XVI
Gdy obudziłam się
rano, czułam, że moje ruchy są lekko chwiejne. Po omacku trzymając się ścian,
ruszyłam w stronę łazienki i weszłam do niej chcąc wziąć dla otrzeźwienia
prysznic. Ledwo otworzyłam kabinę, zobaczyłam pod nią nie kogo innego, tylko
nagiego Asir’a, krzyknęłam i szybko zamknęłam ją z powrotem:
- Co ty tam robisz?!
- A na co ci to
wygląda?
Zakręcił wodę,
otworzył drzwi i stanął przede mną jak go pan Bóg stworzył.
- Chcesz się
przyłączyć?
Uśmiechnął się
kusząco.
- Nie, dziękuję.
Powiedziałam do niego
przez zęby. Stałam do niego tyłem.
- Podasz mi ręcznik
czy będziesz się patrzeć?
Wzięłam ręcznik,
obróciłam się przodem i podałam mu go.
- Nie masz niczego,
czego bym nie widziała.
Mrugnął do mnie i
obwiązał się ręcznikiem. Spojrzał na mnie:
- Wchodzisz ?
- Poczekam aż
wyjdziesz.
Zbliżył się do mnie i
powiedział szeptem:
- Jeszcze wczoraj
chciałaś mi się oddać a teraz udajesz wstydliwą?
- Świnia.
Roześmiał się i
wyszedł z łazienki, trzasnęłam drzwiami i tym razem to ja weszłam pod prysznic.
Kiedy z niego wyszłam, Asir siedział na kanapie i pił whisky, spojrzałam na
niego karcąco, gdyż miał na sobie tylko spodnie i buty, nie pokusił się
natomiast o włożenie koszuli:
- Nie za wcześnie na
alkohol?
- Na to nigdy nie jest
za wcześnie. Mam wolne.
Weszłam do kuchni i
nalałam sobie kawy, po czym zapaliłam papierosa. Spojrzał na mnie:
- Te papierosy cię
zabiją.
- Zanim zdążą to
zrobić, ty zabijesz mnie swoim gadaniem.
- Ktoś tu nie ma
humoru?
- Głowa mnie boli.
- Trzeba było nie pić.
- I kto to mówi?
Kawa coś najwyraźniej
mi nie wchodziła, Asir uśmiechnął się gdy zobaczył moja zbolałą minę i wystawił
w moim kierunku szklankę, którą trzymał. Spojrzałam na niego z dozą
niepewności:
- To ma mi pomóc?
- Skarbie, wiem co
mówię.
- Właściwie.
Wzięłam od niego
szklankę i wypiłam. Otrząsnęłam się i właśnie wtedy usłyszeliśmy, że do mojego
domu ktoś wchodzi kieruje się schodami na górę, spojrzałam na Asir’a zdziwiona:
- To Jesse, dzwoniła
kiedy byłaś pod prysznicem.
- To może byś się
chociaż ubrał co?
- Na życzenie.
Wziął koszulę i zaczął
ją zakładać akurat kiedy Jesse weszła na górę, uśmiechnęła się jak to miała w
zwyczaju:
- Ooo, nie
przeszkadzam?
Skrzywiłam się, na co
Asir uśmiechnął się szeroko:
- Witamy w domu
rozpusty.
Jesse wskoczyła obok
Asir’a na tapczan i spojrzała na mnie:
- Wyglądasz jak z
krzyża zdjęta.
- Podniosłaś mnie na
duchu.
- Do usług.
Uśmiechnęła się.
- Masz kreację?
- Kreację?
- Na wieczór.
- O Boże, to dzisiaj?
Przetarłam twarz.
- Eureka?
- Wyleciało mi.
Wstawiłam szklankę do
zlewu i zgasiłam papierosa. Wyjęłam z szafy granatowe, podpalane dżinsy i
dłuższą opiętą tunikę z krótkim rękawek w kolorze granatowym, po czym wsunęłam
buty – czarne adidasy.
- Gdzie się
wybieracie?
Asir zapytał.
- Do domu ojca Kal,
musi zdecydować co z nim zrobić, jedziesz z nami?
Zmierzyłam Jesse
wzrokiem, a Asir uśmiechnął się.
- Czemu nie, zawiozę
was.
Zapiął koszulę, włożył
słoneczne okulary i nałożył na siebie czarną, skórzaną kurtkę. Wyszliśmy w
trójkę z domu. Kiedy Asir podjechał pod dom ojca, dziwnie się poczułam. Wyszłam
z samochodu, ale nie zrobiłam nawet kroku naprzód. Jesse spojrzała na mnie:
- Kylie, w porządku?
Spojrzałam na nią:
- Tak.
- Idziemy?
Kiwnęłam głową i
poszłyśmy pod same drzwi.
- Masz klucze?
Zapytała.
- Co?
- Pytam czy masz
klucze?
- Tak.
Sięgnęłam z kieszeni
klucze, bo w tym wszystkim nawet zapomniałam o torebce. Jesse wzięła je ode
mnie i otworzyła drzwi, w trójkę weszliśmy do środka. Coś mnie zakłuło,
chciałam wierzyć, że za chwilę usłyszę głos ojca, który zechce mnie przywitać,
ale tak się nie stało.
- Rozejrzę się.
Powiedziała Jesse i
skierowała się w stronę salonu, ja za to weszłam na schody, prowadzące do
gabinetu Jen, w którym zginął mój ojciec.
Otworzyłam drzwi i
przekroczyłam próg. Przypomniałam sobie Jen przy biurku a później Lindę
strzelającą do niej. Ogarnęło mnie coś dziwnego, ale to najwyraźniej było
jakieś wewnętrzne poczucie winy. Nie chciałam się tak czuć, dlatego postanowiłam
tu przyjechać, by w końcu się z tym zmierzyć.
Wszystko wyglądało
dokładnie tak jak tego feralnego dnia. Zaczęłam rozglądać się po pokoju i swój
wzrok zatrzymałam na fotografii stojącej na półce z książkami. Ramka w złotej
oprawie błyszczała z daleka. Podeszłam i wzięłam ją do ręki, na niej byłam z
ojcem, oboje uśmiechnięci siedzieliśmy na kanapie w salonie. Przycisnęłam ramkę
do piersi i obróciłam się by wyjść z pokoju i właśnie wtedy przy drzwiach
dostrzegłam zaschniętą na panelach przy drzwiach plamę krwi. Emocje wzięły
górę. Uklęknęłam na podłodze i dotknęłam jej. Krew była sucha, ale ja odniosłam
wrażenie jakbym przez nią połączyła się z ojcem. Wszystko zaczęło być takie
realne jak tego dnia gdy trzymałam w rękach jego głowę a on wyzwalał w sobie
ostatnie tchnienie. Rozpłakałam się a w pewnym momencie po prostu zawyłam z
rozpaczy. Mój krzyk usłyszała Jesse i Asir. To ona wbiegła pierwsza do pokoju a
on zaraz po niej.
- Kylie…
Usiadła przy mnie i
objęła mnie a ja po prostu krzyczałam łkając:
- Kiedy to się skończy
Jesse?! Dłużej tak nie mogę, dlaczego wszystko muszę tracić?! Dlaczego
zabierają mi wszystkich, których kocham?!
- Kylie już dobrze,
uspokój się.
Całe ciało dosłownie
zaczęło mi drżeć a w gardle poczułam coś, czego nie byłam w stanie przełknąć.
Moje emocje najzupełniej w świecie przeraziły Jesse, bo spojrzała błagalnie na
Asir’a, który do tej pory stał w drzwiach poważny jak nigdy i w duchu chyba
modlił się, by zwalczyła w sobie ten ból.
- Pomóż jej Asir.
Popatrzył chwilę na
Jesse, po czym pochylił się nade mną, ramka wypadła mi z ręki i ściskając swoje
włosy na głowie z obu stron ,przytknęłam swoją głowę do podłogi. Uścisk Jesse
zelżał i po chwili poczułam na sobie ręce Asir’a. Jesse usunęła się po
podłodze, po czym wstała widząc, że Asir przycisnął mnie do siebie, a jego
dotyk sprawiał, że mój płacz zaczął słabnąć. Jesse wyszła za drzwi i po raz
pierwszy chyba odkąd ją znałam, coś było w stanie rozczulić ja tak, że oczy
zrobiły się jej szklane od łez. Oparła się o ścianę gabinetu na zewnątrz i
przykucnęła. Asir siedział ze mną na podłodze dobre półtorej godziny, zanim
zdołałam wypłakać wszystkie łzy. Leżałam oparta na jego ręku ściskając jego
dłoń. Tak bardzo tego potrzebowałam, wiedziałam, że nie będę czuła się dobrze,
dopóki nie zostawię w tym pokoju całego swojego żalu, który się we mnie
przelał.
W którymś momencie
powiedziałam do niego ochrypłym głosem:
- Nie mam już nikogo
wiesz?
- Masz nas, a my
zawsze będziemy, obiecuję.
Przytuliłam się do
jego ręki mocniej, choć nie wiem czy było to jeszcze możliwe. Jesse za ścianą
uśmiechnęła się do siebie, jakby odczuła ulgę po słowach Asir’a. Ja natomiast
nagle poczułam, że wszystko co złe, zaczyna ze mnie gdzieś ulatywać, zupełnie
jak u człowieka pogodzonego ze swoim losem. Podniosłam się w końcu a on
spojrzał w moje zapłakane oczy:
- Czy to kiedyś
przestaje boleć?
Nie myślał długo nad
odpowiedzią:
- Nie, ale oswojenie
się z tym sprawia, że potrafimy z tym bólem żyć.
Kiwnęłam głową.
- Zabierz mnie stąd.
- Jesteś pewna?
Przytaknęłam głową.
Wstaliśmy z podłogi,
raz jeszcze „rzuciłam” okiem na gabinet, po czym zeszliśmy z Asir’em na dół.
Razem z Jesse czekał tam Tony – mój adwokat, którego po śmierci mamy
zatrudniłam we firmie z polecenia męża mojej przyjaciółki Pati ze szkolnych
lat. Podeszłam do Tony’ego i chyba za ciekawie nie wyglądałam, bo przyglądał mi
się uważnie.
- Podjęłaś decyzję?
- Tak.
Wyjęłam z kieszeni
spodni dokładne dane na temat Lindy i wręczyłam mu kartkę.
- Kiedy się z nią
spotkasz, powiedz, że to rekompensata za jej życie. Niczego więcej ode mnie nie
dostanie, ale chcę spać spokojnie.
Jesse zerknęła na
kartkę:
- Chcesz oddać ten dom
Lindzie?
- Tak, nie chcę go,
nigdy nie czułabym się w nim dobrze. Tu jest za dużo cierpienia a ja go dosyć w
swoim życiu miałam i muszę w końcu iść na przód.
Tony spojrzał na mnie
i kiwnął głową:
- A twój dom? I
rodziców?
Po chwili namysłu
odpowiedziałam:
- Dom po rodzicach
sceduj na Michael’a a mój…
Tu głos mi się
załamał:
- Na Penny, jest w nim
wszystko co najbardziej kochała, dla niej Thorne zostanie tam na zawsze.
- Jesteś pewna?
Zamierzasz zostać tam gdzie jesteś?
Uśmiechnęłam się:
- To jedyne miejsce
gdzie nie ma przykrych wspomnień.
Jesse uśmiechnęła się
do mnie, zerknęłam na Asir’a a ten mrugnął do mnie.
- Jak załatwisz
wszystko, to zadzwoń, przyjadę podpisać dokumenty.
- Nie ma problemu.
Po tych słowach do
domu weszła Linda, nie z kim innym jak z Rolly’m.
- O wilku mowa, nie
sądziłam, że przyjedziesz z asystą.
Spojrzałam z pogardą
na Rolly’ego.
- Dlaczego chciałaś
się tu ze mną spotkać?
- To jest mój prawnik
Tony, wyjaśni czy wszystko, do wieczora.
Powiedziałam do Lindy
i Rolly’ego, po czym wyszłam z domu. Jesse popatrzyła na Asir’a i aż jej się
buzia śmiała:
- No mój drogi, nie
wiem jak to zrobiłeś, ale dokonałeś niemożliwego.
Asir uśmiechnął się z
zadowoleniem i oboje wyszli z domu, Rolly i Linda odprowadzili ich wzrokiem.
Po południu zostałam w
domu sama. Asir pojechał dobierać garderobę jak to Jesse nazwała, a ja
postanowiłam zabłyszczeć. Po raz pierwszy od czasu jak poznałam Vicky mając
trzy lata, wyprzedziłam ją z pomysłem na mój ubiór.
Weszła jak zwykle
pełna werwy i już miała otwierać szafę, kiedy powiedziałam:
- Spóźniłaś się
kochana.
- Nie mów, że sama
wybrałaś sobie sukienkę, bo chyba się upiję.
Uśmiechnęłam się do
niej łobuzersko:
- To zacznij od razu.
- Nie trzymaj mnie
dłużej w niepewności, kupiłaś coś? Beze mnie?
- Nie kupiłam, bez
ciebie to nie zakupy.
- No więc…? Mam
nadzieję, że wiesz iż musi to być wystrzałowe, nie co dzień taki dzień się
trafia.
Sięgnęłam do garderoby
po wielki pokrowiec i zaczęłam go powoli rozpinać:
- Przywiozłam to z
Włoch, nie myślałam ,że jeszcze ją na siebie włożę, ale po dzisiejszym dniu…
- Jesse mówiła, jak
się trzymasz?
- Nie źle. Najgorsze
za mną.
- No to nie trzymaj
mnie dłużej w niepewności.
Uśmiechnęła się, ja
też i wysunęłam z pokrowca długą czerwoną sukienkę uszytą na kształt
odwróconego kielicha kwiatu cantedeskii, dokładnie tą samą, którą wybrał dla
mnie Asir na bankiet u Ali’ego. Vicky aż zakwiczała:
- Boże, jest cudna,
naprawdę ją ubierzesz?
- Taki mam zamiar.
- Odważna decyzja.
- I jedyna taka
impreza prawda?
- Mówiłam ci już jak
cię kocham.
- Codziennie mi
mówisz.
Zaczęłyśmy się śmiać.
W takim razie nic tu
po mnie, rozumiem, że widzimy się na miejscu.
- Oczywiście.
- Tylko się nie
spóźnij.
- Przyjadę, nie bój
się, chcę tylko po drodze wjechać w pewne miejsce, Ray mnie przywiezie.
- Dobrze, w takim
razie do zobaczenia.
Vicky wyszła a ja
kiwnęłam głową i spojrzałam raz jeszcze na sukienkę, którą rozłożyłam na łóżku.
Kiedy przyjechał po
mnie Ray, otworzyłam mu w pełnej krasie – w sukience, na wysokim obcasie i w
mocniejszym makijażu. Włosy miałam równiutko ułożone i puszczone luźno na
ramionach. Uśmiechnął się i powiedział:
- Ostatni raz
widziałem cię taką w liceum.
Teraz to ja się
uśmiechnęłam i przekroczyłam próg domu, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy
prosto na cmentarz, gdzie Ray postawił znicze na wszystkich nagrobkach
znajdujących się w alejce Masters’ów. Podał mi zapalniczkę a ja odpaliłam jeden
po drugim, na samym końcu rozżarzył się znicz u mojego ojca. Spojrzałam w niebo
i uśmiechnęłam się. Stanęłam koło Ray’a i wzrokiem popatrzyłam raz jeszcze na
nagrobki w kolejności:
James Masters, Pamela Masters, Cynthia Masters, Jake Masters, Nickolas
Santiago, Mickey Santiago, Will Stone, Thorne De Neilo oraz Vincent Santadio, tuż z
boku widniały tablice na nagrobkach, których nie zdjęliśmy nadal:
Kylie S. Hopper z domu Santadio oraz Rolly Assante.
Ray popatrzył na mnie:
- Jesteś gotowa?
- Tak.
Kiwnął głową i
podszedł do dwóch pustych grobów, wziął duży pogrzebacz, który wcześniej musiał
tam przynieść i podważył tablice jedna po drugiej. Podał mi tablicę z moim
nazwiskiem, kiedy ściągał drugą, ta upadła pękła na pół. Spojrzałam w niebo, po
czym na grób Thorne’a, czy to miało oznaczać, że moje serce zostało uwolnione?
Czy dlatego widziałam go wtedy na wyspie pod wodą?
- Co z tym?
- Wyrzuć gdziekolwiek.
Podszedł do dużego
śmietnika, który stał przy samej alejce, wrzucił tam tablice, te spadły i
rozbiły się na drobniejsze kawałki, imiona Kylie i Rolly upadły obok siebie,
nie wiedząc o tym wrzuciłam stary znicz, który stał na grobie Thorne’a a ten
upadając rozbił się o kawałki płyt, rozsuwając tym samym imiona, pomiędzy nimi
znalazło się czerwone szkło od znicza.
Ray chwycił mnie za
rękę i poszliśmy do samochodu, z daleka jeszcze spojrzeliśmy na rozświetloną
alejkę:
- Dzięki.
Ray uśmiechnął się.
- Dawno temu powinnaś
to była zrobić.
- Wiem, ale nie byłam
gotowa. Jedźmy.
Wsiadłam, Ray również,
zapalił silnik i odjechaliśmy prosto do klubu. Impreza dawno się zaczęła. Asir
na środku parkietu udawał Michael’a Jackson’a, z kapeluszem na głowie tańczył w
rytm Billie Jean, dziewczyny wprost szalały u jego boku a on chyba czuł się jak
ryba w wodzie, podeszłam do Vicky i Jesse, które mu klaskały, Jesse miała na
sobie odlotową wprost czarną, krótką sukienkę i naprawdę wyglądała jak nie ona
z tak mocnym makijażem, Vicky zresztą podobnie, Jesse spojrzała na mnie:
- No nie wierzyłam
Vicky, że to zrobisz.
Mrugnęłam do niej i
wtedy podszedł do mnie Joe:
- Kochanie nie chciałabyś
znowu zostać moją żoną?
- Oczywiście, że nie.
Uśmiechnęłam się a on
zmrużył oczy:
- Ranisz moje serce.
- Mam nadzieję, że
wystarczająco mocno żebyś nie próbował włożyć mi rąk pod sukienkę.
Roześmiał się, bo
istotnie jego ręce wędrowały po mojej talii, trzepnęłam go po ręku.
- Wolisz naszego
amanta?
- Przemawia przez
ciebie zazdrość.
- Zawsze.
Szepnął mi do ucha i
mrugnął. Wszystkie trzy poruszałyśmy się w miejscu w rytm muzyki przyglądając
się popisowi Asir’a, Jesse zachichotała a była już po drinku:
- Gdybym wiedziała ,że
w Mosadzie tak uczą tańczyć, zakręciłabym się tam.
- Nie wątpię.
W tłumie wypatrzył
mnie Rolly z Lindą, aż w końcu Asir, wyrzucając kapelusz przed siebie, spojrzał
na mnie i uśmiechnął się ale w taki sposób jaki robił to tylko do mnie. Z
głośników zaczęły płynąć wolne dźwięki Within Temptation – All I Need( wszystko
czego potrzebuję).
Odwzajemniłam mu
uśmiech, podszedł do mnie i wyciągnął rękę, Kim, Vicky i Jesse spojrzały na
mnie roześmiane a on przeprowadził mnie na środek parkietu i zaczęliśmy
tańczyć. Przez całe cztery minuty piosenki, nie spuszczał wzroku z mojej
twarzy. Sunęliśmy po sali jak wówczas gdy byliśmy na bankiecie, nawet nie
zauważając, że wszyscy zaczęli rozsuwać się na bok, po chwili jednak też
zaczęli przemykać przez parkiet a ja?
Byłam tego wieczoru
szczęśliwa i chyba nie tylko ja, bo oboje mieliśmy poczucie wzajemnej
przynależności, która pozwoliła nam obojgu porzucić przeszłość i wspomnienia a
rozpocząć coś nowego, czego żadne z nas tak naprawdę nie znało. Wytworzyła się
między nami jakaś magia, która pozwoliła nam stworzyć coś silnego i
niepokonanego – fundament- do naszego, lepszego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz