XXXIII
Wieczór spędzony na
farmie z Rolly’m wprawił mnie w dobry nastrój, tym bardziej, że ostatni tydzień
szkolenia polegał na egzaminach, zjechała pełna kadra wykładowcza, oprócz
Rolly’ego przyjechał Thorne, Cole, Collin – informatyk, i nie kto inny jak Jess,
moja ukochana przyjaciółka, urodzony zabójca, jak zawsze z niej żartowaliśmy,
był też Sam - nasz etatowy snajper. Kim
swoimi umiejętnościami bardzo mu zaimponowała, więc jednego byliśmy pewni, że
tą część egzaminu zda na pewno. Ostatnią
częścią- psychologiczną zajmowałam się
ja.
Muszę przyznać ,że
wyniki wypadły dosyć dobrze, takiej
średniej nawet ja się nie spodziewałam.
Dzień przed wyjazdem
sztab zorganizował nam bankiet w hotelu. Nowo przyjęci agenci nie posiadali się
ze szczęścia, że w końcu będą mogli zaszaleć. Daniels wygłosił przemówienie. Po
kolacji impreza ruszyła już z pełnym impetem a alkohol lał się niestety
strumieniami, włączono nastrojową muzykę, choć muszę przyznać, że ta atmosfera
nieco mnie nużyła. Wolałabym ten czas spędzić z Rolly’m sam na sam a nie przy
stoliku wykładowczym. Niegrzeczne jednak byłoby z mojej strony gdybym nie
cieszyła się szczęściem razem z moim byłym oddziałem ,więc skoro mój partner
nie chciał tego wykorzystać, wypiłam parę kieliszków i postanowiłam też
odreagować. Co jak co, ale partnerów do tańca mi nie brakowało. Pomyślałam, że
może jak zrozumie co traci, to wykaże choć odrobinę zainteresowania moją osobą.
Nie pomyliłam się, przy kolejnej piosence pod tytułem Utopia porwał mnie do
tańca Cole, nie miałam nic przeciwko, bo doskonale tańczył, patrzył na mnie w
taki sposób…, co tu dużo mówić, onieśmielał mnie, ubrany w czarny garnitur co
na co dzień się nie zdarzało. Zmierzył mnie tym swoim łobuzerskim uśmiechem,
zerknęłam na bok – poskutkowało, Rolly chcąc mnie mieć w zasięgu wzroku,
znalazł się na parkiecie z Jesse. Cole od razu to zauważył.
- Ty to wiesz jak
doprowadzić faceta do obsesji, co?
Uśmiechnęłam się
zalotnie.
- Nie wiem o czym
mówisz.
Tak naprawdę to
doskonale wiedziałam, zachowywałam się w taki sposób, by najzwyczajniej w
świecie wzbudzić zazdrość Rolly’ego.
- Tak, jak zwykle.
- Więc lojalny
przyjacielu, pomożesz mi w tym spisku?
Teraz roześmiał się,
wiedział dobrze o co mi chodziło.
- Kusisz los.
- Dlaczego?
- Bo ja też jestem
tylko facetem a ty…
Spojrzał na mnie od
góry do dołu. Rzeczywiście, nie musiał kończyć, sukienka w kolorze wyrazistej
purpury przysłaniająca zaledwie uda, rzucała się w oczy. Czułam na sobie te
spojrzenia, ale ja byłam żądna tylko tego jednego. Gdy Cole spojrzał na moją
błagalną minę objął mnie ciaśniej w talii, jego potężna dłoń obejmowała pas i
chwilami zjeżdżała aż na pośladki, pogroziłam mu palcem, ale wtuliłam się w
niego mocno a on we mnie. Znowu napawał się moim zapachem, czułam to. Wiem, że
Rolly to widział, chciałam żeby widział. Najgorsze jednak było to, że Cole i ja
tak bardzo zatraciliśmy się w tej piosence, że zapomnieliśmy jaki był cel tego
pokazu, przeraziłam się, bo przestaliśmy udawać a reakcje były spontaniczne i
szczere.
Czy to możliwe, że czułam do Cole’a coś więcej?
Nie, to musiał być wytwór mojej wyobraźni, a jednak nasza bliskość zwróciła nie
tylko uwagę Rolly’ego. Zmieszałam się, nasze spojrzenia były jak ogniki
tryskające z paleniska. Czułam, że muszę przerwać ten stan, wiedziałam, byłam
pewna, że był przejściowy. Cole pocałował mnie w rękę dziękując za taniec, po
czym skłonił głowę, łzy stanęły mi w oczach. Rolly spojrzał na mnie jakby z
wyrzutem. Po dosłownie sekundzie, w której Cole oddalił się ode mnie, do tańca
porwał mnie Thorne. Jak sądzę chciał udobruchać sytuację, zaczęliśmy tańczyć,
widziałam jak Cole poszedł zapalić na taras a zaraz za nim wyszła Jesse –
dobrze się znali.
- Będziesz go tak
torturować?
A więc jednak ktoś
jeszcze znał naszą tajemnicę.
- Nie przesadzasz
trochę? Mieliśmy zachowywać się naturalnie.
Thorne uśmiechnął się
do mnie, był rozbawiony.
- To prawda, doskonale
ci to wychodzi. No dobrze, skoro tak…
- Co?
Mimo tej może odrobinę
niezręcznej sytuacji, miałam naprawdę dobry humor. Kapela zagrała kolejny wolny
utwór, Thorne pociągnął mnie do siebie bliżej, ale po chwili, nawet nie
zauważyłam kiedy, tak mną okręcił, że znalazłam się w objęciach Rolly’ego a
Thorne zaczął tańczyć z Kim. Dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, w końcu
położył mi swoją rękę w talii i gwałtowniej niż to było konieczne przyciągnął
mnie do siebie. Ta jego gwałtowność chyba najbardziej mnie w nim pociągała,
momentalnie poczułam jak uginają mi się nogi. Nasze twarze dzieliły milimetry,
wiedziałam, że nie może zrobić nic więcej, zbliżył się do mojego ucha prawie muskając
moją szyję:
- Nie rób tego więcej.
Uśmiechnęłam się w
duchu sama do siebie. Więc jednak mój podstęp zadziałał, ale przynajmniej
wiedziałam, że choć trochę mu na mnie zależy. Poczułam się z tą świadomością
znacznie lepiej. Muzyka była taka nastrojowa, że nie mogłam się oprzeć tej
bliskości naszych ciał. Z daleka obserwował nas Cole, choć uśmiechnął się do
mnie i wzniósł kieliszek na zdrowie, odniosłam wrażenie, że uśmiech ten
przepełniony był bólem. Jakoś nie dawało mi to spokoju, dlaczego musiałam ulokować
swoje uczucia w mężczyźnie wbrew pozorom tak niedostępnym dla mnie? Chyba moją
naturą było komplikowanie sobie życia, nie potrafiłam docenić prostej miłości.
Kiedy taniec dobiegł
końca ogarnęła mnie tak wielka ochota na to by przytulił mnie do siebie tak jak
miał w zwyczaju robić to gdy byliśmy sami.
Przystanęliśmy na
moment, obrzuciłam go rozmarzonym wzrokiem:
- Przytul mnie.
- Wiesz, że tu nie
mogę, nie teraz.
Poczułam się jakby
ktoś wymierzył mi policzek. Źle czułam
się w tej roli i pomyślałam, że przecież to nie ma sensu, wieczne zabieganie o
czyjąś miłość, względy czy choćby odrobinę
czułości. Pragnęłam
normalnego związku bez ukrywania się przed światem a mimo to nie wyobrażałam
sobie już życia bez niego po tym co
zaszło.
Emocje doszły do
zenitu, alkohol wyzwolił we mnie żal i skrywaną rozpacz, a może to była niemoc?
Wybiegłam w pośpiechu, zresztą bankiet dobiegał powoli ku końcowi. Gdy
wciągnęłam świeże powietrze zawirowało mi w głowie, przyjechałam z Rolly’m więc
nawet nie miałam jak wrócić, rozpłakałam się. Parę metrów od hotelu rozciągała
się trasa szybkiego ruchu. Było mi już wszystko jedno, ściągnęłam buty na
wysokim obcasie i wrzuciłam do pokaźnej torebki. Ruszyłam przed siebie
poboczem, samochody mijały mnie z takim pędem, że gdyby któryś chciał mnie
potrącić, to nawet nie zdążyłabym uskoczyć na bok.
Po jakiś może dwóch
kilometrach jakoś nogi mi się splątały i mimo chodem zboczyłam z bocznych
torów, zatoczyło mnie na jezdnię, usłyszałam klakson i pisk opon, samochód w
ostatniej chwili mnie ominął oślepiając długimi światłami. Szybko cofnęłam się
na pobocze i przetarłam twarz rękoma. Wtedy zobaczyłam kolejny samochód jadący
z zawrotną prędkością i kierujący się wprost na mnie. Zamiast uciekać –
znieruchomiałam, samochód zatrzymał się dosłownie pół metra ode mnie, ktoś
wysiadł z niego i zostawił zapalony silnik. Dopiero teraz w smugach świateł
dojrzałam tak znaną mi sylwetkę.
- Wsiadaj.
Powiedział znowu
rozkazującym tonem, choć jakoś tak miękko. Nie chciałam się sprzeczać, nie
miałam na to siły, grzecznie wykonałam jego polecenie, zatrzasnął za mną drzwi,
usiadł za kierownicą i ruszył z piskiem opon. Mknął przed siebie z taką
prędkością, że bałam się cokolwiek
powiedzieć. Choć zawsze tak skrywał swoje emocje, tym razem widziałam, że był
zdenerwowany, tak trudno było mi w to uwierzyć.
W końcu dojechaliśmy
do jego posiadłości, bez słowa otworzył mi drzwi, zanim jeszcze zdążyłam
nacisnąć na klamkę. Uznałam, że jeśli wybrał milczenie, odpłacę mu tym samym.
Po minucie znaleźliśmy
się w środku, odrzucił na bok marynarkę , podszedł do barku i wyjął wino, nalał
w dwa kieliszki i jeden podał mi. Myślę, że chciał zapanować nad sobą i dopiero
wówczas coś powiedzieć. Ogarnęła mnie jakaś dziwna potrzeba upicia się do
nieprzytomności, by po prostu nie oglądać tego wszystkiego, wypiłam z kieliszka
do dna i nalałam sobie drugi. Patrzył na mnie z dezaprobatą, odezwałam się nie
mogąc dłużej znieść tej ciszy:
- Odwieź mnie do domu.
- Żebyś tam mogła się
upić w samotności?
- Chociażby!
Mój ton rósł, ale on…,
nawet nie starał się podnosić na mnie głosu.
- To nie ma sensu. To
nigdy nie będzie normalne.
- Będzie za jakiś
czas.
- Jaki czas?! O czym ty
mówisz?! Mam dwadzieścia pięć lat i połowę życia za sobą, mam spędzić drugą
połowę czekając aż się na coś zdecydujesz?!
Wzięłam ponownie
butelkę do ręki i kiedy już miałam nalać zawartość do kieliszka, Rolly
najwyraźniej stracił panowanie nad sobą i jednym ruchem ręki uderzył w butelkę
tak, że z hukiem upadła na podłogę i roztrzaskała się , wino rozlało się na
podłodze, poszłam do sypialni, chciałam zabrać swoją torbę, która poprzednim
razem została u niego. Poszedł za mną. Poczułam strach ale nie okazywałam tego,
gdy już miałam podnieść torbę, obróciłam się i spojrzałam w tak ukochane mi
oczy, które patrząc na mnie prosiły bym się zastanowiła nad tym co robię, w
końcu w nerwach wydukałam:
- Kocham Cię, ale nie
możemy być kochankami, ja już tak nie potrafię.
Uśmiechnął się jakby
sarkastycznie:
- Bo nie jestem Joe
Hopper’em?
Na te słowa wpadłam w
szał, wiem, że po rozwodzie zdarzało mi się sypiać z Joe, ale jak mógł coś
takiego mi powiedzieć, to były dwie różne kwestie, zacisnęłam rękę w pięść i
uderzyłam go z całej siły w twarz. Nawet nie drgnął, jakby moja ręka była
słabsza od podmuchu wiatru, to jeszcze bardziej spotęgowało we mnie agresję,
ale chyba nie tylko we mnie, bo kiedy ze złością zamachnęłam się drugi raz,
chwycił moją rękę i przerzucił mnie na łóżko. Ścisnął moje ręce nad głową,
zaczęłam się szarpać usiłując się wyrwać.
- Nienawidzę cię!
Wykrzyczałam mu
bezsilnie, ale on tylko spojrzał i uśmiechnął się tak ciepło jak dawniej.
- Tak sobie wmawiaj.
Odpowiedział, po czym
zaczął mnie całować. Inaczej niż za pierwszym razem, inaczej niż ostatnio, za
każdym razem pocałunki Rolly’ego
były inne, a on był taki
nieprzewidywalny, tak bardzo go pragnęłam. Całował mnie tak gwałtownie, że nie
mogłam złapać tchu. Mimo to przyciągałam go do siebie jeszcze bliżej, bo
mocniej już się chyba nie dało. Ruch
naszych ciał był gwałtowny i zdecydowany. Tym razem nie pozwolił mi przejąć
inicjatywny, to on kontrolował każdą reakcję i decydował w jakim rytmie
będziemy się poruszali. Wydobyłam z niego tą najbardziej chyba skrywaną część
męskich potrzeb, których do tej pory nie uzewnętrzniał. Ale pragnęłam tego
równie mocno jak on.
Tej nocy doszły do
głosu chyba wszystkie nasze potrzeby i dopiero nad ranem byliśmy w stanie
rozłączyć się z miłosnego uścisku, wyczerpani na tyle, by móc usnąć w swych
objęciach i nie myśleć o niczym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz