XI
Dwa dni później, gdy
byłam już u siebie, akurat biegałam na bieżni oglądając telewizję. We
wiadomościach mówili o wypadku premiera:
- Dwa dni temu
tajlandzki premier został odnaleziony w swojej rezydencji. Lekarze stwierdzili
zawał. Współpracownicy twierdzą, że od dawna chorował na serce.
Rozległ się dzwonek do
drzwi a w nich stanął Michael, uśmiechnęłam się:
- Michael?
- Cześć mamo.
Wszedł do środka.
- Kiedy przyjechałeś?
- Przed chwilą.
Spojrzałam na niego:
- Chodź na kawę,
jesteś głodny?
- Nie, jadłem po
drodze.
Zrobiłam kawę i
poszliśmy na taras, zapaliłam:
- Opowiadaj.
- Jest ciężko, dają
nam wycisk, ale warto.
- Marynarka to nie
byle co, mówiłam, że będzie trudno.
- Wiem, ale poradzę
sobie.
Spojrzał na mnie:
- Przepraszam, że nie
byłem na pogrzebie, miałem egzaminy, poza tym, nie wiem czy…
- W porządku rozumiem.
- A dzisiaj będziesz
miała czas żeby tam ze mną pojechać?
Kiwnęłam głową.
- To dobrze.
Wziął łyka kawy a ja
prześwidrowałam go wzrokiem:
- Michael co się
dzieje?
- Penny zamieszkała w
internacie.
- Słyszałam.
- No właśnie, chodzi
mi o…
- O dom?
Kiwnął głową.
- Pomyślałem, że skoro
tak teraz to wszystko wyszło, to może chciałabyś do niego wrócić.
Spojrzałam na niego, a
on położył przede mną klucze.
- Nie wiem Michael czy
jestem w stanie i czy chcę.
- Zrób z nim co
uważasz, ja już tam nie wrócę, zresztą nawet nie utrzymałbym tego domu teraz.
Popatrzył mi w oczy:
- Czegoś mi nie mówisz
co? Znam cię.
- Zaproponowali mi
żebym po skończeniu został zawodowym żołnierzem.
Uśmiechnęłam się.
- Ojciec byłby z
ciebie dumny.
- Mam nadzieję, a ty?
- Ja jestem cały czas,
to co? Chcesz jechać?
Kiwnął głową na tak.
- Przebiorę się tylko.
Popołudniu wracaliśmy
z cmentarza parkiem, szłam z Michael’em pod rękę i rozmawialiśmy:
- Penny wini mnie za
śmierć ojca, a mi wyczerpały się argumenty, do tego ta cała sprawa z Jen, przez
tyle lat nawet przez moment nie pomyślałabym , że coś knuje.
- Wiem, rozmawiałem z
Rolly’m.
Zaniemówiłam.
- Z Rolly’m? Kiedy?
- Dzisiaj rano,
myślałem, że jesteś na oddziale.
- Co ci powiedział?
- Że nieco się
poróżniliście.
- Tylko tyle?
- Tak. Widziałem tą
jego…
Uśmiechnął się a ja
spojrzałam.
- Lindę, niczego
sobie, chociaż kiedy wróciłaś, myślałem, że ty i Rolly będziecie razem.
- Też tak myślałam,
ale jak widać wszystko się zmieniło.
- Jesteś z kimś?
- Michael.
Udałam oburzoną jego
pytaniem, ale już po chwili roześmiałam się.
- Co to za pytania?
- Chcę mieć pewność,
że kiedy znowu wyjdę, nie zostaniesz tu sama.
- Już ty się o mnie
nie martw, nie zostanę sama.
- W takim razie mogę
być spokojny.
- A ty?
- Pytasz czy mam
dziewczynę?
- Ychy.
- Mam, ale to córka
jednego z dowódców więc – nie afiszujemy się, przynajmniej na razie. Rozumiesz
co mam na myśli?
Roześmiał się a ja
pokręciłam głową:
- Rozumiem, rozumiem.
Poszliśmy dalej. Po
południu każde udało się w swoją stronę, ja pojechałam na oddział a Michael do
Samanty.
Na mój widok Daniels
mało się nie wściekł. Podszedł do mnie i od razu zaczął rozmowę podniesionym
tonem przez wysokie C.
- Gdzieś ty się
podziewała?
- A co? Tak ci mnie
brakowało?
Uśmiechnęłam się
złośliwie.
- Nie drwij, na sali
czeka kolejna partia rekrutów, Colin zlokalizował jednego z trzech wysłanników,
na oddziale aż kipi a ty…, postanowiłaś wyłączyć telefon!
- Wykrzyczałeś się?
Daniels zacisnął zęby.
- Za pięć minut na
dużej sali, mam nadzieję, że zdążysz dojść a po drodze nie wypadnie ci nic co
sprawi, że nie dotrzesz na miejsce.
Poszedł, Colin
podśmiechnął się pod nosem. Podeszłam do niego:
- I jak tam?
- Było ciężko, ale mam
go, lokalizacja wskazuje na Salvatore Rodrigo, to jeden z trzech. Wyszkolona
maszyna do zabijania, nie będzie łatwo przywieźć go żywego.
- Potrzebujemy danych
a nie jego. Co z pozostałymi?
- Pracuję nad tym i
liczę, że jeśli uzyskamy dostęp choćby do części danych, będzie mi łatwiej
szukać.
- Mówiłam ci już, że
jesteś nieoceniony?
- Kilka razy, ale
lubię tego słuchać.
Roześmiał się.
- Dobrze mój ty
geniuszu, prześlij mi dane na palntopa.
- Jasne.
Spojrzałam na zegarek
i zobaczyłam, że przy stole na głównej sali zaczynają się schodzić agenci.
Ruszyłam w ich stronę, po drodze dołączył do mnie Asir:
- Cześć piękna, gdzie się
podziewałaś?
Uśmiechnęłam się.
- Musiałam
uporządkować pewne sprawy, rano przyjechał Michael.
- Tak widziałem,
rozmawiał tu z Rolly’m.
- Powiedział mi, a ty?
Poderwałeś jakąś kolejną agentkę?
- Na razie dokonuje
jak ty to mówisz selekcji naturalnej.
Uśmiechnął się a ja
pokręciłam głową i zajęłam miejsce przy stole. Daniels spojrzał na mnie
zacięcie a ja spokojnie rzuciłam mu ironiczny uśmiech.
- Colin zlokalizował
jednego z wysłanników. To były żołnierz IRA, bezwzględny, zacięty a co
najważniejsze gotowy zginąć w obronie danych, które zostały mu powierzone.
Musimy liczyć się z tym, że nie da się pojmać go żywcem, macie zgodę na
likwidację, ale tylko wówczas gdy będziecie mieli w rękach jego dane. Dwa
zespoły ruszają za piętnaście minut, Rolly oddział pierwszy, Kylie dwójka.
Reszta instrukcji w panelach.
Wszyscy zaczęliśmy się
rozchodzić i po kolei pobierać sprzęt. J.T spojrzał na mnie:
- Cześć słonko i jak
sprawy?
- W porządku a ty?
- Jestem wniebowzięty.
- Ho, ho, to
gratuluję.
Uśmiechnął się.
- Bierzesz udział w
schwytaniu Rodrigo?
- Tak, a dlaczego
pytasz?
- Uważaj na siebie, w
Wietnamie wymordował całą wioskę niewinnych ludzi.
Spoważniałam i
popatrzyłam mu w oczy.
- Nie jadę sama,
będzie tam też Rolly.
To usłyszał
przypadkiem Asir, J.T spojrzał na niego i wtedy ja zreflektowałam się obracając
głowę w jego kierunku. Asir poszedł a Rolly stanął obok mnie:
- Gotowa?
- Jak zawsze.
Odpowiedziałam, po
czym wzięłam walizkę. Ruszyliśmy razem w stronę wind, Linda stojąca obok
Colin’a przyglądała się nam z taką miną jakbym wymordowała jej pół rodziny.
Miałam na sobie granatowy, krótki płaszcz, czarne opięte spodnie i kozaki na
wysokiej szpilce. Ubrałam okulary słoneczne, reszta agentów ruszyła za nami, po
czym drzwi windy się zamknęły.
Gdy samolot doleciał
do Francji, rozlokowaliśmy się w opuszczonym budynku. Seth i Jesse podpięli
sprzęt, Asir z niewiadomych przyczyn trzymał się z boku, ja stałam obok
Rolly’ego i sprawdzaliśmy plany akcji.
- Rodrigo zaszył się w
tym miejscu. To dzielnica alfonsów i prostytutek. Na pewno jego dziura jest
zabezpieczona i nie wierzę, że dane ma przy sobie.
- W domu raczej też
ich nie trzyma.
- Dlatego musimy do
niego dotrzeć zanim się zorientuje, że go śledzimy, musimy go poobserwować, raz
na tydzień uzupełnia dane, więc na pewno doprowadzi nas do źródła.
- Skąd pewność, że już
tego nie zrobił i nie będziemy musieli czekać kolejny tydzień?
- Nie mamy żadnej
pewności, ale nie mamy wyjścia.
- Colin masz coś?
Zapytałam.
- Wiem jedynie, że
mimo powierzonej misji nie stroni od kobiet.
- Ktoś konkretny?
- Nie, ale w ostatnim
czasie znaleziono dwie martwe prostytutki zamieszkujące jego rejon.
- Stały się
niewygodne?
- Musicie popytać,
ktoś na pewno zna jego obyczaje, rzadko bywa w domu, zazwyczaj kręci się po
mieście.
- Sprawdza teren?
- Prawdopodobnie,
Rodrigo nie działa racjonalnie, jeśli ktokolwiek jest dla niego podejrzany,
zabija go. Właściciel tej rudery to też nie zły typ, dwa lata temu wyszedł z
więzienia o zaostrzonym rygorze, wytłukł całą swoją rodzinę a na końcu wysadził
budynek w powietrze.
- Jest jakoś powiązany
z Rodrygiem?
- Nic na to nie
wskazuje.
- Ok, dzięki.
Spojrzałam na
Rolly’ego a ten powiedział:
- Obstawimy teren a wy
spróbujcie się czegoś więcej dowiedzieć.
Kiwnęłam głową i
pociągnęłam za sobą Asir’a. Wyszliśmy z budynku.
- Co planujesz? Nikt
nic ci nie powie.
- Mi nie, ale tobie?
Przewijają się tam dziesiątki prostytutek, któraś z nich na pewno świadczy mu
usługi, a może wie nawet coś więcej.
- Zaraz…
Przystanął na moment i
uśmiechnął się:
- Mam tam iść i co?
- I użyj swojego daru,
nikt tak nie potrafi zakręcić kobiecie w głowie jak ty.
- Jakoś tego nie
zauważyłem.
- Proszę.
Zbliżyłam się do niego
znacznie, pokręcił z uśmiechem głową i przyciągnął mnie do siebie:
- Tak ci na nim
zależy?
- Na kim?
- Na Rolly’m.
Zaczęłam się śmiać.
- Żartujesz prawda? Bo
nie wierzę, że jesteś zazdrosny. Pracujemy razem.
- Jasne.
Puścił mnie i poszedł
przed siebie:
- Dokąd idziesz?
- Przelecieć wszystkie
prostytutki, może któraś będzie bardziej dostępna niż ty.
Wypuściłam ciężko
powietrze a po chwili dołączyła do mnie Jesse.
- To co idziemy?
Zapytała.
- Tak.
- Gdzie Asir?
- Poszedł uleczyć
zranioną dumę.
Ruszyłyśmy przed
siebie:
- Niech zgadnę, nie
podoba mu się, że Rolly zaczął się koło ciebie kręcić?
- To aż tak widać?
- No wiesz, nie tylko jego
to niepokoi.
- Mówisz o Lindzie?
- A nie widziałaś jej
miny jak wyjeżdżaliśmy, gdyby mogła pożarła by cię żywcem.
- Wyjaśniliśmy sobie z
Rolly’m naszą sytuację, każdy z nas ma własne życie.
- Oby tylko na nowo
nie zawładnął twoim.
- Twoja wiedza na temat
moich możliwości jest powalająca.
- Jeśli Rolly coś
chce, to potrafi sobie świetnie to podporządkować i nie licz, że Asir będzie z
nim konkurował, jest na to zbyt dumny, pójdzie w swoją stronę i tyle go
zobaczysz.
Poszła w głąb ulicy a
ja po chwili namysłu udałam się za nią.
Gdy weszłyśmy do
starej kamienicy, zapukałyśmy do drzwi właściciela, ale zamiast nam otworzyć,
wystrzelił z dubeltówki. W ostatniej chwili Jesse chwyciła go, gdy chciał
wyskoczyć przez okno. Dosłownie rzuciła nim o podłogę, aż panele na podłodze
zaświszczały. Skrzywiłam się widząc jego ból, ale wiedziałam, że Jesse jest
bezwzględna, zawsze taka była. Spojrzała na niego wrogo i pogroziła palcem,
usiadłam na fotelu i stwierdziłam, że dam jej pole do popisu.
- Który pokój zajmuje
Rodrigo?
Zapytała i przyłożyła
mu wielki myśliwski nóż do boku.
- Wal się.
Wbiła mu nóż w bok i
przekręciła nim:
- To nie było mądre.
Właściciel aż zawył.
- Powtórzę swoje
pytanie:
- Który pokój zajmuje
Rodrigo?
- 101, na pierwszym
piętrze!
- Jest u siebie?
Nie odpowiedział,
Jesse znowu przekręciła nóż.
- Pytałam czy jest u
siebie?
- Wyszedł rano!
Jesse uśmiechnęła się
niewinnie.
- Gdzie trzyma dane?!
- Jakie dane?!
Wepchnęła nóż jeszcze
głębiej:
- Nie mam pojęcia,
codziennie rano chodzi do kafejki internetowej i sprawdza stan konta czy coś
takiego, potem wraca!
- Wiedziałam, że się
dogadamy.
Wepchnęła nóż z całej
siły i mężczyzna zamarł w bezruchu. Jesse wyjęła nóż. Pokręciłam głową:
- Nie musiałaś go
zabijać.
- Gdybym tego nie
zrobiła, wyklepał by wszystko Rodrigowi, poza tym oddałam światu przysługę, to
była kanalia.
Wyszłyśmy z pokoju i w
tym momencie weszłyśmy prosto na Rodriga, krzyknęłam:
- To on!
Zaczął uciekać a my
pobiegłyśmy za nim. Kondycji można mu było jedynie pozazdrościć, biegł tak
długo aż dobiegł do wielkiego zwodzonego mostu, Jesse z wyskoku uderzyła go
nogą – przewrócił się i roześmiał Jesse w twarz:
- I co dalej? Nie
możesz mnie zabić, potrzebujecie danych, mogę spokojnie odejść.
Podniósł się z ziemi:
- Dane już mamy, więc
jesteś zbyteczny.
Powoli go okrążyłam
licząc na to ,że uda mi się go od tyłu obezwładnić. Miał jednak instynkt
myśliwego, jak tylko zrobiłam krok na przód, rzucił się na mnie i zaczął
okładać, poczułam, że z ust leci mi krew, wykopnęłam go resztką sił i właśnie
wtedy nabił się na nóż Asir’a, który nawet nie wiem skąd się tam wziął.
Podniosłam się z ziemi
i spojrzałam na Rodriga, nie żył.
- No to pięknie.
Właśnie pożegnaliśmy się z danymi.
Asir uśmiechnął się
szeroko z zadowoleniem:
- Trochę wiary we mnie
kobieto.
Jesse spojrzała na
niego:
- Nie wierzę, musiałeś
być dobry skoro wyciągnąłeś takie informacje.
- Miło, że ktoś to w
końcu zauważył.
Pokiwałam głową i
poszłam w stronę naszej tymczasowej bazy.
Na miejscu zaraz
poinformowaliśmy Colin’a:
- Dane na bank będą
zaszyfrowane.
- To nie jest problem,
ale musicie podpiąć się do punktu ,w którym je aktualizował.
- Właściciel
wspominał, że chodził codziennie do tej samej kafejki internetowej.
- No to jeśli się pod
nią podepniecie, będę mógł ściągnąć wszystkie dane jakie do tej pory tam
umieścił.
Rolly spojrzał na
mnie:
- Kylie pójdziesz ze
mną.
Kiwnęłam głową a Jesse
udała obruszoną.
- Może ja pójdę?
Rolly spiorunował ją
wzrokiem:
- Ty lepiej zostań
tutaj, zanim znowu kogoś zabijesz.
Uśmiechnęłam się i
wyszłam z Rolly’m a Jesse spojrzała na Asir’a.
Po drodze do kafejki,
Rolly najwyraźniej próbował być miły:
- Jak wam się układa?
Spojrzałam:
- Nie rozumiem.
- Pytam o ciebie i
Asir’a.
- Dlaczego cię to
interesuje?
- Z ludzkiej troski.
Uśmiechnęłam się.
- Prawie ci
uwierzyłam.
- Nie kłamię, martwię
się o ciebie.
- Do tej poru
jakoś mizernie to okazywałeś.
- Wydaje ci się, mamy
syna, zapomniałaś?
- Teraz sobie
przypomniałeś? Nasz syn jest dorosły, nie potrzebuje już rodziców, więc twoja
troska jest zbyteczna.
Kiwnął głową.
- Poza tym, myślę, że
bardziej tej chwili powinieneś skupić
się na swoim życiu a nie moim i nie wprowadzać na siłę niezdrowej atmosfery.
- Ja wprowadzam
niezdrową atmosferę?
- A może ja? Dlaczego
nie zabrałeś na akcję Lindy?
Zatrzymał samochód i
spojrzał na mnie:
- Jest na to zbyt
delikatna.
Uśmiechnęłam się, bo
jego złośliwości chyba nigdy nie miały mieć końca.
- Delikatna? To może
zamknij ją w domu i wypuszczaj tylko na posiłki żeby czasami nie zrobiła sobie
krzywdy.
Wyszłam z samochodu i
weszłam do kafejki, Rolly wszedł tuż za mną.
- Colin, jesteśmy w
środku.
- Znajdźcie jego
stanowisko.
Rolly spojrzał na mnie
i od razu połapałam się o co chodzi, nakazał mi wzrokiem bym dowiedziała się od
właściciela przy którym stanowisku siedział. Podeszłam do młodego chłopaka i po
chwili wróciłam:
- Stanowisko numer
trzy.
Rolly odnalazł
stanowisko numer trzy i usiadł przy nim. Zalogował się na serwerze, zaczęły
przemykać dane:
- Gotowe.
- Widzę.
- Zaloguj się jako
Rodryg.com.
Rolly zalogował.
- Jest, teraz nic nie
rób, skanuję dane.
Trwało to kilka minut,
ale w końcu Colin powiedział:
-Możecie wracać.
Rozejrzałam się po
sali raz jeszcze, by upewnić się, że nikt nas nie obserwuje, po czym, Rolly
wstał i wyszliśmy z kafejki, Rolly przez słuchawkę:
- Pakujcie sprzęt, za
dziesięć minut spotykamy się na lądowisku.
- Przyjąłem.
Powiedział do
słuchawki Cole.
Jeszcze tego samego
dnia zameldowaliśmy się na oddziale. Wzięłam swoje rzeczy widząc, że Asir
wychodzi z oddziału i udałam się do wyjścia. Wtedy zawołała mnie Jesse:
- Kylie!
Obejrzałam się:
- Jedziesz do domu?
- Chyba tak dlaczego?
- Bo muszę się napić.
Uśmiechnęłam się.
- To chodź, bo ja też.
Jesse zachichotała, po
czym obydwie wyszłyśmy z oddziału.
Jeśli ktoś kiedyś
powiedział, że życie jest proste – był idiotą. Bez względu na to jak bardzo
byśmy się starali, zawsze ktoś pozostanie nieszczęśliwy. A jeśli tak ma to
wyglądać, to czy warto się starać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz