środa, 12 lutego 2014

Rozdział XXIX

XXIX

Czy jest coś takiego jak kontrola?
Myślę, że kontrola to złudzenie. Nikt nie wie co nastąpi, ani w naszych sercach, ani w naszych ciałach, nikt nie wie i nikt tego nie kontroluje.
Ilekroć spoglądałam na Rolly’ego nie mogłam oderwać od niego wzroku. Skupienie i precyzja jaka przez niego przemawiała doprowadzała mnie do szaleństwa. Skorupa niedostępności jaką wokół siebie wytwarzał coraz bardziej mi przeszkadzała. Nie potrafiłam przywyknąć do jego obojętności a jednak przyszło mi się z nią godzić. Próbowałam zapanować nad swoimi emocjami, lecz przychodziło mi to z wielkim trudem.
Rana  w dalszym ciągu ostro dokuczała, i mój boski rycerz raczył się nade mną ulitować i tymczasowo zaniechał wysyłania mnie na akcje. Odwołał mi też treningi. Nie dawałam rady biegać na długie dystanse, bo kula uszkodziła jakiś nerw. Tak ogólnie to czułam się fatalnie i w zasadzie nie wiem po co w ogóle przychodziłam do pracy. Ignorowanie mojej osoby przychodziło Rolly’emu z taką łatwością, że chwilami z trudem powstrzymywałam się od łez. Musiałam jednak godzić się z tym wszystkim, tak mi się zdawało do czasu kiedy pewnego ranka po przyjściu na oddział, poczułam straszne kłucie w boku. Byłam idiotką myśląc, że Rolly to zauważy. Wzięłam kartkę urlopową i wypisałam ją na dwa tygodnie wolnego. Było mi już wszystko jedno, jeśli musiałam się katować to wolałam to robić we własnym domu. Podeszłam do niego i bez słowa wręczyłam kartkę, wziął ją i spojrzał pytająco:
 - Źle się czujesz?
Głupie pytanie a jak niby miałam się czuć? Eksperymentalnie wysłał mnie na  pewną śmierć i nawet nie usłyszałam głupiego słowa przepraszam. Jedyne co było pocieszające, że obstawił mnie najlepszymi ludźmi, bo w przeciwnym wypadku nie wiem czy w ogóle udało by mi się wrócić z tej całej eskapady.
Gdy nie odpowiedziałam, tylko obróciłam się na pięcie i skierowałam się do wyjścia, chwycił mnie za rękę, spojrzałam.
- Kylie zaczekaj, nie odpowiedziałaś.
- Myślę, że znasz odpowiedź, a teraz wybacz, ale naprawdę jestem w kiepskiej formie.
- Odwieźć cię?
- Poradzę sobie.
Puścił moją rękę a ja wyszłam z oddziału. Tak szczerze to miałam ochotę rozpłakać się jak bezradne dziecko, coś mnie jednak powstrzymywało, chyba nie chciałam żeby ktokolwiek widział że mogę być słaba. Gdy wsiadłam do samochodu nie miałam pojęcia dokąd pojechać, jakoś przeszła mi ochota na oglądanie znajomym twarzy. Właściwie, dlaczego ja się oszukiwałam? Tylko jedną twarz chciałam oglądać, tyle, że ona nie miała ochoty oglądać mnie. A może jednak miał? Wsparłam głowę na kierownicy i w tym samym momencie ktoś otworzył drzwi od mojej strony, jakbym oprzytomniała, koło samochodu kucał Rolly, wystawił do mnie rękę.
- Przesiądź się ,poprowadzę.
Rzeczywiście nie nadawałam się do prowadzenia samochodu. Przesunęłam się po fotelach i znalazłam się po stronie pasażera. Wsiadł do środka i odpalił silnik, ubrał okulary słoneczne chyba po to by nie zdradzały go oczy.
- Chcesz jechać do domu?
- Nie.
Odpowiedziałam stanowczo, nie zapytał dokąd chcę się udać, najwyraźniej wiedział, że jest mi to obojętnie, byle bym tylko mogła być blisko niego. Ruszył z parkingu, sięgnęłam do torebki, byłam już pod takim wpływem środków przeciwbólowych, że aż mnie mdliło. Mimo to sięgnęłam po fiolkę i chciałam wyjąć kolejną tabletkę. Rolly jedną ręką kierował a drugą wziął mi z ręki fiolkę, przeczytał nazwę leku, po czym wyrzucił ją za okno.
- Nie tego Ci potrzeba.
Wyprowadził mnie z równowagi, ekspert się znalazł i to taki co wiedział czego potrzebuję, czyżby planował mnie na rozruszanie wywieźć na kolejną misję?
- Są mi potrzebne.
- Nie oszukuj się.
Powoli jego arogancja mieszała się z bezczelnością. Pomyślałam, że najrozsądniej będzie to po prostu przemilczeć, w innym przypadku mogę nie wytrzymać traktowania mnie jak małej, nieporadnej dziewczynki. Niestety przy nim zawsze się tak czułam. Onieśmielał mnie swoją odwagą, sposobem bycia i chwilami romantyzmem. Wybuchowa mieszanka, ale jakże ujmująca. Gdy samochód po jakiś dwóch godzinach wjechał  na trasę w stronę wzgórza, wiedziałam już gdzie jestem. Ale co nagle się stało, że postanowił rzucić wszystko i przyjechać ze mną tutaj? A może po prostu zamierzał mnie zostawić w formie rekompensaty i potem wrócić z powrotem do swoich obowiązków? Podjechał pod dom, wysiadł z samochodu i otworzył mi moje drzwi, wysiadłam. Podszedł do bagażnika i wyjął z niego nie co innego tylko moją podróżną firmową torbę z napisem CBC. Widząc moje zaskoczenie od razu poczuł się w obowiązku wyjaśnienia mi tego:
- Nie obawiaj się, nie włamałem się do ciebie.
Uśmiechnęłam się i od razu pomyślałam o mojej wspaniałej przyjaciółce, która uwielbiała knuć nie szkodzące nikomu drobne intrygi.
- Vicky?
Kiwnął głową i uśmiechnął się, po raz pierwszy od wielu długich tygodni. Pomyślałam, że to już jakiś postęp, a może to miejsce tak na niego wpływało? Potrafił zmienić się nagle w zupełnie innego człowieka, tego, za którym tak błagalnie czekałam.
Dom otoczony był wielkimi drzewami, które tworzyły alejkę wiodącą prosto do morza. Był to jednak obiekt niedostępny dla przejezdnych, tylko miejscowi mieszkańcy mogli korzystać z tych udogodnień, gdyż niejako każdy określony  na kilometry odcinek plaży był przypisany pod konkretny dom. Tych domów było naprawdę zaledwie kilka, ale tym sposobem można było swobodnie nacieszyć się prywatnością, ponieważ domy położone były od siebie w takiej odległości iż bez lornetki nie było się w stanie zauważyć sąsiada. Rzeczywiście było to wymarzone miejsce na wypoczynek, nie dziwiłam się, że Rolly uważał to za swój azyl.
Gdy weszliśmy do środka, wnętrze nie wyglądało tak samo jak poprzednio. Być może powodem była inna pora dnia. Teraz wszystko było przepełnione światłem słonecznym, które wpadało przez wielkie okna rozmieszczone naokoło. Wyglądało to tak jakby swoją czujność uspokajał wszechstronnym widokiem.
Usiadłam na kanapie i poczułam, że opadłam całkowicie z sił. Rana dawała się we znaki, ale nie chciałam już zrzędzić i psuć chwilowej harmonii między nami. Rolly zniknął w kuchni a po chwili wrócił z  jakimś olejkiem, jego zapach przyprawił mnie o mdłości. Wykrzywiłam się, ale on ani drgnął, otworzył butelkę do końca i bezceremonialnie podniósł mi bluzkę wyżej niż należało to zrobić, odkleił wielki plaster, nie było to niestety przyjemne.
-  Zaraz, chyba nie zamierzasz oblać mnie tym świństwem?
- Zaufaj mi, przez moment będzie bardzo piec, ale po paru krótkich minutach zapomnisz o jakimkolwiek bólu.
Zaufać mu? Jakoś z trudem mi to przychodziło, nalał tą miksturę na wielką gazę i wykorzystując moment mojej nieuwagi przyłożył mi ją do rany. Tym razem nie wytrzymałam i zawyłam z bólu, czułam jakby ktoś wypalał mi dziurę w ciele. Jedną ręką chwycił szybko moje dłonie, odstawił butelkę, po czym drugą złapał  moją głowę i mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej tak, że czułam jego miarowe bicie serca. Uspokajał mnie gładząc ręką po włosach a gdy wreszcie skończyłam się szarpać, puścił moje dłonie i drugą ręką objął mnie. Po ciele przeleciały mi ciepłe prądy. Obejmował mnie z wyczuciem a jednak tak zdecydowanie, że gdybym chciała wymknąć mu się mimo woli by zmyć z siebie to świństwo, to na pewno nie dałabym rady. Wreszcie się poddałam. Miał rację, przestało boleć, teraz w miejscu rany poczułam przyjazny chłód. Nie poruszyłam się, czułam jego oddech w swoich włosach i za nic w świecie nie chciałam aby mnie puścił. Ale nic z tego, dokładnie wiedział po jakim czasie ból ustąpi i w dosłownie tej samej prawie minucie poczułam, że wyzwala swój uścisk. Nasze twarze prawie się stykały.
- Wybaczysz mi?
Wybaczę? Ale co? Ranę po kuli czy to, że unikał mnie jak ognia?
- Nie powinienem cię tam wysyłać samej, uważałem, że sobie poradzisz.
- Poradziłam sobie.
Kiwnął głową.
- To prawda, ale i tak jestem ci winny przeprosiny, to nie musiało się tak skończyć.
- Czy kiedyś przestaniesz przede mną uciekać?
Byłam poważna, ale on uśmiechnął się, przymknął oczy ale po sekundzie otworzył je znowu.
- Uwierz mi, że unikanie cię nie jest wcale tak prostym zadaniem jakby ci się wydawało.
Zadanie? Czy miałam rozumieć, że byłam dla niego tylko kolejnym zadaniem? Tak właśnie to zabrzmiało, ale przecież uprzedzał, że kiedyś będę miała do niego żal, tyle, że do niczego przecież nie doszło a jeśli ktoś wie, że ma odliczony czas, to po co go marnować? Długo wpatrywał się we mnie jakby obserwował moją reakcję. Gdy wplótł swoje palce w moje włosy, myślałam, że instynktownie za chwilę znowu mnie odsunie, ale nie zrobił tego. Musnął delikatnie swoimi ustami moje, mój oddech przyspieszył tempa, działo się ze mną coś niewyobrażalnie zaskakującego. Moje ciało przeszył dreszcz silnych emocji, próbowałam je w sobie stłamsić, gdyż obawiałam się kolejnego odrzucenia. Gdy jednak poczuł jak na niego reaguję, zamiast odsunąć mnie od siebie jak to miał w zwyczaju, tym razem przywarł do mnie mocniej, pocałunki stawały się coraz bardziej łapczywe. Gdy zniżył swoją głowę muskając wargami moją szyję, byłam absolutnie pewna, że za moment dojdzie do czegoś więcej i nagle… przycisnął zdecydowanym ruchem swoją głowę do moich piersi, po czym odsunął mnie o parę centymetrów.
- Powinnaś odpocząć.

Położył mnie niczym dziecko do łóżka, po czym zaczął gładzić moje włosy jakby chciał mnie uśpić. Rzeczywiście poczułam się znużona i oczy mimo woli zaczęły mi się zamykać. Złożył mi jeszcze jeden delikatny pocałunek na ustach, po czym chyba odpłynęłam. Z jednej strony byłam na niego zła, że wprowadził mnie w taki stan, po czym brutalnie przestał, z drugiej jednak strony cieszyłam się, że pojawiło się światełko, które sygnalizowało, że nie wszystko jeszcze stracone. Nie wiedziałam ile dni jeszcze spędzę u niego i czy faktycznie z nim, ale po sposobie jego zachowania wywnioskowałam, że coraz trudniej jest mu kontrolować samego siebie. Dochodziły do niego żądze i pragnienia, które za wszelką cenę pragnęłam wydobyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz