sobota, 15 lutego 2014

Rozdział LVI

LVI

Gdy przyjechaliśmy do domu opadłam całkowicie z sił. Rzeczywiście podany przez Gino zastrzyk miał określony czas działania. Usiadłam na kanapie w salonie, Rolly podszedł ze strzykawką i usiadł obok, podciągnął mi rękaw i wbił igłę przytrzymując głowę, która bezwiednie opadła na jego ramieniu. Ponownie poczułam uderzenie gorąca. Rolly odłożył strzykawkę na stół, wtuliłam się w jego ramiona i przez chwilę nawet się nie poruszyłam. Tak siedzieliśmy dobre pół godziny aż w końcu zmęczenie wzięło górę. Powieki same zaczęły się zamykać, wziął mnie na ręce i przeniósł do sypialni, po czym wyszedł z niej i zszedł na dół zasiadając do komputera. Tego dnia miałam chyba największy kryzys, kiedy się przebudziłam było coś około dwudziestej drugiej. Zeszłam na dół, Rolly dalej siedział w salonie pochylony nad laptopem, ale na mój widok podniósł się od razu:
- Kawy?
Zapytał a ja usiadłam na miejscu, którym wcześniej on siedział.
- Tak.
Odpowiedziałam, poszedł do kuchni a po chwili wrócił z kubkiem kawy, zerknęłam w komputer gdzie wyświetlało się zdjęcie Barodo. Zauważył to i od razu zabrał komputer sprzed moich oczu. Usiadł obok widząc, że pochylam głowę, sięgnęłam po paczkę papierosów i zapaliłam.
- I jak?
- Lepiej, chyba najgorsze za mną.
- Przez jakiś czas możesz być jeszcze słaba, obrażenia choć powierzchowne, były dosyć rozległe.
Wyrecytował niczym lekarz a ja spojrzałam poważnie.
- Wiem, dlatego potrzebuję treningu żeby nabrać kondycji.
- Nie za wcześnie?
- Im wcześniej tym lepiej, wiesz dobrze, że to nie koniec, Barodo był zaledwie jedną dziesiątą układanki, czeka nas długa droga.
- Wiem, ale na razie stoimy w miejscu, Colin stara się złożyć jakiś sensowny profil Laden’a, ale to zajmie przypuszczalnie sporo czasu.
- Przynajmniej go spożytkuję.
- Dobrze, kiedy chcesz zacząć?
- Jutro.
To co usłyszał widać mu się nie spodobało, ale nie protestował, bo najwyraźniej doskonale wiedział, że nie zdoła zmienić mojej decyzji.
- Chcę ci podziękować za to, że znowu mnie uratowałeś.
- Widocznie takie jest moje powołanie.
Uśmiechnęłam się.
- Jestem ci wdzięczna za to, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Mogę cię o coś zapytać?
Wreszcie- pomyślałam, w końcu od dłuższego czasu męczyło go coś, a milczał jak zaklęty.
- Dlaczego zwróciłaś się o pomoc do Santiago? Dlaczego nie przyszłaś do mnie?
- Bo bałam się, że jeśli to zrobię to ci się coś stanie. Pamiętasz ten wieczór kiedy przyszedłeś w nocy? Mówiłeś, że chcesz ze mną być?
Kiwnął głową na tak.
- Gdyby nie moje chwiejne uczucia, z powodu których powiedziałam, że nie chcę tego, dzisiaj już by cię tu nie było.
- Dlaczego?
- Bo tej nocy Barodo był u góry i słyszał naszą rozmowę. Wtedy po raz pierwszy mnie zaszantażował, nie mogłam ryzykować przychodząc do ciebie.
- A Dante?
- Co z nim?
- Czujesz coś do niego prawda?
- Nie wiem co czuję i nie wiem już czego chce. Tak cholernie mocno uwikłałam się w to wszystko, że straciłam chyba poczucie rzeczywistości i w tej chwili jestem na takim etapie, że…
Głos mi się zachwiał, ale dalej trzymałam fason.
- Boję się następnego rozczarowania, chcę się teraz skupić na pracy. Nie wiem co życie przyniesie, ale nie chcę niczego przyspieszać.
- Nie chcesz ze mną być?
-To nie chodzi o to, że nie chcę, ale było między nami tyle kłamstw i niedomówień, a nie wiem czy nie jest za późno żeby zaczynać wszystko od zera. Nie skreśliłam cię ze swojego życia, ale nie mam na razie siły myśleć o czymś poważnym.
- Myślisz, że krótkie związki dadzą ci to czego szukasz?
Nie odpowiedziałam, bo tak naprawdę to nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
Nie byłam ani pewna czy kiedykolwiek powinnam jeszcze spotkać się z Dante, ani czy kiedykolwiek powinnam dopuścić jeszcze Rolly’ego do swojego życia. Na dłuższą metę może i nie potrafiłam bez niego normalnie funkcjonować, ale chciałam spróbować żyć inaczej.
- Myślę, że mogę już jutro wrócić do siebie.
Chciałam usilnie zmienić temat ale Rolly nie dawał za wygraną.
- Pozwól mi chociaż spróbować.
- Nie bronię ci próbować, ale proszę cię nie przyspieszaj niczego i nie wywieraj na mnie presji.
- Dobrze.
- Pójdziemy na plażę?
Uśmiechnęłam się, bo zaczął „próbować” szybciej niż się tego spodziewałam.
- Możemy pójść.

Wstał, podał mi rękę i poszliśmy na ten kawałek plaży, który należał wyłącznie do niego. Rozpaliliśmy ognisko jak wtedy, tej pamiętnej nocy gdy zaszłam w ciążę i siedząc tak wtulona w niego słuchałam, jak recytuje mi fragmenty mojej ukochanej książki „Duma i uprzedzenie”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz