LVIII
Akurat siedzieliśmy z Dante
na tarasie rozmawiając przy drinku, kiedy na oddziale Colin’owi udało się
złapać czysty obraz satelitarny i namierzyć Laden’a Kola. Do Colin’a podszedł
Rolly i spojrzał w ekran, przyszedł razem z Lindą:
- Co jest?
- Namierzyłem Laden’a.
Przyleciał przed godziną.
Pokazał mu obraz
budynku.
- Chroni go około
piętnastu ludzi i z tego co się doliczyłem, ośmiu ma w środku.
- To pewne dane?
- Tak, zebrać
oddziały?
- Tak, wszystkie trzy
i wezwij Kylie.
- Wścieknie się, ma
randkę.
Rolly spojrzał
poważnie:
- Już nie.
Odszedł a Linda
usiadła przy Colin’ie.
- Jest coś między
nimi?
Colin uśmiechnął się:
- Między kim?
- No Kylie i Rolly’m.
- Coś na pewno, ale co
to jest, tego nikt z nas nie wie, może zapytaj Rolly’ego.
- On nie mówi o takich
sprawach.
- No to ja tym
bardziej ci nie pomogę.
Zamyśliła się a Colin
wziął telefon:
- Kylie…, od razu.
Mało nie eksplodowałam
po tym telefonie, bo naprawdę miło mi się siedziało z Dante, schowałam telefon
do torebki i spojrzałam na Dante’go:
- Przepraszam, muszę
iść, wzywają mnie.
- Rolly?
Uśmiechnęłam się:
- Nie bezpośrednio,
ale na pewno z jego rozkazu.
- Możesz mi
odpowiedzieć na jedno pytanie?
- To zależy.
- Dlaczego kobieta
taka jak ty wykonuje taką pracę?
Wstałam od stołu i
spojrzałam smutno:
- Wiesz ile razy
zadawałam sobie to pytanie?
- Chociaż znalazłaś
odpowiedź?
- Myślę, że tak
naprawdę to ja już nic innego nie potrafiłabym robić.
Pokiwał głową i
spojrzał na mnie z uśmiechem:
- No tak, robimy to do
czego jesteśmy stworzeni.
- Stworzeni…
Zamyśliłam się a dolna
warga wykrzywiła się w delikatny grymas przypominający z trudem uśmiech:
- Nie nazwałabym tego
w ten sposób, ale może i masz rację…, naprawdę muszę już iść.
- Zadzwoń jak będziesz
miała chwilę.
- Zadzwonię, pa.
Popatrzył chwilę a gdy
wychodziłam, czułam jak odprowadza mnie wzrokiem.
Gdy weszłam na oddział
wszyscy zgromadzeni byli przy wielkim plazmowym ekranie, Daniels stał i
objaśniał szczegóły, skrzywił się na mój widok bo najwyraźniej wszyscy czekali
tylko za mną:
- W tej posiadłości
znajduje się obecnie Laden Kola, waszym zadaniem jest pojmać go żywego i
doprowadzić na przesłuchanie, nie wolno wam go nie docenić, nie zapominajcie,
że jest dostawcą broni i bez wątpienia ma do niej dostęp na wysoką skalę.
Sprawa jest poważna, jego ochrona to wyszkoleni żołnierze, będą strzelać na
pewno bez uprzedzenia, więc bądźcie czujni. Colin będziesz nadzorował akcję na
miejscu, wysyłamy trzy zespoły i dwa rezerwowe. Jesse osłaniasz Colin’a, Joe…
Zrobiłam zdziwioną
minę, Joe do tej pory był jedynie w zespołach rezerwowych i do tej pory nie
musiał brać udziału w walkach przy takiej sile ognia.
- Wskakujesz na
miejsce Jesse, miej się na baczności, jesteś w zespole Rolly’ego bo to sprawa
priorytetowa i on sam musi w niej uczestniczyć.
Joe kiwnął głową i
poszedł z innymi w stronę szatni ,a ja podeszłam do Daniels’a nie ukrywając swojego oburzenia:
- Dlaczego Joe?
- Czy ty zawsze musisz
mieć jakieś uwagi?
- Owszem, bo
traktujesz ludzi jak mięso, Joe nigdy nie brał udziału w akcjach podwyższonego
ryzyka.
- Kiedyś musi być ten
pierwszy raz, mamy luki kadrowe.
- To daj go do mojego
zespołu, ja pójdę z Rolly’m ,nie wysyłaj go na pierwszy ogień.
- Posłuchaj, ja
rozumiem, że to był twój mąż i z jakichś tam powodów troszczysz się o niego,
ale gdybym miał wykluczać z akcji wszystkich twoich mężów i kochanków, to nie
miałbym kogo wysłać.
Poszedł bardzo z
siebie zadowolony, że wreszcie utarł mi nosa, obróciłam się i spojrzałam ,że
Rolly stoi tuż za mną, westchnęłam:
- Coś chciałeś dodać?
- Długo zajęło ci
dotarcie na miejsce, co cię zatrzymało?
- Dobrze wiesz, że
byłam na kolacji.
- Z nim?
Dobrze wiedziałam, że
pyta o Dante’go, ale nie miałam ochoty z nim dyskutować:
- Wiesz co? Daj mi
spokój.
Poszłam wściekła – bo
tak chyba mogę to nazwać do szatni, żeby się przygotować. Nie zamieniłam już z
nikim słowa, ale czułam, że Jesse patrzy na mnie. Ona jedna wiedziała dobrze,
że Joe może sobie nie poradzić ponieważ on był policjantem i naprawdę to na
agenta według mnie nigdy nie pasował.
Colin przygotował
sprzęt i zarzucił kurtkę, Jesse od razu do niego przywarła i uśmiechnęła się.
Wszyscy wiedzieli, że Colin się jej boi i fakt ,że ma siedzieć z nią w
samochodzie zwiadowczym i na dodatek powierzyć jej swoje życie – było dla niego
niczym wyrok.
Ja tymczasem podeszłam
do J.T, skrzywił się widząc moją niezadowoloną minę:
- Co tam słonko?
- Lepiej nie pytaj.
- No widzę, że ktoś
nie źle cię podkurzył.
- Delikatnie to
nazwałeś.
- Co jest?
- Daniels przydzielił
Joe’go do grupy Rolly’ego.
- Czemu nie Jesse?
- Ma osłaniać Colin’a.
- Myślisz, że sobie
nie poradzi?
- Nie wiem co myśleć,
ale może być gorąco i nie mam pewności czy Joe wytrzyma presję, nie brał nigdy
w takim czymś udziału.
- Da radę, nie martw
się.
- Oby.
Wzięłam walizkę z
bronią i udałam się w stronę wyjścia prowadzącego prosto na lądowisko
helikopterów oddziału, przed wejściem obejrzałam się na drugi helikopter, do
którego wsiadał Joe, mrugnął do mnie a ja skinęłam głową.
Po paru minutach
wylądowaliśmy na zalesionej polanie. Wszystkie oddziały ustawiły się zgodnie z
planem akcji. Jako pierwszy ruszyła jedynka z Rolly’m, mój oddział miał czekać
na sygnał. Colin siedział w helikopterze przy laptopie i monitorował obraz,
mówił do słuchawki:
- Przed wami czterech
ochroniarzy, potem kolejnych trzech.
Colin słyszał odgłos
strzałów, po czym powiedział:
- Trójka i czwórka
rozproszyć się, dwója…
Odezwałam się:
- Tu dwójka.
- Możesz ruszać, teren
do domu jest oczyszczony.
- Przyjęłam.
Pokazałam swojemu
oddziałowi ręką, że idziemy prosto do budynku, szliśmy gęsięta, gdy Colin
krzyknął do słuchawki:
- Uważaj! Trzech na
godzinie dziesiątej, dwóch na drugiej.
Rozgorzała
strzelanina, Rolly oczyszczał teren naokoło posiadłości a ja udałam się ze
swoim oddziałem prosto do drzwi wejściowych, nie szło ich jednak otworzyć
,przyłożyłam czytnik do drzwi:
- Colin szyfr.
- 1310163.
Wbiłam kod i drzwi się
otworzyły.
- Status?
- Trzech w pokoju na
parterze po prawej, czterech do góry.
Pokazałam ręką,
kierunek w którym mają iść, Red pobiegł za mną po schodach a reszta uderzyła
wprost do pokoju ochrony. Gdy weszliśmy na piętro dołączył do nas oddział
Rolly’ego, wbiegliśmy do pokoju eliminując dwóch ochroniarzy, jeden jak na
komendę zasłonił Laden’a a drugi zaczął strzelać bez opamiętania. Zabiłam
ochroniarza nie odwracając się nawet do tyłu żeby zobaczyć kto jeszcze jest w
pokoju. Wybiłam nogą pistolet Laden’owi i powaliłam go na biurko, które stało
przy nim. Odezwałam się do słuchawki:
- Cel złapany,
wracamy.
Cole i Red podeszli by
przejąć ode mnie Laden’a i wówczas mój wzrok obrócił się na wejście do pokoju.
Zobaczyłam, że Gino pochyla się nad kimś, lecz zasłania twarz leżącego a Rolly
uciska ranę. Podeszłam bliżej i dosłownie wydarłam się na całe gardło:
- Joe!!!
Uklęknęłam przy nim,
rana brzucha była rozległa, Gino za wszelką cenę próbował zatamować krwawienie,
ale dobrze wiedzieliśmy, że bez specjalistycznego sprzętu nie ma wiele czasu.
Rolly widząc moją reakcję, chwycił mnie w pół, by odciągnąć mnie od Joe’go, ale
jego widok leżącego tak bardzo mnie wystraszył, że przestałam racjonalnie
myśleć. Zaczęłam się szarpać:
- Kylie przestań,
pozwól mu pomóc.
W pośpiechu wbiegło
czterech naszych agentów i błyskawicznie wynieśli go do helikoptera, który
wylądował pod samymi drzwiami. Ledwo załadowali Joe’go na pokład a już
śmigłowiec był w powietrzu. Reszta oddziałów i ja z Rolly’m weszliśmy do
helikoptera, w którym siedział Laden. Usiadłam naprzeciwko, łzy płynęły mi bez
opamiętania, ale nie odzywałam się, nikt inny też nie próbował.
W pewnej jednak chwili
na twarzy Laden’a dostrzegłam zarozumiały uśmiech, patrzył na mnie tak jakby
znał mnie całe życie:
- A więc to ty
postawiłaś na nogi cały świat naszego drogiego kolegi Barodo.
Udawałam ,że go nie
słyszę, choć reszta słuchała z wyraźnym zaciekawieniem:
- Musiałaś być nie zła
skoro tak oszalał na twoim punkcie, zawsze mu powtarzałem, że żadna kobieta nie
jest warta zaufania, szkoda, że przypłacił za to życiem.
- Zamknij się już.
Odezwał się Gino
,który najwyraźniej nie miał już ochoty go słuchać, ten jednak mówił dalej
jakby czuł się bezkarny:
- A co tam u twojej
siostry? Tęsknię za nią, naprawdę potrafi mi zrobić dobrze jak nikt inny.
Roześmiał się i wtedy
bez zastanowienia wstałam i przygniotłam mu gardło do blachy helikoptera:
- Powiesz jeszcze
jedno słowo i nie wylądujesz! Zrozumiałeś?!
O dziwo nikt nie
próbował mnie powstrzymać, sama w porę się wyhamowałam, zdawało się, że Laden
budził odrazę wszystkich, którzy znajdowali się na pokładzie. Puściłam go i z
powrotem zajęłam swoje miejsce obok Rolly’ego, nawet on nie zareagował na ten
mój wyskok, spojrzał tylko na mnie wzrokiem, którego dotąd nie znałam, czyżby
miał być to wyraz jego aprobaty względem mojego zachowania? Nie wiedziałam,
poczułam tylko jak ujął mnie ukradkiem za rękę i wtedy na moment ogarnął mnie
spokój. Oparłam głowę i czekałam by helikopter jak najszybciej wylądował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz