sobota, 15 lutego 2014

Rozdział LX

LX

Przebudziłam się chyba o czwartej nad ranem, kiedy niespodziewanie ruch w pokoju znacznie wzmógł. Ledwo przytomna podniosłam się z sofy i podeszłam do pielęgniarki, która poprzedniego wieczoru uszczęśliwiła mnie zastrzykiem.
- Co się dzieje?
- Ekstubujemy go.
- Dlaczego?
- Odzyskał przytomność.
- Czy to znaczy, że zagrożenie minęło?
- Niestety nie, to znaczy jedynie, że być może będzie mógł samodzielnie oddychać, ale to i tak postęp, pod warunkiem, że nie wydarzy się nic innego.
- Co na przykład?
- Chciałabym móc odpowiedzieć na to pytanie, ale nie potrafię.
- Przecież zatrzymaliście krwotok prawda?
- Owszem, ale krwawienie było tak duże, że nie sposób było zlokalizować w stu procentach jego źródła, możemy mieć jedynie nadzieję, że odnaleźliśmy wszystkie uszkodzone organy. Czasami dopiero dobę po operacji okazuje się nagle, że jeszcze coś jest nie tak.
- Nie można tego jakoś sprawdzić?
- Zrobimy za chwilę usg, może będzie na tyle czytelne, że będziemy w stanie coś więcej powiedzieć.
Zauważyłam jak Joe dosłownie wypluwa rurkę, ale ledwo to zrobił, z powrotem zamknął oczy.
- Nie powinien mieć otwartych oczu?
- Usnął, podajemy mu bardzo silne leki, otworzył oczy, bo zaczął się dusić przez rurkę, teraz powinien odpoczywać, za moment podłączymy mu ultrasonograf.
- Na czas badania…
Nie musiała kończyć, przetarłam rękoma twarz i spojrzałam na nią:
- Pójdę po kawę i zapalić.
- Dobrze.
Uśmiechnęła się jakby chciała mi powiedzieć, że jestem pojętnym uczniem. Kiedy wyszłam z pokoju aż mi się słabo zrobiło, chyba za szybko się podniosłam i nerwy zaczęły znowu buzować. Wyszłam na hol i wyjęłam z kieszeni paczkę papierosów, zdążyłam odpalić papierosa gdy coś mnie zaciekawiło. W drugim końcu korytarza, tuż przy kolejnych szklanych drzwiach stał Rolly w nieco nieznacznej pozycji  nie z kim innym jak z Lindą. Uśmiechnęłam się do siebie smutno, choć tak naprawdę to nie mogłam mieć pretensji, a jeśli nawet mogłam – to wyłącznie do siebie. Rolly był facetem z klasą, któremu naprawdę nic nie brakowało, głupotą byłoby oczekiwać, że będzie bezczynnie siedział nie umawiając się z nikim, podczas gdy ja chodziłam na kolacje z Dante.
Obróciłam się udając, że ich nie widzę skierowałam się w przeciwnym kierunku do automatu z kawą.
Zdziwiło mnie trochę, że o tej godzinie są na oddziale, bo myślałam, że wszyscy są dawno w domu, ale jak się później okazało – Laden’a przesłuchiwano całą noc w nadziei, że w końcu powie nam coś o Omally’m. Były to jednak złudne marzenia i stracony czas. Na kogoś takiego nie działały żadne metody, ani przemoc, ani szantaż…, po prostu nic. Ludzie tacy jak on, od najmłodszych lat wychowywani byli tak, by wiedzieć jak poradzić sobie z bólem. Kraj, w którym się wychowali był stanem wiecznie trwającej wojny, nic dziwnego, że wszystko zawodziło.
Gdy o siódmej weszłam do operacyjnego, podszedł do mnie Cole:
- Jak Joe?
- Na razie walczy, a u was? Coś się zmieniło?
- Tylko jedno.
- Co takiego?
- Laden chce rozmawiać z tobą.
- Ze mną? Dlaczego?
- Nie mam pojęcia.
- Rolly wie?
- Tak, czeka za szybą.
Ruszyłam w kierunku pokoju przesłuchań, przed wejściem stał Rolly, wymieniliśmy się spojrzeniem. Podał mi słuchawkę, którą włożyłam do ucha by mógł słyszeć co mówi Laden. Gdy weszłam Laden od razu spojrzał na mnie. Siedział przy stole, na rękach i nogach miał metalowe koła podłączone pod prąd na wypadek gdyby próbował coś zrobić. Usiadłam naprzeciwko, na mój widok zarysował się na jego twarzy uśmiech zadowolenia.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać, chciałbym dowiedzieć się na twój temat czegoś więcej, w naszych kręgach jesteś nazywana żywą legendą.
- Daruj sobie, nie prowadzę negocjacji z terrorystami, jeśli nie masz mi do powiedzenia nic konkretnego, to uważam rozmowę za zamkniętą.
Chciałam wstać, ale on szybko odezwał się.
- Zaczekaj, chcecie czegoś ode mnie.
Spojrzałam na niego.
- Możecie to dostać, ale chcę czegoś w zamian.
- Powiedziałam ci ,że nie układam się z ludźmi twojego pokroju.
Uśmiechnął się:
- Kogo chcesz oszukać? Barodo był jednym z nas a robiłaś mu dobrze przez długi czas.
Rolly słyszał wyraźnie każde słowo Laden’a i widać nie był zadowolony z tego co mówił.
- Możecie mieć wszystko, konkretne plany, lokalizację…
Usłyszałam w słuchawce głos Rolly’ego:
- Zapytaj czego chce w zamian.
- Czego ty chcesz? – zapytałam zniecierpliwiona grą jaką próbował ze mną prowadzić.
- Intymnego spotkania z twoją siostrą.
- Chyba kpisz.
- Przemyśl to dobrze, nie miałem okazji poznać się z tobą bliżej, podobno byłaś doskonała i jeśli jesteś równie dobra co Sue a zakładam, że tak właśnie jest, to chętnie wymienię ja na ciebie.
Wstałam, bo miałam naprawdę dosyć tych wszystkich bredni jakie mi serwował. Skierowałam się do wyjścia i spojrzałam na niego:
- Jak przejdzie ci rozdwojenie jaźni to daj znać, na chwilę obecną uważam naszą rozmowę za zakończoną.
Wyszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi, od razu stanęło przy nich dwóch agentów. Spojrzałam na Rolly’ego, który miał bardzo poważną minę:
- Co?
- Nic.
- Myślisz żeby mnie przehandlować? Dla wyjaśnienia od razu ci oświadczam, że nie zamierzam iść mu na rękę i ani nie podeślę mu Sue a już tym bardziej się z nią nie zamienię.
Poszłam wzburzona bo nie wiem dlaczego, ale odnosiłam wrażenie, że któraś z tych rzeczy chodziła mu po głowie. Linda, która jak zwykle nie odstępowała Rolly’ego ani na krok, spojrzała na niego z troską:
- Chcesz mu dać Kylie? To w końcu część naszej pracy.
Spojrzał na nią karcąco:
- Zapomnij o tym co tu słyszałaś, muszę się zastanowić.
- Dobrze.
Rolly ruszył korytarzem w stronę operacyjnego a Linda się zamyśliła.
Było już późno ,po oddziale kręcili się ludzie z działu analiz i informatycy. Grono agentów porozchodziło się dawno do domu i chyba tylko ja siedząc przy stole konferencyjnym, przy którym zazwyczaj odbywały się odprawy, wpatrywałam się bez celu w wyłączony ekran. Wyczekiwałam wiadomości odnośnie Joe’go, a do tego cały czas dzwoniły mi w uszach słowa Laden’a. W tym czasie Linda widząc mnie siedzącą, w dalszym ciągu próbowała wyciągać od innych jakiekolwiek informacje dotyczące mnie i Rolly’ego. Podeszła do J.T i spojrzała na niego zalotnie, ten zmierzył ją od góry do dołu i uśmiechnął się. J.T był człowiekiem , który nigdy nie pozostawał bierny na kobiece piękno i każda okazja była dobra by nieco poflirtować.
- Potrzebujesz czegoś?
- Nie, zrobiłam sobie przerwę w analizie danych.
- To dobrze, co tam słychać w wielkim świecie?
- U mnie w porządku, gorzej chyba z Kylie.
J.T ukradkiem spojrzał na mnie siedzącą nieruchomo dalej w tym samym miejscu:
- Dlaczego tak to przeżywa? Wiadomo, że w ich pracy takie rzeczy się zdarzają a przecież nie robi tego od wczoraj.
- Joe jest jej bardzo bliski do tego byli małżeństwem.
- No tak, ale jak musi czuć się Rolly? Jest z nim a rozpacza nad innym.
J.T chyba nie połapał się, że Linda ma swoje powody dla których tak mówi i był do niej nad zwyczaj wylewny.
- Rolly? Przecież nie są razem.
- Może nie oficjalnie, ale coś między nimi jest na pewno, widzisz jaki ma do niej stosunek.
- Z tego co ja wiem Kal spotyka się z kimś innym a że coś między nimi jest, to wcale w to nie wątpię, nikt jednak nie wie co to.
- Dlaczego?
J.T uśmiechnął się:
- Czy ja wiem? To chyba jakiś rodzaj chemii, nawet jak się kłócą lub walczą na treningach, to zawsze wygląda tak, jakby tańczyli swoje tango rozumiesz?
- Nie bardzo.
- Czy są ze sobą zgodni czy nie, zawsze równają do siebie kroki, tak jest odkąd się poznali, przy najostrzejszej wymianie zdań jaką kiedyś słyszałem między nimi, mimo podniesionych głosów było słychać to coś. Tutaj rzadko się widzi coś takiego, ja bym tego nie potrafił, żyją osobno a jednak jakaś ich część jest zawsze razem. No, ale czas wracać do pracy, nie martw się, nie jesteś pierwsza, która głowi się nad tą zagadką i coś mi mówi, że nie ostatnia, ale nie sądzę żeby ktokolwiek z nas poznał kiedyś tą tajemnicę.
J.T poszedł a Linda spojrzała na mnie i zobaczyła jak siada przy mnie Rolly:
- Kylie…
Spojrzałam na niego, ale moje oczy były smutne a myśli  pochłonięte czymś innym.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Mi już nic nie pomoże.
- Nie mów tak, byłaś u Joe’go?
- Tak, ale jego stan się nie poprawia.
- Musisz w końcu odpocząć.
Oparłam głowę na ręku, która oparta była na stole.
- Co chcesz zrobić z Laden’em?
- Nie myślałem o tym teraz.
- A o czym myślałeś?
- O tobie, nie potrafię patrzeć jak się męczysz.
- Powinieneś przywyknąć.
- Do pewnych rzeczy i zdarzeń nie idzie przywyknąć.
- Myślałam, że ty przywykłeś do wszystkiego, chcesz żebym się przespała z Laden’em?
Rolly milczał.
- Oczywiste jest to, że nie możemy wystawić mojej siostry, po pierwsze może się jeszcze przydać, po drugie, może stać się coś nieprzewidywalnego, więc jeśli chcesz żebym to zrobiła to po prostu powiedz.
- A zrobiłabyś to?
Nie wiem dlaczego, ale zdawało mi się jakbym nie usłyszała w jego głosie pytania  tylko nadzieję, że tak się stanie i osiągniemy swój cel. Czyż nie to było zadaniem agentów operacyjnych?
Powoli poziom ciśnienia we krwi zaczął mi się podnosić.
- Powiedz po prostu, że chcesz żebym podłożyła się temu dupkowi i będzie po sprawie!
Wstałam i już miałam odejść gdy chwycił mnie za rękę.
- Kylie proszę cię zaczekaj, to nie tak…
- Zostaw mnie, udawaj dalej.

Poszłam prosto do oddziału ratunkowego, po czym weszłam do pokoju, w którym leżał Joe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz