wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział XI

XI

Dwa dni później, gdy byłam już u siebie, akurat biegałam na bieżni oglądając telewizję. We wiadomościach mówili o wypadku premiera:
- Dwa dni temu tajlandzki premier został odnaleziony w swojej rezydencji. Lekarze stwierdzili zawał. Współpracownicy twierdzą, że od dawna chorował na serce.
Rozległ się dzwonek do drzwi a w nich stanął Michael, uśmiechnęłam się:
- Michael?
- Cześć mamo.
Wszedł do środka.
- Kiedy przyjechałeś?
- Przed chwilą.
Spojrzałam na niego:
- Chodź na kawę, jesteś głodny?
- Nie, jadłem po drodze.
Zrobiłam kawę i poszliśmy na taras, zapaliłam:
- Opowiadaj.
- Jest ciężko, dają nam wycisk, ale warto.
- Marynarka to nie byle co, mówiłam, że będzie trudno.
- Wiem, ale poradzę sobie.
Spojrzał na mnie:
- Przepraszam, że nie byłem na pogrzebie, miałem egzaminy, poza tym, nie wiem czy…
- W porządku rozumiem.
- A dzisiaj będziesz miała czas żeby tam ze mną pojechać?
Kiwnęłam głową.
- To dobrze.
Wziął łyka kawy a ja prześwidrowałam go wzrokiem:
- Michael co się dzieje?
- Penny zamieszkała w internacie.
- Słyszałam.
- No właśnie, chodzi mi o…
- O dom?
Kiwnął głową.
- Pomyślałem, że skoro tak teraz to wszystko wyszło, to może chciałabyś do niego wrócić.
Spojrzałam na niego, a on położył przede mną klucze.
- Nie wiem Michael czy jestem w stanie i czy chcę.
- Zrób z nim co uważasz, ja już tam nie wrócę, zresztą nawet nie utrzymałbym tego domu teraz.
Popatrzył mi w oczy:
- Czegoś mi nie mówisz co? Znam cię.
- Zaproponowali mi żebym po skończeniu został zawodowym żołnierzem.
Uśmiechnęłam się.
- Ojciec byłby z ciebie dumny.
- Mam nadzieję, a ty?
- Ja jestem cały czas, to co? Chcesz jechać?
Kiwnął głową na tak.
- Przebiorę się tylko.
Popołudniu wracaliśmy z cmentarza parkiem, szłam z Michael’em pod rękę i rozmawialiśmy:
- Penny wini mnie za śmierć ojca, a mi wyczerpały się argumenty, do tego ta cała sprawa z Jen, przez tyle lat nawet przez moment nie pomyślałabym , że coś knuje.
- Wiem, rozmawiałem z Rolly’m.
Zaniemówiłam.
- Z Rolly’m? Kiedy?
- Dzisiaj rano, myślałem, że jesteś na oddziale.
- Co ci powiedział?
- Że nieco się poróżniliście.
- Tylko tyle?
- Tak. Widziałem tą jego…
Uśmiechnął się a ja spojrzałam.
- Lindę, niczego sobie, chociaż kiedy wróciłaś, myślałem, że ty i Rolly będziecie razem.
- Też tak myślałam, ale jak widać wszystko się zmieniło.
- Jesteś z kimś?
- Michael.
Udałam oburzoną jego pytaniem, ale już po chwili roześmiałam się.
- Co to za pytania?
- Chcę mieć pewność, że kiedy znowu wyjdę, nie zostaniesz tu sama.
- Już ty się o mnie nie martw, nie zostanę sama.
- W takim razie mogę być spokojny.
- A ty?
- Pytasz czy mam dziewczynę?
- Ychy.
- Mam, ale to córka jednego z dowódców więc – nie afiszujemy się, przynajmniej na razie. Rozumiesz co mam na myśli?
Roześmiał się a ja pokręciłam głową:
- Rozumiem, rozumiem.
Poszliśmy dalej. Po południu każde udało się w swoją stronę, ja pojechałam na oddział a Michael do Samanty.
Na mój widok Daniels mało się nie wściekł. Podszedł do mnie i od razu zaczął rozmowę podniesionym tonem przez wysokie C.
- Gdzieś ty się podziewała?
- A co? Tak ci mnie brakowało?
Uśmiechnęłam się złośliwie.
- Nie drwij, na sali czeka kolejna partia rekrutów, Colin zlokalizował jednego z trzech wysłanników, na oddziale aż kipi a ty…, postanowiłaś wyłączyć telefon!
- Wykrzyczałeś się?
Daniels zacisnął zęby.
- Za pięć minut na dużej sali, mam nadzieję, że zdążysz dojść a po drodze nie wypadnie ci nic co sprawi, że nie dotrzesz na miejsce.
Poszedł, Colin podśmiechnął się pod nosem. Podeszłam do niego:
- I jak tam?
- Było ciężko, ale mam go, lokalizacja wskazuje na Salvatore Rodrigo, to jeden z trzech. Wyszkolona maszyna do zabijania, nie będzie łatwo przywieźć go żywego.
- Potrzebujemy danych a nie jego. Co z pozostałymi?
- Pracuję nad tym i liczę, że jeśli uzyskamy dostęp choćby do części danych, będzie mi łatwiej szukać.
- Mówiłam ci już, że jesteś nieoceniony?
- Kilka razy, ale lubię tego słuchać.
Roześmiał się.
- Dobrze mój ty geniuszu, prześlij mi dane na palntopa.
- Jasne.
Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że przy stole na głównej sali zaczynają się schodzić agenci. Ruszyłam w ich stronę, po drodze dołączył do mnie Asir:
- Cześć piękna, gdzie się podziewałaś?
Uśmiechnęłam się.
- Musiałam uporządkować pewne sprawy, rano przyjechał Michael.
- Tak widziałem, rozmawiał tu z Rolly’m.
- Powiedział mi, a ty? Poderwałeś jakąś kolejną agentkę?
- Na razie dokonuje jak ty to mówisz selekcji naturalnej.
Uśmiechnął się a ja pokręciłam głową i zajęłam miejsce przy stole. Daniels spojrzał na mnie zacięcie a ja spokojnie rzuciłam mu ironiczny uśmiech.
- Colin zlokalizował jednego z wysłanników. To były żołnierz IRA, bezwzględny, zacięty a co najważniejsze gotowy zginąć w obronie danych, które zostały mu powierzone. Musimy liczyć się z tym, że nie da się pojmać go żywcem, macie zgodę na likwidację, ale tylko wówczas gdy będziecie mieli w rękach jego dane. Dwa zespoły ruszają za piętnaście minut, Rolly oddział pierwszy, Kylie dwójka. Reszta instrukcji w panelach.
Wszyscy zaczęliśmy się rozchodzić i po kolei pobierać sprzęt. J.T spojrzał na mnie:
- Cześć słonko i jak sprawy?
- W porządku a ty?
- Jestem wniebowzięty.
- Ho, ho, to gratuluję.
Uśmiechnął się.
- Bierzesz udział w schwytaniu Rodrigo?
- Tak, a dlaczego pytasz?
- Uważaj na siebie, w Wietnamie wymordował całą wioskę niewinnych ludzi.
Spoważniałam i popatrzyłam mu w oczy.
- Nie jadę sama, będzie tam też Rolly.
To usłyszał przypadkiem Asir, J.T spojrzał na niego i wtedy ja zreflektowałam się obracając głowę w jego kierunku. Asir poszedł a Rolly stanął obok mnie:
- Gotowa?
- Jak zawsze.
Odpowiedziałam, po czym wzięłam walizkę. Ruszyliśmy razem w stronę wind, Linda stojąca obok Colin’a przyglądała się nam z taką miną jakbym wymordowała jej pół rodziny. Miałam na sobie granatowy, krótki płaszcz, czarne opięte spodnie i kozaki na wysokiej szpilce. Ubrałam okulary słoneczne, reszta agentów ruszyła za nami, po czym drzwi windy się zamknęły.
Gdy samolot doleciał do Francji, rozlokowaliśmy się w opuszczonym budynku. Seth i Jesse podpięli sprzęt, Asir z niewiadomych przyczyn trzymał się z boku, ja stałam obok Rolly’ego i sprawdzaliśmy plany akcji.
- Rodrigo zaszył się w tym miejscu. To dzielnica alfonsów i prostytutek. Na pewno jego dziura jest zabezpieczona i nie wierzę, że dane ma przy sobie.
- W domu raczej też ich nie trzyma.
- Dlatego musimy do niego dotrzeć zanim się zorientuje, że go śledzimy, musimy go poobserwować, raz na tydzień uzupełnia dane, więc na pewno doprowadzi nas do źródła.
- Skąd pewność, że już tego nie zrobił i nie będziemy musieli czekać kolejny tydzień?
- Nie mamy żadnej pewności, ale nie mamy wyjścia.
- Colin masz coś?
Zapytałam.
- Wiem jedynie, że mimo powierzonej misji nie stroni od kobiet.
- Ktoś konkretny?
- Nie, ale w ostatnim czasie znaleziono dwie martwe prostytutki zamieszkujące jego rejon.
- Stały się niewygodne?
- Musicie popytać, ktoś na pewno zna jego obyczaje, rzadko bywa w domu, zazwyczaj kręci się po mieście.
- Sprawdza teren?
- Prawdopodobnie, Rodrigo nie działa racjonalnie, jeśli ktokolwiek jest dla niego podejrzany, zabija go. Właściciel tej rudery to też nie zły typ, dwa lata temu wyszedł z więzienia o zaostrzonym rygorze, wytłukł całą swoją rodzinę a na końcu wysadził budynek w powietrze.
- Jest jakoś powiązany z Rodrygiem?
- Nic na to nie wskazuje.
- Ok, dzięki.
Spojrzałam na Rolly’ego a ten powiedział:
- Obstawimy teren a wy spróbujcie się czegoś więcej dowiedzieć.
Kiwnęłam głową i pociągnęłam za sobą Asir’a. Wyszliśmy z budynku.
- Co planujesz? Nikt nic ci nie powie.
- Mi nie, ale tobie? Przewijają się tam dziesiątki prostytutek, któraś z nich na pewno świadczy mu usługi, a może wie nawet coś więcej.
- Zaraz…
Przystanął na moment i uśmiechnął się:
- Mam tam iść i co?
- I użyj swojego daru, nikt tak nie potrafi zakręcić kobiecie w głowie jak ty.
- Jakoś tego nie zauważyłem.
- Proszę.
Zbliżyłam się do niego znacznie, pokręcił z uśmiechem głową i przyciągnął mnie do siebie:
- Tak ci na nim zależy?
- Na kim?
- Na Rolly’m.
Zaczęłam się śmiać.
- Żartujesz prawda? Bo nie wierzę, że jesteś zazdrosny. Pracujemy razem.
- Jasne.
Puścił mnie i poszedł przed siebie:
- Dokąd idziesz?
- Przelecieć wszystkie prostytutki, może któraś będzie bardziej dostępna niż ty.
Wypuściłam ciężko powietrze a po chwili dołączyła do mnie Jesse.
- To co idziemy?
Zapytała.
- Tak.
- Gdzie Asir?
- Poszedł uleczyć zranioną dumę.
Ruszyłyśmy przed siebie:
- Niech zgadnę, nie podoba mu się, że Rolly zaczął się koło ciebie kręcić?
- To aż tak widać?
- No wiesz, nie tylko jego to niepokoi.
- Mówisz o Lindzie?
- A nie widziałaś jej miny jak wyjeżdżaliśmy, gdyby mogła pożarła by cię żywcem.
- Wyjaśniliśmy sobie z Rolly’m naszą sytuację, każdy z nas ma własne życie.
- Oby tylko na nowo nie zawładnął twoim.
- Twoja wiedza na temat moich możliwości jest powalająca.
- Jeśli Rolly coś chce, to potrafi sobie świetnie to podporządkować i nie licz, że Asir będzie z nim konkurował, jest na to zbyt dumny, pójdzie w swoją stronę i tyle go zobaczysz.
Poszła w głąb ulicy a ja po chwili namysłu udałam się za nią.
Gdy weszłyśmy do starej kamienicy, zapukałyśmy do drzwi właściciela, ale zamiast nam otworzyć, wystrzelił z dubeltówki. W ostatniej chwili Jesse chwyciła go, gdy chciał wyskoczyć przez okno. Dosłownie rzuciła nim o podłogę, aż panele na podłodze zaświszczały. Skrzywiłam się widząc jego ból, ale wiedziałam, że Jesse jest bezwzględna, zawsze taka była. Spojrzała na niego wrogo i pogroziła palcem, usiadłam na fotelu i stwierdziłam, że dam jej pole do popisu.
- Który pokój zajmuje Rodrigo?
Zapytała i przyłożyła mu wielki myśliwski nóż do boku.
- Wal się.
Wbiła mu nóż w bok i przekręciła nim:
- To nie było mądre.
Właściciel aż zawył.
- Powtórzę swoje pytanie:
- Który pokój zajmuje Rodrigo?
- 101, na pierwszym piętrze!
- Jest u siebie?
Nie odpowiedział, Jesse znowu przekręciła nóż.
- Pytałam czy jest u siebie?
- Wyszedł rano!
Jesse uśmiechnęła się niewinnie.
- Gdzie trzyma dane?!
- Jakie dane?!
Wepchnęła nóż jeszcze głębiej:
- Nie mam pojęcia, codziennie rano chodzi do kafejki internetowej i sprawdza stan konta czy coś takiego, potem wraca!
- Wiedziałam, że się dogadamy.
Wepchnęła nóż z całej siły i mężczyzna zamarł w bezruchu. Jesse wyjęła nóż. Pokręciłam głową:
- Nie musiałaś go zabijać.
- Gdybym tego nie zrobiła, wyklepał by wszystko Rodrigowi, poza tym oddałam światu przysługę, to była kanalia.
Wyszłyśmy z pokoju i w tym momencie weszłyśmy prosto na Rodriga, krzyknęłam:
- To on!
Zaczął uciekać a my pobiegłyśmy za nim. Kondycji można mu było jedynie pozazdrościć, biegł tak długo aż dobiegł do wielkiego zwodzonego mostu, Jesse z wyskoku uderzyła go nogą – przewrócił się i roześmiał Jesse w twarz:
- I co dalej? Nie możesz mnie zabić, potrzebujecie danych, mogę spokojnie odejść.
Podniósł się z ziemi:
- Dane już mamy, więc jesteś zbyteczny.
Powoli go okrążyłam licząc na to ,że uda mi się go od tyłu obezwładnić. Miał jednak instynkt myśliwego, jak tylko zrobiłam krok na przód, rzucił się na mnie i zaczął okładać, poczułam, że z ust leci mi krew, wykopnęłam go resztką sił i właśnie wtedy nabił się na nóż Asir’a, który nawet nie wiem skąd się tam wziął.
Podniosłam się z ziemi i spojrzałam na Rodriga, nie żył.
- No to pięknie. Właśnie pożegnaliśmy się z danymi.
Asir uśmiechnął się szeroko z zadowoleniem:
- Trochę wiary we mnie kobieto.
Jesse spojrzała na niego:
- Nie wierzę, musiałeś być dobry skoro wyciągnąłeś takie informacje.
- Miło, że ktoś to w końcu zauważył.
Pokiwałam głową i poszłam w stronę naszej tymczasowej bazy.
Na miejscu zaraz poinformowaliśmy Colin’a:
- Dane na bank będą zaszyfrowane.
- To nie jest problem, ale musicie podpiąć się do punktu ,w którym je aktualizował.
- Właściciel wspominał, że chodził codziennie do tej samej kafejki internetowej.
- No to jeśli się pod nią podepniecie, będę mógł ściągnąć wszystkie dane jakie do tej pory tam umieścił.
Rolly spojrzał na mnie:
- Kylie pójdziesz ze mną.
Kiwnęłam głową a Jesse udała obruszoną.
- Może ja pójdę?
Rolly spiorunował ją wzrokiem:
- Ty lepiej zostań tutaj, zanim znowu kogoś zabijesz.
Uśmiechnęłam się i wyszłam z Rolly’m a Jesse spojrzała na Asir’a.
Po drodze do kafejki, Rolly najwyraźniej próbował być miły:
- Jak wam się układa?
Spojrzałam:
- Nie rozumiem.
- Pytam o ciebie i Asir’a.
- Dlaczego cię to interesuje?
- Z ludzkiej troski.
Uśmiechnęłam się.
- Prawie ci uwierzyłam.
- Nie kłamię, martwię się o ciebie.
- Do tej poru jakoś  mizernie to okazywałeś.
- Wydaje ci się, mamy syna, zapomniałaś?
- Teraz sobie przypomniałeś? Nasz syn jest dorosły, nie potrzebuje już rodziców, więc twoja troska jest zbyteczna.
Kiwnął głową.
- Poza tym, myślę, że bardziej  tej chwili powinieneś skupić się na swoim życiu a nie moim i nie wprowadzać na siłę niezdrowej atmosfery.
- Ja wprowadzam niezdrową atmosferę?
- A może ja? Dlaczego nie zabrałeś na akcję Lindy?
Zatrzymał samochód i spojrzał na mnie:
- Jest na to zbyt delikatna.
Uśmiechnęłam się, bo jego złośliwości chyba nigdy nie miały mieć końca.
- Delikatna? To może zamknij ją w domu i wypuszczaj tylko na posiłki żeby czasami nie zrobiła sobie krzywdy.
Wyszłam z samochodu i weszłam do kafejki, Rolly wszedł tuż za mną.
- Colin, jesteśmy w środku.
- Znajdźcie jego stanowisko.
Rolly spojrzał na mnie i od razu połapałam się o co chodzi, nakazał mi wzrokiem bym dowiedziała się od właściciela przy którym stanowisku siedział. Podeszłam do młodego chłopaka i po chwili wróciłam:
- Stanowisko numer trzy.
Rolly odnalazł stanowisko numer trzy i usiadł przy nim. Zalogował się na serwerze, zaczęły przemykać dane:
- Gotowe.
- Widzę.
- Zaloguj się jako Rodryg.com.
Rolly zalogował.
- Jest, teraz nic nie rób, skanuję dane.
Trwało to kilka minut, ale w końcu Colin powiedział:
-Możecie wracać.
Rozejrzałam się po sali raz jeszcze, by upewnić się, że nikt nas nie obserwuje, po czym, Rolly wstał i wyszliśmy z kafejki, Rolly przez słuchawkę:
- Pakujcie sprzęt, za dziesięć minut spotykamy się na lądowisku.
- Przyjąłem.
Powiedział do słuchawki Cole.
Jeszcze tego samego dnia zameldowaliśmy się na oddziale. Wzięłam swoje rzeczy widząc, że Asir wychodzi z oddziału i udałam się do wyjścia. Wtedy zawołała mnie Jesse:
- Kylie!
Obejrzałam się:
- Jedziesz do domu?
- Chyba tak dlaczego?
- Bo muszę się napić.
Uśmiechnęłam się.
- To chodź, bo ja też.
Jesse zachichotała, po czym obydwie wyszłyśmy z oddziału.

Jeśli ktoś kiedyś powiedział, że życie jest proste – był idiotą. Bez względu na to jak bardzo byśmy się starali, zawsze ktoś pozostanie nieszczęśliwy. A jeśli tak ma to wyglądać, to czy warto się starać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz