XXVI
Kiedy wieczorem w
końcu dotarłam do domu, zdałam sobie sprawę z tego, że wreszcie muszę
doprowadzić swoje życie doładuj. Właśnie dlatego weszłam do pokoju ,przebrałam
się w dżinsy, koszulkę, ubrałam skórzane, czarne traperki i wyszłam z domu.
Wsiadłam w samochód i przekonana, że jest jeszcze na oddziale dalej spiskując
za moimi plecami, pojechałam prosto do niego. Otworzyłam drzwi kluczem i udałam
się do pokoju na piętrze. Z szafy wyjęłam dużą torbę CBC i zaczęłam układać w
niej rzeczy, które do tej pory zdążyłam do niego przywieźć pomieszkując tam. Z
tyłu za spodniami miałam włożony pistolet. Thorne tymczasem stanął
bezszelestnie w drzwiach i oparł się o futrynę. Wyczułam go jednak od razu.
- Myślałam, że cię nie
ma.
Powiedziałam to nie
spojrzawszy nawet na niego, nie odrywając się od pakowania.
- Wyostrzyła ci się
czujność.
- Lata praktyk.
Powiedziałam to bez
namysłu tym razem.
- Tak wiem, czytałem o
tym.
- Tak sądzę.
- Dlaczego mi nie
powiedziałaś?
- A to by coś
zmieniło?
- Bardzo dużo.
- Co na przykład? Nie
odstawiłbyś tej całej szopki ze mną?
Nie odezwał się, a ja
może nie do końca byłam sprawiedliwa w swych osądach, bo w końcu doskonale
zdawałam sobie sprawę na czym nasza praca polegała. Nie raz musieliśmy
wykonywać zadania, z którymi wcale się nie zgadzaliśmy się. Byłam jednak tak
wściekła na niego, że nie potrafiłam inaczej. Zarzuciłam na ramię torbę i
stanęłam przed nim:
- Teraz rozumiem
dlaczego jesteś taki doceniany, nie łatwo mnie nabrać bo węszę kłamstwo na
kilometr, ale w twoim przypadku ani przez chwilę nie pomyślałabym, że po prostu
mnie wykorzystujesz żeby powrotem mnie zwerbować.
- Nie wiedziałem o
tym, kilka dni temu dowiedziałem się, że dla nas pracowałaś, miałem cię skłonić
do powrotu ale to nie oznacza, że udawałem i chciałem cię wykorzystać.
- To twoja wersja,
mało zresztą wiarygodna, mam nadzieję, że dadzą ci medal za tak mistrzowskie
zagranie, wtedy może stwierdzisz, że twój wysiłek nie poszedł na marne.
Spuściłam głowę i
wyszłam z jego domu. Czułam się podle, sama też go okłamywałam choć pytał o
prawdę. Jedynym faktem było to, że nasz związek dobiegł końca a mógł trwać dalej.
Z doświadczenia jednak wiem, że na kłamstwie nie idzie zbudować nic trwałego,
zatem widocznie tak miało być.
Jeszcze tego samego
dnia wieczorem zawitał u mnie Joe. Wieczorem? Właściwie dochodziła północ więc
była już noc. Nie spałam jednak, zbyt dużo się wydarzyło jak na jeden dzień.
Kiedy otworzyłam mu drzwi, uśmiechnął się szeroko:
- Czekałaś za mną?
- Ty to masz wyczucie
czasu.
- No wiesz, podobno
rozstałaś się z Thorne’m.
- Skąd o tym wiesz?
Wszedł do środka i
usiadł w kuchni.
- Rozmawiałem z Kim.
- To wy rozmawiacie?
- Bardzo śmieszne.
Odpowiedział widząc
mój sarkastyczny uśmiech.
- Tylko pytam.
- Widzę, że nie możesz
spać?
- Ty byś spał?
- Pewnie nie, a
Thorne?
- No, on zapewne śpi
spokojnie.
Popatrzył na mnie, ale
po raz pierwszy w jego oczach zauważyłam sprzeciw.
- Co?
Zapytałam.
- Nic, próbuję się
postawić jego położeniu.
- To lepiej nie próbuj
jeśli nie chcesz wylecieć za drzwi.
- Próbuję go
zrozumieć, spędziłaś ze mną dwa lata i nigdy nie powiedziałaś mi, że jesteś
agentem rządowym.
- Bo gdybym ci
powiedziała, to już byś nie żył.
Westchnęłam ciężko.
- Posłuchaj, ja nie
mam do niego żalu, puściły mi nerwy i trochę po nim pojechałam, ale związek ze
mną był zadaniem, rozumiesz? Zadanie wykonane, trzeba się rozstać.
- Chyba już to
przerabiałaś co?
- Zdarzyło mi się, na
samym początku, ale nie chcę o tym mówić.
Kiwnął głową.
- Swoją drogą, nie
mogę uwierzyć w to, że tak wam pasują rządowe posady, czy wy w ogóle macie
pojęcie na co się piszecie?
- Robota jak każda
inna, tyle, że lepsza płaca i większe możliwości.
- Tak, na szybką
śmierć.
- Myślę, że jesteś
uprzedzona.
- Tak? Poczekaj
jeszcze trochę i wtedy porozmawiamy, jeszcze wspomnisz moje słowa.
- Co dalej?
- Będziecie szkoleni,
to trudne treningi.
- A ty rozumiem, że…
Nie zdążył dokończyć.
- Ja już tą drogę
przeszłam dawno temu.
Joe był jakiś dziwnie
zamyślony.
- Co z Chelsea?
- Tyje.
- Wiesz o co pytam,
dogadaliście się?
- Można by tak
powiedzieć.
- A jak jest naprawdę?
- Nie ufam jej to jak
może być? Myślałaś, że dziecko nas zbliży? Przecież na dobrą sprawę to ja już
nawet nie wiem czy ona jest w tej ciąży ze mną.
- Przestań, teraz to
już nie masz się chyba do czego przyczepić.
- Wiem, świruję ,ale
ja się na to nie nadaję.
- Każdy się nadaje,
tylko trzeba się postarać, nauczyłeś się całe życie tylko brać od innych a tak
się nie da Joe, daj w końcu coś w zamian a zobaczysz, że wszystko się zmieni.
- Wiesz co? Czuję się
jakbym był na terapii.
Zaczął się śmiać.
- Będzie dobrze,
zobaczysz, a teraz nie chcę być niegrzeczna, ale muszę się wyspać.
- Jesteś pewna, że
chcesz iść do łóżka sama?
- Spadaj, bo więcej
cię nie wpuszczę.
Uśmiechnęłam się, Joe
wyszedł a ja ciężko westchnęłam.
Każdy człowiek na
świecie o czymś marzy. Niekiedy jeśli czegoś bardzo pragniemy ma szansę się to
spełnić, ale czy kobieta taka jak ja, wykonująca taką a nie inną pracę, ma
szansę na ułożenie sobie normalnego życia?
Właściwie, dlaczego by
nie? Zawsze warto próbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz