środa, 12 lutego 2014

Rozdział XXIV

XXIV

Kiedy Thorne wszedł do głównej kwatery tajnej jednostki CIA, czekał za nim już George Daniels. Z boku stał dowódca grup operacyjnych Rolly Assante, ale ten z reguły był mało wylewny. Thorne usiadł i spojrzał na Daniels’a, był podenerwowany i co chwilę zerkał na Rolly’ego, który w istocie był jego najlepszym przyjacielem.
- I jak?
Zapytał Daniels.
- Uważam, że nie jest gotowa.
Daniels uśmiechnął się.
- Czy ty przypadkiem nie próbujesz jej uchronić przed czymś?
- Mówię tak jak uważam.
- Myślę, że wiesz iż emocje nie są dobrym doradcą. Gdyby nie była gotowa, to chyba nie zrobiła by takiego spustoszenia w porcie, co? Wiem, że bardzo się zaangażowałeś w ten układ, ale od teraz sprawą pani Kylie S.Hopper zajmie się Rolly.
- Rolly dowodzi akcjami wysokiego ryzyka.
- O tuż to.
- Wiem, że posiada umiejętności, ale od policjanta do agenta, to daleka droga.
- Pani Hopper tak naprawdę nigdy nie była policjantem.
Przesunął po biurku teczkę w kierunku Thorne’a, ten otworzył ją:
- Pracowała dla nas?
- Tak, była najlepszą agentką jaką mieliśmy siedem lat temu. Po akcji w Libanie musiała wtopić się w otoczenie.
Thorne spojrzał na niego:
- Jest uśpionym agentem?
Daniels kiwnął głową.
- Dlaczego mi  nie powiedziałeś? Po co ta cała konspiracja?
- Ponieważ jest jeden mały kłopot – ona nie chce do nas wrócić. Stworzyła sobie namiastkę normalności wychodząc za mąż za Joe Hopper’a, trafiła jednak niefortunnie.
- Dlaczego pozwalała mu się tak traktować nie wiem do dzisiaj.
- Gdyby ustawiła go w pionie straciłaby przykrywkę.
- To jest chore.
- To jest nasza praca, wiem, że jesteś osobą oficjalną i nie zawsze się z tym zgadzasz, ale agenci operacyjni mają wpisane to w zawód i dobrze o tym wiesz.
Thorne pokręcił głową.
- Rolly zajmie się Kylie, ja wrócę do oficjalnej pozycji a pan?
- Wolałbym widzieć się z nią jak najrzadziej – nienawidzi mnie, jeszcze jedno, kiedy już zrekrutujesz jej oddział, możesz ze szkoleń wykluczyć Brad’a, pracował kiedyś dla CIA, wczoraj dostałem jego akta.
Thorne kiwnął głową, po czym razem z Rolly’m wyszli. Idąc korytarzem rozmawiali:
- To standardowa procedura.
- Wezmą ją z zaskoczenia.
- Zostaw to, ona jest naprawdę dobra.
- Skąd możesz wiedzieć? Nie znasz jej.
-Wyciągnąłem ją z Libanu, każda inna na jej miejscu już by umarła, była torturowana, głodzona i gwałcona przez bite pół roku, nigdy nie zdradziła dla kogo pracuje chociaż została tam wysłana już po ośmiu miesiącach szkolenia.
- Obiecaj mi, że nie dasz jej skrzywdzić, jestem jej to winien.
Rolly kiwnął głową:
- Obiecuję.
Poszedł a Thorne zamyślił się.
Nie wiem co tak naprawdę nim kierowało – troska? A może wyrzuty sumienia?
Całe życie mogę powiedzieć – byłam kochana. To dawało mi nieprzejednaną moc. Pomagało mi to iść do przodu w najtrudniejszych wydawałoby się momentach. Jedni mnie podziwiali, inni nienawidzili. Właśnie dlatego zawsze wolałam swoje stare utarte ścieżki. Nawiązywanie nowych znajomości,  pociągało w moim mniemaniu za sobą pewne ryzyko.
Odkąd dowiedziałam się, że jestem zdrowa, cały czas nie mogłam wyrzucić ze swojej głowy myśli, że wydarzy się wkrótce w moim życiu coś dobrego, coś co mnie odmieni.
Kontynuowałam moje poranne biegi, udało mi się też nieco ograniczyć kawę i papierosy, zatem wszystko chyba zmierzało ku lepszemu, a już na pewno moje samopoczucie.
Ostatnimi czasy znowu powróciło do mnie to dziwne odczucie, że wszyscy coś przede mną ukrywają. Ale tym razem było ono zdecydowanie silniejsze. Thorne jak tylko mógł odwracał wzrok na mój widok, nawet Kim jakoś dziwnie nabrała dystansu. Od kiedy przenieśliśmy się do nowego budynku, bo stary poszedł pod rozbiórkę, miałam wrażenie, że moi współpracownicy też gdzieś się zawieruszyli. Co za tajemnicę przede mną chowali? Wkrótce miałam się dowiedzieć.  Tego dnia Brad jakoś dziwnie się zachowywał, coś wyraźnie go męczyło, długo wpatrywał się we mnie w milczeniu, nie reagowałam, ale w końcu do mnie podszedł:
 - Będziesz pod wieczór w domu?
Spojrzałam badawczo.
- Skąd to pytanie?
Patrzył na mnie tak nerwowo, że gdyby mógł, to chyba od razu by uciekł.
- A nic, tak z ciekawości pytam.
Z ciekawości powiadał, to bardzo dziwne, bo nigdy nie był ciekawski, ale właśnie to mnie zastanowiło. Było dla mnie jasne, że przed czymś mnie ostrzega, ale przed czym? Czego miałam się bać? Co miało się wydarzyć tego wieczora? Bo coś na pewno. Z błędnymi oczami poszedł z powrotem do swojego biurka, zamyśliłam się i odprowadziłam go wzrokiem kiedy wychodził z oddziału. Moje oczy spotkały się z Thorne’a, który ukradkiem na mnie spoglądał. Nikt nie był rozmowny. Dlaczego? Nie zastanawiając się dłużej nad odpowiedzią, trzasnęłam szufladą od biurka , nabiłam pistolet i schowałam za pasek. Wstałam i skierowałam się do wyjścia. Wyszłam z budynku oddziału, ale gdzie miałam pójść, gdzie uciec, czy w ogóle miałam powody, żeby uciekać? Na parkingu oprócz naszych samochodów  zauważyłam jakieś nieznane czarne limuzyny z kuloodpornymi szybami. Chwyciłam za klamkę swojego samochodu. Długo zastanawiałam się czy ja nacisnąć, ale w końcu doszłam do wniosku, że gdyby chcieli tak po prostu mnie zabić, to chyba prędzej zrobiliby to w środku. Mogłam się mylić, już w końcu raz źle oceniłam sytuację, kosztowało mnie to wiele. Ale teraz czułam się nad wyraz silna, wiedziałam, że ktoś mnie obserwuje, nie jedna osoba, lecz wiele. Ubrałam okulary słoneczne i zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi zaciskając zęby. Samochód nie wyleciał w powietrze, to chyba był dobry znak. Wsiadłam do środka, rozejrzałam się, ale nie wyglądał jakby ktoś przy nim majstrował. Najgorsze zadanie jednak dopiero było przede mną. Należało odpalić silnik. Dawno tego nie robiłam, ale przeżegnałam się, a następnie odpaliłam silnik. Czułam, że ten dzień będzie długi. Coś w środku nakazywało mi pogodzić się ze sobą i tą częścią mnie, która stworzona była do czegoś innego niż tylko do kochania i czucia. To była ta gorsza część mnie: chłodna i wyrachowana, która długo nie dochodziła do głosu, bardzo długo, aż do dzisiaj. Potrzebowałam pojednania. Odjechałam z parkingu i podjechałam pod wielki kościół do którego co niedzielę chodziła moja matka. Ktoś mnie śledził, byłam tego pewna.
Kościół o tej godzinie był pusty. Usiadłam w ławce, w której często siadałyśmy z mamą. Była bardzo wierząca. Ale nie potępiałam jej za to, trzeba wierzyć. Nawet jeśli nie każdy odnajduje to ukojenie w rozmowie z Bogiem, to wierzyć w cokolwiek, co sprawi, że poczujemy się silni wobec życia. Chciałam spróbować, w tej jednej chwili miałam wrażenie, że tego właśnie potrzebuje moja dusza, bez względu na to, co miało nastąpić, po moim wyjściu stamtąd.
Spędziłam dwie godziny w kościelnej ławce, ta cisza dała mi poczucie wewnętrznego spokoju, było mi tak dobrze. Prosiłam Boga o to by nic nie zmąciło spokoju. W końcu jednak zainteresował się mną ksiądz. Pewnie siedząc tak bez ruchu wyglądałam dziwnie, ale on usiadł i od razu zapytał;
- Czy chcesz się wyspowiadać moje dziecko?
Ocknęłam się jakby ze snu, uśmiechnęłam się szyderczo, ale nie do niego, do samej siebie.
- Po co spowiedź proszę księdza, skoro i tak nie będzie skruchy?
Teraz to on uśmiechnął się do mnie.
- Ludzie przychodzą tu do pustego kościoła tylko wówczas gdy pobłądzą, albo nie wiedzą co dalej ze swoim życiem zrobić.
Czułam, że mój spokój się skończył. Nie chciałam być nie miła, Ksiądz miał pewnie i dobre intencje, ale skąd mógł wiedzieć cokolwiek o mnie i moim życiu?
- Czy ksiądz w ogóle wie kim ja jestem?
Spojrzałam mu gniewnie w oczy.
- Wiem.
Tego się nie spodziewałam, czy ten ksiądz też był w jakiejś zmowie z moimi wrogami?
- Dobrze, że chociaż ksiądz wie, bo już nie.
Westchnęłam, po czym wstałam.
- Dziękuję, że ksiądz poświęcił mi swój czas.
Już miałam odejść gdy kiwnął głową.
- Kylie, zawsze mnie tu znajdziesz moje dziecko.

Uśmiechnęłam się do siebie i do niego, tym razem szczerze. Nie kłamał, naprawdę wiedział kim byłam, skinęłam głową, po czym wyszłam z Kościoła. Tym razem gotowa byłam zmierzyć się ze wszystkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz