sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XXIII

XXIII

Kiedy wyruszamy na akcje i wymierzamy komuś sprawiedliwość, nie zastanawiamy się nad wartością ludzkiego życia. Gdy jednak sami stoimy twarzą w twarz ze śmiercią, lub los kogoś nam bliskiego powierzamy w ręce lekarzy, zaczynamy odczuwać coś na kształt niemocy. Ta bezsilność otaczająca nas zewsząd potrafi nie raz doprowadzić do obłędu. Najgorsze w tym wszystkim jest czekanie, czekanie jak na wyrok. Minuty wloką się niemiłosiernie a zegar nie chce przyspieszyć tempa.
Poszanowanie ludzkiego życia w naszym mniemaniu niestety miało dwojakie znaczenie, zabijaliśmy bo do tego nas szkolono, ale nie godziliśmy się z zabijaniem nas.
Spędziłam na sali operacyjnej ponad cztery godziny, Mark wyszedł po prostu mokry. Kolejne godziny miały być decydujące, a ja choć byłam nieprzytomna, zdawało mi się, że widzę twarze wszystkich bliskich mi osób.
Z ust wystawała mi rurka, byłam podłączona do aparatury a Mark bał się nawet przewieźć mnie na inną salę. Wyszedł z sali i spojrzał  na Thorne’a, który stał z Penny, pokiwał głową na nie:
- Nie liczcie na cud.
Kim poleciały łzy i uwiesiła się na Ginie, który sam ledwo trzymał się na nogach.
- Chciałbym powiedzieć coś innego, ale…, cholera, jeszcze w takim stanie nigdy jej tu nie przywieziono, nie ma już dwudziestu lat, bo wtedy rany goiły się na niej jak na psie, dzisiaj możemy jedynie czekać i liczyć na cud.
Wtedy do szpitala wbiegł mój ojciec z Jen, spojrzał na Mark’a, po czym na Penny.
- Co z nią?
- Jest bardzo źle.
Thorne odpowiedział, choć przychodziło mu to z wielkim trudem. Ojciec spojrzał karcąco na Penny:
- Na litość boską, co ty w ogóle robiłaś  w takim miejscu?
Penny nie odpowiedziała, tylko rozpłakała się jeszcze głośniej. Ojciec ponownie spojrzał na Mark’a:
- Mark, nie oszukuj mnie, powiedz mi prawdę, czy ona może tego nie przeżyć?
- Musimy liczyć się z najgorszym, w tej chwili jest w śpiączce i chciałbym móc powiedzieć, że się obudzi, ale nie wiem tego.
Vincent usiadł i nagle z potężnego biznesmana wyłoniło się jakby małe dziecko, przysiadł na ławce i spojrzał na Jen, która też miała szklane oczy i zapewne wyrzuty sumienia po tym jak mnie przywitała po latach.
- Dopiero co odzyskałem córkę, nie mogę jej znowu stracić, nie przeżyłbym tego.
Mark spojrzał na duży zegar w korytarzu.
- Ja wracam na salę a wy wracajcie do domu, nie ma sensu żebyście tu wszyscy siedzieli, jeśli coś się zmieni poinformuję was.
Mark odszedł a Thorne spojrzał na wszystkich:
- Mark ma rację, wracajcie do domu, ja posiedzę i będę was na bieżąco informował jeśli coś się zmieni.
Do szpitala szybkim krokiem wszedł Michael, spojrzał na Thorne’a.
- A ty skąd się tu wziąłeś?
- Całe miasto aż huczy, że Kylie Hopper postrzelono i prawdopodobnie nie przeżyje. To prawda?
- Tak.
Rolly, który do tej pory nie odzywał się tylko stał z boku, spojrzał na Michael’a. Do tej pory nie miał możliwości zobaczenia swojego syna z takiej odległości.
- Zabierz siostrę i dziadków do domu, jak się coś zmieni – zadzwonię.
- Jasne.
Kiwnął głową. Michael był bardzo dojrzały, do tej pory może nie przejawiał tego, ale w sytuacjach kryzysowych wykazywał się olbrzymim potencjałem i mądrością, której tak często brakowało u Penny. Ona raczej działała pod wpływem impulsu a Michael nigdy nie podejmował decyzji pod wpływem emocji.
Podszedł do dziadka i Jen, po czym pochwycił Penny, cała czwórka wyszła ze szpitala.
Thorne usiadł schował głowę w dłoniach i przesiedział tak dobre dwie godziny bez żadnych wieści. W końcu przyszedł Mark i usiadł koło niego:
- Rolly poszedł?
- Tak, pojechał na oddział sprawdzić tych ludzi, ktoś musi pracować, coś się zmieniło?
- Nie, powinieneś odpocząć.
- Jak tu odpoczywać. Może pójdę po kawę, przynieść ci też?
- Czemu nie.
Thorne podniósł się, ale jakoś po sekundzie usiadł z powrotem.
- Thorne, co jest?
- Nic, chyba za długo pochylałem głowę.
Mark spojrzał na Thorne’a, któremu poleciała z nosa krew.
- Wiesz co? Siedź, ja pójdę po tą kawę, poproszę pielęgniarkę żeby przyniosła ci gazy.
Mark poszedł a Thorne kiwnął głową i przetarł krew pod nosem.
W tym czasie mimo tego,że był środek nocy na oddziale wszyscy pochłonięci byli pracą.
Rolly podszedł do Colina i spojrzał z niewyraźną miną.
- Co jest?
- Sprawdziłem te zdjęcia z telefonu Samanty.
- Kylie miała rację?
- Obawiam się, że tak.
Rolly wziął komórkę i zadzwonił do Thorne’a:
- Co jest?
- Nasze obawy się potwierdziły.
Odpowiedział Rolly.
- Co mam robić?
- Znajdź ją, ja dojadę jak tylko Jesse mnie zmieni, przyślij ją jak najszybciej.
- Zrozumiałem.
Rolly rozłączył się i podszedł do Jesse:
- Jedź do szpitala zmienić Thorne’a i nie ruszaj się stamtąd dopóki ktoś nie przyjedzie, wiadomość o postrzale rozniosła się w minucie, mogą próbować dostać się do niej właśnie tam, weź kilku ludzi.
- Jasne.
Jesse ruszyła w stronę rozsuwanych drzwi a w ślad za nią poszli Red, Pit, Mac, Sam, Bill i kilku innych agentów, drzwi się zamknęły a Cole podszedł do Rolly’ego:
- Przywieź ją tu, Colin namierz ją, macie ją znaleźć choćby była pod ziemią.
Colin nerwowo zaczął stukać coś na klawiaturze, po plazmowym ekranie przebiegały obrazy ze współrzędnymi z satelity, w końcu krzyżyk podświetlił się na czerwono:
- Mam ją.
Rolly spojrzał na Cole’a.
- Ruszajcie, kurczy nam się czas.
Cole kiwnął na kilku ludzi, po czym zniknął za rozsuwanymi drzwiami, przez które wcześniej przeszła Jesse.
Po jakiś trzydziestu minutach Cole był z powrotem na oddziale, tym razem stał tuż obok Rolly’ego w pokoju przesłuchań, do którego po chwili wszedł również Thorne z jakąś teczką, po przeciwnej stronie pokoju nerwowo chodziła Sue, gdy Thorne wszedł zaczęła wykrzykiwać:
- Za daleko się posuwacie! Czujecie się bezkarni?!
Thorne popchnął ją na krzesła znajdujące się nieopodal niej.
- Siadaj i zamknij się.
Rzucił jej na kolana zdjęcia powiększone z komórki Samanty:
- Co masz wspólnego z tymi ludźmi?
- A co ci do tego?! Nie zamierzam się przed nikim opowiadać, spotykam się z kim mam ochotę i bynajmniej nie jest to twoja sprawa drogi szwagrze.
Uśmiechnęła się, ale jej uśmiech był przepełniony sarkazmem, doskonale wiedziała dlaczego Thorne zadawał jej takie pytania, ale była tak przepełniona nienawiścią do mnie, że logiczne myślenie zasłonięte było u niej głupotą.
- Twoja siostra walczy o życie a ty układasz się na boku z terrorystyczną grupą próbując za wszelką cenę się jej pozbyć? Czy ty masz pojęcie co to za ludzie? Wiesz, że kiedy dostaną to czego chcą to i ty stracisz swoje  życie?
- Po tym wszystkim co zrobiła, zapłacę każdą cenę aby wreszcie zdechła!! Rozumiesz?! Żałuję jedynie, że w klubie nie strzelali celniej!
Thorne już miał wychodzić, kiedy obrócił się do niej przodem zaskoczony:
- Nie wspomniałem nic o klubie ani jak doszło do postrzału.
Sue zmieszała się.
- Obiło mi się o uszy na mieście, wszyscy o tym mówią.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś.
Spojrzał na Rolly’ego:
- Możecie z nią zrobić co chcecie, byle byście tylko wydobyli z niej wszystko co wie.

Wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi, kiedy je zamknął po chwili usłyszał krzyk Sue Ellen, tym razem jednak zachował chłodny dystans co do jej osoby, dalej nie mogąc uwierzyć w to co usłyszał o jej okrucieństwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz