środa, 12 lutego 2014

Rozdział XXVI

XXVI

Kiedy wieczorem w końcu dotarłam do domu, zdałam sobie sprawę z tego, że wreszcie muszę doprowadzić swoje życie doładuj. Właśnie dlatego weszłam do pokoju ,przebrałam się w dżinsy, koszulkę, ubrałam skórzane, czarne traperki i wyszłam z domu. Wsiadłam w samochód i przekonana, że jest jeszcze na oddziale dalej spiskując za moimi plecami, pojechałam prosto do niego. Otworzyłam drzwi kluczem i udałam się do pokoju na piętrze. Z szafy wyjęłam dużą torbę CBC i zaczęłam układać w niej rzeczy, które do tej pory zdążyłam do niego przywieźć pomieszkując tam. Z tyłu za spodniami miałam włożony pistolet. Thorne tymczasem stanął bezszelestnie w drzwiach i oparł się o futrynę. Wyczułam go jednak od razu.
- Myślałam, że cię nie ma.
Powiedziałam to nie spojrzawszy nawet na niego, nie odrywając się od pakowania.
- Wyostrzyła ci się czujność.
- Lata praktyk.
Powiedziałam to bez namysłu tym razem.
- Tak wiem, czytałem o tym.
- Tak sądzę.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- A to by coś zmieniło?
- Bardzo dużo.
- Co na przykład? Nie odstawiłbyś tej całej szopki ze mną?
Nie odezwał się, a ja może nie do końca byłam sprawiedliwa w swych osądach, bo w końcu doskonale zdawałam sobie sprawę na czym nasza praca polegała. Nie raz musieliśmy wykonywać zadania, z którymi wcale się nie zgadzaliśmy się. Byłam jednak tak wściekła na niego, że nie potrafiłam inaczej. Zarzuciłam na ramię torbę i stanęłam przed nim:
- Teraz rozumiem dlaczego jesteś taki doceniany, nie łatwo mnie nabrać bo węszę kłamstwo na kilometr, ale w twoim przypadku ani przez chwilę nie pomyślałabym, że po prostu mnie wykorzystujesz żeby powrotem mnie zwerbować.
- Nie wiedziałem o tym, kilka dni temu dowiedziałem się, że dla nas pracowałaś, miałem cię skłonić do powrotu ale to nie oznacza, że udawałem i chciałem cię wykorzystać.
- To twoja wersja, mało zresztą wiarygodna, mam nadzieję, że dadzą ci medal za tak mistrzowskie zagranie, wtedy może stwierdzisz, że twój wysiłek nie poszedł na marne.
Spuściłam głowę i wyszłam z jego domu. Czułam się podle, sama też go okłamywałam choć pytał o prawdę. Jedynym faktem było to, że nasz związek dobiegł końca a mógł trwać dalej. Z doświadczenia jednak wiem, że na kłamstwie nie idzie zbudować nic trwałego, zatem widocznie tak miało być.
Jeszcze tego samego dnia wieczorem zawitał u mnie Joe. Wieczorem? Właściwie dochodziła północ więc była już noc. Nie spałam jednak, zbyt dużo się wydarzyło jak na jeden dzień. Kiedy otworzyłam mu drzwi, uśmiechnął się szeroko:
- Czekałaś za mną?
- Ty to masz wyczucie czasu.
- No wiesz, podobno rozstałaś się z Thorne’m.
- Skąd o tym wiesz?
Wszedł do środka i usiadł w kuchni.
- Rozmawiałem z Kim.
- To wy rozmawiacie?
- Bardzo śmieszne.
Odpowiedział widząc mój sarkastyczny uśmiech.
- Tylko pytam.
- Widzę, że nie możesz spać?
- Ty byś spał?
- Pewnie nie, a Thorne?
- No, on zapewne śpi spokojnie.
Popatrzył na mnie, ale po raz pierwszy w jego oczach zauważyłam sprzeciw.
- Co?
Zapytałam.
- Nic, próbuję się postawić jego położeniu.
- To lepiej nie próbuj jeśli nie chcesz wylecieć za drzwi.
- Próbuję go zrozumieć, spędziłaś ze mną dwa lata i nigdy nie powiedziałaś mi, że jesteś agentem rządowym.
- Bo gdybym ci powiedziała, to już byś nie żył.
Westchnęłam ciężko.
- Posłuchaj, ja nie mam do niego żalu, puściły mi nerwy i trochę po nim pojechałam, ale związek ze mną był zadaniem, rozumiesz? Zadanie wykonane, trzeba się rozstać.
- Chyba już to przerabiałaś co?
- Zdarzyło mi się, na samym początku, ale nie chcę o tym mówić.
Kiwnął głową.
- Swoją drogą, nie mogę uwierzyć w to, że tak wam pasują rządowe posady, czy wy w ogóle macie pojęcie na co się piszecie?
- Robota jak każda inna, tyle, że lepsza płaca i większe możliwości.
- Tak, na szybką śmierć.
- Myślę, że jesteś uprzedzona.
- Tak? Poczekaj jeszcze trochę i wtedy porozmawiamy, jeszcze wspomnisz moje słowa.
- Co dalej?
- Będziecie szkoleni, to trudne treningi.
- A ty rozumiem, że…
Nie zdążył dokończyć.
- Ja już tą drogę przeszłam dawno temu.
Joe był jakiś dziwnie zamyślony.
- Co z Chelsea?
- Tyje.
- Wiesz o co pytam, dogadaliście się?
- Można by tak powiedzieć.
- A jak jest naprawdę?
- Nie ufam jej to jak może być? Myślałaś, że dziecko nas zbliży? Przecież na dobrą sprawę to ja już nawet nie wiem czy ona jest w tej ciąży ze mną.
- Przestań, teraz to już nie masz się chyba do czego przyczepić.
- Wiem, świruję ,ale ja się na to nie nadaję.
- Każdy się nadaje, tylko trzeba się postarać, nauczyłeś się całe życie tylko brać od innych a tak się nie da Joe, daj w końcu coś w zamian a zobaczysz, że wszystko się zmieni.
- Wiesz co? Czuję się jakbym był na terapii.
Zaczął się śmiać.
- Będzie dobrze, zobaczysz, a teraz nie chcę być niegrzeczna, ale muszę się wyspać.
- Jesteś pewna, że chcesz iść do łóżka sama?
- Spadaj, bo więcej cię nie wpuszczę.
Uśmiechnęłam się, Joe wyszedł a ja ciężko westchnęłam.
Każdy człowiek na świecie o czymś marzy. Niekiedy jeśli czegoś bardzo pragniemy ma szansę się to spełnić, ale czy kobieta taka jak ja, wykonująca taką a nie inną pracę, ma szansę na ułożenie sobie normalnego życia?

Właściwie, dlaczego by nie? Zawsze warto próbować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz