XLIII
Gdy nazajutrz
pojawiliśmy się na oddziale, wszyscy byliśmy spięci. Tak na dobrą sprawę, to
żadne z nas nie wiedziało czy wróci z powrotem. Tylko Daniels szczęśliwy z
efektów pracy Colin’a pysznił się niemiłosiernie. Udaliśmy się na ostatnie
treningi przed jutrzejszą odprawą. Rolly ćwiczył z Lindą i to wywołało nie małe
poruszenie, gdyż tak nią rzucał po macie, że z trudem się podnosiła. W którymś
momencie, w końcu uniosła się i oddała mu cios w twarz wykrzykując:
- Ty cholerny dupku,
mam tego dosyć! To nie jest trening! Próbujesz się na mnie wyżyć?!
- Mógłbym się wyżyć na
przeciwniku, który oddaje ciosy a nie upada za każdym razem gdy trochę wiatr
powieje.
Powiedział spokojnie,
choć takie uwagi nie były w jego stylu, za to Asir’a rozbawiły niemiłosiernie.
- Wiedziałam ,że w
bezczelności nie masz sobie równych.
Podszedł do niej
bliżej:
- To dlatego ze mną
sypiałaś?
Linda wymierzyła mu
policzek, po czym wyszła wściekła z sali, a Rolly kiwnął ręką na mnie.
- O nie, na mnie sobie
nie poćwiczysz.
- Chodź, będę
delikatny, wiesz, że potrafię.
To już się nie
spodobało Asir’owi a ja żeby zapobiec ewentualnemu konfliktowi zbrojnemu,
wyszłam szybko naprzeciw Rolly’emu. Gdy zaczęliśmy chodzić po obwodzie koła,
powiedziałam pół szeptem:
- Mogłeś sobie
darować.
- Pewnie i mogłem.
- Co cię tak nagle
odmieniło?
- Życie.
Oddałam pierwszy cios,
ale zaraz za nim Rolly uderzył we mnie. Kilkakrotnie na zmianę upadaliśmy na
matę, ale mogę powiedzieć, że ogólnie był remis. W którymś momencie nawet
doszło między nami do dwuznacznej pozycji, ale szczęście w nieszczęściu, że
zauważyłam, iż Kim stojąca niedaleko i ćwicząca z rekrutem, który kiedyś się do
mnie zalecał – Steve’m, zrobiła się nagle sina, jakby za chwilę miała się
przewrócić.
- Rolly przestań, z
Kim jest coś nie tak.
Podnieśliśmy się
szybko z podłogi i dosłownie w ostatnim momencie Rolly przytrzymał Kim, która
za chwilę uderzyłaby głową w podłogę. Podbiegłam do niej:
- Kim, co się dzieje?
- Nie wiem, słabo mi.
Spojrzałam na Asir’a:
- Wezwijcie lekarza!
Wzrok Kim zaczął
uciekać, w mgnieniu oka znalazł się przy niej Gino i oświadczył:
- Zemdlała, ciśnienie
ma takie jakby ktoś wstrzyknął jej w żyłę adrenalinę. Trzeba ją przenieść do
laboratorium.
Rolly wiele nie
myśląc, wziął ją na ręce i wyniósł ze sali, podeszłam do Asir’a.
- Jeszcze trochę i
wszyscy tu zejdziemy na zawał, to nie jest dla normalnych ludzi.
- A kto ci skarbie
powiedział, że my jesteśmy normalni?
- Idę zobaczyć co z
nią.
Wyszłam z sali a Asir
i reszta poszli ćwiczyć.
W laboratorium Gino
dał Kim do powąchania eter i po chwili się ocknęła, zmierzył jej puls, po czym
odczekał aż wszyscy wyszli i zostali sami, popatrzył na nią:
- Który to tydzień?
Kim nie mogła uwierzyć
w to co powiedział Gino.
- Skąd…?
- Jestem lekarzem,
pamiętasz?
- Powiedziałeś komuś?
- Nie, spokojnie.
- Co im powiesz?
- Coś wymyślę, tu o
przepracowanie nie trudno, więc…
- Dzięki.
- Sam wie?
Kiwnęła przecząco
głową, akurat miałam do niej wejść kiedy zauważyłam, że rozmawia z Gino, więc
wycofałam się.
- Jutrzejsza akcja
jest bardzo ważna, nie mogę nawalić.
- Chyba nie chcesz w
niej brać udziału?
- Chcę, dużo ode mnie
zależy, jestem snajperem.
- Właśnie o tym mówię,
jeśli nawalisz, Bóg jeden wie kto za to zapłaci życiem.
- To omdlenie było
chwilowe.
- To omdlenie może się
powtórzyć.
Spojrzał na nią
poważnie.
- Nie chcesz tego dziecka
prawda?
Kim poleciały łzy,
chociaż w jej wykonaniu to była naprawdę rzadkość, prawdę mówiąc, znałam ją
tyle lat i chyba nie widziałam jej płaczącej.
- Posłuchaj, to twoja
decyzja, czego nie postanowisz – pomogę ci, tylko obiecaj, że dobrze to przemyślisz,
a jutro trzymaj się blisko mnie.
Kiwnęła głową a Gino
poklepał ją po nodze, po czym wyszedł, w drzwiach minął się z Rolly’m.
- I jak?
- W porządku.
Ale Rolly nie dał się
tak łatwo przechytrzyć.
- Sam wyjechał pół
godziny temu, mogę go zawrócić.
- Nie!
Powiedziała
podniesionym tonem i spojrzała na niego. Usiadł na jej łóżku.
- Jestem twoim
dowódcą, muszę wiedzieć co się dzieje jeśli mam ci pomóc.
- Jako mój dowódca?
Czy jako przyjaciel?
- Jako twój
przyjaciel, mam cię wycofać z akcji.
- Nie, ja muszę w niej
wziąć udział, rozumiesz? Po prostu muszę.
Rolly czuł, że coś
jest nie tak i choć nigdy nie byli szczególnie blisko z Kim, zapytał,
przecierając twarz dłońmi:
- Zabrać cię stąd?
- A możesz?
- Mogę.
Kiwnęła potakująco
głową. Kiedy wyszedł z pokoju na chwilę i wszedł prosto na mnie, w lot
połapałam się, że Kim musi mieć problemy, nie chciałam jej naciskać i kiedy
powiedziała, że jedzie do Rolly’ego i poprosiła o dyskrecję, wiedziałam, że
sprawa jest poważna, ale obiecałam milczeć jak grób. Może to nawet był dobry
pomysł żeby pobyła z kimś kto jest jakby z dala od jej prywatnego życia. Takim
ludziom łatwiej zachować dystans i obiektywizm.
Wieczorem Rolly i Kim
dojechali do niego do domu. Kim wysiadła z samochodu i czuła się chyba nieco
zakłopotana, nie miała duszy romantyczki a dom Rolly’ego naprawdę robił
wrażenie. Zresztą nigdy u niego nie była i chyba przez moment zaczęła się
zastanawiać czy dobrze zrobiła przyjeżdżając tutaj. Popatrzył na nią przez
chwilę:
- Coś nie tak?
- Nie, po prostu,
nigdy tu nie byłam chociaż znamy się tyle lat.
- No miłością przez
ten cały czas to raczej do mnie nie pałałaś.
Kim uśmiechnęła się,
choć w duchu zrobiło się jej głupio. Weszli do środka a w tym czasie ja wyszłam
z łazienki mojego domu i chciałam położyć się na łóżku, ale leżał na nim Asir i
wertował moją książkę „Dumę i uprzedzenie”. Kremując ręce, usiadłam koło niego
a w zasadzie tuż obok tak, że miałam go przed sobą. Jak zwykle wyciągnął się
wygodnie, tak jakby sprawą oczywistą było, że zostanie na noc.
- Co ty widzisz w tej
książce?
- Wszystko.
- Wszystko? Wszystko
to znaczy nic.
- Nie męcz mnie i tak
nie zrozumiesz, to nie jest książka dla zwykłych śmiertelników.
- Rozumiem jej treść,
tylko nie rozumiem, co tobie się w niej podoba.
- Skomplikowane
uczucia, sytuacje, punkt widzenia ludzi tamtych czasów.
- I w ten właśnie
sposób próbowałaś zrozumieć postępowanie Rolly’ego tak?
Teraz to dopiero mnie
zatkało, bo w istocie tak właśnie było.
- Nie chcę już wracać
do tematu Rolly’ego, jestem mu wdzięczna bo pomaga Kim i tyle.
- I myślisz, że robi
to bezinteresownie?
- Zdziwisz się, ale
tak właśnie myślę, nie wiem jak to się stało, bo wydawało mi się, że już nic i
nikt nie jest w stanie zmienić jego zatwardziałego charakteru, ale jednak tak
się stało.
Usiadłam obok niego.
- Posuń się, miałam
ciężki dzień i chcę się wyspać.
- To nici z seksu?
Westchnęłam ciężko z
uśmiechem i wślizgnęłam się pod kołdrę.
- Jesteś taki, ach,
szkoda mówić, już wolałam cię z tym twoim romantyzmem.
Zgasiłam światło,
uśmiechnął się i po chwili poczułam jego rękę pod kołdrą na swoim udzie.
- Co robisz?
- Jestem romantyczny.
Zaczęłam się śmiać i
podczas gdy ja dałam się znowu zbałamucić Asir’owi, Kim siedziała z papierosem
w ręku nakryta kocem z nogami pod brodą. Rolly przyniósł jej szklankę z
drinkiem i dał do ręki, sam wziął łyka ze swojego. Usiadł na ławie naprzeciwko
niej.
- Dzięki.
Kim wzięła łyka.
- Dwa dni temu
pokłóciłam się z Sam’em. Wydawało mi się, że się uzupełniamy, w wielu sprawach
mieliśmy podobne poglądy, no ale niestety nie we wszystkich kwestiach doszliśmy
jak widać do porozumienia:
- Sam nie chce
zakładać rodziny?
- Chce, ale ja nie
chcę i powiedziałam mu o tym na samym początku, obiecał mi, że nie będzie
żadnych wyskoków. Wiem co sobie o mnie myślisz, ale…, nie mogę.
- Nic nie myślę, ani
cię nie oceniam.
- Byłam kiedyś ciężko
chora, lekarze nie dawali mi dużych szans, a jednak pokonałam chorobę, jednak
ciąża może spowodować jej nawrót, nie zaryzykuję, bo chcę żyć, nawet gdybym
resztę życia miała spędzić sama.
- Sam o tym wie?
- Powiedziałam mu, ale
on stwierdził, że medycyna bywa zawodna i że jestem egoistką myśląc w ten
sposób. Ja muszę usunąć tą ciążę rozumiesz?
Teraz Kim ogarnęła
histeria.
- Nie chcę umierać.
Poleciały jej łzy,
Rolly usiadł koło niej i objął ją. Kim zaczęła się aż dławić.
- Uspokój się, pomogę
ci.
Z samego rana wszyscy
stawili się na oddziale, Kim i Rolly również. Byłam pewna, że Kim podjęła już
decyzję i nawet nie próbowałam jej kwestionować. Rolly wszystkim nam wręczył w
panelach plany akcji, Rolly nieco zmienił skład oddziałów, biorąc do siebie Kim
a Sam’a dając do trójki, ja wzięłam do siebie Cole’ a a Gino wskoczył na jego
miejsce. Były to zmiany tymczasowe, na tą konkretną akcję ,ale przeczuwałam, że
Rolly nie przydzieli więcej Sam’a do dwójki, tylko na stałe zostanie w trzecim
oddziale. Co do Gina, to po akcji miał wrócić z powrotem, ale musieliśmy mieć
pewność, że Kim nic nie grozi, na wypadek jakiegoś kolejnego omdlenia.
Wyruszyło sześć
oddziałów, prawdę mówiąc już nie pamiętam kiedy ruszaliśmy tak liczną grupą. Do
tego pośród ostatnich rekrutów, Rolly wyznaczył cztery oddziały rezerwowe.
Wylądowaliśmy koło pobliskiego lasu, gdyż doskonale wiedzieliśmy o tym, iż
wylądowanie w samym Bukareszcie wzbudzi od razu zainteresowanie. Poruszaliśmy
się ściśle według wskazówek Rolly’ego, bo czego by mu nie zarzucić, był
najlepszym dowódcą jakiego znałam. Akcje były dopracowane w najmniejszych
szczegółach a stosowanie się do jego zaleceń pozwalało na uniknięcie śmierci.
Rolly trzymał bardzo blisko siebie Kim i Gina, wydawało się , że czuje się
dobrze, ale obawialiśmy się co może się stać. Nie wiem sama dlaczego, ale
odniosłam wrażenie, że Rolly wyjątkowo przejmuje się losem Kim, choć do tej
pory, zdawało mi się, że nic poza jego własnymi potrzebami, nie jest dla niego
ważne. Wychodziło jednak na to, że naprawdę się zmienił i ta przemiana miała
najwyraźniej wiele wspólnego z Samantą. Nie wiem co czuła Kim, bo do tej pory
jej związek z Sam’em wydawał się być modelowy. Sądzę jednak, że nie
wiedzieliśmy wszystkiego a Kim pod tym względem bardzo przypominała Rolly’ego –
nigdy nie była nazbyt wylewna.
Gdy w końcu
zbliżyliśmy się do wyznaczonego punktu ataku, Rolly zbliżył się do mnie i
Asir’a, choć na co dzień się nie trawili, na akcjach tworzyli niesamowity duet.
- Będą cię osłaniać,
bierzesz bezpośrednio Montoy’ę, reszta cię nie obchodzi, Colin sprawdził, że
ostatni chip jest w jego ciele. Po przechwyceniu dajesz go do śmigłowca i wtedy
wkraczasz do akcji. Kylie ubezpieczasz.
- Ona zostaje.
Spojrzał na Rolly’ego,
po czym na mnie.
- Chyba jesteś chory.
Powiedziałam a Rolly
na to odrzekł:
- Sam chętnie bym ją
wycofał, ale nikt poza Kal nie da ci tak skutecznego wsparcia a ja nie mogę
zostawić Kim.
Asir ciężko westchnął,
bo rzeczywiście nie pomyślał o Kim:
- Dobra, niech będzie.
Rolly skinął głową a
Asir spojrzał na mnie, miałam obrażoną minę. Różnica między Rolly’m a Asir’em
polegała na tym, że ten pierwszy wysyłał mnie do najgorszych zadań twierdząc,
że jestem przeszkolona wystarczająco dobrze by podołać najgorszej misji, drugi
z kolei, gdyby mógł, zamknął by mnie w złotej klatce żeby nikt nie odważył się
mnie skrzywdzić. Nie wiedziałam, która miłość była dla mnie bardziej toksyczna,
ale teraz nie miałam czasu na zastanawianie się nad tym.
Ledwo Rolly zdążył
wrócić do Kim, zostaliśmy ostrzelani, nie wiem jakim cudem tak prędko się o nas
dowiedzieli, istotne jednak było to, że element zaskoczenia mogliśmy wybić
sobie z głowy. Czekał nas otwarty atak. Początkowo czekaliśmy aż wytracą
odpowiednią ilość naboi i zostaną zmuszeni do przeładowania broni, ale kiedy
ten czas nadszedł, Rolly kiwnął na nas
ręką i razem z Asir’em
pod osłoną strzałów naszych ludzi, przebiegliśmy bokami prosto do posiadłości
Montoy’i. Jego ludzie byli tak zaoferowani odpieraniem ataku, że nawet nas nie
zauważyli, Colin podał nam szyfr i wślizgnęliśmy się do środka. Samo wydobycie
Montoy’i z domu nie było problemem, bo ten jak się okazało był z wyciągnięciem
go poza mury. Asir nie miał wyboru, bo kiedy weszliśmy do salonu, z którego
Montoy’a obserwował walkę toczącą się na zewnątrz, na nasz widok od razu
chwycił za broń, a że miał zostać dostarczony na oddział żywy, Asir znienacka
użył jednej ze swoich masadzkich sztuczek i po prostu jednym ruchem ręki,
pozbawił go przytomności. Przerzuciło przez ramię i choć Asir nie wyglądał na
wielce postawnego człowieka, jego ciało składało się z samych dosłownie mięśni,
a siła jaką posiadał była wbrew pozorom ogromna.
- Rolly, wychodzimy,
oczyść nam teren.
- Jasne.
Po chwili zbiegły na
dół dwa oddziały rezerwowe. Wybiegliśmy z domu, aż żal było patrzeć jak
rekruci padali jeden po drugim, ale
przypuszczam, że to było celowe zagranie Rolly’ego by nie tracić dobrych
agentów. Długo się nad tym nie zastanawiałam, tylko pędem osłaniając Asir’a
biegliśmy w stronę śmigłowca. Gdy dobiegliśmy, Asir wziął do helikoptera
Steve’a, który był jednym z lepszych z ostatniej grupy szkolonych i kazał mu
pilnować Montoy’ę aż nie wylądują. Colin dostał wytyczne, więc od razu wskazał
kilku ludzi do tego, by po wylądowaniu ci przejęli Montoy’ę.
My wróciliśmy na pole
walki, na którym widoczne były coraz większe straty w ludziach i to nie tylko
wroga. Gdy dobiegliśmy do Rolly’ego, który wraz z Gino i Kim strzelali z
ukrycia, trzeba było szybko zareagować, Asir popatrzył na dół i zauważył, że
Dowson upada:
- Cholera jasna, Red
wyrzutnia, idę po niego.
Rolly poczuł od razu
swój klimat:
- Gino granaty, Kal
zostań z nią, będę osłaniał Asir’a.
Kiwnęłam głową bez
żadnej dyskusji i zaczęłam strzelać z góry, Asir dobiegł do Dowson’a, żył, ale
jego udo mocno krwawiło, pomógł mu wstać a ten zawiesił się na jego ramieniu,
Rolly strzelał osłaniając ich i już mieli wracać z powrotem do góry, gdy
biegnący w naszą stronę Marty oberwał w plecy. Kula na szczęście trafiła go
gdzieś pod żebrami, ale tym sposobem następny kwalifikował się na niesienie,
Rolly krzyknął do słuchawki:
- Gino odpalaj!!
Gino mając
przygotowaną wyrzutnię wystrzelił tak, że za Asir’em niosącym Dawson ’a
i Rolly’m ciągnącym za sobą Marty’ego, wybuchła potężna kula ognia. Gdy
dobiegli do wzgórza, Rolly spojrzał na Seth’a i Cole’a.
- Musicie ich
odeskortować do śmigłowca, nie wracajcie
dopóki ich tam nie odstawicie, Kim lecisz z nimi.
- Przydam się tutaj.
- Nie negocjuj, to nie
czas i miejsce, wracasz.
Kim popatrzyła chwilę
na niego, po czym spojrzała na mnie. Kiwnęłam głową, Rolly miał rację, robiło
się coraz bardziej niebezpiecznie. W końcu uniosła się i razem z dwójką naszych
ludzi oraz z Seth’em i Cole ’m,
udali się w stronę śmigłowca. Kiedy oddalili się na bezpieczną odległość, Rolly
popatrzył na nas i kiwnął głową. Miało to oznaczać, że ruszamy do ostatecznego
ataku i zakończymy go dopiero wówczas, kiedy ostatni żołnierz Montoy’i
polegnie. Gino przeładował wyrzutnie, a Red wyjął kolejne granaty, prawie
równocześnie uderzyli a my ruszyliśmy od drugiej strony posesji, by
wyeliminować ludzi, którzy tam się chowali. To była chyba najbardziej krwawa
jatka w historii naszego oddziału, poza naszą trójką, oraz Gino i Red’em, nie
było chyba osoby, która wyszła by z tego bez szwanku. Rolly miał rację
nakazując Kim powrót, Bóg jeden wie do czego by doszło. Po godzinie z powrotem
dotarł Seth z Cole’m a po trzech – nasza wojna, skończyła się. Zapadła cisza,
stanęłam na środku terenu posiadłości Montoy’i i rozejrzałam się. Widok był
przerażający, na ziemi po prostu roiło się od ciał. Przetarłam ręką zakurzoną
twarz i po chwili usłyszałam cichy jęk, znajomy jęk. Rozejrzałam się nerwowo w
poszukiwaniu miejsca, z którego dochodził głos. W końcu w oddali zauważyłam
poruszającą się sylwetkę, a w zasadzie usiłującą pełzać po ziemi. Podbiegłam do
niego i z przerażeniem stwierdziłam, że to Pit. Mocno krwawił z brzucha.
Wystraszyła się:
- Słodki Jezu, Pit,
nie ruszaj się.
Powiedziałam do
słuchawki:
- Gino! Pit jest
ranny!!
- Idę.
Szybkim krokiem zbiegł
z górki i podbiegł do Pit’a, wyjął z torby butelkę soli fizjologicznej i oblał
ranę, po czym przyłożył wielki wyjałowiony opatrunek, Rolly wziął słuchawkę i
wydał rozkaz Colin’owi:
- Mamy rannego,
przygotujcie laboratorium, niech nasze śmigłowce natychmiast zabiorą nas z
terenu posesji.
- Przyjąłem.
Po zaledwie kilku
minutach, tuż przy posiadłości zaczęły lądować helikoptery, jeden po drugim
zabierając kolejne grupy ocalałych agentów. Jako pierwszego zabrano Pit’a,
wsiadł z nim Gino, reszta wchodziła do pozostałych śmigłowcy rozglądając się po
ziemi i martwych agentach. Spojrzałam na Asir’a, kiedy przyszła nasza kolej na
powrót. Chwycił się za ramię, chociaż nie odezwał się słowem, że cokolwiek mu
jest.
- Co się stało?
- Nic takiego,
wystawiłem sobie ramię, spokojnie, od tego się nie umiera, Gino mi je nastawi w
wolnej chwili.
Nie byłam jednak tak
optymistycznie nastawiona jak on. Powiedziałam przez słuchawkę:
- Gino, co z Pit’em?
- W porządku, wyliże
się, zatamowałem krwawienie i podłączyłem kroplówkę.
Oparłam głowę o ścianę
helikoptera spoglądając przez okno. Widząc pod nami tych wszystkich ludzi, tak
bardzo chciałam, żeby nareszcie to wszystko się skończyło. Ile jeszcze ofiar
mieliśmy ponieść by schwytać tego chorego psychopatę? Nie wiedziałam, za to
byłam pewna, że nie chcę już więcej nikogo bliskiego stracić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz