XXXVI
Następnego dnia była
już środa – dzień mojego odbicia. Rolly osobiście miał poprowadzić wszystkie
oddziały a Thorne nadzorował akcję z oddziału wraz z Colin’em by zdać raport w
centrum. Po odprawie wszyscy poruszeni całą sytuacją spojrzeli na Rolly’ego,
który oznajmił krótko:
- Ruszamy za
dwadzieścia pięć minut, reszta w panelach.
Wszyscy skierowali się
do szatni a następnie odbierali po kolei sprzęt od J.T. Zabierali ze sobą pełen
arsenał.
Kiedy dotarli na
miejsce Colin od razu zameldował Rolly’emu:
- Perymetr czysty,
parametry życiowe Kylie na razie jeszcze
w normie.
- Jak długo jeszcze
będzie działało lekarstwo?
- Jakąś godzinę,
później masz tylko dwie godziny na dowiezienie jej do naszego laboratorium.
- Włączam czas.
Colin spojrzał w
komputer:
- Ruszyli, będą na
miejscu za jakieś dziesięć minut.
Rolly wydał rozkaz.
- Przygotować się.
Daniels nadzorował
wszystko z góry obserwując przez szybę monitor Colin’a, w głośnikach słychać
było odgłosy konających ludzi, gdyż w czasie kiedy Lavier, Letro i reszta ludzi
zbliżała się do portu, jednostki sekcji
oczyszczały teren wokół siedziby Zielonej Komórki.
Dowson zameldował:
- W promieniu kilku
mil teren oczyszczony.
- Zostaw dwa oddziały
rezerwowe i wracaj do portu
- Przyjąłem.
Colin dalej mówił
przez słuchawkę:
- Są na miejscu,
wysiadają z samochodu.
- Widzę ich.
Powiedział Rolly.
- Oddział szósty,
piąty i czwarty oczyścić teren, drugi i trzeci – przejąć dostawę, oddział pierwszy
i drugi na mój sygnał przejąć Lavier’a i Letro.
Nagle coś Colin
wstukał w monitor:
- Cholera, Rolly, z
samochodu wysiadła Kal.
- Co? Powtórz.
- Kylie przyjechała z
Lavier’em.
- Jest uzbrojona?
- Zaczekaj, sprawdzam,
nie.
- Do licha miało jej
nie być.
Rozległy się strzały,
oddziały od dwa do sześć ruszyły do akcji.
- Oddział pierwszy
ruszamy!
Zbiegli z górki, a ja
stojąc koło Lavier’a obserwowałam to, Letro zaczął strzelać, ale ja
zachowywałam bezwzględny spokój. Byłam ubrana cała na czarno w kostium podobny
do tego, w którym wyruszyłam z oddziału, gdy strzały rozgorzały na dobre,
spojrzałam na Lavier’a:
- Co to za ludzie?
- Udawałam, że nic nie
wiem.
- Wystawiłeś mnie?!
- Zamknij się!
Krzyknął Lavier
wystraszony tą całą sytuacją, uderzył mnie tak, że opadłam na maskę samochodu i
po chwili jakbym ocknęła się ze snu, obraz zaczął mi lekko uciekać sprzed oczu.
W tym czasie Dowson zameldował Rolly’emu:
- Dostawa przejęta.
- Odstawcie ją do
bazy.
- Przyjąłem.
Gdy Lavier zaczął
uciekać, podniosłam się z maski i ze schowka limuzyny wyjęłam pistolet, który
wcześniej widziałam jak chował Letro. Upewniłam się, że jest nabity, po czym
pobiegłam za nim przebiegając przez sam środek strzałów. Upłynęło kilka minut
zanim Rolly rozejrzał się po porcie:
- Colin, gdzie Kylie?
- Cały czas szukam,
biegła za Lavier’em, ale teraz nie mogę jej zlokalizować, coś zakłóca nadajnik,
nie wiem czy w ogóle jeszcze go ma, chyba że jest uszkodzony.
- To znaczy, że nie
żyje?
- Być może, że
oberwała, albo celowo się go pozbyła.
Wtedy odezwał się
Cole:
- Letro pojmany,
wieziemy go.
- Przyjąłem, Colin co
na miejscu?
- Przed chwilą
meldował się Joe, ale nie ma ich tam.
- Więc szukaj do
diabła!
Krzyknął a Colin
nerwowo zaczął stukać coś w komputerze, co rusz zmieniając obrazy satelitarne.
Rolly spojrzał na zegarek.
- Colin zostało jej
dwadzieścia pięć minut!
- Wiem, szukam!
W porcie zaczęło się
robić pusto, ci z ludzi Lavier’a, którzy przeżyli, zostali zabrani na oddział
na przesłuchanie, reszta leżała martwa. Wtedy na monitorze Colin’a zaczęła
mrugać czerwona dioda, Thorne klepnął Colin’a:
- Mam implant, jest
sygnał, ale on nie znajduje się w ciele Kal.
- A gdzie?
- W pobliżu dwójki
leżących ludzi, jedno nie żyje, drugie ranne, słabe parametry życiowe, ale
pokrywają się z Kal.
- Lekarze czeka?
- Tak.
- Gdzie ona jest?
- Podaję współrzędne,
duży luksusowy jacht.
Rolly zbliżył w
tablecie obraz.
Ludzie Rolly’ego
zaczęli z kilkoma ludźmi biec w stronę jachtów.
- Który jacht?!
- Ma nazwę Panta Rei.
Rolly podbiegł do
dużego jachtu o nazwie Panta rei, nabił pistolet i razem z Ray’em, Ginem i
Bobbie’m weszli na pokład, po czym ostrożnie zaczęli schodzić schodami na dół.
Colin spojrzał w
monitor:
- Rolly, czas Kylie
dobiegł końca.
- Cholera!
Rolly zaklął pod
nosem.
- Masz dwie godziny na
ściągnięcie jej tutaj.
- Jest ktoś żywy
jeszcze na jachcie?
- Nie, czysto.
Rolly podbiegł do
mnie, byłam sina i nieprzytomna, ramię miałam przecięte od noża po starciu z
Lavier’em. Rolly wziął mnie na ręce, Bobbie zameldował Colin’owi:
- Obiekt nie żyje.
Gino zmierzył mi puls:
- Transport biegiem!!
- Poduszkowiec ląduje
za minutę prosto koło jachtu.
Rolly wyniósł mnie na
zewnątrz a Bobbie zameldował:
- Oddział pierwszy
wracamy.
Colin zdjął słuchawkę,
po czym spojrzał na Thorne’a, a ten odezwał się:
- Niech się przygotują,
minuty Kylie są policzone.
- Idę.
Poszedł szybkim tempem
do laboratorium.
Kiedy nasz helikopter
wylądował, od razu przewieziono mnie do medycznego i podłączono kroplówki,
lekarz podał mi sole i próbował ocucić, ale bezskutecznie. Lekarze biegali
wokół mojego łóżka, Rolly stał przy szklanej szybie, podszedł do niego Thorne:
- Co z nią? Jest
gorzej niż sądzili, organizm wariuje, nie mogą jej ani ustabilizować ani
ocucić.
- Jaki jest najgorszy
scenariusz?
- Jeśli się nie ocknie
przez najbliższych parę minut, to po niej.
W tym samym momencie
podszedł do nich zadowolony Daniels:
- No panowie świetna
robota, gratuluję.
Rolly spojrzał na
niego w taki sposób jakby miał go za chwilę zabić.
- Co z nią?
Rolly nie
odpowiedział, więc Thorne odezwał się:
- Jak na razie to jej
organizm umiera.
George kiwnął głową:
- Jest kuta na cztery
łapy, na pewno z tego wyjdzie.
Daniels poszedł a
Rolly zauważył , że lekarze bezradnie kiwają do siebie głowami na nie, wtedy
Rolly wściekły wyjął pistolet i dosłownie wparował do mojego pokoju, lekarz aż zaczął
się pocić:
- Panie Assante
proszę, my po prostu jesteśmy bezradni.
Rolly przystawił
pistolet do skroni lekarza:
- Wy jej to świństwo
podaliście, więc teraz macie ją z tego odtruć, w przeciwnym razie pozabijam was
wszystkich, czy to jest jasne dla was?
- Piętkę relanium
dożylnie! Biegiem!
Lekarze ponownie
zaczęli się uwijać i podawać mi kolejne leki, aż w końcu po jakiejś pół
godzinie zaczęłam dostawać drgawek, a powieki aż mi się trzęsły. Lekarz szybko
pochylił się nade mną:
- Pani Hopper słyszy
mnie pani? Pani Hopper, proszę chociaż kiwnąć głową.
Ledwo to zrobiłam,
zaczęli we mnie ładować następne leki.
- Zwiększyć ilość
kroplówek!
- Co teraz?
Zapytał Rolly.
- Narkotyk wywołał
olbrzymie spustoszenie w organizmie, czas pokaże, będziemy na bieżąco
uzupełniać płyny żeby się nie odwodniła.
Przez kolejne dwa dni
byłam w stanie prawie że agonalnym. Mój organizm nie mógł się oczyścić a na
antidotum działał odwrotnie niż to miało być. Praktycznie cały czas
wymiotowałam.
Kiedy Rolly wszedł do
pokoju i zobaczył co się ze mną dzieje, spojrzał na lekarza a ten szybko zaczął
się usprawiedliwiać.
- Co się dzieje?
- Skarży się na
bolesność uciskową w rzucie żołądka, tyle, że nie ma już czym wymiotować. Mamy
nadzieję, że ten stan lada chwila ustąpi. Najgorsze za nią.
Rolly kiwnął głową i
stanął z boku.
Rzeczywiście bolesność
pod wieczór ustąpiła, ale byłam tak słaba, że ledwo cokolwiek mogłam
powiedzieć. Rolly podszedł do mnie i pocałował mnie. Widziała to obsługa
medyczna i od razu usunęli się z pokoju. Rolly chwycił mnie za rękę i
pocałował. Jego śmiałe zachowanie zdziwiło mnie ,bo dotąd nie pozwalał sobie na
takie gesty. Spojrzałam na niego:
- Dlaczego po mnie
wróciłeś? Mieliśmy nie ryzykować, a ja mogłam dawno nie żyć.
Spojrzał mi w oczy i
chwilę w nie popatrzył:
- Gdybyś nie żyła, to
i ja nie miałbym po co żyć.
Powiedział poważnie i
ścisnął moją rękę mocniej i tak przesiedział ze mną całą noc patrząc jak śpię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz