XXXVI
W nocy obudziłam się z
krzykiem na ustach i zlana potem. Oddech miałam ciężki, Asir potrząsnął mną:
- Kylie, co się
dzieje?
- Coś mi się
przyśniło.
Położyłam się z
powrotem i spojrzałam w sufit. Mój sen był taki realistyczny, że zastanawiałam
się, czy przypadkiem po seansie Vicky nie dostaję na głowę. Najpierw w kominku
widziałam Will’a teraz ten sen. Prosił mnie w nim o pomoc i patrzył na mnie tak
jak kiedyś, gdy się spotykaliśmy. Co się ze mną działo?
Próbowałam znaleźć
jakieś normalne wytłumaczenie tych moich chorych urojeń, ale jakoś nic
sensownego nie przychodziło mi do głowy. Z samego rana, kiedy Asir brał
prysznic, ledwo przytomna sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam do Vicky:
- Cześć Vicky.
- No cześć.
- Posłuchaj, chciałam
się tylko upewnić, wszystko w porządku?
- Tak, dlaczego
pytasz?
- Tak tylko, nic się
nie dzieje?
- Nie, no dzieje się,
spędziłam z Seth’em taką noc, że chyba częściej będę się na niego obrażać. Seks
z facetem po czterdziestce to jest to.
W duchu uśmiechnęłam
się, ale nie uspokoiło mnie to, wręcz przeciwnie. Vicky od razu to wyczuła:
- Kylie, słyszę, że
coś cię męczy.
- Kiepsko spałam to
wszystko.
- Na pewno?
- Tak, zrobię sobie
dzisiaj wolne i może odeśpię tą noc.
- Ale obiecaj, że się
potem odezwiesz.
- Obiecuję, pa.
Wyłączyłam komórkę i
zamyśliłam się. Z łazienki wyszedł Asir i spojrzał na mnie, ubrał czarną
koszulkę i sięgnął po kubek kawy stojący na stole:
- Nie idziesz?
- Nie, muszę odespać,
przyda mi się dzień wolnego.
Kiwnął głową i narzucił
na siebie skórzaną kurtkę:
- Gdybyś mnie
potrzebowała to dzwoń.
- Ychy.
Powiedziałam nie
przerywając swojego zamyślenia, pocałował mnie w policzek i wyszedł a ja
zerwałam się z łóżka. Podeszłam do okna i upewniłam się, że odjechał. Chwyciłam
swoje rzeczy leżące na fotelu przy łóżku wtedy właśnie rozległ się dzwonek do
drzwi, w duchu zaklęłam, ale poszłam otworzyć. Mogłam to przewidzieć, w
drzwiach zobaczyłam Vicky, bez zaproszenia wparowała do domu. Zamknęłam drzwi i
spojrzałam na nią:
- Mówiłam, że wszystko
w porządku.
- Tak, tak, bajerować
to możesz Asir’a, co się dzieje?
Przysiadłam na kanapie
i zapaliłam papierosa.
- Od wczorajszego
wieczoru wszędzie widzę Will’a, pół nocy przez to nie spałam, najpierw
myślałam, że to przez to wywoływanie duchów, ale…, ty mówisz, że wszystko jest
ok. więc, to musi być coś innego.
- Nie pierwszy raz
zdarza ci się coś takiego.
- Wiem, ale zawsze
wiem czego to dotyczy, a teraz? Przecież Will nie żyje, zresztą ja nie pamiętam
żeby on mi się kiedykolwiek śnił, nawet kiedy żył.
- Nie masz żadnego
pomysłu?
- Poza tym ,że dostaję
na głowę? Nie.
- Daj spokój, nie
pierwszy raz ci się to zdarza. Pomyśl, może to ma coś wspólnego z…
- Z czym? Sue nie
żyje, jedyne poprzychodzi mi do głowy…
Tu przerwałam i
spojrzałam na Vicky jakbym odkryła Amerykę, na trzy cztery krzyknęłyśmy:
- Samanta!
- Dzwoń do niej.
Wzięłam komórkę i
wykręciłam numer, ale nie odebrała, wybrałam do Rolly’ego, odebrał od razu:
- Rolly, dzwonię się
upewnić czy wszystko w porządku?
- Tak, a co?
- Nie mogę się dodzwonić
do Samanty.
Rolly zerknął do łazienki i widział , że Samanta bierze
prysznic.
- Jeszcze śpi.
- Oł, w takim razie
jak się obudzi, niech do mnie zadzwoni.
- Nie ma sprawy,
powiem jej.
Rozłączyłam się i
spojrzałam na Vicky, minę miałam niewyraźną.
- Co jest?
- Kłamie.
- Co?
- Nie wiem, czuję, że
kłamie.
- Po co miałby to
robić?
- Ty mi powiedz.
- No wiesz, to nie ja
z nim spędziłam tyle lat, mimo wszystko znasz go lepiej.
- Czasami mi się
wydaje, że w ogóle go nie znam. Myślisz, że on i …
Nie skończyłam, bo
Vicky wybuchła śmiechem.
- Oszalałaś? To nie w
jego stylu.
- Samanta jest
kobietą, nie podlotkiem.
- Nie wierzę w to,
zresztą…
- Co? Nie powinnam się
mieszać?
- Nie, to nie to, nie
wiem Kal, jakoś to do mnie nie trafia, może się mylisz.
- Mam nadzieję, że się
mylę, bo jeśli nie, pospadają głowy.
Zaczęłam się ubierać:
- Dokąd się wybierasz?
- Do Penny do
Akademika.
- Myślisz, że będzie
chciała z tobą rozmawiać?
- No cóż, myślę, że
będzie musiała się przemóc, w oczach prawa dalej za nią odpowiadam, zresztą,
nie tylko za nią.
Kiedy dojechałam do
Akademika, widziałam, że w pobliżu nadal kręcą się nasze oddziałowe samochody,
nieco mi ulżyło, bo nic nie było dla mnie tak ważne jak bezpieczeństwo Penny.
Weszłam do Akademika i skierowałam się do sekretariatu, przy biurku siedziała
czarno skóra kobieta i pochylała się nad papierami:
- Przepraszam, czy
może mi pani pomóc?
- Słucham.
Spojrzała na mnie z
niechęcią:
- Szukam córki, nie
wiem, czy ma teraz zajęcia czy może jest w pokoju?
- Nie wie pani co robi
córka?
Głupio się poczułam,
miała rację, nawet nie wiedziałam jaki plan ma moja córka, z drugiej strony
pomyślałam, że nic jej do tego i już miałam wjechać na wysokie obroty, kiedy
usłyszałam:
- Mama?
Obróciłam się i
zobaczyłam Penny w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Wyglądał nawet całkiem
przyzwoicie, widząc mnie powiedział tylko:
- Zobaczymy się na
zajęciach.
Penny kiwnęła głową i
podeszła do mnie bliżej:
- Co tu robisz? Stało
się coś?
O dziwo w jej głosie
nie było słychać dawnej agresji:
- Musimy porozmawiać,
masz czas?
Była zdziwiona.
- Zajęcia zaczynam
dopiero za dwie godziny, niedaleko jest bar, może tam bo w naszym nie wolno
palić.
Znowu czegoś nowego
się dowiedziałam, moja córka paliła? Aż się bałam dowiedzieć reszty.
Poszłyśmy do baru
po przeciwnej stronie terenów uczelni,
zamówiłam kawę, Penny wzięła cappuccino. Zapaliłam papierosa, ona zresztą też,
z niewiadomych przyczyn nie spodobało mi się to, no ale w końcu była dorosła a
z papierosem prawdopodobnie wydawało jej się, że jest jeszcze doroślejsza. Nie
chciałam jednak wstrzymać awantury, więc w ogóle nie poruszyłam tego tematu:
- O czym chciałaś
rozmawiać?
- Chciałabym o
wszystkim, ale z powodu twojego uprzedzenia do mojej osoby, ograniczę się do
Samanty.
- Do Samanty?
- Tak, wiem, że mówi
ci o wszystkim i obawiam się, że wpakowała się w coś, co może bardzo
pokomplikować jej życie.
Popatrzyła na mnie i
wiem, że w lot się połapała o czym mówię, miała to wypisane na twarzy. Zawsze
była porywcza ,ale i inteligentna.
- Ja też jej to
mówiłam, ale nie chciała słuchać.
- Więc mam rację?
Kiwnęła głową.
- Ja myślę, że ona się
w nim zakochała.
Przetarłam twarz
dłońmi i nie wiem dlaczego, ale poczułam się tak jakbym dostała w twarz.
- Mamo…
Powiedziała poważnie.
- Znajdź sposób żeby
to skończyć, Rolly jest dla niej dobry, opiekuje się nią, ale jej nie kocha,
nie może, bo dalej kocha ciebie, ma to wypisane na twarzy. Jeśli będzie w to
brnęła, to potem obwini ciebie za to wszystko.
- I tak to zrobi, to
samo robiła jej matka przez całe życie.
- Więc udawaj przed
nią, że o niczym nie wiesz i porozmawiaj z nim zanim będzie za późno, ja jej
nie powiem, że rozmawiałyśmy o niej.
Spojrzałam zdziwiona,
moja córka po mojej stronie? Co tak bardzo ją odmieniło? A może bardziej niż o
Samantę, powinnam martwić się o Penny?
- Chcesz mi coś
powiedzieć?
- Nie, ale
przemyślałam sobie kilka spraw, przed wyjazdem był u mnie Michael, może
faktycznie zbyt surowo cię oceniłam. Ale może jeszcze nie wszystko stracone.
Oczy mi się zaszkliły.
Czy to był cud? Czy kolejny sen?
- Niedługo mam sesję i
muszę się przygotować, ale potem…Może będziesz mogła mi to wszystko wyjaśnić,
widziałam wokół uczelni agentów.
- Mają cię pilnować.
- Coś mi grozi?
- Mam nadzieję, że
nie, to standardowa procedura, do czasu aż nie zakończymy pewnej sprawy.
- Ktoś chce cię zabić
prawda?
Popatrzyłam na nią i
szczerze to nie miałam pojęcia co jej odpowiedzieć ,czy brnąć w kłamstwo czy
lepiej wreszcie zmierzyć się z tym co może się stać.
- Obiecaj mi tylko, że
będziesz rozsądna i nie będziesz niczego lekceważyć. Gdybyś uznała, że coś cię
niepokoi, po prostu zadzwoń, nie ważne o jakiej porze.
Spojrzała na mnie i w
końcu pokiwała głową.
- Porozmawiasz z
Rolly’m?
- Tak, spróbuję to
jakoś wyjaśnić.
- Dasz mi znać?
- Zadzwonię wieczorem.
To był twój chłopak?
Uśmiechnęła się
nieśmiało jakby w obawie o moją reakcję.
- Tak, co o nim
myślisz?
- Sprawia dobre
wrażenie, ale ty musisz wiedzieć czy…
Uśmiechnęłam się.
- Na razie się
poznajemy.
- Odprowadzę cię do
Akademika.
Kiwnęła głową,
zostawiłam dwudziesto dolarówkę na stoliku i wyszłyśmy. Gdy tylko odprowadziłam
ją na teren uczelni, wsiadłam w samochód i zadzwoniłam do Rolly’ego, nie
odbierał. Podjechałam pod swój dom i gdy wjechałam na podjazd, zobaczyłam go na
werandzie. Wyszłam z samochodu i podeszłam do drzwi.
- Dzwoniłam do ciebie.
- Wiem, nie
odbierałem, bo wiedziałem, że tu jedziesz, byłaś u Penny?
- Po co pytasz?
Przecież już to sprawdziłeś.
Otworzyłam drzwi,
wszedł za mną do domu. Położyłam klucze na stole i spojrzałam na niego.
- Po co przyjechałeś?
- Musimy porozmawiać.
- Tak sądzę, chociaż
wolałabym przegryźć ci krtań.
- Najpierw mnie
wysłuchaj.
Westchnęłam ciężko i
usiadłam na kanapie zapalając papierosa.
- Zagrożenie ze strony
twojej siostry minęło i myślę, że Samanta może wrócić do domu.
- Przed czy po tym jak
złamiesz jej serce?
- Nie planowałem tego.
- No tak, przecież ty
wszystko musisz mieć zaplanowane.
- Możesz przez chwilę
nie być złośliwa?
- Wierz mi, że bardzo
się staram, ale to nie jest takie proste.
Wstałam i stanęłam
przed nim.
- Jak ty sobie to
wyobrażasz? To córka mojej siostry! Jesteś ojcem Michael’a na litość boską!
Kiedyś byliśmy rodziną, byłeś dla niej autorytetem bo zastępowałeś jej ojca,
nie przyszło ci do głowy, że coś takiego może się stać? Ona szuka tego co
straciła i myśli, że ty jej to dasz.
Rolly spojrzał na mnie
poważnie.
- Spałeś z nią?
- Nie.
- Ale było blisko
prawda?
Kiwnął głową.
- Nie, to jakiś obłęd,
z nas dwoje to ty zawsze byłeś rozsądny a ja porywcza, jak mogłeś do tego
dopuścić?
- Odstawię ją dzisiaj
do domu.
- Jeśli to zrobisz,
znienawidzi cię.
- Lepiej, że
znienawidzi mnie, niż miałaby znienawidzić ciebie.
Skierował się do
wyjścia.
- Od kiedy tak bardzo
się o mnie troszczysz?
- Od kiedy się w tobie
zakochałem.
Spojrzałam jak zamyka
za sobą drzwi i choć jego słowa nie zrobiły na mnie większego wrażenia, dały mi
do myślenia.
Podeszłam do szuflady,
wyjęłam z niej legginsy i koszulkę. Przebrałam się, ubrałam adidasy, włożyłam w
pokrowiec telefon i papierosy, po czym wybiegłam z domu. Długo biegłam przed
siebie, skręciłam w las i przebiegłam go prawie na wskroś takim pędem jakbym
brała udział w biegu maratońskim. Tysiąc myśli kłębiło mi się w głowie, nie
mogłam nad tym zapanować. W końcu dobiegłam do wielkiego drzewa niedaleko
mojego starego domu, oparłam się o nie i bezwiednie osunęłam się po konarze. Poleciały
mi łzy, spojrzałam przed siebie i znowu miałam wrażenie, że w oddali widzę
Will’a. Tym razem się uśmiechał, pomachał do mnie, po czym zniknął. Schowałam
twarz w dłoniach przypominając sobie liczne scenki z mojego życia. W końcu
oparłam głowę o drzewo i spojrzałam w dal, zerwał się wiatr a gałęzie zaczęły
swój taniec. Otarłam łzy i wstałam patrząc, jak wiatr dmie w moją stronę.
Poczułam przyjemny chłód, po czym ruszyłam powoli w stronę swojego domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz