LVI
Gdy przyjechaliśmy do
domu opadłam całkowicie z sił. Rzeczywiście podany przez Gino zastrzyk miał
określony czas działania. Usiadłam na kanapie w salonie, Rolly podszedł ze
strzykawką i usiadł obok, podciągnął mi rękaw i wbił igłę przytrzymując głowę,
która bezwiednie opadła na jego ramieniu. Ponownie poczułam uderzenie gorąca.
Rolly odłożył strzykawkę na stół, wtuliłam się w jego ramiona i przez chwilę
nawet się nie poruszyłam. Tak siedzieliśmy dobre pół godziny aż w końcu
zmęczenie wzięło górę. Powieki same zaczęły się zamykać, wziął mnie na ręce i
przeniósł do sypialni, po czym wyszedł z niej i zszedł na dół zasiadając do
komputera. Tego dnia miałam chyba największy kryzys, kiedy się przebudziłam
było coś około dwudziestej drugiej. Zeszłam na dół, Rolly dalej siedział w
salonie pochylony nad laptopem, ale na mój widok podniósł się od razu:
- Kawy?
Zapytał a ja usiadłam
na miejscu, którym wcześniej on siedział.
- Tak.
Odpowiedziałam, poszedł
do kuchni a po chwili wrócił z kubkiem kawy, zerknęłam w komputer gdzie
wyświetlało się zdjęcie Barodo. Zauważył to i od razu zabrał komputer sprzed
moich oczu. Usiadł obok widząc, że pochylam głowę, sięgnęłam po paczkę
papierosów i zapaliłam.
- I jak?
- Lepiej, chyba
najgorsze za mną.
- Przez jakiś czas
możesz być jeszcze słaba, obrażenia choć powierzchowne, były dosyć rozległe.
Wyrecytował niczym
lekarz a ja spojrzałam poważnie.
- Wiem, dlatego
potrzebuję treningu żeby nabrać kondycji.
- Nie za wcześnie?
- Im wcześniej tym
lepiej, wiesz dobrze, że to nie koniec, Barodo był zaledwie jedną dziesiątą
układanki, czeka nas długa droga.
- Wiem, ale na razie
stoimy w miejscu, Colin stara się złożyć jakiś sensowny profil Laden’a, ale to
zajmie przypuszczalnie sporo czasu.
- Przynajmniej go
spożytkuję.
- Dobrze, kiedy chcesz
zacząć?
- Jutro.
To co usłyszał widać
mu się nie spodobało, ale nie protestował, bo najwyraźniej doskonale wiedział,
że nie zdoła zmienić mojej decyzji.
- Chcę ci podziękować
za to, że znowu mnie uratowałeś.
- Widocznie takie jest
moje powołanie.
Uśmiechnęłam się.
- Jestem ci wdzięczna
za to, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
- Mogę cię o coś
zapytać?
Wreszcie- pomyślałam,
w końcu od dłuższego czasu męczyło go coś, a milczał jak zaklęty.
- Dlaczego zwróciłaś
się o pomoc do Santiago? Dlaczego nie przyszłaś do mnie?
- Bo bałam się, że
jeśli to zrobię to ci się coś stanie. Pamiętasz ten wieczór kiedy przyszedłeś w
nocy? Mówiłeś, że chcesz ze mną być?
Kiwnął głową na tak.
- Gdyby nie moje
chwiejne uczucia, z powodu których powiedziałam, że nie chcę tego, dzisiaj już
by cię tu nie było.
- Dlaczego?
- Bo tej nocy Barodo
był u góry i słyszał naszą rozmowę. Wtedy po raz pierwszy mnie zaszantażował,
nie mogłam ryzykować przychodząc do ciebie.
- A Dante?
- Co z nim?
- Czujesz coś do niego
prawda?
- Nie wiem co czuję i
nie wiem już czego chce. Tak cholernie mocno uwikłałam się w to wszystko, że
straciłam chyba poczucie rzeczywistości i w tej chwili jestem na takim etapie,
że…
Głos mi się zachwiał,
ale dalej trzymałam fason.
- Boję się następnego
rozczarowania, chcę się teraz skupić na pracy. Nie wiem co życie przyniesie,
ale nie chcę niczego przyspieszać.
- Nie chcesz ze mną
być?
-To nie chodzi o to,
że nie chcę, ale było między nami tyle kłamstw i niedomówień, a nie wiem czy
nie jest za późno żeby zaczynać wszystko od zera. Nie skreśliłam cię ze swojego
życia, ale nie mam na razie siły myśleć o czymś poważnym.
- Myślisz, że krótkie
związki dadzą ci to czego szukasz?
Nie odpowiedziałam, bo
tak naprawdę to nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
Nie byłam ani pewna
czy kiedykolwiek powinnam jeszcze spotkać się z Dante, ani czy kiedykolwiek
powinnam dopuścić jeszcze Rolly’ego do swojego życia. Na dłuższą metę może i
nie potrafiłam bez niego normalnie funkcjonować, ale chciałam spróbować żyć
inaczej.
- Myślę, że mogę już
jutro wrócić do siebie.
Chciałam usilnie
zmienić temat ale Rolly nie dawał za wygraną.
- Pozwól mi chociaż
spróbować.
- Nie bronię ci
próbować, ale proszę cię nie przyspieszaj niczego i nie wywieraj na mnie
presji.
- Dobrze.
- Pójdziemy na plażę?
Uśmiechnęłam się, bo
zaczął „próbować” szybciej niż się tego spodziewałam.
- Możemy pójść.
Wstał, podał mi rękę i
poszliśmy na ten kawałek plaży, który należał wyłącznie do niego. Rozpaliliśmy
ognisko jak wtedy, tej pamiętnej nocy gdy zaszłam w ciążę i siedząc tak wtulona
w niego słuchałam, jak recytuje mi fragmenty mojej ukochanej książki „Duma i
uprzedzenie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz