czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział XXXII

XXXII

Pobyt w domu Rolly’ego roztoczył nade mną nowe horyzonty. Czułam się silna jak nigdy dotąd. Po powrocie skupiłam się wyłącznie na pracy. Czekało nas sześciotygodniowe szkolenie na farmie, na samą myśl o tym miejscu skóra mi cierpła. Im szybciej jednak zakończyłoby się szkolenie, tym wreszcie ja i Rolly moglibyśmy przestać udawać.
To była dla mnie naprawdę uciążliwa sytuacja, ale przecież ostrzegał mnie, że mam dobrze przemyśleć swoją decyzję. Nie przemyślałam.
Powoli przygotowywaliśmy się do szkolenia, ale wszystko co działo się wokół mnie w jakiś dziwny i niewyjaśniony sposób mnie drażniło.
W końcu o świcie wyruszyliśmy na miejsce, grupa miała zjechać następnego dnia, musieliśmy sprawdzić teren i opracować szczegóły. Gdy dotarliśmy na miejsce czekał za nami Thorne i Cole. Kiedy zobaczyłam tego drugiego myślałam, że śnię. Jak Rolly mógł mi to zrobić, musiał wiedzieć, że go nie znoszę, a teraz miałam w jego towarzystwie spędzić sześć tygodni?!
Cole’a poznałam kiedy mnie zwerbowano, w czasie jednej z misji przyszło nam udawać zakochaną parę. Bardzo go to bawiło i uważał, że ja sama podchodzę do tego zbyt poważnie. Nie miałam jednak w zwyczaju obściskiwania się z obcymi facetami, więc nie podzielałam jego zdania. W jednym byliśmy zgodni – ja i dowództwo, że nie miał sobie równych. No, może nie dorównywał Rolly’emu, ale wiele mu do niego nie brakowało. Co najważniejsze – Rolly mu ufał, a to oznaczało, że nie ma odwołania od tej decyzji i przyjdzie mi tu spędzić z nim cały ten czas. Nie rozumiałam, jeśli chciał mieć mnie na oku, to dlaczego sam nie został, tylko narażał mnie na towarzystwo tego aroganckiego i bezczelnego typa.
Gdy wysiadłam z samochodu, podali sobie ręce, po czym spojrzał na mnie, uśmiechnął się z wyrazem arogancji. Nawet nie zdjęłam okularów słonecznych żeby się przywitać, przeciwnie, wymieniłabym je na takie, przez które w ogóle nic bym nie widziała.
- Kylie, miło cię znowu widzieć.
Chyba bardzo uzewnętrzniałam moje niezadowolenie, bo Thorne przysunął się do mnie w jakby w obawie, że zaraz rzucę się na Cole’a.
- Żałuję, że nie mogę powiedzieć tego samego.
Cole roześmiał się a ja tak bardzo chciałam zmazać z jego twarzy ten wredny uśmieszek. Rolly sprawiał wrażenie jakby w ogóle nie przejmował się moją reakcją, wściekła poczułam, że jak nie zrobię sobie krótkiego spaceru, to po prostu zaraz eksploduję. Bez słowa pokiwałam głową, Thorne i Cole weszli do środka do budynku a ja ruszyłam ścieżką wiodącą przez las.
Po chwili usłyszałam za sobą kroki, a więc jednak nie jestem mu tak obojętna jak mi się zdawało pomyślałam. Nie zatrzymałam się, byłam tak wściekła, że najchętniej uciekłabym stamtąd, nie ważne dokąd byle by tylko zostawić za sobą to wszystko.
- Kylie zaczekaj!
- Po co? Przecież ty już postanowiłeś, zamierzasz przysłać tu wszystkie największe szuje z agencji, z którymi miałam do czynienia?!
- Ufam Cole’owi.
- To świetnie, bo ja nie, więc co w takiej sytuacji?
- Muszę nadzorować akcje, to jest działka Cole’a, musicie dojść do kompromisu.
- Niczego nie muszę, czasy niewolnictwa już się skończyły!
Rolly chwycił się za głowę.
- Do diabła! Czy ty zawsze musisz mieć inne zdanie?! Dlaczego wszystko utrudniasz? Nie możesz po prostu zająć się swoją pracą i nie mieć uwag?!
Po raz pierwszy odkąd się znaliśmy Rolly podniósł na mnie głos. Uśmiechnęłam się:
- Widzę, że szkoła Daniels’a nie poszła w pole.
- Wiesz co? Dobrze, że nie jesteś jednym z rekrutów, bo chętnie bym ci wytrzepał te złości z tyłka.
- Nie krępuj się.
Spojrzałam na niego, ale byłam tak zła, że najchętniej doskoczyłabym mu do gardła.
- Kylie, chociaż raz zrób o co proszę.
Popatrzyłam na niego, ale w końcu nerwy puściły, przynajmniej częściowo.
- Dobrze, jak sobie życzysz.
Obróciłam się  i  skierowałam do budynku. Postanowiłam wziąć się w garść, w końcu nie za to mi płacono żebym się mazała. Na szczęście po odjeździe Rolly’ego i Thorne’a obliczyłam sobie, że dzieli mnie zaledwie kilka godzin do przyjazdu mojego oddziału, zatem jeden wieczór w towarzystwie Cole’a powinnam bez trudu wytrzymać. Po południe upłynęło na omawianiu konkretów dotyczących szkolenia, ale zbliżał się wieczór. Cole zamówił chińskie dania z baru, który znajdował się w pobliżu ośrodka. Jadłam jakoś bez przekonania, zauważył to:
- Boisz się, że cię otruję?
- Przeszło mi to przez myśl.
Uśmiechnął się, skończyliśmy jeść a Cole wstał i wyjął z lodówki wino, bez pytania czy mam ochotę pić w jego towarzystwie nalał w dwa kieliszki i podał mi jeden, wstałam i spojrzałam na niego:
- Nie wiem co bardziej mnie w tobie denerwuje, twoja bezczelność czy kompletny brak kultury?
Znowu się uśmiechnął ale tym razem inaczej, wyglądało to tak jakby coś w nim obudziło wspomnienia, rzeczywiście taka sytuacja dokładnie w tym samym pokoju miała miejsce siedem lat temu.
- Posłuchaj złotko…
Tak właśnie nazywał mnie kiedy razem pracowaliśmy.
- Nie chciałem cię wykorzystać, takie dostaliśmy zadanie i wierz lub nie, ale tak samo trudno było mi się z tobą pożegnać po akcji jak i tobie.
Spuściłam głowę i westchnęłam, cisnęło mi się na usta pytanie jakie w takim razie teraz ma zamiary, ale nie zdążyłam, bo chwycił mnie za rękę i pogłaskał po włosach. Nie wiem dlaczego nie zaprotestowałam.
- Pociągasz mnie strasznie i oddałbym wszystko żeby choć raz jeszcze poczuć cię, ale Rolly ocalił mi kiedyś życie i nie ma takiej siły, która by mnie złamała żeby zrobić coś przeciwko niemu.
- Nie rozumiem.
- Rozumiesz, jesteś inteligentną kobietą, widzę jak na ciebie patrzy i jak ty patrzysz na niego, znam to spojrzenie. Byłem frajerem, że dałem ci odejść, ale muszę żyć ze świadomością wyboru jakiego dokonałem.
Po tylu latach usłyszałam wyznanie, którego się nie spodziewałam, ale nagle zrozumiałam, że nie nienawidzę go. Chciałam zrobić coś w  geście pojednania, więc podniosłam lampkę wina i stuknęłam w jego kieliszek, uśmiechnęliśmy się do siebie:
- To może wznieśmy toast za przyjaźń?
- Po sam grób.
Dodał od siebie a ja na to przystałam, wypiliśmy do dna i pocałował mnie w rękę a następnie w policzek. Wziął wielki wdech jakby chcąc na zapas napawać się moim zapachem. Uśmiechnęłam się, w tej jednej chwili polubiłam go za to, że potrafił przełamać swoją skorupę arogancji. To jednak nie oznaczało, że był taki w stosunku do innych. Kiedy nazajutrz przyjechali rekruci, od razu zostali rzuceni na głęboką wodę. Był dla nich niemiłosiernie drastyczny, choć niestety wiedziałam, że właśnie na tym polegała nasza praca. Biegali dziennie po piętnaście, nie raz dwadzieścia kilometrów. Był surowy, ale z każdym dniem efekty tej harówki były bardziej widoczne. Oprócz tego opanowywanie sztuki walki wręcz i posługiwanie się bronią, którą mimo policyjnego doświadczenia, moi koledzy mogli jedynie oglądać na filmach. Najnowsze techniki szpiegowskie budziły w nich największe zainteresowanie ,gdyż nie oszukujmy się, zawsze zazdrościliśmy CIA sprzętu. Teraz wszystko było w zasięgu naszej ręki i rekruci chłonęli tą wiedzę tak samo mocno jak gąbka chłonie wodę. Cole za każdym razem gdy osiągaliśmy swój cel mrugał do mnie porozumiewawczo okiem, jakby chciał wyrazić swój entuzjazm do ich ciężkiej pracy.
Byłam naprawdę szczęśliwa, bo wreszcie dopatrzyłam się po połowie szkolenia sensu tego co robiłam. Najgorsze jednak było przed nami, druga połowa miała odbywać się w terenie a naszym zadaniem, to znaczy moim i Cole’a było stworzenie prawdziwego klimatu wojennego. Z tego właśnie powodu dojechali do nas agenci ze sztabu, wśród nich byli też ludzie którzy towarzyszyli mi na ostatniej akcji. Red przywitał się ze mną serdecznie i odważył się na uścisk. Chciał tym samym wyrazić swój szacunek do mnie i wdzięczność za uratowanie życia. Akcje w terenie miały nie tylko wyzwolić we wszystkich instynkt samozachowawczy, prawdziwa bowiem arena boju to nie to samo co ćwiczenia w grupach. Mieliśmy symulować zasadzki a także porwania ,w  których przyszli agenci poddani mieli być próbie wytrzymałości psychicznej. Musieliśmy wiedzieć jak będą reagować w sytuacjach stresowych, kiedy przeciwnik może poddać ich torturom. Ze względu jednak na moją przeszłość poprosiłam Cole’a by wykluczył mnie z tego zadania. Wiedział dobrze dlaczego, więc zgodził się od razu. Sądzę, że nie byłabym w stanie patrzeć na zadawany im ból i katusze nawet, wiedząc, że tak do końca nie stanie im się krzywda. Ludzie, którzy aranżowali te sytuacje byli prawdziwymi profesjonalistami, niekiedy też w przeszłości poddawani byli prawdziwym torturo, realizm odgrywanych scen, nie był nawet połową tego, co można było zobaczyć w naprawdę dobrych filmach akcji.
Pokonywanie przeszkód i pułapki zastawione przez nas w lesie jak się okazało nie były wcale takie proste do pokonania, dlatego jeden dzień przeznaczyliśmy na to by odbyć szkolenie w zamkniętym pomieszczeniu. Rekrut w ciemnym magazynie siedział w absolutnej ciszy i ćwiczył swój refleks, co jakiś czas musiał zareagować na szmery imitowane przez sprzęt, ale jego zadaniem było zachowanie odpowiedniej reakcji. Gdyby przykładowo wystrzelił w ptaka wpuszczonego do magazynu, to musiałby zadanie powtarzać od nowa. Rozróżnianie dźwięków i rozpoznawanie zagrożenia, było elementem bardzo istotnym w pracy agenta. Nie mogliśmy tak po prostu strzelać do wszystkiego co się poruszy. Jak się okazało to właśnie sprawiło największy trud, z tego powodu Cole postanowił przedłużyć te ćwiczenia o kolejny tydzień.
Pracy mieliśmy naprawdę wiele, praktycznie nie miałam chwili aby poczuć się samotna i odczuć brak Rolly’ego. Gdy jednak przed ostatnim tygodniem szkolenia postanowiliśmy dać rekrutom wychodne do pobliskiej miejscowości, Cole musiał zjechać do sztabu gdyż był potrzebny, a ja zostałam tym samym zupełnie sama w tym diabelnym miejscu.
Reszta agentów dostała za zadanie pilnowania rekrutów aby któryś zbytnio się nie wygłupił.
Tak więc nie chcąc brać w tej imprezie udziału, mi przypadła  zaszczytna rola pilnowania terenu.
Wieczór był ciepły, włożyłam na siebie zwiewną beżową sukienkę na szerokich naradkach i wsuwane klapki na wysokim koturnie. Był to jedyny taki strój, który włożyłam do torby w stertę dresów i legginsów, żyjąc w przekonaniu, że będę  mogła ją włożyć podczas jakiegoś luźniejszego wieczoru, który jak sądziłam spędzę z Rolly’m. Nie mając jednak takiej okazji włożyłam ją teraz, wzięłam ze sobą butelkę wina i kieliszek. Wyszłam na zewnątrz, zaczynało zmierzchać. Oparłam się o drewnianą barierkę, która stanowiła wybieg dla koni zanim przejęliśmy ten teren. Nalałam sobie w kieliszek i wypiłam do dna. Jakieś pięćset metrów ode mnie stała tarcza do strzelania. Spojrzałam na nią, z niewiadomych powodów przez głowę zaczęły mi przelatywać obrazy z mojego życia. Otworzyłam wielką skrzynię, która stała tuż obok i wyjęłam z niej snajperską broń. Po kolejnym kieliszku wymierzyłam w tarczę, ale z tej odległości nigdy nie strzelałam zatem musiałam się liczyć z porażką. Nie byłam zaskoczona, gdy kula trafiła raptem w dziewiątkę, chociaż zważywszy na mój stan i tak mogłam być z siebie  dumna. Zaczęły trochę plątać mi się nogi, ale ponownie stanęłam w pozycji strzeleckiej,
wymierzyłam  i nagle kula trafiła w sam środek. Wmurowało mnie, przecież nie nacisnęłam jeszcze  spustu, ścisnęłam broń i powoli obróciłam się. Metr za mną stał Rolly, co za niespodzianka, miało go przecież nie być przez całe szkolenie, zatem to on stał za tym, że tak pilnie wezwali Cole’a do sztabu, dlaczego wcześniej nie powiedział, że tak zrobi?
- Co ty tutaj robisz?
Zapytałam zaskoczona a jednak nie posiadałam się ze szczęścia. Podszedł do mnie bliżej i od razu zaczął mnie całować, najpierw po ustach, potem po szyi, wyszeptał mi do ucha:
- Stęskniłem się, to źle?
Źle? W życiu nie byłam szczęśliwsza, dlaczego zadawał tak głupie pytania?

Tym razem to ja przejęłam inicjatywę i zaczęłam całować jego, nie wzbraniał się a ja nie przejmowałam się tym czy ktokolwiek może to zauważyć, choć tak naprawdę byliśmy tam zupełnie sami. Po chwili uniesienia gwałtownym ruchem uniósł mnie tak, że oplotłam swoimi nogami jego uda. Nie przerywaliśmy naszych pocałunków i gdy po chwili poczułam, że stanowimy już całość i złączyliśmy się w miłosnym uścisku, byłam w stanie zrobić wszystko by trwało to jak najdłużej. Nasza rozłąka jednak była zbyt długo i byliśmy w stanie powstrzymywać się tylko przez niespełna godzinę. Gdy było już po wszystkim przytuliłam się do niego jeszcze mocniej próbując zapanować nad szybkim oddechem. Przycisnął mnie do siebie tak, że w jego ramionach poczułam jakby zostały mi wynagrodzone te całe tygodnie rozstania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz