LIV
To co stało się
później było nieuniknione i żadne z nas nawet nie próbowało nad tym zapanować.
- Dante, powiedziałam
ci, że…
- Że nigdy ze mną nie
będziesz, szanuję to i nie liczę na nic zobowiązującego ,ale nie proś mnie
żebym pozwolił ci stąd teraz wyjść.
Zaczął mnie obsesyjnie
całować, nie opierałam się, bo jakaś część mnie bardzo tego pragnęła. Weszliśmy do domu i
w tym momencie po prostu mnie zdominował, ale podobało mi się to. To było
zupełnie coś innego niż we Włoszech, ale równie zniewalającego. Nie broniłam
się przed tym, gdy jednak po czterech godzinach rozłączyliśmy się i zaczęłam
się ubierać powoli dochodząc do siebie, w którymś momencie spojrzałam na niego
i powiedziałam:
- To moja wina,
przepraszam, musimy się przestać widywać.
- Dlaczego?
Dante leżał w łóżku i
palił papierosa:
- Wiesz, że to nas do
niczego dobrego nie doprowadzi.
Spojrzałam mu w oczy:
- Jesteśmy po
przeciwnych stronach barykady.
- Myślałem, że ci to
nie przeszkadza.
- Nie chodzi o to co
mi przeszkadza, tylko…
Przybliżył się i
zaczął całować mnie po ramionach:
- Należysz do bardzo
bolesnej części mojego życia, zawsze będziesz przywoływał we mnie wspomnienia,
dobre wspomnienia, ale…, nie radzę sobie z tym, robię rzeczy, których nigdy
wcześniej bym nie zrobiła…, czuję coś, czego nigdy wcześniej nie czułam…,
złamałam wszystkie zasady, którymi całe życie się kierowałam.
- Czy ty zawsze musisz
robić tylko te rzeczy, które ogarniasz? Nie możesz zdać się na los i po prostu
zobaczyć co życie przyniesie? To, że tak się czujesz nie jest złe i nie wiem
dlaczego myślisz w ten sposób? Ale w porządku, jeśli zdecydujesz się
kontynuować naszą znajomość to dobrze, jeśli nie – uszanuję to, ale wiedz, że i
tak będę za tobą czekał.
Nic nie
odpowiedziałam, podniosłam się z łóżka, wzięłam torebkę i wyszłam , skierowałam
się prosto do swojego domu. Było jeszcze stosunkowo wcześnie kiedy przekręciłam
stanowczym ruchem klucz w zamku i weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi,
odrzuciłam torebkę na kanapę w salonie i właśnie chciałam pochylić się by
odpiąć buty, gdy ktoś od tyłu chwycił mnie ręką
i ścisnął tak, że prawie straciłam dech:
- Ostrzegałem cię
żebyś ze mną nie igrała!
To był głos Barodo.
- Zawiodłem się na
tobie.
Więc jednak nie
zniknął na długo – pomyślałam.
- Proszę cię, dusisz
mnie, nie mogę oddychać.
- Myślałem, że lubisz
ostry seks!
Obrócił mnie do siebie
przodem i zanim zdążyłam zareagować z zaciśniętej pięści wycelował uderzenie
prosto w moją twarz. Upadłam i uderzyłam głową w kant kominka. Zabolało i to
dosyć mocno. Ruszył w moją stronę.
- Taka byłaś
niedostępna a teraz puszczasz się z każdym facetem?!
- Nie wiesz co mówisz.
- Ja nie wiem?!
Myślisz, że nie wiem u kogo byłaś?! Powiedziałem ci, że dowiem się o wszystkim!
Podniósł mnie z ziemi
ale tylko po to, by uderzyć mnie raz jeszcze, czułam że puchnie mi całe oko.
- Dlaczego się nie
bronisz?! Twoje akta mówią, że jesteś całkiem niezła, lubisz być traktowana w
ten sposób co?
- Ty jesteś chory,
zwariowałeś.
Podniosłam się po
kolejnym uderzeniu i chwyciłam się kominka, na szczęście nie był rozpalony,
wzrokiem poszukałam torebki, w której miałam broń, ale kanapa stała w
odległości nie do pokonania dla mnie, Barodo był zbyt blisko. Kiedy już
myślałam, że zdołam się przemieścić, szarpnął mnie za bluzkę, po czym kopnął
prosto w nerki. Upadłam na kanapę i nie byłam w stanie się ruszyć, cios w nerki
powoduje momentalny paraliż u człowieka. Nie był tak głupi jak sądziłam,
chwycił moją torebkę i wyrzucił daleko za siebie, uśmiechnął się bardzo z
siebie zadowolony. Spojrzałam, że rozpina gruby, skórzany pasek od spodni i
wyciąga go ze szlufek:
- Nauczę cię szybko
posłuszeństwa, rozwiązłe zachowanie idzie wyplenić w zarodku, następnym razem
dziesięć razy się zastanowisz zanim postanowisz mnie zdradzić.
Zamachnął się paskiem,
w ostatniej chwili zdołałam zasłonić i tak już obitą twarz. Rozcięty łuk
brwiowy krwawił i tak dość mocno, poczułam kilkakrotne uderzenie sprzączką
paska, ale zacisnęłam zęby i nawet nie pisnęłam. Kiedy rzucił się na mnie i
dosłownie zaczął gwałcić, w pierwszym odruchu szarpnęłam się, bo ból pleców
ustawał, ale wtedy ścisnął mi szyję jeszcze mocniej, tak że łzy same wypłynęły
z oczu i powiedział:
- Lepiej pamiętaj o
swoim przyjacielu, albo będziesz go oglądać martwego.
Poddałam się, na samą myśl, że Rolly’emu
mogłoby się coś stać…, dopiero teraz w obliczu swojej tragedii, zdałam sobie
sprawę, że z jakichś powodów nie jest mi obojętny. Znieruchomiałam i modliłam
się by skończył. Nie byłam pewna, czy to co się dzieje, dzieje się tu i teraz,
czy kiedyś - w Libanie. Wszystko do mnie
wróciło, tak jakbym się nigdy stamtąd nie wydostała.
Wreszcie skończył,
spojrzał na mnie z pożałowaniem, bluzka była cała rozdarta:
- Doprowadź się do
porządku, bo aż żal na ciebie patrzeć.
Wciągnął spodnie,
ubrał marynarkę i zatrzasnął za sobą drzwi. Wydawało mi się, że jestem w stanie
wstać i utrzymać się na nogach ,ale tak naprawdę to mogłabym wyć z bólu.
Czy wreszcie spotkała
mnie kara za moje poczynania w ciągu ostatnich tygodni?
Przeszłam dwa kroki do
przodu i straciłam równowagę, przed oczami co rusz to przelatywały jakieś
ciemne plamy, ale zdołałam dotrzeć do torebki. Wyjęłam pistolet i upewniłam
się, że jest nabity. Nawet nie pomyślałam żeby zakluczyć drzwi, tylko zgasiłam
tak szybko jak byłam w stanie światło i przeczołgłam się do kuchni. Ukucnęłam
przy ścianie zaciskając pistolet w dłoniach, łzy same płynęły, bałam się
zadzwonić do kogokolwiek bo nie wiedziałam czy Barodo zaraz nie wróci a dosyć
już ludzi swoim nierozważnym zachowaniem naraziłam.
Minęło kilka minut i
usłyszałam, że ktoś nacisnął na klamkę, zacisnęłam pistolet jeszcze mocniej i
przycisnęłam głowę do ściany, ręce zaczęły mi mimo woli drżeć. Kroki stawały
się coraz bardziej wyraźne i kierowały się wprost na mnie. Serce zaczęło bić w
takim tempie jakby miało zaraz wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Już miałam
nacisnąć na spust, kiedy ktoś pochylił się nade mną:
- Kylie…
Teraz emocje wzięły
górę, łzy zaczęły lecieć strumieniem a ja nie mogłam wydusić z siebie słowa,
Rolly sięgnął ręką do włącznika światła i gdy mała lampka dała poświatę prosto
na moją twarz, widziałam, że ogarnęła go furia:
- Kto ci to zrobił?
Dotknął delikatnie
mojej twarzy ale ja uparcie kręciłam głową na nie:
- Nie mogę, on cię
zabije.
- Kto?
Powtórzył, ale tym
razem dobitniejszym tonem.
- Barodo.
Spojrzałam na niego,
jakby czekając za skarceniem, ale on uderzył pięścią w ścianę ze złości, wyjął
z kieszeni komórkę i wydał rozkazy:
- Trzy oddziały pod
dom Kal natychmiast i przyślij mi Cole’a.
Schował komórkę i
delikatnie zabrał mi pistolet, schował go do swojej kieszeni, zdjął swoją
marynarkę i okrył mnie, ostrożnie wziął mnie na ręce i ruszył w stronę drzwi,
kiedy znalazł się za nimi, samochody oddziału już były w pełnym uzbrojeniu.
Wtuliłam się w niego,
bo nie chciałam by ktoś mnie w tym stanie zobaczył:
- Zabierz mnie stąd,
błagam.
Przytulił swoją głowę
do mojej i powiedział cicho:
- Zabiorę.
Cole otworzył drzwi
samochodu Rolly’ego a ten położył mnie na tylnim siedzeniu, Cole zatrzasnął
drzwi i spojrzał na niego:
- To był on?
- Tak, niech Colin go
znajdzie, choćby na końcu świata.
- Załatwione.
- Jeszcze jedno, chcę
go mieć żywego.
- Jasne, zabierasz ją
do siebie?
- Tak, tam czuje się
pewnie.
- Eskortujemy was a
potem rozstawię trzy oddziały w pobliżu.
- Dopilnuj wszystkiego
na oddziale, wiesz, że…
- Wiem.
Rolly skinął głową.
- Ruszajmy.
Wsiadł do samochodu i
włączył silnik. Dwa czarne samochody GMC ruszyły jako pierwsze, za nimi ruszył
Rolly a za nim następne dwie czarne furgonetki. Droga wiodąca przez las była
dosyć długa, ale nikt nie psuł szyku a samochody poruszały się z taką samą
prędkością i tak blisko, że nie było by najmniejszych szans na to, żeby
jakikolwiek inny pojazd dostał się pomiędzy nich.
Po zakrętach
wiedziałam gdzie jesteśmy, ale nie byłam w stanie otworzyć oczu. Rolly
przekręcił lusterko tak, że widział mnie leżącą, był zamyślony, czułam to, ale
teraz poczułam się dopiero bezpieczna. Owinęłam się jeszcze ciaśniej jego
marynarką i kiedy poczułam znajomy zapach perfum– jego zapach ,którego tak
dawno nie miałam okazji czuć – choć obolała, poczułam się dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz