczuciowej to tylko tobie.
- A Linda?
- Daj spokój.
- Selena mówiła, że coś do siebie poczuli, znała go dobrze, nie okłamała by mnie.
- Nie twierdzę, że kłamała, ale może to co poczuł do niej, nie było tak silne jak to co czuje do ciebie.
Spojrzał na mnie a ja spuściłam głowę.
- Nie to chciałaś usłyszeć?
- Nie.
- Miałem być szczery, widzę co się kroi.
Wtedy zadzwonił telefon, spojrzałam na wyświetlacz, pojawił się napis SAMANTA, odebrałam:
- Ciociu, możesz przyjechać?
- Sam? Ty płaczesz? Co się stało?
- Była tu mama.
Samanta miała przystawiony przez Sue Ellen pistolet do głowy.
- Pojechała, ale boję się, że wróci.
- Zaraz będę.
Odłożyłam telefon i spojrzałam na Cole’a.
-  To Sam, Sue była u niej.
Zerwaliśmy się z mostku i pobiegliśmy do samochodu, w tym czasie Sue Ellen roześmiała się na widok Sam, która siedziała ze związanymi rękoma, płakała:
- Po co to robisz? Jestem twoją córką!
Sue uderzyła ją w twarz:
- Zamknij się! Córkę odebrała mi moja siostra lata temu, to co z ciebie zostało, to cholerny obraz i podobieństwo twojego nieporadnego tatusia, wielbiącego moją stukniętą siostrę! Radzę ci jej nie bronić, albo zginiesz tak jak on!
Czterech mężczyzn stojących w pokoju i uzbrojonych po same zęby zaczęło się śmiać, po kilku minutach usłyszeli podjeżdżający samochód, Sue spojrzała na jednego z mężczyzn:
- Zamknij ją w szafie i zaknebluj, bo nie mogę już słuchać tego lamentu.
Nabiła pistolet, a mężczyzna pociągnął ją ze sobą, obwiązał jej sznurem usta i wepchnął do szafy:
- Nie!
Z trudem krzyknęła, ale szafa się zamknęła. Wysiadłam z samochodu i skierowaliśmy się w stronę drzwi, Sue nie wiedziała, że od tyłu domu podjechały jeszcze dwa oddziały. Dobrze ją znałam, znałam też Samantę i wiem, że nie prosiłaby mnie bym przyjechała, jeśli już, to przyjechała by do mnie lub do Mark’a.
Otworzyłam drzwi i zawołałam, mrugając do Cole’a:
- Samanta!
Pokazałam Cole’owi ręką ,że ma zajść dom od tyłu a sama weszłam do środka. Gdy zamknęłam drzwi, okazało się, że za nimi stał jeden z jej ludzi i od razu kopnął w rękę, w której trzymałam pistolet, obróciłam się i kopnęłam  go w brzuch, zgiął się w pół, ale po chwili już był wyprostowany, chwycił mnie za szyję od tyłu, ale kopnęłam go w krocze i kiedy już miałam powalić go na ziemię rozległy się strzały, schowałam się za ścianą:
- No wychodź siostrzyczko! Mam dla ciebie niespodziankę!
Podniosłam głowę i zobaczyłam, że Sue zasłania się Samantą.
- Myślałaś, że to koniec?! Idiotka z ciebie!
- Puść ją! Na litość boską to twoja córka!
- Nie bądź śmieszna.
Strzeliła mi w lewe ramię.
- Ciociu!
- Obydwie jesteście żałosne, ale rozprawię się z tobą innym razem.
Wtedy zorientowała się, że na zewnątrz jest mój oddział:
- Odwołaj swoje psy, albo ona zginie.
Nie ruszyłam się, oddech miałam ciężki.
- Myślisz, że żartuję?! No to patrz!
Wycelowała jej w głowę.
- Nie!
Krzyknęłam i powiedziałam do słuchawki:
- Odsuńcie się od drzwi! Macie pozwolić jej wyjść z domu!
Sue przesunęła się i pokazała na mnie oczami:
- Otwórz te cholerne drzwi i nie próbuj tych swoich marnych sztuczek, pamiętaj co masz do stracenia.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Moi ludzie odsunęli się.
- Niech odłożą pistolety, na zewnątrz stoją dwa moje samochody, nie próbuj mnie kiwać.
- Odłóżcie broń!
- Ale Kylie!
Zaprotestował Cole.
- Rób co mówię!
Wszyscy odłożyli broń na bezpieczną odległość, ramię coraz mocniej krwawiło, ale nie to w tej chwili było ważne, tylko Samanta.
- Możesz wyjść.
Sue ostrożnie zaczęła wychodzić razem z Sam i kierować się w stronę samochodu, który powoli podjechał z uzbrojonymi po zęby ludźmi, niestety z ludzi, których miała ze sobą w domu nie przeżył ani jeden. Kiedy doszła do drzwi samochodu uśmiechnęła się do mnie i z całej siły uderzyła Samantę pistoletem w głowę, Sam upadła z samochód z Sue odjechał z piskiem opon. Podbiegłam do Samanty i przyklęknęłam obok niej:
- Wezwij pogotowie!!
Cole szybko wyjął komórkę i zadzwonił po karetkę.
Gdy wreszcie dotarliśmy do szpitala, po kilku minutach z pokoju Samanty wyszedł Mark, spojrzał na mnie, byłam przerażona:
- Co z nią?
- W porządku, nic jej nie jest, dostała wstrząśnienia mózgu, ale nie takiego mocnego jakby się wydawało.
Spojrzał na moje ramię.
- Twoje ramię.
- To nic.
- Wejdź do mnie, opatrzę je.
- Za chwilę.
Skinął głową i poszedł a ja weszłam do pokoju Samanty i usiadłam na jej łóżku, popatrzyła na mnie:
- Ona naprawdę chciała mnie zabić?
- Chyba tak.
- Jesteś ranna.
- Nie myśl o tym, posłuchaj będzie tu zaraz Rolly, zapewni ci ochronę dopóki jej nie znajdziemy, muszę mieć pewność, że jesteś w dobrych rękach rozumiesz?
- Tak.
- Zrób co musisz, zanim nas wszystkich pozabija, ja już matki nie mam, zostałaś mi tylko ty ciociu, nie mogę cię stracić.
Oczy mi się zaszkliły. Chwyciłam ją za rękę i ścisnęłam. Gdy wyszłam z pokoju stał tam Rolly.
- W porządku?
Zapytał a ja kiwnęłam głową:
- Obiecaj mi, że ją ochronisz.
Spojrzał mi w oczy.
- Obiecuję.
Pokiwałam głową.
- Dla bezpieczeństwa nie podam ci miejsca jej pobytu, ale włos jej z głowy nie spadnie.
Podczas mojej rozmowy z Rolly’m na korytarzu pojawił się Asir, gdy nas zobaczył – przystanął.
- Mark powinien obejrzeć twoje ramię.
- Wiem.
Spojrzałam na niego:
- Dziękuję.
Skinął głową a ja poszłam do zabiegowego, w którym czekał już za mną Mark. Usiadłam na kozetce, miałam nadal na sobie strój z sali gimnastycznej, przejechał mi gazikiem po ranie, syknęłam:
- Muszę wyjąć kulę.
Kiwnęłam głową.
- Znieczulę.
- Nie trzeba.
Westchnął ciężko i zaczął wyciągać kulę, ale nie czułam tego bólu, w myślach próbowałam poskładać to co zobaczyłam – moją siostrę, ale w ciele potwora, którego nie znałam, nie umiałam tego przetrawić.
Mark oczyścił ranę i założył kilka szwów:
- Gotowe. Przepisać ci te twoje leki?
- Nie trzeba, dam radę.
- W razie czego dzwoń.
Kiwnęłam głową i zeskoczyłam z kozetki, po czym wyszłam z zabiegowego, pod którym stał Asir. Nie wiem dlaczego, ale gdy go zobaczyłam emocje wzięły górę. Oczy zaszkliły mi się i wiele nie myśląc rzuciłam mu się w objęcia. Pogładził mnie po włosach, a ja kątem oka zobaczyłam Rolly’ego, który widział tą scenę. Odruchowo obróciłam głowę, żeby nie widzieć jego twarzy:
- Zabierz mnie stąd.

Objął mnie ramieniem i wyprowadził ze szpitala. Rolly przez chwilę jeszcze stał i patrzył jak znikamy na szpitalnym korytarzu, po czym wszedł do pokoju Samanty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz