XXVII
Kolejne tygodnie
oswajałam się z nową sytuacją. Ja i Rolly staliśmy się praktycznie
nierozłączni. Wprawdzie nie z mojej własnej i nieprzymuszonej woli, ale podobno
do najgorszych niedogodności można się przyzwyczaić. Prawie całe dnie
spędzaliśmy na treningach, były ciężkie. Choć nigdy nie miałam nadwagi
zrzuciłam cztery kilogramy, a sylwetka nabrała bardziej kobiecych kształtów.
Zaczęło mi się to podobać. Nie raz lądowałam na macie, ale bardziej dla
rozruszania atmosfery niż z powodu niezdarstwa. Przyznam, że chwilami nawet
udawało mi się rozbawić Rolly’ego, a to zakrawało na nie lada wyczyn. Jego
technika walki była tak precyzyjna i jakże inna od mojej. Mimo różnic,
doskonale współgraliśmy a dla mnie każda okazja była dobra by choć na moment
otrzeć się o jego ciało. Myślę, że Rolly czuł to samo, ale z niewiadomym
przyczyn trzymał mnie na dystans.
Bawiło mnie to, gdyż
wiedziałam, że na swój sposób pociągałam go tak samo mocno jak on mnie. Kiedy
tylko dochodziło do zbliżenia, następnego dnia wyciskał ze mnie siódme poty.
Biegałam po dziesięć kilometrów dziennie a do tego coraz bardziej mordercze
treningi, doprowadziły do tego, że któregoś dnia po kolejnym, tym razem
nieświadomym upadku na matę, kiedy to przeholował i za mocno mnie przerzucił
poddałam się. Walczyłam jeszcze przez chwilę z uczuciem zmęczenia próbując się
podnieść, ale nie byłam w stanie. Z początku patrzył na mnie z kamienną twarzą,
w końcu pochylił się nade mną i przykucnął obok. Przetarłam twarz, włosy były
mokre, nadawałam się wyłącznie pod prysznic, Rolly jednak nie dawał za wygraną.
Spojrzał na mnie triumfalnie:
- Jesteś z siebie dumny?
Zapytałam go choć
dobrze wiedziałam co odpowie.
- Bardzo, bo podobno
trudno cię złamać.
Usta wygięły mu się w
zarozumiałym uśmiechu a ja dosłownie myślałam, że zaraz eksploduję. W jednej
sekundzie dostałam takiego przypływu adrenaliny, jakby ktoś wstrzyknął mi ją bezpośrednio w żyły.
Wzięłam go z zaskoczenia i udami przygniotłam szyję siadając na nim okrakiem.
Nie spodziewał się tego.
- Bardzo trudno,
pamiętaj o tym.
Nie za długo jednak
przyszło mi napawać się moim zwycięstwem, w kolejnej sekundzie już znalazłam się
pod nim. Był ode mnie o wiele, wiele silniejszy i nawet nie próbowałam tego
kwestionować. Gdy chciałam się mu wyrwać ujął mnie za nadgarstki, teraz nasze
usta znajdowały się w niebezpiecznej
odległości, prawie się stykały, nasz wzrok skrzyżował się i kiedy już
myślałam, że mnie pocałuje, zwolnił uścisk i uśmiechnął się sam do siebie
kiwając głową:
- Chyba przyda nam się
zimny prysznic.
Kiedy wstał nie
przestawałam mieć ciężkiego oddechu. Zimny prysznic? Doskonały pomysł, tylko
dlaczego osobno?
Gdy szłam pod prysznic
po drodze minęłam się z Thorne’m ,zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- I jak?
Westchnęłam.
- W porządku a ty?
- Wróciłem na swoje
miejsce.
Kiwnęłam głową.
- Co to oznacza dla
moich ludzi?
- Rekrutujemy ich a
potem odpowiednio przeszkolimy.
- Ty się tym zajmiesz?
- Nie, ja nie szkolę
agentów tylko ich oceniam.
- Czyli Rolly?
Thorne pokiwał głową
ale zajrzał mi w oczy, gdy zauważył, że schyliłam głowę.
- Coś nie tak?
- Nie, w porządku ,ale
zastanawiam się, czy ktoś jest w stanie przeżyć treningi Rolly’ego.
- Nie będzie tak źle,
on naprawdę się na tym zna, spod jego ręki wyszli najlepsi agenci, nie
przydzieliłbym go na to stanowisko, gdyby nie było odpowiednie dla niego.
Musisz mu po prostu zaufać.
- Ostatnio często
mówiłeś o zaufaniu.
- Wiem, przepraszam,
za wszystko, nie cofnę czasu, ale…
Spojrzałam na niego
bardzo poważnie. Wiedziałam, że był w sytuacji bez wyjścia, starałam się go
zrozumieć, ale tak bardzo bolało mnie jego kłamstwo. Joe miał rację, byłam zbyt
surowa wobec wszystkich za wyjątkiem siebie. Popatrzyłam Thorne’owi w oczy i
uśmiechnęłam się lekko:
- Mam nadzieję, że już
więcej nie będziemy musieli się okłamywać.
- Ja też.
Spojrzał na mnie a ja
poszłam pod prysznic, po chwili do Thorne’a podszedł Rolly:
- I jak?
- Ma swój styl,
powiedziałbym nawet, że jest lepsza niż twierdził Daniels, ale czas pokaże,
wyjaśniliście sobie wszystko?
- Mam nadzieję.
Rolly kiwnął głową a
ten spojrzał na niego:
- Zrobisz coś dla
mnie?
- Jasne.
- Nie skrzywdź jej,
ona ma już dosyć złamanego życia i potrzebuje stabilizacji, jeśli nie chcesz
jej tego dać, lepiej ją zostaw i nie zwódź.
- Spokojnie, to nie
ten etap.
- Mówisz tak bo jej
nie znasz, ale za niedługo przekonasz się, jak szybko można się w niej
zadłużyć, nawet nie będziesz wiedział kiedy to się stanie.
- Dam radę.
- Mam nadzieję.
Thorne poszedł a Rolly
zamyślił się.
Kiedy po kilku
minutach wyszłam spod prysznica, Rolly czekał już za mną. Spojrzałam na niego.
Padałam ze zmęczenia i głodu, ale nie pokazałam tego po sobie.
- Co teraz? Bieg
wzdłuż oceanu czy pompki?
Zapytałam a Rolly
uśmiechnął się:
- Może kolacja?
Uśmiechnęłam się, a
więc i on czasami coś jadł? Wspaniale – pomyślałam i dostrzegłam szansę na to,
że tak od razu może mnie nie zagłodzi. Wsiedliśmy do jego samochodu i nawet nie
pytając gdzie zamierza jechać, oparłam głowę o oparcie fotela i przymknęłam
oczy, musiałam usnąć, bo kiedy je otworzyłam, za szybą zachodziło słońce. Nie
znałam tego miejsca, wysiadłam z samochodu, Rolly akurat kończył rozmowę
telefoniczną i kiedy mnie zobaczył schował telefon. Rozejrzałam się i sięgnęłam
do samochodu po krótką skórzaną kurtkę. Stałam przed dosyć okazałym parterowym
domem, oświetlonym jaskrawymi bocznymi lampami. Cisnęło mi się na usta by
zapytać do kogo należy, ale uprzedził moje pytanie:
- To mój azyl.
Uśmiechnęłam się
podeszłam blisko niego.
- Zabierasz do swojego
domu wszystkich, których trenujesz?
On również uśmiechnął
się;
- Nie, jesteś
pierwsza.
Powiedział, po czym
skierował się by otworzyć drzwi. Miałam wrażenie, że w lot odczytał moje myśli,
gdyż pytanie które zadałam dotyczyło konkretnie kobiet. Odpowiedź jednak była
dla mnie w pełni satysfakcjonująca.
Czy po wycieńczających
tygodniach wreszcie uznał, że można mnie dopuścić choć odrobinę do swojej
prywatności? Bo jeśli nie, to dlaczego mnie tu przywiózł? Jedno jest pewne,
zapaliło się dla mnie zielone światło i postanowiłam to wykorzystać. Weszliśmy
, w środku prezentował się równie pięknie co na zewnątrz. Urządzony w bardzo
ciepłym klimacie. Przeważały słoneczne barwy z dużą dozą brązu, ściany były ozdobione
drewnianymi panelami. W salonie na podłodze leżał olbrzymi włochaty dywan, z
kominka skwierczały iskry świeżo dorzuconego drewna. Na ścianie wisiał duży
plazmowy telewizor, obok stała pokaźna wieża i ogromna kolekcja płyt, choć
Rolly nie wyglądał na melomana. Przez salon poprowadził mnie do jadalni
połączonej z kuchnią, urządzoną naprawdę w dobrym guście. Pomyślałam, że w
takim domu mogłabym się nawet zestarzeć. Na stole stała elegancko podana
kolacja i wino, które chłodziło się w kostkach lodu. Najwyraźniej ktoś musiał
tu być i wcześniej ją przygotować, bo przecież spędziliśmy cały dzień razem .
Odsunął mi krzesło, usiadłam i obserwowałam kiedy zajął drugie naprzeciwko
mnie. Po obfitej kolacji ogarnął mnie melancholijny nastrój. Przenieśliśmy się
do salonu z kolejną butelką wina. Usiadłam wygodnie na kanapie, dolał mi wina,
po czym podszedł do wieży i puścił wolną muzykę instrumentalną. Patrzyłam jak
kieruje się w moją stronę, wyciągnął rękę a ja podałam mu swoją. Przeprowadził
mnie koło kominka i objął w pół. Mimo woli zaczęliśmy poruszać się w takt
melodii. Gdy po minucie z kompaktu zaczęła lecieć piosenka Adele” Someone like
you…” przywarłam do niego jeszcze mocniej, wtuliłam się w jego tors, tym razem
nie protestował i nie odsunął mnie nawet o milimetr, przeciwnie, zacisnął
dłonie na moim pasie i plecach. Nie myślałam o niczym jak tylko o tym, by ta
chwila trwała wiecznie, jak to możliwe by ktoś w tak krótkim czasie poznał tak
dobrze język mojego ciała? Popadłam w stan lekkiego otępienia, czułam się tak
jakby dokładnie wiedział jaki guzik nacisnąć by sprawić mi przyjemność.
W końcu oboje
usiedliśmy na kanapie. Wziął swój kieliszek do ręki i podał mi mój. Zapaliłam i
patrzyłam na jego zamyśloną twarz, z której nie mogłam kompletnie nic wyczytać.
Tak bardzo chciałam poznać jego myśli, gdy to zauważył, prześwidrował mnie wzrokiem.
- Milcząca jesteś,
chcesz mnie o coś zapytać?
To była moja życiowa
szansa, chciałam odkryć zagadkę, którą był dla mnie on sam.
- Większość z nas ma
jakieś obawy, lęki…, a ty?
Uśmiechnął się do mnie
jakby z politowaniem.
- Uwierz mi, że też je mam.
- A czego się boisz?
Bo na pewno nie śmierci.
Tym razem jego wzrok
był poważny.
- To prawda, nie boję
się śmierci.
- A czego?
Czekałam
zniecierpliwiona za odpowiedzią i obserwowałam jak zmienia mu się mimika
twarzy. Nagle zrobił się jakby bardziej rozluźniony.
- Boję się, że się w
tobie zakocham.
No faktycznie, takiej
bomby to się nie spodziewałam, ale w ułamku sekundy podchwyciłam temat, zanim
zgrabnie zacząłby się z niego wycofywać.
- To takie straszne?
Nie kryłam
rozczarowania, bo jaka kobieta, nie chciałaby mieć go za swojego partnera?
- Nie. Straszne jest
to, że później musiałbym cię stracić, mamy taką a nie inną pracę i wiem wiele
rzeczy, o których ty nie masz pojęcia, tak będzie bezpieczniej dla ciebie.
Tego już było za
wiele, dlaczego wszystkim mężczyznom wydawało się, że lepiej ode mnie wiedzą
czego potrzebuję? Zaraz jednak uzyskałam odpowiedź.
- Wierz mi, że wiem o
czym mówię, nasze drogi i tak się w końcu zejdą, ale nieuniknione jest też to,
że…
Dokończyłam za niego,
w lot doszukałam się skrywanego sensu.
- Będą musiały się
rozejść?
Kiwnął głową na tak.
- I nawet jeśli
dzisiaj zgodzisz się na taki układ, za parę lat i tak będziesz miała do mnie o
to pretensje.
- Więc postanowiłeś
grać na zwłokę? Myślisz, że czas coś tu zmieni?
Teraz roześmiał się
głośno, nie rozumiałam dlaczego tak bardzo rozbawiło go moje pytanie.
- Na razie jakoś się udawało.
Nadal nie wiedziałam o
co chodzi i chyba miałam pytającą minę, bo chwycił mnie za rękę i przyłożył ją do swoich ust, pokiwał do
siebie głową.
- Sześć lat przed tobą
uciekam.
Pocałował mnie w rękę,
zapalił papierosa i wstał, oparł się o ścianę przy kominku. Zaniemówiłam. Więc
jednak mnie pamiętał, a ja przez te
wszystkie lata tak skrycie o nim marzyłam. Nie było dnia, w którym bym o nim
nie myślała, a tu się okazuje że on po prostu uciekał? Czego tak bardzo się
bał?
Miałam nadzieję, że i tego wkrótce się dowiem,
ale na pewno już nie tego wieczoru. Ogarniało mnie zmęczenie i tylko czekałam
aż mój książę oświadczy, że musi mnie odwieźć do domu jak to na dżentelmena
przystało. Dalej leciała wolna muzyka , tym razem Ery, milczeliśmy oboje.
Musiałam to przetrawić, choć nie było to proste, nie chciałam go tracić.
Zadzwoniła komórka, odebrał i na sekundę zniknął za ścianą. Kiedy wrócił
spałam, może nie twardym snem, ale powieki odmówiły posłuszeństwa. Minęła
sekunda i poczułam jak mnie unosi z kanapy, nie otwierałam oczu, ale wtuliłam
się w niego na tyle mocno, że aby mnie położyć w sypialni musiał położyć się ze
mną. Przespałam całą noc w jego objęciach nie wiedząc o bożym świecie, choć on
był czujny, mięśnie miał napięte jakby z czymś walczył, ale nie przeszkadzało
mi to, bo niczego więcej tej nocy nie potrzebowałam, jak tylko czuć jego bliskość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz