czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział XXXVII

XXXVII

Kiedy kilka dni później przyszedł do mojego pokoju Daniels, czułam się już na tyle dobrze, że siedziałam na łóżku. Spojrzałam na niego wrogo, choć spodziewałam się tej wizyty. Tego dnia Rolly miał zabrać mnie do siebie do domu i właśnie za nim czekałam:
- Wiedziałem, że z tego wyjdziesz.
Uśmiechnął się złośliwie:
- Czego chcesz?
- Oczywiście pogratulować ci, no i chyba nie muszę ci przypominać, że zastosowana metoda na tobie nie ma prawa wyjść poza obręb tego budynku.
- Boisz się, że spadniesz ze stołka, który tak lubisz?
- Dobrze ci radzę, uważaj na słowa.
- Bo co? Dobijesz mnie? Zrobisz mi tym tylko przysługę, więc jeśli po to przyszedłeś to się nie wahaj, jeśli nie, to lepiej módl się o to, żebym jak najdłużej tu leżała.
Daniels spojrzał na mnie i w tym samym momencie  wszedł lekarz, uśmiechnął się do mnie:
- I jak się czujemy? Gotowa do wyjścia?
- Tak.
Uśmiechnęłam się a gdy tylko Daniels to usłyszał, w mgnieniu oka zniknął za drzwiami.
Popołudniu dotarliśmy do domu Rolly’ego. Trochę chwiałam się jeszcze na nogach, ale najważniejsze, że chodziłam o własnych siłach. Weszliśmy do środka, Rolly postawił torbę na podłodze a ja od razu usiadłam na kanapie w salonie. Popatrzył na mnie a ja na niego:
- Musimy porozmawiać.
- Wiem, ale może odpocznij.
- Chcę mieć to już poza sobą.
Kiwnął głową i usiadł na ławie przede mną.
- Słucham, co chcesz wiedzieć?
- Przede wszystkim, dlaczego zmieniłeś zdanie? Uważałeś, że nikt nie powinien o nas wiedzieć, teraz wiedzą wszyscy.
Uśmiechnął się delikatnie.
- To źle?
- Nie, tylko chciałabym wiedzieć dlaczego?
- Bo uświadomiłem sobie coś ważnego kiedy tam leżałaś.
- Co?
- To, że nie będziesz wiecznie za mną czekała, więc jeśli nadal tego chcesz to proponuję, żebyśmy wreszcie przestali udawać.
Przez moment przeszła przez moją głowę myśl, że po prostu poczuł się zagrożony, ale nie było to dla mnie ważne. Pragnęłam jakiejś stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa a zdawało mi się, że on mi to da. Rolly zauważył, że jednak coś jeszcze mnie gryzie:
- Chcesz mnie o coś jeszcze zapytać?
Zastanowiłam się przez moment, ale musiałam to wiedzieć:
- Tak, czy ja i ten Lavier…
Popatrzył na mnie i głos na moment miałam wrażenie jakby mu się załamał, jednak za moment odpowiedział:
- Nie.
- Ja nic nie pamiętam, to tak jakby ktoś zrobił mi dziurę w głowie.
Rolly przełknął ciężko ślinę i nie wiem dlaczego ale po raz pierwszy odkąd się znaliśmy nie mogłam pozbyć się wrażenia, że mnie okłamał. Nie wiem czy w tym wypadku prawda coś by zmieniła, nie wiem też czy chciałam ją poznać, dlatego nie drążyłam dłużej i pozostawiłam tą sprawę.
- Powinnaś odpocząć, naprawdę.
Powiedział z troską w głosie.
- Wziąłem parę dni wolnego, jesteś taka blada.
Pogładził mnie po policzku. Jego dłoń była taka ciepła, że poczułam nieodpartą potrzebę czucia jego bliskości. Nie tylko na swojej twarzy. Uśmiechnął się do mnie:
- Nigdy już nie będziesz mnie słuchać prawda?
- Mam problemy z niesubordynacją.
- Tak wiem, ale naprawdę nie chcę żeby coś ci się stało.
Usiadłam na jego kolanach i delikatnie zaczęłam muskać jego szyję. Czułam, że całe ciało mu sztywnieje i nie wiem skąd nagle u mnie wzięły się te wszystkie potrzeby, bo choć czułam się bardzo słaba tak bardzo go pragnęłam.
- Kylie proszę cię, nie prowokuj.
Wyszeptał mi do ucha ale udawałam, że tego nie słyszę. Dotykał mnie  z taką delikatnością, że nie zdając sobie z tego chyba sprawy pobudzał mnie jeszcze mocniej. Kiedy w końcu przygryzłam delikatnie jego ucho nie wytrzymał. Chwycił mnie jedną ręką w pół i uniósł się ze mną tak, że teraz on był na górze. Położył mnie delikatnie na kanapie i zaczął całować mój dekolt.  Jego pocałunki doprowadzały mnie do obłędu a im niżej schodził, tym bardziej moje ciało drżało. Zacisnęłam ręce na jego ramionach i gdy po chwili jego głowa znalazła się z powrotem na wysokości mojej szyi a następnie ust, przymknęłam oczy. Jego oddech zdradzał podniecenie, ale on chcąc chyba upewnić się czy chcę dalej kontynuować popatrzył w moje rozmarzone oczy:
- Kylie, poczekajmy…
- Nie chcę czekać, chcę ciebie…
To najwyraźniej mu wystarczyło, bo po sekundzie dosłownie poczułam jak zdziera ze mnie spodnie, po czym wszedł we mnie z taką stanowczością, że zdołałam jedynie jęknąć z podniecenia. Chwyciłam jego czarną podkoszulkę i zsunęłam z niego nie przerywając naszego aktu, po czym rękoma objęłam jego nagie plecy, jeżdżąc palcami po wyrzeźbionych mięśniach. Nie potrwało długo gdy zamarliśmy oboje w bezruchu a ja poczułam tak dobrze mi znaną wilgoć między nogami. Pocałował mnie w usta jakby chciał oddać mi hołd po zbliżeniu i uśmiechnął się, ja również:
- Nie wiem co ze mną robisz, ale…
- Masz w zwyczaju nie ulegania kobietom?
Zaczął się śmiać.
- Szkoda tylko ,że w stosunku do ciebie nie potrafię być taki stanowczy.
- Może powinieneś?
- Muszę to przemyśleć i zmienić taktykę.
- Na jaką?
Zacisnęłam paznokcie na jego nagich pośladkach i teraz to jego wzrok był rozmarzony.
- Nie za szybko się regenerujesz?
- Miałam dobrego nauczyciela.
- Zauważyłem.
- Jeśli ci się to nie podoba, to mogę…
Nie dokończyłam, bo poczułam jak jego język penetruje moje usta, a po dosłownie sekundzie zamiast się rozłączyć, zaczął poruszać się znowu w tak znajomym mi tempie.
Wieczorem oboje byliśmy po prysznicu, który zresztą wzięliśmy razem i usiedliśmy do kolacji. Wrócił mi apetyt, co rozbawiło Rolly’ego:
- Wróciło ci krążenie?
- Masz wątpliwości?
- Nie, skąd.
- Chcę wrócić do pracy.
- Nie ma mowy, za wcześnie.
- Jestem gotowa.
- Posłuchaj, nieba bym ci przychylił, ale bądź rozsądna, skutki ujemne narkotyków jeszcze długi czas mogą być widoczne.
- Boisz się, że zawalę akcję?
- Nie, boję się, że z niej nie wrócisz.
Westchnęłam ciężko a w duchu musiałam przyznać mu rację. Jadąc na akcję odpowiadałam za ludzi i nie mogłam sobie pozwolić na brak kondycji. Popatrzył mi w oczy i chwycił mnie za rękę widząc u mnie brak entuzjazmu:
- Kiedy się kochamy możemy przerwać, w czasie trwania misji, nie będziesz mogła odpocząć.
Po kolacji usiedliśmy na tarasie i chyba się zdrzemnęłam, bo usłyszałam głos Thorne’a, odruchowo chciałam się odsunąć, ale tym razem Rolly przyciągnął mnie z powrotem jakby wszyscy dookoła wiedzieli, że jesteśmy razem, a przecież nikt nie wiedział, tak sądziłam, okazało się inaczej. Thorne wszedł na taras i nie był kompletnie zaskoczony naszym widokiem. Przywitał się podając rękę Rolly’emu, mnie za to pocałował w policzek- jak zwykle. Usiadł przy niskim stole we fotelu po przeciwnej stronie kanapy.  Jak się okazało, tylko on wiedział o tym miejscu. Spojrzał na mnie i chyba nie wiedział czy zaczynać przy mnie rozmowę, ale kiedy Rolly skinął głową, Thorne ciężko westchnął i w końcu przemówił:
- Mamy wtyczkę.
Moja czujność od razu została postawiona w stan gotowości, wydostałam się z  uścisku Rolly’ego i usiadłam normalnie.
- Cel?
Rolly zapytał w taki sposób jakby już znał odpowiedź, Thorne ciężko przełknął ślinę.
- Kylie.
Ja? Pomyślałam, Boże czy naprawdę tylko ja tak ludziom uprzykrzam życie, że na każdym rogu jakiś maniak próbuje mnie zabić? To jakiś obłęd. Ale tak naprawdę to nie o mnie chodziło, tylko o Rolly’ego. Thorne mówił dalej:
- Wrócił desperat.
Rolly’m wstrząsnęło, nie wiedziałam dlaczego i kim był owy desperat, chciałam zapytać, ale to nie był odpowiedni moment. Wstał i spojrzał na Thorne’a.
- Weź kilku ludzi i zabierz ją do siebie, tam będzie bezpieczna, opracuję plan.
Tego już było za wiele, jak śmiał decydować za mnie, nie mówiąc mi o co chodzi i nie pytając w ogóle o zdanie?! Byłam oburzona i nie kryłam tego.
- Wyjmij jej lokalizator.
- Słucham?
Ja chyba śniłam, co Thorne miał mi wyjąć? Ale ja byłam głupia, kiedy Rolly mnie trenował parę razy poddawał mnie hipnozie, był to element szkolenia, w którym rzekomo wyciszałam się a on sprawdzał czy reakcje umysłu są równie wyostrzone co w realu. Teraz dopiero dotarło do mnie co zrobił kiedy mnie tak usypiał. Czułam się oszukana, kto jak kto, ale on? Dlaczego? Nie ufał mi? Myślałam, że szkoląc mnie na żołnierza doskonałego spełniałam jego oczekiwania, ale nie, on musiał mieć władzę nie tylko nad moim ciałem, ale też umysłem.
- Nigdzie nie pojadę.
Powiedziałam wzburzona, spojrzał na mnie chłodno, Thorne w ogóle się nie odzywał.
- To nie była prośba.
- A ja nie wykonuję twoich rozkazów.
Szarpnął mnie mocno, za mocno.
- Nie zmuszaj mnie do użycia siły, pakuj się.
Rzeczywiście, to nie była prośba, tylko rozkaz jak do żołnierza w wojsku wydany przez dowódcę. Nie miałam ochoty się podporządkowywać. Nagle ze wspaniałego człowieka wyszedł ktoś mi obcy, który traktował mnie w tak despotyczny sposób jakbym była jego wrogiem. Zachowywał się jak ktoś kogo nie znałam i nie chciałam znać. Teraz do głosu doszedł mój temperament, w istocie poszłam po torbę i po jej spakowaniu resztkami sił zarzuciłam ją na ramię, spojrzałam na Thorne’a:
- Czekam w samochodzie.
Wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi, Rolly stał jak posąg, a Thorne spojrzał na niego:
- Daj znać jak skończysz.
Wyszedł z domu i wsiadł do samochodu, w którym siedziałam paląc papierosa, nawet łzy mi nie leciały choć byłam tak bardzo rozgoryczona. Zdawało mi się, że nienawidzę Thorne’a a jeszcze bardziej Rolly’ego.
Ruszył i udał się w stronę swojego domu, nie próbując nawet nic do mnie mówić, bo wiedział, że tego nie chcę. Milczeliśmy całą drogę lecz jakże wymowne było to milczenie. Świat przemykał mi gdy mijaliśmy tak znane mi zakątki. Żal zalewał moją duszę a ja tak bardzo pragnęłam uwolnić się od tego świata. Po raz pierwszy od dłuższego czasu starałam się zapomnieć kim jestem i po co żyję. Świadomość prawdy rozdzierała mi wnętrze.

Parę lat temu zabrano mi moje życie, wyszkolono mnie bym  spełniła powierzoną mi misję. Dzisiaj już nie bałam się mówić tego głośno, bo wreszcie to wszystko zaczęło do mnie docierać. Nie byłam zwykłym człowiekiem, nie byłam podrzędną kobietą, byłam agentem tajnej rządowej jednostki, stworzonym by zmierzyć się z czymś więcej niż tylko własne życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz