XXIV
Jeszcze tego samego
dnia zawitał u mnie Asir. Kiedy mu otworzyłam popatrzył na mnie tym diabelskim
spojrzeniem i już przeczuwałam, że wizyta zacznie się od pretensji, dlatego
stanęłam w drzwiach i przez moment nawet przeszło mi przez myśl ,by nie
wpuszczać go do domu.
- A gdzie proszę
wejdź?
Uśmiechnął się a ja
zrobiłam wrogą minę i westchnęłam ciężko, w końcu jednak otworzyłam drzwi na
oścież.
- No widzisz? Tak już
lepiej.
Wszedł do środka i
zamknął za sobą drzwi. Poszłam na górę i wzięłam do ręki książkę, którą
dostałam od Tony’ego – jego zresztą autorstwa. Usiadłam na kanapie i nic nie
mówiąc wzięłam ją do ręki. Asir usiadł koło mnie i podniósł mi nogi tak, że
leżąc prawie na kanapie, moje znalazły się na ich.
- Tak więc, co
porabiałaś?
- Byłam na spacerze,
musiałam się dotlenić.
- Chy, sama?
Uśmiechnęłam się pod
nosem nie odrywając swojego wzroku od lektury.
- Nie.
- A z kim?
- Z sąsiadem.
- Sąsiadem?
- Tak, przeprowadził
się niedawno.
- Poszłaś na spacer z
obcym facetem?
- Tak.
- I mówisz to tak
spokojnie?
- Asir, o co ci
chodzi? Chcesz mi popsuć dzień?
Popatrzył na mnie:
- Co to za jeden?
- Pisarz,
Australijczyk.
Wziął mi z ręki
książkę, którą czytałam i spojrzał na okładkę.
- Tony DePalma?
Przyjrzę mu się.
- Nie musisz tego
robić. To porządny facet.
- Skąd możesz to
wiedzieć?
- Czuję.
- Ty i te twoje
przeczucia, ostrożności nigdy dosyć.
Przekartkował książkę.
- Musiała cię
wciągnąć.
- Wciągnęła, oddaj mi
ją.
Już miałam wziąć
książkę, ale wziął rękę z książką za siebie i prześwidrował mnie wzrokiem:
- Nie spotykaj się z
nim.
- Dlaczego?
- Bo cię o to proszę.
- Przepraszam, ale nie
przypominam sobie żebyś podpisywał akt mojej własności.
Wyrwałam mu książkę i
dalej zaczęłam czytać. Popatrzył na mnie srodze, po czym wstał, już miał wyjść
,kiedy pochylił się za mną i szepnął mi do ucha:
- To ci się nie uda.
Trzepnęłam go książką
w głowę a ten wyszedł.
Prosto ode mnie udał
się na oddział, mimo, że było już późno. Podszedł do Colin’a a ten spojrzał na
niego:
- A ty jeszcze tutaj?
- Tak, mam sprawę,
sprawdź mi jednego gościa, jest jakiś lewy.
- Jak się nazywa?
- Tony De Palma.
- Ten pisarz?
- Nie mów, że ty też
go znasz.
- Facet ma świetne
książki, po co mam go sprawdzać?
- Bo to nowy sąsiad Kylie.
Colin uśmiechnął się.
- Rozumiem.
- Idę poćwiczyć, jak
skończysz daj znać.
- Jasne.
Poszedł na salę
treningową, gdzie ćwiczyła Jesse a
kawałek dalej nie kto inny jak Linda. Asir zdjął kurtkę i odrzucił ją na bok,
podszedł do Jesse.
- To co? Rundka?
Zapytała a on
uśmiechnął się:
- Narobisz sobie
wstydu.
Podeszła bliżej:
- Coś mi się zdaje, że
ktoś tu boi się porażki.
- Nie prowokuj słońce,
bo nie chcę ci zrobić krzywdy.
- Nie daj się prosić,
mam kiepski dzień.
- Nie ty jedna.
- Jeśli przegram
stawiam ci drinka.
- To zadzwoń i zamów
go od razu, potem możesz nie być w stanie.
Jesse roześmiała się i
mimo, że naprawdę jej sztuka walki była doskonała, nie udało jej się położyć
Asir’a na materac. W którymś momencie przygniótł ją do ziemi i popatrzył jej w
oczy, Jesse spojrzała podejrzliwie:
- Powiesz mi co się
stało?
Westchnął, po czym
wstał i wystawił rękę, a ta chwyciła go i
podniosła się z materaca.
- Chodź na tego
drinka.
Sięgnął po kurtkę i
skierowali się do wyjścia, Linda mimo chodem spojrzała ukradkiem na Asir’a
boksując worek.
Pojechali do
K&J&B i usiedli przy barze. Był niewielki ruch, gdyż o tej porze i to w
środku tygodnia, zazwyczaj zabawy odbywały się na dolnej Sali a na górnej
ludzie po prostu odpoczywali. Podszedł do nich Joe:
- A ty co? Pozwalniałeś
kelnerów?
- Na dole jest
prywatna impreza, gdybyś widział te laski, mówię ci mózg staje.
Asir roześmiał się a
Jesse skrzywiła się.
- A gdzie Kal?
Zapytał a Asir
spojrzał na niego:
- Czyta książkę od
sąsiada.
- Sąsiada?
Wtrąciła Jesse.
- Tak, Tony DePalma.
- Słyszałam o nim.
- Jak wszyscy, za
wyjątkiem mnie.
- Co wam podać?
- Whisky.
- A ty?
- To samo.
- Pokaż dowód.
Zażartował Joe.
- Zaraz ci go
przykleję do czoła.
- Boże, jakie te
kobiety agresywne.
Poszedł po whisky i
dwie szklanki ,postawił przed nimi, nalał do szklanek i zostawił butelkę przed
nimi:
- Zostawiam was.
- Wreszcie.
Odpaliła Jesse a Asir
uśmiechnął się. Joe poszedł a Jesse wzięła głębszego łyka whisky:
- Więc twoje
samopoczucie wynika z tego, że Kylie ma sąsiada? Wiedziałam, że ci na niej
zależy.
- Zaraz zależy ,po
prostu uważam, że trzeba go sprawdzić.
- No, obowiązkowo,
czyli , że ci nie zależy? Bo pogubiłam się.
- Mówiłem, że alkohol
nie jest dla dzieci.
- Bardzo śmieszne.
- Kylie ma swoje
życie, to jej wybór, ja sobie poradzę.
- Powiedz jej jak to
się robi.
- Komu?
Jesse pokazała
wzrokiem na stolik pod oknem, przy którym siedziała Linda.
- Dopiero była na
sali.
- Może nas śledzi?
Asir roześmiał się.
- Dobra, to co z tą
Kal?
- Poszłabyś na spacer
z obcym facetem?
- To zależy.
- Od czego?
- Czy by mi się
podobał.
Uśmiechnęła się
zalotnie.
- Może wypuść z siebie
trochę tej pary co?
- Chyba właśnie tak
zrobię.
Dopił swoją whisky. Po
chwili usłyszeli, że zbiła się butelka, obejrzeli się oboje i zobaczyli, że
Linda wstając od stolika, dosyć ostro wstawiona, niechcący ją strąciła. Jesse
pokiwała głową a Asir wstał:
- Gdzie idziesz?
- Ktoś musi ją
odwieźć.
- Uważaj na jej
pazury.
- Poradzę sobie.
Asir podszedł do
Lindy, która ledwo trzymała się w nogach, na jego widok rzuciła mu się na
szyję, odsunął ją od siebie:
- Pięknie się
załatwiłaś, chodź, odwiozę cię do domu.
- Jeszcze tylko jeden
mały drink.
Zaczęła chichotać.
- Dosyć wypiłaś, do
domu.
Pokazał jej na drzwi a
ona spojrzała mu w oczy:
- Chcesz iść ze mną do
łóżka?
- Po co? I tak byś
była do niczego.
- Nie znasz moich
możliwości.
- Niestety znam.
Przytrzymał ją a ona
uwiesiła się na nim i tak wyszli z klubu.
Jeszcze tego samego
wieczora dostałam telefon, że mam pilnie przyjechać na oddział. Colin ustalił
miejsce pobytu Torezo. Nie byłam tym zachwycona, ale cóż – taka praca. Na
odprawie zebrali się wszyscy oprócz Asir’a, spojrzałam na Jesse:
- Gdzie Asir?
Akurat podszedł Rolly.
- Ostatni raz
widziałam go z Lindą.
Rolly jakoś na to nie
zareagował, ale mnie chyba zakłuło. Usiedliśmy w rzędzie, zapalił się ekran,
Daniels stanął z boku a Colin zaczął mówić:
- Albert Torezo,
aktualnie przebywa na terenie swojej firmy w Paryżu. Zaopatruje Omally’ego w
broń i ładunki wybuchowe na szeroką skalę. Odcięcie go od Omally’ego to dla nas
połowa sukcesu.
Daniels spojrzał na
mnie i Rolly’ego:
- Ruszacie za dziesięć
minut.
- Co z Asir’em?
Zapytałam a Rolly
spojrzał na mnie:
- Nie mamy czasu,
jedziesz z Rolly’m, bierzecie dwa oddziały i w drogę, resztę instrukcji
otrzymacie w panelach. Bądźcie rozsądni, bo ten człowiek nie jest zrównoważony.
Colin szykuj się, Jesse nie spuszczasz go z oka.
Na samą myśl, że Jesse
ma go pilnować, Colin aż zdrętwiał.
Po kilku minutach ja i
Rolly ruszyliśmy środkiem sali jak za dawnych dobrych czasów, kiedy tworzyliśmy
duet jedyny w swoim rodzaju. Tuż za nami ruszył Colin, Jesse i reszta ludzi.
Drzwi windy zamknęły się za nami.
Gdy dotarliśmy na
miejsce, ulokowaliśmy się w pobliżu firmy Toreza tak, by Colin bez problemu
mógł podłączyć się do obwodowego systemu zabezpieczeń. Rolly pokazywał ręką,
gdzie poszczególni agenci mają się rozstawiać.
- Gotowe.
Odpowiedział Colin a
Rolly spojrzał na niego, po czym na Jesse:
- Zabierz go do
samochodu i pilnuj.
Jesse kiwnęła głową i
pociągnęła Colin’a za kurtkę. Wyznaczeni agenci ruszyli przodem a ja i Rolly
weszliśmy zaraz po nich. Nie wiem dlaczego ty razem tak kurczowo trzymałam się
Rolly’ego, czy dlatego, że obok nie było Asir’a?
Akcja nie była
skomplikowana, bez trudu dostaliśmy się do budynku i chyba właśnie ta łatwość
mi się nie spodobała. W mgnieniu oka nasi ludzie wyprowadzili Toreza, który
choć niekoniecznie musiał przeżyć – został wyprowadzony. Pracownicy i ochrona
Toreza została dosłownie zmiażdżona przez naszych ludzi. Wszyscy zaczęli powoli
opuszczać budynek, broń i materiały wybuchowe zostały zabezpieczone, ale razem
z Rolly’m dla pewności poszliśmy do magazynów, które przylegały bezpośrednio do
budynku.
Gdy weszliśmy do nich,
Rolly powiedział do słuchawki:
- Sprawdzamy jeszcze
magazyny.
- Wszyscy już wyszli,
przysłać ludzi?
- Nie, niech nikt już
nie wchodzi do budynku.
- Przyjąłem.
Colin spojrzał na
Cole’a:
- Czekamy.
Razem z Rolly’m
szliśmy powoli wzdłuż hali, która ciągnęła się dobre kilka metrów. Na jej końcu
znajdowały się drzwi w podłodze, Rolly ostrożnie otworzył je by zajrzeć do
piwnicy, zdążył je otworzyć, a po chwili na monitorze komputera Colin’a zaczęła
mrugać czerwona dioda:
- Cholera.
- Co się dzieje?
Zapytałam.
- Gdzieś w magazynie
włączył się zapalnik.
- W piwnicy czy w
magazynie?!
- W magazynie, do
licha nie mogę tego zatrzymać, uciekajcie stamtąd!!!
Rolly na te słowa
pociągnął mnie na siebie, Colin wybiegł z samochodu i zobaczył, że magazyn
wybuchł a w powietrzu uniosła się potężna kula ognia. Jesse zaszkliły się oczy,
Colin’owi i reszcie też:
- Jezus Maria, oni nie
żyją, Boże zabiłem ich!
Ukląkł na kolana i
rozpłakał się jak dziecko, Cole spojrzał na niego, po czym na Jesse i resztę.
Do ucha włożył słuchawkę, po drugiej jej stronie siedział informatyk – zastępca
Colin’a, obok stał Daniels i Asir:
- Szefie, wszystko
wyleciało w powietrze.
- Straty?
-Dwóch naszych ludzi,
nie zdążyli wyjść przed wybuchem.
Asir chwycił za
słuchawkę:
- Daj mi Kylie.
Cole przełknął ślinę:
- Kylie była w środku.
Na oddziale nagle
zaległa cisza, wszyscy popatrzyli po sobie, Asir zbladł:
- Co ty powiedziałeś?
- Kylie była w środku.
Asir wpadł w szał,
kopnął w stół i uderzył z całej siły w krzesło a to pękło na pół.
Daniels spojrzał na
Asir’a, po czym powiedział do słuchawki:
- Jedynka i dwójka,
wracajcie do bazy.
Zdjął słuchawkę i
odszedł do swojego gabinetu, a Asir poszedł prosto na salę gimnastyczną i
zaczął z całej siły uderzać w worek aż ten pękł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz