środa, 19 lutego 2014

Rozdział XXIV

XXIV

Jeszcze tego samego dnia zawitał u mnie Asir. Kiedy mu otworzyłam popatrzył na mnie tym diabelskim spojrzeniem i już przeczuwałam, że wizyta zacznie się od pretensji, dlatego stanęłam w drzwiach i przez moment nawet przeszło mi przez myśl ,by nie wpuszczać go do domu.
- A gdzie proszę wejdź?
Uśmiechnął się a ja zrobiłam wrogą minę i westchnęłam ciężko, w końcu jednak otworzyłam drzwi na oścież.
- No widzisz? Tak już lepiej.
Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Poszłam na górę i wzięłam do ręki książkę, którą dostałam od Tony’ego – jego zresztą autorstwa. Usiadłam na kanapie i nic nie mówiąc wzięłam ją do ręki. Asir usiadł koło mnie i podniósł mi nogi tak, że leżąc prawie na kanapie, moje znalazły się na ich.
- Tak więc, co porabiałaś?
- Byłam na spacerze, musiałam się dotlenić.
- Chy, sama?
Uśmiechnęłam się pod nosem nie odrywając swojego wzroku od lektury.
- Nie.
- A z kim?
- Z sąsiadem.
- Sąsiadem?
- Tak, przeprowadził się niedawno.
- Poszłaś na spacer z obcym facetem?
- Tak.
- I mówisz to tak spokojnie?
- Asir, o co ci chodzi? Chcesz mi popsuć dzień?
Popatrzył na mnie:
- Co to za jeden?
- Pisarz, Australijczyk.
Wziął mi z ręki książkę, którą czytałam i spojrzał na okładkę.
- Tony DePalma? Przyjrzę mu się.
- Nie musisz tego robić. To porządny facet.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Czuję.
- Ty i te twoje przeczucia, ostrożności nigdy dosyć.
Przekartkował książkę.
- Musiała cię wciągnąć.
- Wciągnęła, oddaj mi ją.
Już miałam wziąć książkę, ale wziął rękę z książką za siebie i prześwidrował mnie wzrokiem:
- Nie spotykaj się z nim.
- Dlaczego?
- Bo cię o to proszę.
- Przepraszam, ale nie przypominam sobie żebyś podpisywał akt mojej własności.
Wyrwałam mu książkę i dalej zaczęłam czytać. Popatrzył na mnie srodze, po czym wstał, już miał wyjść ,kiedy pochylił się za mną i szepnął mi do ucha:
- To ci się nie uda.
Trzepnęłam go książką w głowę a ten wyszedł.
Prosto ode mnie udał się na oddział, mimo, że było już późno. Podszedł do Colin’a a ten spojrzał na niego:
- A ty jeszcze tutaj?
- Tak, mam sprawę, sprawdź mi jednego gościa, jest jakiś lewy.
- Jak się nazywa?
- Tony De Palma.
- Ten pisarz?
- Nie mów, że ty też go znasz.
- Facet ma świetne książki, po co mam go sprawdzać?
- Bo to nowy sąsiad Kylie.
Colin uśmiechnął się.
- Rozumiem.
- Idę poćwiczyć, jak skończysz daj znać.
- Jasne.
Poszedł na salę treningową, gdzie ćwiczyła  Jesse a kawałek dalej nie kto inny jak Linda. Asir zdjął kurtkę i odrzucił ją na bok, podszedł do Jesse.
- To co? Rundka?
Zapytała a on uśmiechnął się:
- Narobisz sobie wstydu.
Podeszła bliżej:
- Coś mi się zdaje, że ktoś tu boi się porażki.
- Nie prowokuj słońce, bo nie chcę ci zrobić krzywdy.
- Nie daj się prosić, mam kiepski dzień.
- Nie ty jedna.
- Jeśli przegram stawiam ci drinka.
- To zadzwoń i zamów go od razu, potem możesz nie być w stanie.
Jesse roześmiała się i mimo, że naprawdę jej sztuka walki była doskonała, nie udało jej się położyć Asir’a na materac. W którymś momencie przygniótł ją do ziemi i popatrzył jej w oczy, Jesse spojrzała podejrzliwie:
- Powiesz mi co się stało?
Westchnął, po czym wstał i wystawił rękę, a ta chwyciła go i  podniosła się z materaca.
- Chodź na tego drinka.
Sięgnął po kurtkę i skierowali się do wyjścia, Linda mimo chodem spojrzała ukradkiem na Asir’a boksując worek.
Pojechali do K&J&B i usiedli przy barze. Był niewielki ruch, gdyż o tej porze i to w środku tygodnia, zazwyczaj zabawy odbywały się na dolnej Sali a na górnej ludzie po prostu odpoczywali. Podszedł do nich Joe:
- A ty co? Pozwalniałeś kelnerów?
- Na dole jest prywatna impreza, gdybyś widział te laski, mówię ci mózg staje.
Asir roześmiał się a Jesse skrzywiła się.
- A gdzie Kal?
Zapytał a Asir spojrzał na niego:
- Czyta książkę od sąsiada.
- Sąsiada?
Wtrąciła Jesse.
- Tak, Tony DePalma.
- Słyszałam o nim.
- Jak wszyscy, za wyjątkiem mnie.
- Co wam podać?
- Whisky.
- A ty?
- To samo.
- Pokaż dowód.
Zażartował Joe.
- Zaraz ci go przykleję do czoła.
- Boże, jakie te kobiety agresywne.
Poszedł po whisky i dwie szklanki ,postawił przed nimi, nalał do szklanek i zostawił butelkę przed nimi:
- Zostawiam was.
- Wreszcie.
Odpaliła Jesse a Asir uśmiechnął się. Joe poszedł a Jesse wzięła głębszego łyka whisky:
- Więc twoje samopoczucie wynika z tego, że Kylie ma sąsiada? Wiedziałam, że ci na niej zależy.
- Zaraz zależy ,po prostu uważam, że trzeba go sprawdzić.
- No, obowiązkowo, czyli , że ci nie zależy? Bo pogubiłam się.
- Mówiłem, że alkohol nie jest dla dzieci.
- Bardzo śmieszne.
- Kylie ma swoje życie, to jej wybór, ja sobie poradzę.
- Powiedz jej jak to się robi.
- Komu?
Jesse pokazała wzrokiem na stolik pod oknem, przy którym siedziała Linda.
- Dopiero była na sali.
- Może nas śledzi?
Asir roześmiał się.
- Dobra, to co z tą Kal?
- Poszłabyś na spacer z obcym facetem?
- To zależy.
- Od czego?
- Czy by mi się podobał.
Uśmiechnęła się zalotnie.
- Może wypuść z siebie trochę tej pary co?
- Chyba właśnie tak zrobię.
Dopił swoją whisky. Po chwili usłyszeli, że zbiła się butelka, obejrzeli się oboje i zobaczyli, że Linda wstając od stolika, dosyć ostro wstawiona, niechcący ją strąciła. Jesse pokiwała głową a Asir wstał:
- Gdzie idziesz?
- Ktoś musi ją odwieźć.
- Uważaj na jej pazury.
- Poradzę sobie.
Asir podszedł do Lindy, która ledwo trzymała się w nogach, na jego widok rzuciła mu się na szyję, odsunął ją od siebie:
- Pięknie się załatwiłaś, chodź, odwiozę cię do domu.
- Jeszcze tylko jeden mały drink.
Zaczęła chichotać.
- Dosyć wypiłaś, do domu.
Pokazał jej na drzwi a ona spojrzała mu w oczy:
- Chcesz iść ze mną do łóżka?
- Po co? I tak byś była do niczego.
- Nie znasz moich możliwości.
- Niestety znam.
Przytrzymał ją a ona uwiesiła się na nim i tak wyszli z klubu.
Jeszcze tego samego wieczora dostałam telefon, że mam pilnie przyjechać na oddział. Colin ustalił miejsce pobytu Torezo. Nie byłam tym zachwycona, ale cóż – taka praca. Na odprawie zebrali się wszyscy oprócz Asir’a, spojrzałam na Jesse:
- Gdzie Asir?
Akurat podszedł Rolly.
- Ostatni raz widziałam go z Lindą.
Rolly jakoś na to nie zareagował, ale mnie chyba zakłuło. Usiedliśmy w rzędzie, zapalił się ekran, Daniels stanął z boku a Colin zaczął mówić:
- Albert Torezo, aktualnie przebywa na terenie swojej firmy w Paryżu. Zaopatruje Omally’ego w broń i ładunki wybuchowe na szeroką skalę. Odcięcie go od Omally’ego to dla nas połowa sukcesu.
Daniels spojrzał na mnie i Rolly’ego:
- Ruszacie za dziesięć minut.
- Co z Asir’em?
Zapytałam a Rolly spojrzał na mnie:
- Nie mamy czasu, jedziesz z Rolly’m, bierzecie dwa oddziały i w drogę, resztę instrukcji otrzymacie w panelach. Bądźcie rozsądni, bo ten człowiek nie jest zrównoważony. Colin szykuj się, Jesse nie spuszczasz go z oka.
Na samą myśl, że Jesse ma go pilnować, Colin aż zdrętwiał.
Po kilku minutach ja i Rolly ruszyliśmy środkiem sali jak za dawnych dobrych czasów, kiedy tworzyliśmy duet jedyny w swoim rodzaju. Tuż za nami ruszył Colin, Jesse i reszta ludzi. Drzwi windy zamknęły się za nami.
Gdy dotarliśmy na miejsce, ulokowaliśmy się w pobliżu firmy Toreza tak, by Colin bez problemu mógł podłączyć się do obwodowego systemu zabezpieczeń. Rolly pokazywał ręką, gdzie poszczególni agenci mają się rozstawiać.
- Gotowe.
Odpowiedział Colin a Rolly spojrzał na niego, po czym na Jesse:
- Zabierz go do samochodu i pilnuj.
Jesse kiwnęła głową i pociągnęła Colin’a za kurtkę. Wyznaczeni agenci ruszyli przodem a ja i Rolly weszliśmy zaraz po nich. Nie wiem dlaczego ty razem tak kurczowo trzymałam się Rolly’ego, czy dlatego, że obok nie było Asir’a?
Akcja nie była skomplikowana, bez trudu dostaliśmy się do budynku i chyba właśnie ta łatwość mi się nie spodobała. W mgnieniu oka nasi ludzie wyprowadzili Toreza, który choć niekoniecznie musiał przeżyć – został wyprowadzony. Pracownicy i ochrona Toreza została dosłownie zmiażdżona przez naszych ludzi. Wszyscy zaczęli powoli opuszczać budynek, broń i materiały wybuchowe zostały zabezpieczone, ale razem z Rolly’m dla pewności poszliśmy do magazynów, które przylegały bezpośrednio do budynku.
Gdy weszliśmy do nich, Rolly powiedział do słuchawki:
- Sprawdzamy jeszcze magazyny.
- Wszyscy już wyszli, przysłać ludzi?
- Nie, niech nikt już nie wchodzi do budynku.
- Przyjąłem.
Colin spojrzał na Cole’a:
- Czekamy.
Razem z Rolly’m szliśmy powoli wzdłuż hali, która ciągnęła się dobre kilka metrów. Na jej końcu znajdowały się drzwi w podłodze, Rolly ostrożnie otworzył je by zajrzeć do piwnicy, zdążył je otworzyć, a po chwili na monitorze komputera Colin’a zaczęła mrugać czerwona dioda:
- Cholera.
- Co się dzieje?
Zapytałam.
- Gdzieś w magazynie włączył się zapalnik.
- W piwnicy czy w magazynie?!
- W magazynie, do licha nie mogę tego zatrzymać, uciekajcie stamtąd!!!
Rolly na te słowa pociągnął mnie na siebie, Colin wybiegł z samochodu i zobaczył, że magazyn wybuchł a w powietrzu uniosła się potężna kula ognia. Jesse zaszkliły się oczy, Colin’owi i reszcie też:
- Jezus Maria, oni nie żyją, Boże zabiłem ich!
Ukląkł na kolana i rozpłakał się jak dziecko, Cole spojrzał na niego, po czym na Jesse i resztę. Do ucha włożył słuchawkę, po drugiej jej stronie siedział informatyk – zastępca Colin’a, obok stał Daniels i Asir:
- Szefie, wszystko wyleciało w powietrze.
- Straty?
-Dwóch naszych ludzi, nie zdążyli wyjść przed wybuchem.
Asir chwycił za słuchawkę:
- Daj mi Kylie.
Cole przełknął ślinę:
- Kylie była w środku.
Na oddziale nagle zaległa cisza, wszyscy popatrzyli po sobie, Asir zbladł:
- Co ty powiedziałeś?
- Kylie była w środku.
Asir wpadł w szał, kopnął w stół i uderzył z całej siły w krzesło a to pękło na pół.
Daniels spojrzał na Asir’a, po czym powiedział do słuchawki:
- Jedynka i dwójka, wracajcie do bazy.

Zdjął słuchawkę i odszedł do swojego gabinetu, a Asir poszedł prosto na salę gimnastyczną i zaczął z całej siły uderzać w worek aż ten pękł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz