XXXI
Gdy następnego dnia
przyjechałam na oddział, z samego rana Thorne zaplanował treningi. Choć nie
byłam w szczytowej formie po ostatniej akcji, rozpierała mnie adrenalina
zupełnie tak jakbym tego bólu w ogóle nie odczuwała.
Nie przemyślanym
gestem ze strony Thorne’a było bez wątpienia poproszenie mnie o przećwiczenie
kilku osób, w tym również i Will’a.
Gdy rozpoczęła się
nasza walka, po prostu rzucałam nim o matę jak workiem z piaskiem. Dosyć mocno
go poturbowałam, mimo to znosił to dzielnie. Podczas walki Thorne obserwował to
z góry wraz z Rolly’m i gdy zobaczył jak fatalnie ma się Will, spojrzał na
Rolly’ego:
- Przerwij to zanim go
zatłucze na śmierć, on ledwo dyszy.
Rolly uśmiechnął się i
zszedł powoli po schodach w dół na salę treningową w momencie, kiedy akurat ja
usiadłam okrakiem na Will’u przygniatając mu szyję.
- Kylie mam dość, daj
spokój, ja naprawdę nie chciałem.
- Trzeba było pomyśleć
wcześniej.
Przygniotłam go
jeszcze mocniej i właśnie wtedy podszedł Rolly i ruchem ręki pokazał, że mam go
puścić i podejść do niego. Nie byłam zadowolona, ale Will rzeczywiście nie
wyglądał ciekawie, ledwo z niego zeszłam zaczął mocno kaszleć. Kim zaczęła się
śmiać a Ray podszedł do niego by pomóc mu wstać.
Rolly spojrzał na
mnie:
- Widzę, że energia
cię rozpiera.
- Żebyś wiedział.
- To dobrze, będziesz
mogła się wykazać, wysyłam cię na akcję, odprawa za piętnaście minut.
- Będę gotowa.
Popatrzył na mnie a ja
poszłam pod prysznic, w tym czasie Will rozmawiał z Ray’em, który nie krył
swojego rozbawienia, również Kim.
- No stary, nie źle
zalazłeś jej za skórę.
- Zastanawiam się czy
w końcu jej to przejdzie.
- Kiedyś na pewno, ale
nie liczyłbym na szybkie rozgrzeszenie, nie urodziłeś się w końcu Joe Hopper’em
co?
- Tak, ciągle się
zastanawiam jak on to robi.
- To go zapytaj.
Poklepał go po
ramieniu i poszedł a Will spojrzał na Kim, która wycierając się ręcznikiem
miała wrogą minę:
- Co? Tobie też
podpadłem?
- No wiesz, raczej
krąg przyjaciół ci się nie powiększył. Sue musi być z ciebie dumna, że cię tak
urobiła co?
- To była moja
decyzja.
- Twoja? Ja myślę, że
sam byś w życiu na to nie wpadł, bo biegałeś za Kal niczym piesek, za to Sue
całe życie modliła się, żeby Kylie powinęła się noga.
Kim również skierowała
się do szatni a Will spojrzał na Thorne’a dalej stojącego do góry.
Na odprawie Daniels
wygłaszał swój interesujący referat, ale jakoś nie specjalnie interesowały mnie
jego wywody i czekałam aż zacznie konkretnie mówić o akcji.
- Naszym celem jest
Frank Methau i to zadanie dla Kylie. Pojedziesz do Gloucester na góra dwa dni,
przechwycisz właściciela księgarni i wrócisz tutaj.
- Księgarni?
Byłam tym rozbawiona.
- A co? Sprzedają za
dużo książek?
Jesse i Thorne
pochylili głowy, by Daniels nie widział ich uśmiechów, za to on mało nie
eksplodował ze złości.
- Bardzo śmieszne, to
przykrywka Zielonej Komórki, grupy terrorystycznej numer jeden wśród
najbardziej niebezpiecznych. Colin prześle ci jego zdjęcie, to wszystko,
ruszasz za dziesięć minut.
Poszłam się przebrać i
pobrać sprzęt od J.T:
- Cześć słonko.
Uśmiechnęłam się.
- Cześć wielkoludzie,
co tam?
- W porządku, jak
zawsze. Colin przeładował twój palntop, masz się meldować co godzinę.
- Czyj to rozkaz?
- Odgórny słonko, taki
przepis dla dowódców.
- To znaczy, że Rolly
nie dowodzi?
- Z tego co wiem, to
jedziesz sama z czterema ludźmi, przydzielił ci Red’a, Gina, Dawson’a i
Marty’ego.
- No proszę, cała
śmietanka, pewnie powinnam to docenić co?
- A jakże.
- Musi mi strasznie
ufać skoro obstawił mnie swoimi najlepszymi agentami.
- Czy coś między wami
jest nie halo?
- A jak sądzisz?
Okłamał mnie.
- Dla dobra sprawy?
- Tak twierdzi, szkoda
o tym mówić, ruszam, dzięki.
Wzięłam walizkę,
założyłam okulary słoneczne i ruszyłam prosto do korytarza prowadzącego na
nasze lądowisko, tuż za mną ruszyła czwórka moich agentów.
Dochodził wieczór,
kiedy Rolly podszedł do Colin’a siedzącego przy komputerze.
- Kylie się odezwała?
- Nie, ostatni raz
meldowała się o szesnastej.
- To było pięć godzin
temu, spróbuj ją wywołać.
- Cały czas próbuję,
ale nie odpowiada.
- Szef wie?
- Tak, kazał czekać do
rana.
Rolly spojrzał w
monitor:
- Prześlij mi jej
ostatnie współrzędne i meldunek.
- Dobrze.
Rolly odszedł i
skierował się do swojego gabinetu. Do samego rana analizował mój meldunek ,ale
kiedy zrobiła się dziewiąta następnego dnia, podszedł do Colin’a, który stał
razem z Daniels’em pokazując mu coś na monitorze:
- I co?
Zapytał Rolly a Colin
zajął swoje miejsce:
- Nadal cisza.
Daniels spojrzał na
Rolly’ego:
- Miałeś rację, możesz
szykować grupę wsparcia.
Rolly skinął głową,
ale w tym momencie odezwał się Colin:
- Szefie…
- Tak?
- Wylądował helikopter
z drugim oddziałem i więźniem.
Otworzyły się
rozsuwane drzwi, weszłam do środka a zaraz za mną „moi” ludzie prowadzący
właściciela księgarni. Oni od razu zaprowadzili go do Sali przesłuchań a ja
podeszłam do J.T i położyłam dużą walizkę z bronią. J.T uśmiechnął się i
pogroził mi palcem, to, że nie szło mnie wywołać chyba go zaniepokoiło,
spojrzałam z uśmiechem:
- Już się nie obrażaj,
była kolejka za książkami.
J.T pokiwał rozbawiony
głową, Rolly zmierzył mnie tym swoim lodowatym spojrzeniem a Daniels podszedł
bliżej i oznajmił:
- Wejdź do mnie.
Poszedł a ja zrobiłam
kwaśną minę, po czym poszłam zaraz za nim. Daniels usiadł we fotelu a ja stałam
i patrzyłam na niego:
- Brawo, załatwiłaś to
szybko i fachowo, nie mniej chciałbym ci przypomnieć, że regulamin oddziału
jasno mówi, że dowódcy oddziałów meldują się co
godzinę.
- Mam gdzieś ciebie i
twój regulamin, przywiozłam ci to co chciałeś więc jeśli chcesz to mnie
zlikwiduj a jeśli nie, to daj mi spokój, jestem zmęczona i chcę wrócić do domu.
- To było bardzo
odważne, ale igrasz z ogniem, jesteś cenna, tak przynajmniej twierdzi centrum,
ale zapamiętaj sobie, że nie ma ludzi niezastąpionych.
Spojrzałam na niego z
uśmiechem:
- Tak ci się tylko
wydaje.
Obróciłam się na
pięcie i wyszłam z jego gabinetu, za to on chwycił za słuchawkę i powiedział do
Colin’a:
- Przyślij do mnie
Rolly’ego.
Kiedy dotarłam do
domu, było jeszcze stosunkowo wcześnie. Ledwo zdążyłam usiąść przy stole w
kuchni gdy zadzwoniła moja komórka. To był Rolly i zaproponował mi kolację u
siebie. Właściwie nie wiem dlaczego się zgodziłam, coś jednak mimo wszystko
bardzo pchało mnie w jego kierunku i sądzę ,że on też o tym wiedział.
Przyjechał po mnie o
dziewiętnastej, postanowiłam zaszaleć i znaleźć coś, co zrobi na nim
jakiekolwiek wrażenie, w końcu wygrzebałam z szafy ostro granatową sukienkę z
głębokim dekoltem o bardzo niecenzuralnej długości, gdy włożyłam rękę z
powrotem, znalazłam i buty z granatowego weluru na wysokim obcasie. Kochana
Vicky ze swoją duszą nieustającej romantyczki pomyślała o wszystkim namawiając
mnie kiedyś na kupno jej. Do tej jednak pory nie miałam okazji by ją na siebie
włożyć. Tego wieczoru jednak wydawała się być idealna. W istocie tak właśnie
było a Rolly chyba jednak nie był z
kamienia, na mój widok gdy wychodziłam z domu chyba coś wreszcie w nim drgnęło,
taką przynajmniej miałam nadzieję, stanęłam przy nim w całej okazałości,
zupełnie tak jakbym chciała samą siebie dowartościować, w obawie, że on tego
nie zrobi. Pokiwał sam do siebie głową uśmiechając się, zupełnie tak jakby
chciał zapytać czy nigdy nie daję za wygraną. W istocie jednak znał odpowiedź.
Otworzył mi drzwi od samochodu, po czym odjechaliśmy do jego domu.
- Kiedy tak na ciebie
patrzę…
Teraz to do mnie
dotarło, to był powód dla którego tak bardzo zabiegali o mój powrót, potrafiłam
doskonale wtopić się w tłum, niezależnie od tego czy było to towarzystwo z
wyższych sfer, czy takie ze slumsów, sztukę kamuflażu miałam opanowaną do
perfekcji.
- To dlatego byłam dla
was taka cenna?
Nie spodziewał się
chyba tak konkretnego pytania, bo zbył je milczeniem, które było wymowniejsze
od słów.
W czasie kolacji Rolly
był dziwnie spięty a ponieważ niewiele mówił wywnioskowałam, że po prostu nasz
bajeczny pobyt w jego domu dobiega końca. Gdy zjadłam pomyślałam, że najlepiej
będzie jeśli zaniecham już moich starań w obawie, że rola robienia z siebie
idiotki przywrze do mnie na dobre. Miałam dosyć zabiegania o jego względy,
byłam tym zmęczona i coś mi mówiło, że już najwyższa pora na powrót do
rzeczywistości, gdyż im dłużej przebywałam od niej z dala, tym trudniej było mi
później wracać.
Kalanie się przed
mężczyzną jakoś nie leżało w mojej naturze, myślę, że każdy człowiek powinien
znać swoją wartość, bo jeśli sam siebie nie będzie szanował, to lepiej nie
liczyć na szacunek otoczenia. Z tym właśnie postanowieniem po kolacji wstałam
od stołu, chwycił mnie za rękę nie wstając.
- Dziękuję za kolację.
- Dokąd idziesz?
Zapytał, zaczęły mi
drgać usta a gałki oczne zalane było nadmierną ilością płynów i tylko czekałam
kiedy wypłyną na zewnątrz.
- Po prostu muszę stąd
wyjść, rozumiesz? Dłużej tak nie dam rady, nie potrafię.
A jednak łzy wyciekły
na policzki, teraz już nie było odwrotu, uzewnętrzniłam swoje emocje choć tak
bardzo się przed tym wzbraniałam. Próbowałam zabrać swoją rękę, ale nie mogłam
jej wyzwolić z jego uścisku.
- Nie wiem w co ty ze
mną grasz, nie potrafię tego ogarnąć, może wykonujesz jakieś kolejne rozkazy
Danielsa, albo…
Ścisnął mi rękę
jeszcze mocniej i stanął naprzeciwko mnie.
- Myślisz, że chcę się
tobą zabawić?
- Nie wiem już co
myśleć, co ty byś myślał na moim miejscu.
- Dlaczego nie
potrafisz mi zaufać?
- Bo już jednemu
zaufałam, a wy wszyscy gracie w tej samej lidze. Wieczna konspiracja, która tak
naprawdę to nie wiem do czego ma nas doprowadzić. Nie mamy normalnej pracy więc
chciałabym uzyskać chociaż namiastkę normalności w życiu prywatnym, a ty nie
ułatwiasz mi tego. Zbliżasz się, po czym oddalasz i tak w kółko, mam dosyć tej
gry.
- Wiesz, że nie możemy
tak po prostu wkroczyć na oddział i oświadczyć ,że jesteśmy razem, nie na tym
etapie i nie teraz, musisz uzbroić się w cierpliwość i poczekać.
Utkwiłam mój wzrok w
jego oczach, nie wiem co poczuł, ale ja wiem, że nigdy w ten sposób na niego
jeszcze nie patrzyłam. Czekać? Jak długo? I za czym? Wszystko we mnie
krzyczało, uznałam, że najlepiej będzie zaryzykować:
- To daj mi powód, dla
którego warto będzie mi poczekać.
Myślę, że decyzje
podejmowane przeze mnie pod wpływem impulsu, były dla niego najbardziej wymowne
i takich nigdy nie lekceważył. Spędził ze mną wystarczająco dużo czasu by
wiedzieć, że to co mam w sercu, mam również na języku. Tak było i tym razem.
Potraktował bardzo
poważnie to co usłyszał, jeszcze przez chwilę walczył chyba ze swoim morale,
ale w końcu dał się ponieść. Chyba zorientował się, że jeśli teraz tego nie
zrobi, straci mnie bezpowrotnie, choć byłam w stanie poświęcić dla niego
absolutnie wszystko.
Ujął moją twarz i bez
opamiętania zaczął mnie całować, tym razem w taki sposób jakby nie myślał
kompletnie o niczym poza mną. Postawione ultimatum wyzwoliło w nim instynkty
dotąd mi nieznane. Dzikość jego ruchów doprowadzała moje zmysły do obłędu.
Zupełnie jakby czytał w moich pragnieniach, doskonale wiedział kiedy miał nade
mną dominować i przejmować kontrolę a kiedy dać upust moim żądzom. Każdy ruch
jego ciała był tak precyzyjny jak on sam na co dzień. Nie musiałam nim
kierować, nawet nie próbowałam. Niczego tak nie pragnęłam jak wyzbycia się wszelkich
zahamowań i spełnienia najskrytszych pragnień, które dotąd nie miały szansy
dojść do głosu. Kochanie się z nim wyzwoliło we mnie rzeczy, o którym wcześniej
nawet nie śniłam. Wprowadził mnie w świat, którego nigdy nie odkryłam, ale
chłonęłam go całą sobą, tak intensywnie jak nigdy.
Gdyby ktoś zapytał
jakie to uczucie oderwać się na moment od ziemi i unieść wysoko jakby się miało
skrzydła, to odpowiedziałabym krótko: takie jak tej jedynej i wyjątkowej nocy,
w której nic nie było dla nas ważne a liczyłam się tylko ja i on.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz