środa, 12 lutego 2014

Rozdział XXVII

XXVII

Kolejne tygodnie oswajałam się z nową sytuacją. Ja i Rolly staliśmy się praktycznie nierozłączni. Wprawdzie nie z mojej własnej i nieprzymuszonej woli, ale podobno do najgorszych niedogodności można się przyzwyczaić. Prawie całe dnie spędzaliśmy na treningach, były ciężkie. Choć nigdy nie miałam nadwagi zrzuciłam cztery kilogramy, a sylwetka nabrała bardziej kobiecych kształtów. Zaczęło mi się to podobać. Nie raz lądowałam na macie, ale bardziej dla rozruszania atmosfery niż z powodu niezdarstwa. Przyznam, że chwilami nawet udawało mi się rozbawić Rolly’ego, a to zakrawało na nie lada wyczyn. Jego technika walki była tak precyzyjna i jakże inna od mojej. Mimo różnic, doskonale współgraliśmy a dla mnie każda okazja była dobra by choć na moment otrzeć się o jego ciało. Myślę, że Rolly czuł to samo, ale z niewiadomym przyczyn trzymał mnie na dystans.
Bawiło mnie to, gdyż wiedziałam, że na swój sposób pociągałam go tak samo mocno jak on mnie. Kiedy tylko dochodziło do zbliżenia, następnego dnia wyciskał ze mnie siódme poty. Biegałam po dziesięć kilometrów dziennie a do tego coraz bardziej mordercze treningi, doprowadziły do tego, że któregoś dnia po kolejnym, tym razem nieświadomym upadku na matę, kiedy to przeholował i za mocno mnie przerzucił poddałam się. Walczyłam jeszcze przez chwilę z uczuciem zmęczenia próbując się podnieść, ale nie byłam w stanie. Z początku patrzył na mnie z kamienną twarzą, w końcu pochylił się nade mną i przykucnął obok. Przetarłam twarz, włosy były mokre, nadawałam się wyłącznie pod prysznic, Rolly jednak nie dawał za wygraną. Spojrzał na mnie triumfalnie:
 - Jesteś z siebie dumny?
Zapytałam go choć dobrze wiedziałam co odpowie.
- Bardzo, bo podobno trudno cię złamać.
Usta wygięły mu się w zarozumiałym uśmiechu a ja dosłownie myślałam, że zaraz eksploduję. W jednej sekundzie dostałam takiego przypływu adrenaliny, jakby  ktoś wstrzyknął mi ją bezpośrednio w żyły. Wzięłam go z zaskoczenia i udami przygniotłam szyję siadając na nim okrakiem. Nie spodziewał się tego.
- Bardzo trudno, pamiętaj o tym.
Nie za długo jednak przyszło mi napawać się moim zwycięstwem, w kolejnej sekundzie już znalazłam się pod nim. Był ode mnie o wiele, wiele silniejszy i nawet nie próbowałam tego kwestionować. Gdy chciałam się mu wyrwać ujął mnie za nadgarstki, teraz nasze usta znajdowały się w niebezpiecznej  odległości, prawie się stykały, nasz wzrok skrzyżował się i kiedy już myślałam, że mnie pocałuje, zwolnił uścisk i uśmiechnął się sam do siebie kiwając głową:
- Chyba przyda nam się zimny prysznic.
Kiedy wstał nie przestawałam mieć ciężkiego oddechu. Zimny prysznic? Doskonały pomysł, tylko dlaczego osobno?
Gdy szłam pod prysznic po drodze minęłam się z Thorne’m ,zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- I jak?
Westchnęłam.
- W porządku a ty?
- Wróciłem na swoje miejsce.
Kiwnęłam głową.
- Co to oznacza dla moich ludzi?
- Rekrutujemy ich a potem  odpowiednio przeszkolimy.
- Ty się tym zajmiesz?
- Nie, ja nie szkolę agentów tylko ich oceniam.
- Czyli Rolly?
Thorne pokiwał głową ale zajrzał mi w oczy, gdy zauważył, że schyliłam głowę.
- Coś nie tak?
- Nie, w porządku ,ale zastanawiam się, czy ktoś jest w stanie przeżyć treningi Rolly’ego.
- Nie będzie tak źle, on naprawdę się na tym zna, spod jego ręki wyszli najlepsi agenci, nie przydzieliłbym go na to stanowisko, gdyby nie było odpowiednie dla niego. Musisz mu po prostu zaufać.
- Ostatnio często mówiłeś o zaufaniu.
- Wiem, przepraszam, za wszystko, nie cofnę czasu, ale…
Spojrzałam na niego bardzo poważnie. Wiedziałam, że był w sytuacji bez wyjścia, starałam się go zrozumieć, ale tak bardzo bolało mnie jego kłamstwo. Joe miał rację, byłam zbyt surowa wobec wszystkich za wyjątkiem siebie. Popatrzyłam Thorne’owi w oczy i uśmiechnęłam się lekko:
- Mam nadzieję, że już więcej nie będziemy musieli się okłamywać.
- Ja też.
Spojrzał na mnie a ja poszłam pod prysznic, po chwili do Thorne’a podszedł Rolly:
- I jak?
- Ma swój styl, powiedziałbym nawet, że jest lepsza niż twierdził Daniels, ale czas pokaże, wyjaśniliście sobie wszystko?
- Mam nadzieję.
Rolly kiwnął głową a ten spojrzał na niego:
- Zrobisz coś dla mnie?
- Jasne.
- Nie skrzywdź jej, ona ma już dosyć złamanego życia i potrzebuje stabilizacji, jeśli nie chcesz jej tego dać, lepiej ją zostaw i nie zwódź.
- Spokojnie, to nie ten etap.
- Mówisz tak bo jej nie znasz, ale za niedługo przekonasz się, jak szybko można się w niej zadłużyć, nawet nie będziesz wiedział kiedy to się stanie.
- Dam radę.
- Mam nadzieję.
Thorne poszedł a Rolly zamyślił się.
Kiedy po kilku minutach wyszłam spod prysznica, Rolly czekał już za mną. Spojrzałam na niego. Padałam ze zmęczenia i głodu, ale nie pokazałam tego po sobie.
- Co teraz? Bieg wzdłuż oceanu czy pompki?
Zapytałam a Rolly uśmiechnął się:
- Może kolacja?
Uśmiechnęłam się, a więc i on czasami coś jadł? Wspaniale – pomyślałam i dostrzegłam szansę na to, że tak od razu może mnie nie zagłodzi. Wsiedliśmy do jego samochodu i nawet nie pytając gdzie zamierza jechać, oparłam głowę o oparcie fotela i przymknęłam oczy, musiałam usnąć, bo kiedy je otworzyłam, za szybą zachodziło słońce. Nie znałam tego miejsca, wysiadłam z samochodu, Rolly akurat kończył rozmowę telefoniczną i kiedy mnie zobaczył schował telefon. Rozejrzałam się i sięgnęłam do samochodu po krótką skórzaną kurtkę. Stałam przed dosyć okazałym parterowym domem, oświetlonym jaskrawymi bocznymi lampami. Cisnęło mi się na usta by zapytać do kogo należy, ale uprzedził moje pytanie:
- To mój azyl.
Uśmiechnęłam się podeszłam blisko niego.
- Zabierasz do swojego domu wszystkich, których trenujesz?
On również uśmiechnął się;
- Nie, jesteś pierwsza.
Powiedział, po czym skierował się by otworzyć drzwi. Miałam wrażenie, że w lot odczytał moje myśli, gdyż pytanie które zadałam dotyczyło konkretnie kobiet. Odpowiedź jednak była dla mnie w pełni satysfakcjonująca.
Czy po wycieńczających tygodniach wreszcie uznał, że można mnie dopuścić choć odrobinę do swojej prywatności? Bo jeśli nie, to dlaczego mnie tu przywiózł? Jedno jest pewne, zapaliło się dla mnie zielone światło i postanowiłam to wykorzystać. Weszliśmy , w środku prezentował się równie pięknie co na zewnątrz. Urządzony w bardzo ciepłym klimacie. Przeważały słoneczne barwy z dużą dozą brązu, ściany były ozdobione drewnianymi panelami. W salonie na podłodze leżał olbrzymi włochaty dywan, z kominka skwierczały iskry świeżo dorzuconego drewna. Na ścianie wisiał duży plazmowy telewizor, obok stała pokaźna wieża i ogromna kolekcja płyt, choć Rolly nie wyglądał na melomana. Przez salon poprowadził mnie do jadalni połączonej z kuchnią, urządzoną naprawdę w dobrym guście. Pomyślałam, że w takim domu mogłabym się nawet zestarzeć. Na stole stała elegancko podana kolacja i wino, które chłodziło się w kostkach lodu. Najwyraźniej ktoś musiał tu być i wcześniej ją przygotować, bo przecież spędziliśmy cały dzień razem . Odsunął mi krzesło, usiadłam i obserwowałam kiedy zajął drugie naprzeciwko mnie. Po obfitej kolacji ogarnął mnie melancholijny nastrój. Przenieśliśmy się do salonu z kolejną butelką wina. Usiadłam wygodnie na kanapie, dolał mi wina, po czym podszedł do wieży i puścił wolną muzykę instrumentalną. Patrzyłam jak kieruje się w moją stronę, wyciągnął rękę a ja podałam mu swoją. Przeprowadził mnie koło kominka i objął w pół. Mimo woli zaczęliśmy poruszać się w takt melodii. Gdy po minucie z kompaktu zaczęła lecieć piosenka Adele” Someone like you…” przywarłam do niego jeszcze mocniej, wtuliłam się w jego tors, tym razem nie protestował i nie odsunął mnie nawet o milimetr, przeciwnie, zacisnął dłonie na moim pasie i plecach. Nie myślałam o niczym jak tylko o tym, by ta chwila trwała wiecznie, jak to możliwe by ktoś w tak krótkim czasie poznał tak dobrze język mojego ciała? Popadłam w stan lekkiego otępienia, czułam się tak jakby dokładnie wiedział jaki guzik nacisnąć by sprawić mi przyjemność.
W końcu oboje usiedliśmy na kanapie. Wziął swój kieliszek do ręki i podał mi mój. Zapaliłam i patrzyłam na jego zamyśloną twarz, z której nie mogłam kompletnie nic wyczytać. Tak bardzo chciałam poznać jego myśli, gdy to zauważył,  prześwidrował mnie wzrokiem.
- Milcząca jesteś, chcesz mnie o coś zapytać?
To była moja życiowa szansa, chciałam odkryć zagadkę, którą był dla mnie on sam.
- Większość z nas ma jakieś obawy, lęki…, a ty?
Uśmiechnął się do mnie jakby z politowaniem.
 - Uwierz mi, że też je mam.
- A czego się boisz? Bo na pewno nie śmierci.
Tym razem jego wzrok był poważny.
- To prawda, nie boję się śmierci.
- A czego?
Czekałam zniecierpliwiona za odpowiedzią i obserwowałam jak zmienia mu się mimika twarzy. Nagle zrobił się jakby bardziej rozluźniony.
- Boję się, że się w tobie zakocham.
No faktycznie, takiej bomby to się nie spodziewałam, ale w ułamku sekundy podchwyciłam temat, zanim zgrabnie zacząłby się z niego wycofywać.
- To takie straszne?
Nie kryłam rozczarowania, bo jaka kobieta, nie chciałaby mieć go za swojego partnera?
- Nie. Straszne jest to, że później musiałbym cię stracić, mamy taką a nie inną pracę i wiem wiele rzeczy, o których ty nie masz pojęcia, tak będzie bezpieczniej dla ciebie.
Tego już było za wiele, dlaczego wszystkim mężczyznom wydawało się, że lepiej ode mnie wiedzą czego potrzebuję? Zaraz jednak uzyskałam odpowiedź.
- Wierz mi, że wiem o czym mówię, nasze drogi i tak się w końcu zejdą, ale nieuniknione jest też to, że…
Dokończyłam za niego, w lot doszukałam się skrywanego sensu.
- Będą musiały się rozejść?
Kiwnął głową na tak.
- I nawet jeśli dzisiaj zgodzisz się na taki układ, za parę lat i tak będziesz miała do mnie o to pretensje.
- Więc postanowiłeś grać na zwłokę? Myślisz, że czas coś tu zmieni?
Teraz roześmiał się głośno, nie rozumiałam dlaczego tak bardzo rozbawiło go moje pytanie.
 - Na razie jakoś się udawało.
Nadal nie wiedziałam o co chodzi i chyba miałam pytającą minę, bo chwycił mnie za rękę  i przyłożył ją do swoich ust, pokiwał do siebie głową.
- Sześć lat przed tobą uciekam.
Pocałował mnie w rękę, zapalił papierosa i wstał, oparł się o ścianę przy kominku. Zaniemówiłam. Więc jednak mnie pamiętał, a ja  przez te wszystkie lata tak skrycie o nim marzyłam. Nie było dnia, w którym bym o nim nie myślała, a tu się okazuje że on po prostu uciekał? Czego tak bardzo się bał?

 Miałam nadzieję, że i tego wkrótce się dowiem, ale na pewno już nie tego wieczoru. Ogarniało mnie zmęczenie i tylko czekałam aż mój książę oświadczy, że musi mnie odwieźć do domu jak to na dżentelmena przystało. Dalej leciała wolna muzyka , tym razem Ery, milczeliśmy oboje. Musiałam to przetrawić, choć nie było to proste, nie chciałam go tracić. Zadzwoniła komórka, odebrał i na sekundę zniknął za ścianą. Kiedy wrócił spałam, może nie twardym snem, ale powieki odmówiły posłuszeństwa. Minęła sekunda i poczułam jak mnie unosi z kanapy, nie otwierałam oczu, ale wtuliłam się w niego na tyle mocno, że aby mnie położyć w sypialni musiał położyć się ze mną. Przespałam całą noc w jego objęciach nie wiedząc o bożym świecie, choć on był czujny, mięśnie miał napięte jakby z czymś walczył, ale nie przeszkadzało mi to, bo niczego więcej tej nocy nie potrzebowałam, jak tylko czuć jego bliskość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz