sobota, 15 lutego 2014

Rozdział LVIII

LVIII

Akurat siedzieliśmy z Dante na tarasie rozmawiając przy drinku, kiedy na oddziale Colin’owi udało się złapać czysty obraz satelitarny i namierzyć Laden’a Kola. Do Colin’a podszedł Rolly i spojrzał w ekran, przyszedł razem z Lindą:
- Co jest?
- Namierzyłem Laden’a. Przyleciał przed godziną.
Pokazał mu obraz budynku.
- Chroni go około piętnastu ludzi i z tego co się doliczyłem, ośmiu ma w środku.
- To pewne dane?
- Tak, zebrać oddziały?
- Tak, wszystkie trzy i wezwij Kylie.
- Wścieknie się, ma randkę.
Rolly spojrzał poważnie:
- Już nie.
Odszedł a Linda usiadła przy Colin’ie.
- Jest coś między nimi?
Colin uśmiechnął się:
- Między kim?
- No Kylie i Rolly’m.
- Coś na pewno, ale co to jest, tego nikt z nas nie wie, może zapytaj Rolly’ego.
- On nie mówi o takich sprawach.
- No to ja tym bardziej ci nie pomogę.
Zamyśliła się a Colin wziął telefon:
- Kylie…, od razu.
Mało nie eksplodowałam po tym telefonie, bo naprawdę miło mi się siedziało z Dante, schowałam telefon do torebki i spojrzałam na Dante’go:
- Przepraszam, muszę iść, wzywają mnie.
- Rolly?
Uśmiechnęłam się:
- Nie bezpośrednio, ale na pewno z jego rozkazu.
- Możesz mi odpowiedzieć na jedno pytanie?
- To zależy.
- Dlaczego kobieta taka jak ty wykonuje taką pracę?
Wstałam od stołu i spojrzałam smutno:
- Wiesz ile razy zadawałam sobie to pytanie?
- Chociaż znalazłaś odpowiedź?
- Myślę, że tak naprawdę to ja już nic innego nie potrafiłabym robić.
Pokiwał głową i spojrzał na mnie z uśmiechem:
- No tak, robimy to do czego jesteśmy stworzeni.
- Stworzeni…
Zamyśliłam się a dolna warga wykrzywiła się w delikatny grymas przypominający z trudem uśmiech:
- Nie nazwałabym tego w ten sposób, ale może i masz rację…, naprawdę muszę już iść.
- Zadzwoń jak będziesz miała chwilę.
- Zadzwonię, pa.
Popatrzył chwilę a gdy wychodziłam, czułam jak odprowadza mnie wzrokiem.
Gdy weszłam na oddział wszyscy zgromadzeni byli przy wielkim plazmowym ekranie, Daniels stał i objaśniał szczegóły, skrzywił się na mój widok bo najwyraźniej wszyscy czekali tylko za mną:
- W tej posiadłości znajduje się obecnie Laden Kola, waszym zadaniem jest pojmać go żywego i doprowadzić na przesłuchanie, nie wolno wam go nie docenić, nie zapominajcie, że jest dostawcą broni i bez wątpienia ma do niej dostęp na wysoką skalę. Sprawa jest poważna, jego ochrona to wyszkoleni żołnierze, będą strzelać na pewno bez uprzedzenia, więc bądźcie czujni. Colin będziesz nadzorował akcję na miejscu, wysyłamy trzy zespoły i dwa rezerwowe. Jesse osłaniasz Colin’a, Joe…
Zrobiłam zdziwioną minę, Joe do tej pory był jedynie w zespołach rezerwowych i do tej pory nie musiał brać udziału w walkach przy takiej sile ognia.
- Wskakujesz na miejsce Jesse, miej się na baczności, jesteś w zespole Rolly’ego bo to sprawa priorytetowa i on sam musi w niej uczestniczyć.
Joe kiwnął głową i poszedł z innymi w stronę szatni ,a ja podeszłam do Daniels’a  nie ukrywając swojego oburzenia:
- Dlaczego Joe?
- Czy ty zawsze musisz mieć jakieś uwagi?
- Owszem, bo traktujesz ludzi jak mięso, Joe nigdy nie brał udziału w akcjach podwyższonego ryzyka.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz, mamy luki kadrowe.
- To daj go do mojego zespołu, ja pójdę z Rolly’m ,nie wysyłaj go na pierwszy ogień.
- Posłuchaj, ja rozumiem, że to był twój mąż i z jakichś tam powodów troszczysz się o niego, ale gdybym miał wykluczać z akcji wszystkich twoich mężów i kochanków, to nie miałbym kogo wysłać.
Poszedł bardzo z siebie zadowolony, że wreszcie utarł mi nosa, obróciłam się i spojrzałam ,że Rolly stoi tuż za mną, westchnęłam:
- Coś chciałeś dodać?
- Długo zajęło ci dotarcie na miejsce, co cię zatrzymało?
- Dobrze wiesz, że byłam na kolacji.
- Z nim?
Dobrze wiedziałam, że pyta o Dante’go, ale nie miałam ochoty z nim dyskutować:
- Wiesz co? Daj mi spokój.
Poszłam wściekła – bo tak chyba mogę to nazwać do szatni, żeby się przygotować. Nie zamieniłam już z nikim słowa, ale czułam, że Jesse patrzy na mnie. Ona jedna wiedziała dobrze, że Joe może sobie nie poradzić ponieważ on był policjantem i naprawdę to na agenta według mnie nigdy nie pasował.
Colin przygotował sprzęt i zarzucił kurtkę, Jesse od razu do niego przywarła i uśmiechnęła się. Wszyscy wiedzieli, że Colin się jej boi i fakt ,że ma siedzieć z nią w samochodzie zwiadowczym i na dodatek powierzyć jej swoje życie – było dla niego niczym wyrok.
Ja tymczasem podeszłam do J.T, skrzywił się widząc moją niezadowoloną minę:
- Co tam słonko?
- Lepiej nie pytaj.
- No widzę, że ktoś nie źle cię podkurzył.
- Delikatnie to nazwałeś.
- Co jest?
- Daniels przydzielił Joe’go do grupy Rolly’ego.
- Czemu nie Jesse?
- Ma osłaniać Colin’a.
- Myślisz, że sobie nie poradzi?
- Nie wiem co myśleć, ale może być gorąco i nie mam pewności czy Joe wytrzyma presję, nie brał nigdy w takim czymś udziału.
- Da radę, nie martw się.
- Oby.
Wzięłam walizkę z bronią i udałam się w stronę wyjścia prowadzącego prosto na lądowisko helikopterów oddziału, przed wejściem obejrzałam się na drugi helikopter, do którego wsiadał Joe, mrugnął do mnie a ja skinęłam głową.
Po paru minutach wylądowaliśmy na zalesionej polanie. Wszystkie oddziały ustawiły się zgodnie z planem akcji. Jako pierwszy ruszyła jedynka z Rolly’m, mój oddział miał czekać na sygnał. Colin siedział w helikopterze przy laptopie i monitorował obraz, mówił do słuchawki:
- Przed wami czterech ochroniarzy, potem kolejnych trzech.
Colin słyszał odgłos strzałów, po czym powiedział:
- Trójka i czwórka rozproszyć się, dwója…
Odezwałam się:
- Tu dwójka.
- Możesz ruszać, teren do domu jest oczyszczony.
- Przyjęłam.
Pokazałam swojemu oddziałowi ręką, że idziemy prosto do budynku, szliśmy gęsięta, gdy Colin krzyknął do słuchawki:
- Uważaj! Trzech na godzinie dziesiątej, dwóch na drugiej.
Rozgorzała strzelanina, Rolly oczyszczał teren naokoło posiadłości a ja udałam się ze swoim oddziałem prosto do drzwi wejściowych, nie szło ich jednak otworzyć ,przyłożyłam czytnik do drzwi:
- Colin szyfr.
- 1310163.
Wbiłam kod i drzwi się otworzyły.
- Status?
- Trzech w pokoju na parterze po prawej, czterech do góry.
Pokazałam ręką, kierunek w którym mają iść, Red pobiegł za mną po schodach a reszta uderzyła wprost do pokoju ochrony. Gdy weszliśmy na piętro dołączył do nas oddział Rolly’ego, wbiegliśmy do pokoju eliminując dwóch ochroniarzy, jeden jak na komendę zasłonił Laden’a a drugi zaczął strzelać bez opamiętania. Zabiłam ochroniarza nie odwracając się nawet do tyłu żeby zobaczyć kto jeszcze jest w pokoju. Wybiłam nogą pistolet Laden’owi i powaliłam go na biurko, które stało przy nim. Odezwałam się do słuchawki:
- Cel złapany, wracamy.
Cole i Red podeszli by przejąć ode mnie Laden’a i wówczas mój wzrok obrócił się na wejście do pokoju. Zobaczyłam, że Gino pochyla się nad kimś, lecz zasłania twarz leżącego a Rolly uciska ranę. Podeszłam bliżej i dosłownie wydarłam się na całe gardło:
- Joe!!!
Uklęknęłam przy nim, rana brzucha była rozległa, Gino za wszelką cenę próbował zatamować krwawienie, ale dobrze wiedzieliśmy, że bez specjalistycznego sprzętu nie ma wiele czasu. Rolly widząc moją reakcję, chwycił mnie w pół, by odciągnąć mnie od Joe’go, ale jego widok leżącego tak bardzo mnie wystraszył, że przestałam racjonalnie myśleć. Zaczęłam się szarpać:
- Kylie przestań, pozwól mu pomóc.
W pośpiechu wbiegło czterech naszych agentów i błyskawicznie wynieśli go do helikoptera, który wylądował pod samymi drzwiami. Ledwo załadowali Joe’go na pokład a już śmigłowiec był w powietrzu. Reszta oddziałów i ja z Rolly’m weszliśmy do helikoptera, w którym siedział Laden. Usiadłam naprzeciwko, łzy płynęły mi bez opamiętania, ale nie odzywałam się, nikt inny też nie próbował.
W pewnej jednak chwili na twarzy Laden’a dostrzegłam zarozumiały uśmiech, patrzył na mnie tak jakby znał mnie całe życie:
- A więc to ty postawiłaś na nogi cały świat naszego drogiego kolegi Barodo.
Udawałam ,że go nie słyszę, choć reszta słuchała z wyraźnym zaciekawieniem:
- Musiałaś być nie zła skoro tak oszalał na twoim punkcie, zawsze mu powtarzałem, że żadna kobieta nie jest warta zaufania, szkoda, że przypłacił za to życiem.
- Zamknij się już.
Odezwał się Gino ,który najwyraźniej nie miał już ochoty go słuchać, ten jednak mówił dalej jakby czuł się bezkarny:
- A co tam u twojej siostry? Tęsknię za nią, naprawdę potrafi mi zrobić dobrze jak nikt inny.
Roześmiał się i wtedy bez zastanowienia wstałam i przygniotłam mu gardło do blachy helikoptera:
- Powiesz jeszcze jedno słowo i nie wylądujesz! Zrozumiałeś?!

O dziwo nikt nie próbował mnie powstrzymać, sama w porę się wyhamowałam, zdawało się, że Laden budził odrazę wszystkich, którzy znajdowali się na pokładzie. Puściłam go i z powrotem zajęłam swoje miejsce obok Rolly’ego, nawet on nie zareagował na ten mój wyskok, spojrzał tylko na mnie wzrokiem, którego dotąd nie znałam, czyżby miał być to wyraz jego aprobaty względem mojego zachowania? Nie wiedziałam, poczułam tylko jak ujął mnie ukradkiem za rękę i wtedy na moment ogarnął mnie spokój. Oparłam głowę i czekałam by helikopter jak najszybciej wylądował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz