XXIX
Czy jest coś takiego
jak kontrola?
Myślę, że kontrola to
złudzenie. Nikt nie wie co nastąpi, ani w naszych sercach, ani w naszych
ciałach, nikt nie wie i nikt tego nie kontroluje.
Ilekroć spoglądałam na
Rolly’ego nie mogłam oderwać od niego wzroku. Skupienie i precyzja jaka przez
niego przemawiała doprowadzała mnie do szaleństwa. Skorupa niedostępności jaką
wokół siebie wytwarzał coraz bardziej mi przeszkadzała. Nie potrafiłam
przywyknąć do jego obojętności a jednak przyszło mi się z nią godzić.
Próbowałam zapanować nad swoimi emocjami, lecz przychodziło mi to z wielkim
trudem.
Rana w dalszym ciągu ostro dokuczała, i mój boski
rycerz raczył się nade mną ulitować i tymczasowo zaniechał wysyłania mnie na
akcje. Odwołał mi też treningi. Nie dawałam rady biegać na długie dystanse, bo
kula uszkodziła jakiś nerw. Tak ogólnie to czułam się fatalnie i w zasadzie nie
wiem po co w ogóle przychodziłam do pracy. Ignorowanie mojej osoby przychodziło
Rolly’emu z taką łatwością, że chwilami z trudem powstrzymywałam się od łez.
Musiałam jednak godzić się z tym wszystkim, tak mi się zdawało do czasu kiedy
pewnego ranka po przyjściu na oddział, poczułam straszne kłucie w boku. Byłam
idiotką myśląc, że Rolly to zauważy. Wzięłam kartkę urlopową i wypisałam ją na
dwa tygodnie wolnego. Było mi już wszystko jedno, jeśli musiałam się katować to
wolałam to robić we własnym domu. Podeszłam do niego i bez słowa wręczyłam
kartkę, wziął ją i spojrzał pytająco:
- Źle się czujesz?
Głupie pytanie a jak
niby miałam się czuć? Eksperymentalnie wysłał mnie na pewną śmierć i nawet nie usłyszałam głupiego
słowa przepraszam. Jedyne co było pocieszające, że obstawił mnie najlepszymi
ludźmi, bo w przeciwnym wypadku nie wiem czy w ogóle udało by mi się wrócić z
tej całej eskapady.
Gdy nie
odpowiedziałam, tylko obróciłam się na pięcie i skierowałam się do wyjścia,
chwycił mnie za rękę, spojrzałam.
- Kylie zaczekaj, nie
odpowiedziałaś.
- Myślę, że znasz
odpowiedź, a teraz wybacz, ale naprawdę jestem w kiepskiej formie.
- Odwieźć cię?
- Poradzę sobie.
Puścił moją rękę a ja
wyszłam z oddziału. Tak szczerze to miałam ochotę rozpłakać się jak bezradne
dziecko, coś mnie jednak powstrzymywało, chyba nie chciałam żeby ktokolwiek
widział że mogę być słaba. Gdy wsiadłam do samochodu nie miałam pojęcia dokąd
pojechać, jakoś przeszła mi ochota na oglądanie znajomym twarzy. Właściwie,
dlaczego ja się oszukiwałam? Tylko jedną twarz chciałam oglądać, tyle, że ona nie
miała ochoty oglądać mnie. A może jednak miał? Wsparłam głowę na kierownicy i w
tym samym momencie ktoś otworzył drzwi od mojej strony, jakbym oprzytomniała,
koło samochodu kucał Rolly, wystawił do mnie rękę.
- Przesiądź się
,poprowadzę.
Rzeczywiście nie nadawałam
się do prowadzenia samochodu. Przesunęłam się po fotelach i znalazłam się po
stronie pasażera. Wsiadł do środka i odpalił silnik, ubrał okulary słoneczne
chyba po to by nie zdradzały go oczy.
- Chcesz jechać do
domu?
- Nie.
Odpowiedziałam stanowczo,
nie zapytał dokąd chcę się udać, najwyraźniej wiedział, że jest mi to
obojętnie, byle bym tylko mogła być blisko niego. Ruszył z parkingu, sięgnęłam
do torebki, byłam już pod takim wpływem środków przeciwbólowych, że aż mnie
mdliło. Mimo to sięgnęłam po fiolkę i chciałam wyjąć kolejną tabletkę. Rolly
jedną ręką kierował a drugą wziął mi z ręki fiolkę, przeczytał nazwę leku, po
czym wyrzucił ją za okno.
- Nie tego Ci
potrzeba.
Wyprowadził mnie z
równowagi, ekspert się znalazł i to taki co wiedział czego potrzebuję, czyżby
planował mnie na rozruszanie wywieźć na kolejną misję?
- Są mi potrzebne.
- Nie oszukuj się.
Powoli jego arogancja
mieszała się z bezczelnością. Pomyślałam, że najrozsądniej będzie to po prostu
przemilczeć, w innym przypadku mogę nie wytrzymać traktowania mnie jak małej,
nieporadnej dziewczynki. Niestety przy nim zawsze się tak czułam. Onieśmielał
mnie swoją odwagą, sposobem bycia i chwilami romantyzmem. Wybuchowa mieszanka,
ale jakże ujmująca. Gdy samochód po jakiś dwóch godzinach wjechał na trasę w stronę wzgórza, wiedziałam już
gdzie jestem. Ale co nagle się stało, że postanowił rzucić wszystko i
przyjechać ze mną tutaj? A może po prostu zamierzał mnie zostawić w formie
rekompensaty i potem wrócić z powrotem do swoich obowiązków? Podjechał pod dom,
wysiadł z samochodu i otworzył mi moje drzwi, wysiadłam. Podszedł do bagażnika
i wyjął z niego nie co innego tylko moją podróżną firmową torbę z napisem CBC.
Widząc moje zaskoczenie od razu poczuł się w obowiązku wyjaśnienia mi tego:
- Nie obawiaj się, nie
włamałem się do ciebie.
Uśmiechnęłam się i od
razu pomyślałam o mojej wspaniałej przyjaciółce, która uwielbiała knuć nie
szkodzące nikomu drobne intrygi.
- Vicky?
Kiwnął głową i
uśmiechnął się, po raz pierwszy od wielu długich tygodni. Pomyślałam, że to już
jakiś postęp, a może to miejsce tak na niego wpływało? Potrafił zmienić się
nagle w zupełnie innego człowieka, tego, za którym tak błagalnie czekałam.
Dom otoczony był
wielkimi drzewami, które tworzyły alejkę wiodącą prosto do morza. Był to jednak
obiekt niedostępny dla przejezdnych, tylko miejscowi mieszkańcy mogli korzystać
z tych udogodnień, gdyż niejako każdy określony
na kilometry odcinek plaży był przypisany pod konkretny dom. Tych domów
było naprawdę zaledwie kilka, ale tym sposobem można było swobodnie nacieszyć
się prywatnością, ponieważ domy położone były od siebie w takiej odległości iż
bez lornetki nie było się w stanie zauważyć sąsiada. Rzeczywiście było to
wymarzone miejsce na wypoczynek, nie dziwiłam się, że Rolly uważał to za swój
azyl.
Gdy weszliśmy do
środka, wnętrze nie wyglądało tak samo jak poprzednio. Być może powodem była
inna pora dnia. Teraz wszystko było przepełnione światłem słonecznym, które
wpadało przez wielkie okna rozmieszczone naokoło. Wyglądało to tak jakby swoją
czujność uspokajał wszechstronnym widokiem.
Usiadłam na kanapie i
poczułam, że opadłam całkowicie z sił. Rana dawała się we znaki, ale nie
chciałam już zrzędzić i psuć chwilowej harmonii między nami. Rolly zniknął w
kuchni a po chwili wrócił z jakimś
olejkiem, jego zapach przyprawił mnie o mdłości. Wykrzywiłam się, ale on ani
drgnął, otworzył butelkę do końca i bezceremonialnie podniósł mi bluzkę wyżej
niż należało to zrobić, odkleił wielki plaster, nie było to niestety przyjemne.
- Zaraz, chyba nie zamierzasz oblać mnie tym
świństwem?
- Zaufaj mi, przez
moment będzie bardzo piec, ale po paru krótkich minutach zapomnisz o
jakimkolwiek bólu.
Zaufać mu? Jakoś z
trudem mi to przychodziło, nalał tą miksturę na wielką gazę i wykorzystując
moment mojej nieuwagi przyłożył mi ją do rany. Tym razem nie wytrzymałam i
zawyłam z bólu, czułam jakby ktoś wypalał mi dziurę w ciele. Jedną ręką chwycił
szybko moje dłonie, odstawił butelkę, po czym drugą złapał moją głowę i mocno przycisnął do swojej
klatki piersiowej tak, że czułam jego miarowe bicie serca. Uspokajał mnie
gładząc ręką po włosach a gdy wreszcie skończyłam się szarpać, puścił moje
dłonie i drugą ręką objął mnie. Po ciele przeleciały mi ciepłe prądy. Obejmował
mnie z wyczuciem a jednak tak zdecydowanie, że gdybym chciała wymknąć mu się
mimo woli by zmyć z siebie to świństwo, to na pewno nie dałabym rady. Wreszcie
się poddałam. Miał rację, przestało boleć, teraz w miejscu rany poczułam
przyjazny chłód. Nie poruszyłam się, czułam jego oddech w swoich włosach i za
nic w świecie nie chciałam aby mnie puścił. Ale nic z tego, dokładnie wiedział
po jakim czasie ból ustąpi i w dosłownie tej samej prawie minucie poczułam, że
wyzwala swój uścisk. Nasze twarze prawie się stykały.
- Wybaczysz mi?
Wybaczę? Ale co? Ranę
po kuli czy to, że unikał mnie jak ognia?
- Nie powinienem cię
tam wysyłać samej, uważałem, że sobie poradzisz.
- Poradziłam sobie.
Kiwnął głową.
- To prawda, ale i tak
jestem ci winny przeprosiny, to nie musiało się tak skończyć.
- Czy kiedyś
przestaniesz przede mną uciekać?
Byłam poważna, ale on
uśmiechnął się, przymknął oczy ale po sekundzie otworzył je znowu.
- Uwierz mi, że
unikanie cię nie jest wcale tak prostym zadaniem jakby ci się wydawało.
Zadanie? Czy miałam
rozumieć, że byłam dla niego tylko kolejnym zadaniem? Tak właśnie to
zabrzmiało, ale przecież uprzedzał, że kiedyś będę miała do niego żal, tyle, że
do niczego przecież nie doszło a jeśli ktoś wie, że ma odliczony czas, to po co
go marnować? Długo wpatrywał się we mnie jakby obserwował moją reakcję. Gdy
wplótł swoje palce w moje włosy, myślałam, że instynktownie za chwilę znowu
mnie odsunie, ale nie zrobił tego. Musnął delikatnie swoimi ustami moje, mój
oddech przyspieszył tempa, działo się ze mną coś niewyobrażalnie zaskakującego.
Moje ciało przeszył dreszcz silnych emocji, próbowałam je w sobie stłamsić,
gdyż obawiałam się kolejnego odrzucenia. Gdy jednak poczuł jak na niego
reaguję, zamiast odsunąć mnie od siebie jak to miał w zwyczaju, tym razem
przywarł do mnie mocniej, pocałunki stawały się coraz bardziej łapczywe. Gdy
zniżył swoją głowę muskając wargami moją szyję, byłam absolutnie pewna, że za
moment dojdzie do czegoś więcej i nagle… przycisnął zdecydowanym ruchem swoją
głowę do moich piersi, po czym odsunął mnie o parę centymetrów.
- Powinnaś odpocząć.
Położył mnie niczym
dziecko do łóżka, po czym zaczął gładzić moje włosy jakby chciał mnie uśpić.
Rzeczywiście poczułam się znużona i oczy mimo woli zaczęły mi się zamykać.
Złożył mi jeszcze jeden delikatny pocałunek na ustach, po czym chyba
odpłynęłam. Z jednej strony byłam na niego zła, że wprowadził mnie w taki stan,
po czym brutalnie przestał, z drugiej jednak strony cieszyłam się, że pojawiło
się światełko, które sygnalizowało, że nie wszystko jeszcze stracone. Nie
wiedziałam ile dni jeszcze spędzę u niego i czy faktycznie z nim, ale po
sposobie jego zachowania wywnioskowałam, że coraz trudniej jest mu kontrolować
samego siebie. Dochodziły do niego żądze i pragnienia, które za wszelką cenę
pragnęłam wydobyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz