środa, 19 lutego 2014

Rozdział XVI

XVI

Gdy obudziłam się rano, czułam, że moje ruchy są lekko chwiejne. Po omacku trzymając się ścian, ruszyłam w stronę łazienki i weszłam do niej chcąc wziąć dla otrzeźwienia prysznic. Ledwo otworzyłam kabinę, zobaczyłam pod nią nie kogo innego, tylko nagiego Asir’a, krzyknęłam i szybko zamknęłam ją z powrotem:
- Co ty tam robisz?!
- A na co ci to wygląda?
Zakręcił wodę, otworzył drzwi i stanął przede mną jak go pan Bóg stworzył.
- Chcesz się przyłączyć?
Uśmiechnął się kusząco.
- Nie, dziękuję.
Powiedziałam do niego przez zęby. Stałam do niego tyłem.
- Podasz mi ręcznik czy będziesz się patrzeć?
Wzięłam ręcznik, obróciłam się przodem i podałam mu go.
- Nie masz niczego, czego bym nie widziała.
Mrugnął do mnie i obwiązał się ręcznikiem. Spojrzał na mnie:
- Wchodzisz ?
- Poczekam aż wyjdziesz.
Zbliżył się do mnie i powiedział szeptem:
- Jeszcze wczoraj chciałaś mi się oddać a teraz udajesz wstydliwą?
- Świnia.
Roześmiał się i wyszedł z łazienki, trzasnęłam drzwiami i tym razem to ja weszłam pod prysznic. Kiedy z niego wyszłam, Asir siedział na kanapie i pił whisky, spojrzałam na niego karcąco, gdyż miał na sobie tylko spodnie i buty, nie pokusił się natomiast o włożenie koszuli:
- Nie za wcześnie na alkohol?
- Na to nigdy nie jest za wcześnie. Mam wolne.
Weszłam do kuchni i nalałam sobie kawy, po czym zapaliłam papierosa. Spojrzał na mnie:
- Te papierosy cię zabiją.
- Zanim zdążą to zrobić, ty zabijesz mnie swoim gadaniem.
- Ktoś tu nie ma humoru?
- Głowa mnie boli.
- Trzeba było nie pić.
- I kto to mówi?
Kawa coś najwyraźniej mi nie wchodziła, Asir uśmiechnął się gdy zobaczył moja zbolałą minę i wystawił w moim kierunku szklankę, którą trzymał. Spojrzałam na niego z dozą niepewności:
- To ma mi pomóc?
- Skarbie, wiem co mówię.
- Właściwie.
Wzięłam od niego szklankę i wypiłam. Otrząsnęłam się i właśnie wtedy usłyszeliśmy, że do mojego domu ktoś wchodzi kieruje się schodami na górę, spojrzałam na Asir’a zdziwiona:
- To Jesse, dzwoniła kiedy byłaś pod prysznicem.
- To może byś się chociaż ubrał co?
- Na życzenie.
Wziął koszulę i zaczął ją zakładać akurat kiedy Jesse weszła na górę, uśmiechnęła się jak to miała w zwyczaju:
- Ooo, nie przeszkadzam?
Skrzywiłam się, na co Asir uśmiechnął się szeroko:
- Witamy w domu rozpusty.
Jesse wskoczyła obok Asir’a na tapczan i spojrzała na mnie:
- Wyglądasz jak z krzyża zdjęta.
- Podniosłaś mnie na duchu.
- Do usług.
Uśmiechnęła się.
- Masz kreację?
- Kreację?
- Na wieczór.
- O Boże, to dzisiaj?
Przetarłam twarz.
- Eureka?
- Wyleciało mi.
Wstawiłam szklankę do zlewu i zgasiłam papierosa. Wyjęłam z szafy granatowe, podpalane dżinsy i dłuższą opiętą tunikę z krótkim rękawek w kolorze granatowym, po czym wsunęłam buty – czarne adidasy.
- Gdzie się wybieracie?
Asir zapytał.
- Do domu ojca Kal, musi zdecydować co z nim zrobić, jedziesz z nami?
Zmierzyłam Jesse wzrokiem, a Asir uśmiechnął się.
- Czemu nie, zawiozę was.
Zapiął koszulę, włożył słoneczne okulary i nałożył na siebie czarną, skórzaną kurtkę. Wyszliśmy w trójkę z domu. Kiedy Asir podjechał pod dom ojca, dziwnie się poczułam. Wyszłam z samochodu, ale nie zrobiłam nawet kroku naprzód. Jesse spojrzała na mnie:
- Kylie, w porządku?
Spojrzałam na nią:
- Tak.
- Idziemy?
Kiwnęłam głową i poszłyśmy pod same drzwi.
- Masz klucze?
Zapytała.
- Co?
- Pytam czy masz klucze?
- Tak.
Sięgnęłam z kieszeni klucze, bo w tym wszystkim nawet zapomniałam o torebce. Jesse wzięła je ode mnie i otworzyła drzwi, w trójkę weszliśmy do środka. Coś mnie zakłuło, chciałam wierzyć, że za chwilę usłyszę głos ojca, który zechce mnie przywitać, ale tak się nie stało.
- Rozejrzę się.
Powiedziała Jesse i skierowała się w stronę salonu, ja za to weszłam na schody, prowadzące do gabinetu Jen, w którym zginął mój ojciec.
Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg. Przypomniałam sobie Jen przy biurku a później Lindę strzelającą do niej. Ogarnęło mnie coś dziwnego, ale to najwyraźniej było jakieś wewnętrzne poczucie winy. Nie chciałam się tak czuć, dlatego postanowiłam tu przyjechać, by w końcu się z tym zmierzyć.
Wszystko wyglądało dokładnie tak jak tego feralnego dnia. Zaczęłam rozglądać się po pokoju i swój wzrok zatrzymałam na fotografii stojącej na półce z książkami. Ramka w złotej oprawie błyszczała z daleka. Podeszłam i wzięłam ją do ręki, na niej byłam z ojcem, oboje uśmiechnięci siedzieliśmy na kanapie w salonie. Przycisnęłam ramkę do piersi i obróciłam się by wyjść z pokoju i właśnie wtedy przy drzwiach dostrzegłam zaschniętą na panelach przy drzwiach plamę krwi. Emocje wzięły górę. Uklęknęłam na podłodze i dotknęłam jej. Krew była sucha, ale ja odniosłam wrażenie jakbym przez nią połączyła się z ojcem. Wszystko zaczęło być takie realne jak tego dnia gdy trzymałam w rękach jego głowę a on wyzwalał w sobie ostatnie tchnienie. Rozpłakałam się a w pewnym momencie po prostu zawyłam z rozpaczy. Mój krzyk usłyszała Jesse i Asir. To ona wbiegła pierwsza do pokoju a on zaraz po niej.
- Kylie…
Usiadła przy mnie i objęła mnie a ja po prostu krzyczałam łkając:
- Kiedy to się skończy Jesse?! Dłużej tak nie mogę, dlaczego wszystko muszę tracić?! Dlaczego zabierają mi wszystkich, których kocham?!
- Kylie już dobrze, uspokój się.
Całe ciało dosłownie zaczęło mi drżeć a w gardle poczułam coś, czego nie byłam w stanie przełknąć. Moje emocje najzupełniej w świecie przeraziły Jesse, bo spojrzała błagalnie na Asir’a, który do tej pory stał w drzwiach poważny jak nigdy i w duchu chyba modlił się, by zwalczyła w sobie ten ból.
- Pomóż jej Asir.
Popatrzył chwilę na Jesse, po czym pochylił się nade mną, ramka wypadła mi z ręki i ściskając swoje włosy na głowie z obu stron ,przytknęłam swoją głowę do podłogi. Uścisk Jesse zelżał i po chwili poczułam na sobie ręce Asir’a. Jesse usunęła się po podłodze, po czym wstała widząc, że Asir przycisnął mnie do siebie, a jego dotyk sprawiał, że mój płacz zaczął słabnąć. Jesse wyszła za drzwi i po raz pierwszy chyba odkąd ją znałam, coś było w stanie rozczulić ja tak, że oczy zrobiły się jej szklane od łez. Oparła się o ścianę gabinetu na zewnątrz i przykucnęła. Asir siedział ze mną na podłodze dobre półtorej godziny, zanim zdołałam wypłakać wszystkie łzy. Leżałam oparta na jego ręku ściskając jego dłoń. Tak bardzo tego potrzebowałam, wiedziałam, że nie będę czuła się dobrze, dopóki nie zostawię w tym pokoju całego swojego żalu, który się we mnie przelał.
W którymś momencie powiedziałam do niego ochrypłym głosem:
- Nie mam już nikogo wiesz?
- Masz nas, a my zawsze będziemy, obiecuję.
Przytuliłam się do jego ręki mocniej, choć nie wiem czy było to jeszcze możliwe. Jesse za ścianą uśmiechnęła się do siebie, jakby odczuła ulgę po słowach Asir’a. Ja natomiast nagle poczułam, że wszystko co złe, zaczyna ze mnie gdzieś ulatywać, zupełnie jak u człowieka pogodzonego ze swoim losem. Podniosłam się w końcu a on spojrzał w moje zapłakane oczy:
- Czy to kiedyś przestaje boleć?
Nie myślał długo nad odpowiedzią:
- Nie, ale oswojenie się z tym sprawia, że potrafimy z tym bólem żyć.
Kiwnęłam głową.
- Zabierz mnie stąd.
- Jesteś pewna?
Przytaknęłam głową.
Wstaliśmy z podłogi, raz jeszcze „rzuciłam” okiem na gabinet, po czym zeszliśmy z Asir’em na dół. Razem z Jesse czekał tam Tony – mój adwokat, którego po śmierci mamy zatrudniłam we firmie z polecenia męża mojej przyjaciółki Pati ze szkolnych lat. Podeszłam do Tony’ego i chyba za ciekawie nie wyglądałam, bo przyglądał mi się uważnie.
- Podjęłaś decyzję?
- Tak.
Wyjęłam z kieszeni spodni dokładne dane na temat Lindy i wręczyłam mu kartkę.
- Kiedy się z nią spotkasz, powiedz, że to rekompensata za jej życie. Niczego więcej ode mnie nie dostanie, ale chcę spać spokojnie.
Jesse zerknęła na kartkę:
- Chcesz oddać ten dom Lindzie?
- Tak, nie chcę go, nigdy nie czułabym się w nim dobrze. Tu jest za dużo cierpienia a ja go dosyć w swoim życiu miałam i muszę w końcu iść na przód.
Tony spojrzał na mnie i kiwnął głową:
- A twój dom? I rodziców?
Po chwili namysłu odpowiedziałam:
- Dom po rodzicach sceduj na Michael’a a mój…
Tu głos mi się załamał:
- Na Penny, jest w nim wszystko co najbardziej kochała, dla niej Thorne zostanie tam na zawsze.
- Jesteś pewna? Zamierzasz zostać tam gdzie jesteś?
Uśmiechnęłam się:
- To jedyne miejsce gdzie nie ma przykrych wspomnień.
Jesse uśmiechnęła się do mnie, zerknęłam na Asir’a a ten mrugnął do mnie.
- Jak załatwisz wszystko, to zadzwoń, przyjadę podpisać dokumenty.
- Nie ma problemu.
Po tych słowach do domu weszła Linda, nie z kim innym jak z Rolly’m.
- O wilku mowa, nie sądziłam, że przyjedziesz z asystą.
Spojrzałam z pogardą na Rolly’ego.
- Dlaczego chciałaś się tu ze mną spotkać?
- To jest mój prawnik Tony, wyjaśni czy wszystko, do wieczora.
Powiedziałam do Lindy i Rolly’ego, po czym wyszłam z domu. Jesse popatrzyła na Asir’a i aż jej się buzia śmiała:
- No mój drogi, nie wiem jak to zrobiłeś, ale dokonałeś niemożliwego.
Asir uśmiechnął się z zadowoleniem i oboje wyszli z domu, Rolly i Linda odprowadzili ich wzrokiem.
Po południu zostałam w domu sama. Asir pojechał dobierać garderobę jak to Jesse nazwała, a ja postanowiłam zabłyszczeć. Po raz pierwszy od czasu jak poznałam Vicky mając trzy lata, wyprzedziłam ją z pomysłem na mój ubiór.
Weszła jak zwykle pełna werwy i już miała otwierać szafę, kiedy powiedziałam:
- Spóźniłaś się kochana.
- Nie mów, że sama wybrałaś sobie sukienkę, bo chyba się upiję.
Uśmiechnęłam się do niej łobuzersko:
- To zacznij od razu.
- Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności, kupiłaś coś? Beze mnie?
- Nie kupiłam, bez ciebie to nie zakupy.
- No więc…? Mam nadzieję, że wiesz iż musi to być wystrzałowe, nie co dzień taki dzień się trafia.
Sięgnęłam do garderoby po wielki pokrowiec i zaczęłam go powoli rozpinać:
- Przywiozłam to z Włoch, nie myślałam ,że jeszcze ją na siebie włożę, ale po dzisiejszym dniu…
- Jesse mówiła, jak się trzymasz?
- Nie źle. Najgorsze za mną.
- No to nie trzymaj mnie dłużej w niepewności.
Uśmiechnęła się, ja też i wysunęłam z pokrowca długą czerwoną sukienkę uszytą na kształt odwróconego kielicha kwiatu cantedeskii, dokładnie tą samą, którą wybrał dla mnie Asir na bankiet u Ali’ego. Vicky aż zakwiczała:
- Boże, jest cudna, naprawdę ją ubierzesz?
- Taki mam zamiar.
- Odważna decyzja.
- I jedyna taka impreza prawda?
- Mówiłam ci już jak cię kocham.
- Codziennie mi mówisz.
Zaczęłyśmy się śmiać.
W takim razie nic tu po mnie, rozumiem, że widzimy się na miejscu.
- Oczywiście.
- Tylko się nie spóźnij.
- Przyjadę, nie bój się, chcę tylko po drodze wjechać w pewne miejsce, Ray mnie przywiezie.
- Dobrze, w takim razie do zobaczenia.
Vicky wyszła a ja kiwnęłam głową i spojrzałam raz jeszcze na sukienkę, którą rozłożyłam na łóżku.
Kiedy przyjechał po mnie Ray, otworzyłam mu w pełnej krasie – w sukience, na wysokim obcasie i w mocniejszym makijażu. Włosy miałam równiutko ułożone i puszczone luźno na ramionach. Uśmiechnął się i powiedział:
- Ostatni raz widziałem cię taką w liceum.
Teraz to ja się uśmiechnęłam i przekroczyłam próg domu, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy prosto na cmentarz, gdzie Ray postawił znicze na wszystkich nagrobkach znajdujących się w alejce Masters’ów. Podał mi zapalniczkę a ja odpaliłam jeden po drugim, na samym końcu rozżarzył się znicz u mojego ojca. Spojrzałam w niebo i uśmiechnęłam się. Stanęłam koło Ray’a i wzrokiem popatrzyłam raz jeszcze na nagrobki w kolejności:
James Masters, Pamela Masters, Cynthia Masters, Jake Masters, Nickolas Santiago, Mickey Santiago, Will Stone, Thorne De Neilo oraz Vincent Santadio, tuż z boku widniały tablice na nagrobkach, których nie zdjęliśmy  nadal: Kylie S. Hopper z domu Santadio oraz Rolly Assante.
Ray popatrzył na mnie:
- Jesteś gotowa?
- Tak.
Kiwnął głową i podszedł do dwóch pustych grobów, wziął duży pogrzebacz, który wcześniej musiał tam przynieść i podważył tablice jedna po drugiej. Podał mi tablicę z moim nazwiskiem, kiedy ściągał drugą, ta upadła pękła na pół. Spojrzałam w niebo, po czym na grób Thorne’a, czy to miało oznaczać, że moje serce zostało uwolnione? Czy dlatego widziałam go wtedy na wyspie pod wodą?
- Co z tym?
- Wyrzuć gdziekolwiek.
Podszedł do dużego śmietnika, który stał przy samej alejce, wrzucił tam tablice, te spadły i rozbiły się na drobniejsze kawałki, imiona Kylie i Rolly upadły obok siebie, nie wiedząc o tym wrzuciłam stary znicz, który stał na grobie Thorne’a a ten upadając rozbił się o kawałki płyt, rozsuwając tym samym imiona, pomiędzy nimi znalazło się czerwone szkło od znicza.
Ray chwycił mnie za rękę i poszliśmy do samochodu, z daleka jeszcze spojrzeliśmy na rozświetloną alejkę:
- Dzięki.
Ray uśmiechnął się.
- Dawno temu powinnaś to była zrobić.
- Wiem, ale nie byłam gotowa. Jedźmy.
Wsiadłam, Ray również, zapalił silnik i odjechaliśmy prosto do klubu. Impreza dawno się zaczęła. Asir na środku parkietu udawał Michael’a Jackson’a, z kapeluszem na głowie tańczył w rytm Billie Jean, dziewczyny wprost szalały u jego boku a on chyba czuł się jak ryba w wodzie, podeszłam do Vicky i Jesse, które mu klaskały, Jesse miała na sobie odlotową wprost czarną, krótką sukienkę i naprawdę wyglądała jak nie ona z tak mocnym makijażem, Vicky zresztą podobnie, Jesse spojrzała na mnie:
- No nie wierzyłam Vicky, że to zrobisz.
Mrugnęłam do niej i wtedy podszedł do mnie Joe:
- Kochanie nie chciałabyś znowu zostać moją żoną?
- Oczywiście, że nie.
Uśmiechnęłam się a on zmrużył oczy:
- Ranisz moje serce.
- Mam nadzieję, że wystarczająco mocno żebyś nie próbował włożyć mi rąk pod sukienkę.
Roześmiał się, bo istotnie jego ręce wędrowały po mojej talii, trzepnęłam go po ręku.
- Wolisz naszego amanta?
- Przemawia przez ciebie zazdrość.
- Zawsze.
Szepnął mi do ucha i mrugnął. Wszystkie trzy poruszałyśmy się w miejscu w rytm muzyki przyglądając się popisowi Asir’a, Jesse zachichotała a była już po drinku:
- Gdybym wiedziała ,że w Mosadzie tak uczą tańczyć, zakręciłabym się tam.
- Nie wątpię.
W tłumie wypatrzył mnie Rolly z Lindą, aż w końcu Asir, wyrzucając kapelusz przed siebie, spojrzał na mnie i uśmiechnął się ale w taki sposób jaki robił to tylko do mnie. Z głośników zaczęły płynąć wolne dźwięki Within Temptation – All I Need( wszystko czego potrzebuję).
Odwzajemniłam mu uśmiech, podszedł do mnie i wyciągnął rękę, Kim, Vicky i Jesse spojrzały na mnie roześmiane a on przeprowadził mnie na środek parkietu i zaczęliśmy tańczyć. Przez całe cztery minuty piosenki, nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Sunęliśmy po sali jak wówczas gdy byliśmy na bankiecie, nawet nie zauważając, że wszyscy zaczęli rozsuwać się na bok, po chwili jednak też zaczęli przemykać przez parkiet a ja?

Byłam tego wieczoru szczęśliwa i chyba nie tylko ja, bo oboje mieliśmy poczucie wzajemnej przynależności, która pozwoliła nam obojgu porzucić przeszłość i wspomnienia a rozpocząć coś nowego, czego żadne z nas tak naprawdę nie znało. Wytworzyła się między nami jakaś magia, która pozwoliła nam stworzyć coś silnego i niepokonanego – fundament- do naszego, lepszego świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz