piątek, 21 lutego 2014

Rozdział XXXVI

XXXVI

W nocy obudziłam się z krzykiem na ustach i zlana potem. Oddech miałam ciężki, Asir potrząsnął mną:
- Kylie, co się dzieje?
- Coś mi się przyśniło.
Położyłam się z powrotem i spojrzałam w sufit. Mój sen był taki realistyczny, że zastanawiałam się, czy przypadkiem po seansie Vicky nie dostaję na głowę. Najpierw w kominku widziałam Will’a teraz ten sen. Prosił mnie w nim o pomoc i patrzył na mnie tak jak kiedyś, gdy się spotykaliśmy. Co się ze mną działo?
Próbowałam znaleźć jakieś normalne wytłumaczenie tych moich chorych urojeń, ale jakoś nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Z samego rana, kiedy Asir brał prysznic, ledwo przytomna sięgnęłam po komórkę i zadzwoniłam do Vicky:
- Cześć Vicky.
- No cześć.
- Posłuchaj, chciałam się tylko upewnić, wszystko w porządku?
- Tak, dlaczego pytasz?
- Tak tylko, nic się nie dzieje?
- Nie, no dzieje się, spędziłam z Seth’em taką noc, że chyba częściej będę się na niego obrażać. Seks z facetem po czterdziestce to jest to.
W duchu uśmiechnęłam się, ale nie uspokoiło mnie to, wręcz przeciwnie. Vicky od razu to wyczuła:
- Kylie, słyszę, że coś cię męczy.
- Kiepsko spałam to wszystko.
- Na pewno?
- Tak, zrobię sobie dzisiaj wolne i może odeśpię tą noc.
- Ale obiecaj, że się potem odezwiesz.
- Obiecuję, pa.
Wyłączyłam komórkę i zamyśliłam się. Z łazienki wyszedł Asir i spojrzał na mnie, ubrał czarną koszulkę i sięgnął po kubek kawy stojący na stole:
- Nie idziesz?
- Nie, muszę odespać, przyda mi się dzień wolnego.
Kiwnął głową i narzucił na siebie skórzaną kurtkę:
- Gdybyś mnie potrzebowała to dzwoń.
- Ychy.
Powiedziałam nie przerywając swojego zamyślenia, pocałował mnie w policzek i wyszedł a ja zerwałam się z łóżka. Podeszłam do okna i upewniłam się, że odjechał. Chwyciłam swoje rzeczy leżące na fotelu przy łóżku wtedy właśnie rozległ się dzwonek do drzwi, w duchu zaklęłam, ale poszłam otworzyć. Mogłam to przewidzieć, w drzwiach zobaczyłam Vicky, bez zaproszenia wparowała do domu. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na nią:
- Mówiłam, że wszystko w porządku.
- Tak, tak, bajerować to możesz Asir’a, co się dzieje?
Przysiadłam na kanapie i zapaliłam papierosa.
- Od wczorajszego wieczoru wszędzie widzę Will’a, pół nocy przez to nie spałam, najpierw myślałam, że to przez to wywoływanie duchów, ale…, ty mówisz, że wszystko jest ok. więc, to musi być coś innego.
- Nie pierwszy raz zdarza ci się coś takiego.
- Wiem, ale zawsze wiem czego to dotyczy, a teraz? Przecież Will nie żyje, zresztą ja nie pamiętam żeby on mi się kiedykolwiek śnił, nawet kiedy żył.
- Nie masz żadnego pomysłu?
- Poza tym ,że dostaję na głowę? Nie.
- Daj spokój, nie pierwszy raz ci się to zdarza. Pomyśl, może to ma coś wspólnego z…
- Z czym? Sue nie żyje, jedyne poprzychodzi mi do głowy…
Tu przerwałam i spojrzałam na Vicky jakbym odkryła Amerykę, na trzy cztery krzyknęłyśmy:
- Samanta!
- Dzwoń do niej.
Wzięłam komórkę i wykręciłam numer, ale nie odebrała, wybrałam do Rolly’ego, odebrał od razu:
- Rolly, dzwonię się upewnić czy wszystko w porządku?
- Tak, a co?
- Nie mogę się dodzwonić do Samanty.
Rolly zerknął  do łazienki i widział , że Samanta bierze prysznic.
- Jeszcze śpi.
- Oł, w takim razie jak się obudzi, niech do mnie zadzwoni.
- Nie ma sprawy, powiem jej.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Vicky, minę miałam niewyraźną.
- Co jest?
- Kłamie.
- Co?
- Nie wiem, czuję, że kłamie.
- Po co miałby to robić?
- Ty mi powiedz.
- No wiesz, to nie ja z nim spędziłam tyle lat, mimo wszystko znasz go lepiej.
- Czasami mi się wydaje, że w ogóle go nie znam. Myślisz, że on i …
Nie skończyłam, bo Vicky wybuchła śmiechem.
- Oszalałaś? To nie w jego stylu.
- Samanta jest kobietą, nie podlotkiem.
- Nie wierzę w to, zresztą…
- Co? Nie powinnam się mieszać?
- Nie, to nie to, nie wiem Kal, jakoś to do mnie nie trafia, może się mylisz.
- Mam nadzieję, że się mylę, bo jeśli nie, pospadają głowy.
Zaczęłam się ubierać:
- Dokąd się wybierasz?
- Do Penny do Akademika.
- Myślisz, że będzie chciała z tobą rozmawiać?
- No cóż, myślę, że będzie musiała się przemóc, w oczach prawa dalej za nią odpowiadam, zresztą, nie tylko za nią.
Kiedy dojechałam do Akademika, widziałam, że w pobliżu nadal kręcą się nasze oddziałowe samochody, nieco mi ulżyło, bo nic nie było dla mnie tak ważne jak bezpieczeństwo Penny. Weszłam do Akademika i skierowałam się do sekretariatu, przy biurku siedziała czarno skóra kobieta i pochylała się nad papierami:
- Przepraszam, czy może mi pani pomóc?
- Słucham.
Spojrzała na mnie z niechęcią:
- Szukam córki, nie wiem, czy ma teraz zajęcia czy może jest w pokoju?
- Nie wie pani co robi córka?
Głupio się poczułam, miała rację, nawet nie wiedziałam jaki plan ma moja córka, z drugiej strony pomyślałam, że nic jej do tego i już miałam wjechać na wysokie obroty, kiedy usłyszałam:
- Mama?
Obróciłam się i zobaczyłam Penny w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Wyglądał nawet całkiem przyzwoicie, widząc mnie powiedział tylko:
- Zobaczymy się na zajęciach.
Penny kiwnęła głową i podeszła do mnie bliżej:
- Co tu robisz? Stało się coś?
O dziwo w jej głosie nie było słychać dawnej agresji:
- Musimy porozmawiać, masz czas?
Była zdziwiona.
- Zajęcia zaczynam dopiero za dwie godziny, niedaleko jest bar, może tam bo w naszym nie wolno palić.
Znowu czegoś nowego się dowiedziałam, moja córka paliła? Aż się bałam dowiedzieć reszty.
Poszłyśmy do baru po  przeciwnej stronie terenów uczelni, zamówiłam kawę, Penny wzięła cappuccino. Zapaliłam papierosa, ona zresztą też, z niewiadomych przyczyn nie spodobało mi się to, no ale w końcu była dorosła a z papierosem prawdopodobnie wydawało jej się, że jest jeszcze doroślejsza. Nie chciałam jednak wstrzymać awantury, więc w ogóle nie poruszyłam tego tematu:
- O czym chciałaś rozmawiać?
- Chciałabym o wszystkim, ale z powodu twojego uprzedzenia do mojej osoby, ograniczę się do Samanty.
- Do Samanty?
- Tak, wiem, że mówi ci o wszystkim i obawiam się, że wpakowała się w coś, co może bardzo pokomplikować jej życie.
Popatrzyła na mnie i wiem, że w lot się połapała o czym mówię, miała to wypisane na twarzy. Zawsze była porywcza ,ale i inteligentna.
- Ja też jej to mówiłam, ale nie chciała słuchać.
- Więc mam rację?
Kiwnęła głową.
- Ja myślę, że ona się w nim zakochała.
Przetarłam twarz dłońmi i nie wiem dlaczego, ale poczułam się tak jakbym dostała w twarz.
- Mamo…
Powiedziała poważnie.
- Znajdź sposób żeby to skończyć, Rolly jest dla niej dobry, opiekuje się nią, ale jej nie kocha, nie może, bo dalej kocha ciebie, ma to wypisane na twarzy. Jeśli będzie w to brnęła, to potem obwini ciebie za to wszystko.
- I tak to zrobi, to samo robiła jej matka przez całe życie.
- Więc udawaj przed nią, że o niczym nie wiesz i porozmawiaj z nim zanim będzie za późno, ja jej nie powiem, że rozmawiałyśmy o niej.
Spojrzałam zdziwiona, moja córka po mojej stronie? Co tak bardzo ją odmieniło? A może bardziej niż o Samantę, powinnam martwić się o Penny?
- Chcesz mi coś powiedzieć?
- Nie, ale przemyślałam sobie kilka spraw, przed wyjazdem był u mnie Michael, może faktycznie zbyt surowo cię oceniłam. Ale może jeszcze nie wszystko stracone.
Oczy mi się zaszkliły. Czy to był cud? Czy kolejny sen?
- Niedługo mam sesję i muszę się przygotować, ale potem…Może będziesz mogła mi to wszystko wyjaśnić, widziałam wokół uczelni agentów.
- Mają cię pilnować.
- Coś mi grozi?
- Mam nadzieję, że nie, to standardowa procedura, do czasu aż nie zakończymy pewnej sprawy.
- Ktoś chce cię zabić prawda?
Popatrzyłam na nią i szczerze to nie miałam pojęcia co jej odpowiedzieć ,czy brnąć w kłamstwo czy lepiej wreszcie zmierzyć się z tym co może się stać.
- Obiecaj mi tylko, że będziesz rozsądna i nie będziesz niczego lekceważyć. Gdybyś uznała, że coś cię niepokoi, po prostu zadzwoń, nie ważne o jakiej porze.
Spojrzała na mnie i w końcu pokiwała głową.
- Porozmawiasz z Rolly’m?
- Tak, spróbuję to jakoś wyjaśnić.
- Dasz mi znać?
- Zadzwonię wieczorem. To był twój chłopak?
Uśmiechnęła się nieśmiało jakby w obawie o moją reakcję.
- Tak, co o nim myślisz?
- Sprawia dobre wrażenie, ale ty musisz wiedzieć czy…
Uśmiechnęłam się.
- Na razie się poznajemy.
- Odprowadzę cię do Akademika.
Kiwnęła głową, zostawiłam dwudziesto dolarówkę na stoliku i wyszłyśmy. Gdy tylko odprowadziłam ją na teren uczelni, wsiadłam w samochód i zadzwoniłam do Rolly’ego, nie odbierał. Podjechałam pod swój dom i gdy wjechałam na podjazd, zobaczyłam go na werandzie. Wyszłam z samochodu i podeszłam do drzwi.
- Dzwoniłam do ciebie.
- Wiem, nie odbierałem, bo wiedziałem, że tu jedziesz, byłaś u Penny?
- Po co pytasz? Przecież już to sprawdziłeś.
Otworzyłam drzwi, wszedł za mną do domu. Położyłam klucze na stole i spojrzałam na niego.
- Po co przyjechałeś?
- Musimy porozmawiać.
- Tak sądzę, chociaż wolałabym przegryźć ci krtań.
- Najpierw mnie wysłuchaj.
Westchnęłam ciężko i usiadłam na kanapie zapalając papierosa.
- Zagrożenie ze strony twojej siostry minęło i myślę, że Samanta może wrócić do domu.
- Przed czy po tym jak złamiesz jej serce?
- Nie planowałem tego.
- No tak, przecież ty wszystko musisz mieć zaplanowane.
- Możesz przez chwilę nie być złośliwa?
- Wierz mi, że bardzo się staram, ale to nie jest takie proste.
Wstałam i stanęłam przed nim.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? To córka mojej siostry! Jesteś ojcem Michael’a na litość boską! Kiedyś byliśmy rodziną, byłeś dla niej autorytetem bo zastępowałeś jej ojca, nie przyszło ci do głowy, że coś takiego może się stać? Ona szuka tego co straciła i myśli, że ty jej to dasz.
Rolly spojrzał na mnie poważnie.
- Spałeś z nią?
- Nie.
- Ale było blisko prawda?
Kiwnął głową.
- Nie, to jakiś obłęd, z nas dwoje to ty zawsze byłeś rozsądny a ja porywcza, jak mogłeś do tego dopuścić?
- Odstawię ją dzisiaj do domu.
- Jeśli to zrobisz, znienawidzi cię.
- Lepiej, że znienawidzi mnie, niż miałaby znienawidzić ciebie.
Skierował się do wyjścia.
- Od kiedy tak bardzo się o mnie troszczysz?
- Od kiedy się w tobie zakochałem.
Spojrzałam jak zamyka za sobą drzwi i choć jego słowa nie zrobiły na mnie większego wrażenia, dały mi do myślenia.

Podeszłam do szuflady, wyjęłam z niej legginsy i koszulkę. Przebrałam się, ubrałam adidasy, włożyłam w pokrowiec telefon i papierosy, po czym wybiegłam z domu. Długo biegłam przed siebie, skręciłam w las i przebiegłam go prawie na wskroś takim pędem jakbym brała udział w biegu maratońskim. Tysiąc myśli kłębiło mi się w głowie, nie mogłam nad tym zapanować. W końcu dobiegłam do wielkiego drzewa niedaleko mojego starego domu, oparłam się o nie i bezwiednie osunęłam się po konarze. Poleciały mi łzy, spojrzałam przed siebie i znowu miałam wrażenie, że w oddali widzę Will’a. Tym razem się uśmiechał, pomachał do mnie, po czym zniknął. Schowałam twarz w dłoniach przypominając sobie liczne scenki z mojego życia. W końcu oparłam głowę o drzewo i spojrzałam w dal, zerwał się wiatr a gałęzie zaczęły swój taniec. Otarłam łzy i wstałam patrząc, jak wiatr dmie w moją stronę. Poczułam przyjemny chłód, po czym ruszyłam powoli w stronę swojego domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz