LXI
Usiadłam przy łóżku i
wpatrywałam się w niego niczym w obraz. Tak bardzo przydałby mi się teraz
któryś z jego dowcipów, choć nie było mi do śmiechu. Pikanie z monitora, który
nadzorował pracę serca Joe’go przyprawiał mnie o zawrót głowy, mimo to
cieszyłam się ,że uderzenia są tak miarowe.
Po dłuższej chwili
przyszedł lekarz , wziął kartę do ręki, zapisał coś, podkręcił kroplówkę na
wyższe obroty i spojrzał na mnie.
- Pani Hopper, jest tu
pani drugi dzień, proszę odpocząć.
Uśmiechnęłam się bo
widziałam, że jest szczery.
- Nic mi nie będzie.
- Nie będę pani
przekonywał, bo widzę, że nic nie zdziałam, ale gdyby każdy miał tak oddaną
kobietę czuwającą przy łóżku to nie opędziłbym się od pacjentów.
- Pan jest tu doktorze
od niedawna prawda?
- Tak, dlaczego?
- My się po prostu
przyjaźnimy.
- Proszę mi wybaczyć
,zasugerowałem się tym samym nazwiskiem.
- Tak myślałam, Joe
jest moim byłym mężem, ale od rozwodu upłynęły już wieki.
- W takim razie jest
pani bardzo oddanym przyjacielem, to się rzadko zdarza.
- Jak pan ocenia
sytuację?
- Trudno powiedzieć,
na moje to powinien się dawno obudzić, nie wiem dlaczego tak długo to trwa i
szczerze przyznam, że zaczynam się niepokoić.
- Miał pan już taki
przypadek?
- Nie, nie miałem i
dlatego nie wiem co myśleć.
Kiwnęłam głową i w tej
samej dosłownie chwili wszystkie urządzenia w pokoju zaczęły po prostu
wariować. Podskoczyłam z łóżka i zrobiłam miejsce lekarzowi, wbiegły
pielęgniarki z respiratorem, odsunęłam się na bok choć byłam przerażona.
- Cholera jasna
szybciej! Tracimy go!
Zacisnęłam rękę w
pięść i przycisnęłam ją sobie do czoła, lekarz kilka razy przykładał elektrody,
w końcu udało mu się przywrócić Joe’mu normalny rytm zatokowy.
Zaczął gorączkowo
badać Joe’go stetoskopem i wówczas pielęgniarka spojrzała na cewnik.
- Doktorze, krew.
Lekarz spojrzał i
błyskawicznie wydał wytyczne:
- Natychmiast na blok!
Trzeba go ponownie otworzyć!
Trzech sanitariuszy
chwyciło za łóżko, które było na kółkach, pielęgniarki biegły dotrzymując im
kroku pchając stojaki z kroplówkami i monitorem. Po pięciu minutach pokój był
pusty, przykucnęłam przy ścianie i rozpłakałam się. Ta bezradność doprowadzała
mnie do obłędu, nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić, czułam, że tracę Joe’go i
wiedziałam, że jakaś część mnie umiera wraz z nim. Nie mogłam i nie chciałam
się z tym pogodzić.
Kolejna operacja
trwała trzy godziny a ja czułam ,że zaczynam wariować. Organizm znowu zaczął
domagać się morfiny, do tego zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać.
Wykorzystałam moment, w którym wszyscy byli tak skupieni na Joe, że pokój
zabiegowy był puściutki. Weszłam do niego i podeszłam prosto do szafki z
morfiną, znałam lokalizację leków lepiej niż ktokolwiek inny, bo chyba nikt nie
bywał tu tak często jak ja. Naciągnęłam strzykawkę i wyszłam z pokoju. Weszłam
do pustego pokoju Joe i zrobiłam sobie zastrzyk. Poczułam przyjemną ulgę ale
tylko na chwilę, bo w następnej wjechało łóżko z Joe. Lekarz spojrzał na mnie
przychylnie, choć widać było po nim zmęczenie.
Wstałam i stanęłam
przy łóżku, z ust znowu wystawała rurka:
- Co się stało?
- Zaczął krwawić,
musieliśmy poprzednim razem przeoczyć to, zresztą nie miałem pewności od samego
początku czy całego go połataliśmy. W środku miał sitko, ciężko było cokolwiek
widzieć, myślę, że teraz w przeciągu najbliższych czterdziestu ośmiu godzin
powinien się wybudzić.
- A co jeśli się nie
wybudzi?
- Myślę, że akurat na
to pytanie zna pani odpowiedź.
To co usłyszałam nie
nastrajało mnie zbyt optymistycznie, gdyż wiązało się z kolejnymi godzinami
niepewności i czekania.
- Pójdę po kawę.
Powiedziałam i wyszłam
z pokoju, idąc w stronę automatu z kawą tuż obok palarni. Zapaliłam papierosa i
ciężko wypuściłam dym, pech chciał, że spojrzałam w stronę windy, przy której
stał Rolly z Lindą, byli bardzo zaabsorbowani sobą, do tego stopnia, że nawet
mnie nie zauważyli. Ja za to widziałam ich bardzo dobrze i gdy ręka Rolly’ego
spoczęła na twarzy Lindy, poczułam, że muszę się odwrócić, bo z niewyjaśnionych
przyczyn nie mogłam na to patrzeć. Widok z drugiej strony był jednak jeszcze
mniej przyjemny. Prosto do mnie podążał Daniels szybkim krokiem i bardzo
wściekły. Szczerze mówiąc to już dawno go takim nie widziałam, zatrzymał się
naprzeciwko mnie i ciężko westchnął.
- Wracam prosto od
Laden’a, dlaczego nikt mnie nie poinformował o przebiegu poprzedniego
przesłuchania?
- Bo nie było o czym
cię informować, poza tym to pytanie akurat to chyba powinieneś skierować do
Rolly’ego.
- Potrzebujemy go i
potrzebujemy informacji jakie ma.
- Nie mamy żadnej
pewności, że ma jakiekolwiek użyteczne.
- Jest blisko z
Omally’m sprawdziliśmy to.
- A skąd masz pewność,
że jeśli dostanie to czego chce, to powie nam wszystko?
- Jeśli nie
spróbujemy, to nigdy się nie przekonamy.
- Posłuchaj jeśli
chcesz eksperymentować, to poszukaj sobie innego królika doświadczalnego, ja
nie jestem twoją dolotną panienką.
- To daj mu swoją
siostrę.
- Po moim trupie,
nawet nie próbuj jej tam wysłać.
- Posłuchaj, wiesz na
czym polega twoja praca, ja nie będę się bawił w jakiś pieprzony ONZ, masz dwa
dni na podjęcie decyzji, jeśli tego nie zrobisz, to podejmę ją za ciebie.
Poszedł zdenerwowany a
i mi przy okazji podniósł poziom adrenaliny. Dosyć już powoli miałam jego
żądań, były absurdalne ale doskonale wiedziałam jak to wszystko się u nas
odbywa. Po chwili namysłu weszłam do szatni ,w której był Gino:
- Hej Kal, co tam?
- W porządku, chcę
żebyś na jutro po południu przygotował mi jedną ampułkę …,
Spojrzał na mnie
podejrzliwie:
- Czego?
- Vereny.
Vereny był narkotykiem
halucynogennym, nasi naukowcy opracowali jego formułę specjalnie z myślą o
agentach, którzy mieli jakieś zahamowania przy wykonywaniu zadań, przy których
musieli obnażyć swoją seksualność. Działał doskonale na ośrodkowy układ nerwowy
i pobudzał siatkówkę oka, jednym słowem sprawiał, że świat był lepszy a przy
tym nie miało się żadnych zahamowań.
- Chcesz to zrobić?
- O czym ty mówisz
Gino? Czy ja chcę? A od kiedy ktoś w tej diabelnej sekcie pyta nas o zdanie?
Wiesz dobrze, że jeśli tego nie zrobię, to Daniels wyśle mnie na jakąś akcję a jak
tylko przekroczę próg drzwi od razu wyśle do tego maniaka Sue Ellen.
- Nie rozumiem jak
możesz ją chronić po tym wszystkim? Jej sprawiło by to tylko przyjemność a ty
musisz się naszprycować żeby wejść tam i nie czuć obrzydzenia, nie pasuje do
ciebie ta rola.
- Wiele ról musiałam
odegrać, które do mnie nie pasowały, idzie przywyknąć.
Gino spuścił głowę bo
doskonale wiedział, że robię to wbrew sobie:
- Kiedy chcesz to
zrobić?
- Jak tylko Joe
odzyska przytomność i będę miała pewność, że nic mu nie grozi.
- Daj znać.
Skinęłam głową i
wyszłam z szatni a Gino zły na całą tą sytuację uderzył pięścią w metalową
szafkę. Weszłam na dużą salę i nie wiem z jakiego powodu ale spojrzałam na
wielkie zdjęcie Thorne’a, które przewieszone było czarną wstęgą, miałam wrażenie,
że spogląda na mnie z góry i uśmiecha się jak dawniej. Dlaczego właśnie teraz,
w takiej chwili mi go zabrakło? Może dlatego, że Thorne zawsze wiedział co
należy robić, czy to możliwe, że czuwał nade mną? Przystanęłam na chwilę i
zaszkliły mi się oczy, przypomniałam sobie jedną z naszych rozmów gdy byliśmy
razem:
- Bądź ze mną szczera.
- Boję się.
- Czego?
- Że mnie zostawisz.
- Posłuchaj mnie, jesteś sensem mojego życia, ty i dziecko, które
nosisz pod sercem mimo, że nie jest moje, przysięgam ci, że stworzę wam dom, do
którego zawsze będziemy chętnie wracać, my i nasze dzieci, ja nawet nie próbuję
sobie wyobrazić że moglibyśmy żyć bez siebie, nigdy cię nie zostawię
przysięgam, wierzysz mi?
- Wierzę, ale boję się, że świat, w którym przyszło nam żyć i ludzie z
którymi musimy pracować nie pozwolą nam długo cieszyć się tym szczęściem.
- O to się nie martw, jesteśmy od nich silniejsi.
Uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie namiętnie, tak namiętnie, że
zapomniałam o swoich obawach na długi czas.
Gdy jednak teraz stałam tak tam sama wpatrując się w jego zdjęcie –
obawy powróciły niczym zły duch. Ile zostało z naszych obietnic? Dlaczego
czułam się tak bardzo pokonana?
Thorne’a nie było już ze mną, córka mnie nienawidziła, syn miał własne
życie a po naszym wspólnym domu, zostało jedynie wspomnienie, tymczasem ja
miałam posłużyć jako prostytutka by zdobyć informacje. Z moich marzeń nie
zostało już nic. Czułam się słaba i oszukana – przez życie…, przez Thorne’a…,
przez cały świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz