XXIII
Kiedy wyruszamy na
akcje i wymierzamy komuś sprawiedliwość, nie zastanawiamy się nad wartością
ludzkiego życia. Gdy jednak sami stoimy twarzą w twarz ze śmiercią, lub los kogoś
nam bliskiego powierzamy w ręce lekarzy, zaczynamy odczuwać coś na kształt
niemocy. Ta bezsilność otaczająca nas zewsząd potrafi nie raz doprowadzić do
obłędu. Najgorsze w tym wszystkim jest czekanie, czekanie jak na wyrok. Minuty
wloką się niemiłosiernie a zegar nie chce przyspieszyć tempa.
Poszanowanie ludzkiego
życia w naszym mniemaniu niestety miało dwojakie znaczenie, zabijaliśmy bo do
tego nas szkolono, ale nie godziliśmy się z zabijaniem nas.
Spędziłam na sali
operacyjnej ponad cztery godziny, Mark wyszedł po prostu mokry. Kolejne godziny
miały być decydujące, a ja choć byłam nieprzytomna, zdawało mi się, że widzę
twarze wszystkich bliskich mi osób.
Z ust wystawała mi
rurka, byłam podłączona do aparatury a Mark bał się nawet przewieźć mnie na inną
salę. Wyszedł z sali i spojrzał na
Thorne’a, który stał z Penny, pokiwał głową na nie:
- Nie liczcie na cud.
Kim poleciały łzy i
uwiesiła się na Ginie, który sam ledwo trzymał się na nogach.
- Chciałbym powiedzieć
coś innego, ale…, cholera, jeszcze w takim stanie nigdy jej tu nie
przywieziono, nie ma już dwudziestu lat, bo wtedy rany goiły się na niej jak na
psie, dzisiaj możemy jedynie czekać i liczyć na cud.
Wtedy do szpitala
wbiegł mój ojciec z Jen, spojrzał na Mark’a, po czym na Penny.
- Co z nią?
- Jest bardzo źle.
Thorne odpowiedział,
choć przychodziło mu to z wielkim trudem. Ojciec spojrzał karcąco na Penny:
- Na litość boską, co
ty w ogóle robiłaś w takim miejscu?
Penny nie
odpowiedziała, tylko rozpłakała się jeszcze głośniej. Ojciec ponownie spojrzał
na Mark’a:
- Mark, nie oszukuj
mnie, powiedz mi prawdę, czy ona może tego nie przeżyć?
- Musimy liczyć się z
najgorszym, w tej chwili jest w śpiączce i chciałbym móc powiedzieć, że się
obudzi, ale nie wiem tego.
Vincent usiadł i nagle
z potężnego biznesmana wyłoniło się jakby małe dziecko, przysiadł na ławce i
spojrzał na Jen, która też miała szklane oczy i zapewne wyrzuty sumienia po tym
jak mnie przywitała po latach.
- Dopiero co
odzyskałem córkę, nie mogę jej znowu stracić, nie przeżyłbym tego.
Mark spojrzał na duży
zegar w korytarzu.
- Ja wracam na salę a
wy wracajcie do domu, nie ma sensu żebyście tu wszyscy siedzieli, jeśli coś się
zmieni poinformuję was.
Mark odszedł a Thorne
spojrzał na wszystkich:
- Mark ma rację,
wracajcie do domu, ja posiedzę i będę was na bieżąco informował jeśli coś się
zmieni.
Do szpitala szybkim
krokiem wszedł Michael, spojrzał na Thorne’a.
- A ty skąd się tu
wziąłeś?
- Całe miasto aż
huczy, że Kylie Hopper postrzelono i prawdopodobnie nie przeżyje. To prawda?
- Tak.
Rolly, który do tej
pory nie odzywał się tylko stał z boku, spojrzał na Michael’a. Do tej pory nie
miał możliwości zobaczenia swojego syna z takiej odległości.
- Zabierz siostrę i
dziadków do domu, jak się coś zmieni – zadzwonię.
- Jasne.
Kiwnął głową. Michael
był bardzo dojrzały, do tej pory może nie przejawiał tego, ale w sytuacjach
kryzysowych wykazywał się olbrzymim potencjałem i mądrością, której tak często
brakowało u Penny. Ona raczej działała pod wpływem impulsu a Michael nigdy nie
podejmował decyzji pod wpływem emocji.
Podszedł do dziadka i
Jen, po czym pochwycił Penny, cała czwórka wyszła ze szpitala.
Thorne usiadł schował
głowę w dłoniach i przesiedział tak dobre dwie godziny bez żadnych wieści. W
końcu przyszedł Mark i usiadł koło niego:
- Rolly poszedł?
- Tak, pojechał na
oddział sprawdzić tych ludzi, ktoś musi pracować, coś się zmieniło?
- Nie, powinieneś
odpocząć.
- Jak tu odpoczywać.
Może pójdę po kawę, przynieść ci też?
- Czemu nie.
Thorne podniósł się,
ale jakoś po sekundzie usiadł z powrotem.
- Thorne, co jest?
- Nic, chyba za długo
pochylałem głowę.
Mark spojrzał na
Thorne’a, któremu poleciała z nosa krew.
- Wiesz co? Siedź, ja
pójdę po tą kawę, poproszę pielęgniarkę żeby przyniosła ci gazy.
Mark poszedł a Thorne
kiwnął głową i przetarł krew pod nosem.
W tym czasie mimo
tego,że był środek nocy na oddziale wszyscy pochłonięci byli pracą.
Rolly podszedł do
Colina i spojrzał z niewyraźną miną.
- Co jest?
- Sprawdziłem te
zdjęcia z telefonu Samanty.
- Kylie miała rację?
- Obawiam się, że tak.
Rolly wziął komórkę i
zadzwonił do Thorne’a:
- Co jest?
- Nasze obawy się
potwierdziły.
Odpowiedział Rolly.
- Co mam robić?
- Znajdź ją, ja dojadę
jak tylko Jesse mnie zmieni, przyślij ją jak najszybciej.
- Zrozumiałem.
Rolly rozłączył się i
podszedł do Jesse:
- Jedź do szpitala
zmienić Thorne’a i nie ruszaj się stamtąd dopóki ktoś nie przyjedzie, wiadomość
o postrzale rozniosła się w minucie, mogą próbować dostać się do niej właśnie
tam, weź kilku ludzi.
- Jasne.
Jesse ruszyła w stronę
rozsuwanych drzwi a w ślad za nią poszli Red, Pit, Mac, Sam, Bill i kilku
innych agentów, drzwi się zamknęły a Cole podszedł do Rolly’ego:
- Przywieź ją tu,
Colin namierz ją, macie ją znaleźć choćby była pod ziemią.
Colin nerwowo zaczął
stukać coś na klawiaturze, po plazmowym ekranie przebiegały obrazy ze
współrzędnymi z satelity, w końcu krzyżyk podświetlił się na czerwono:
- Mam ją.
Rolly spojrzał na
Cole’a.
- Ruszajcie, kurczy
nam się czas.
Cole kiwnął na kilku
ludzi, po czym zniknął za rozsuwanymi drzwiami, przez które wcześniej przeszła
Jesse.
Po jakiś trzydziestu
minutach Cole był z powrotem na oddziale, tym razem stał tuż obok Rolly’ego w
pokoju przesłuchań, do którego po chwili wszedł również Thorne z jakąś teczką,
po przeciwnej stronie pokoju nerwowo chodziła Sue, gdy Thorne wszedł zaczęła
wykrzykiwać:
- Za daleko się
posuwacie! Czujecie się bezkarni?!
Thorne popchnął ją na
krzesła znajdujące się nieopodal niej.
- Siadaj i zamknij
się.
Rzucił jej na kolana
zdjęcia powiększone z komórki Samanty:
- Co masz wspólnego z
tymi ludźmi?
- A co ci do tego?!
Nie zamierzam się przed nikim opowiadać, spotykam się z kim mam ochotę i
bynajmniej nie jest to twoja sprawa drogi szwagrze.
Uśmiechnęła się, ale
jej uśmiech był przepełniony sarkazmem, doskonale wiedziała dlaczego Thorne
zadawał jej takie pytania, ale była tak przepełniona nienawiścią do mnie, że
logiczne myślenie zasłonięte było u niej głupotą.
- Twoja siostra walczy
o życie a ty układasz się na boku z terrorystyczną grupą próbując za wszelką
cenę się jej pozbyć? Czy ty masz pojęcie co to za ludzie? Wiesz, że kiedy
dostaną to czego chcą to i ty stracisz swoje
życie?
- Po tym wszystkim co
zrobiła, zapłacę każdą cenę aby wreszcie zdechła!! Rozumiesz?! Żałuję jedynie,
że w klubie nie strzelali celniej!
Thorne już miał
wychodzić, kiedy obrócił się do niej przodem zaskoczony:
- Nie wspomniałem nic
o klubie ani jak doszło do postrzału.
Sue zmieszała się.
- Obiło mi się o uszy
na mieście, wszyscy o tym mówią.
- Nie wierzę, że to
zrobiłaś.
Spojrzał na Rolly’ego:
- Możecie z nią zrobić
co chcecie, byle byście tylko wydobyli z niej wszystko co wie.
Wyszedł i zatrzasnął
za sobą drzwi, kiedy je zamknął po chwili usłyszał krzyk Sue Ellen, tym razem
jednak zachował chłodny dystans co do jej osoby, dalej nie mogąc uwierzyć w to
co usłyszał o jej okrucieństwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz