sobota, 15 lutego 2014

Rozdział XX

XX

Kiedy obudziłam się rano obok mnie nie było Rolly’ego, stał przy oknie a jego wzrok martwo wpatrywał się w dal. Był ubrany w czarny garnitur i pił kawę i to chyba właśnie jej zapach mnie obudził. Uniosłam się na łóżku, lecz nic nie powiedziałam, nie wiedziałam nawet co powinnam powiedzieć. Wiem, że mimo wszystko to co się stało, nie powinno mieć miejsca, oboje to wiedzieliśmy.
Obrócił wzrok i skierował go na mnie akurat w chwili gdy podnosiłam się z łóżka ubierając porannik. Sięgnęłam z szafki papierosy i zapaliłam, wyczuwałam jakieś napięcie, którego być może nie sposób było dostrzec gołym okiem. Stanęłam przy nim a on podał mi kubek kawy z którego dotychczas pił, to ta nasza telepatia, z której zawsze oboje się śmialiśmy. Nie zdążyłam jeszcze głośno powiedzieć czego w danej chwili potrzebuję, a już on wyprzedzał moje myśli dając mi to.
- Wiesz, że to nie ma prawa ujrzeć światła dziennego?
No i w jednej chwili  romantyzm prysnął niczym bańka mydlana. Poczułam się dotknięta, jak śmiał mówić coś takiego, po tym wszystkim co razem przeszliśmy?
- Nie bój się, nie jestem małą dziewczynką.
Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę schodów by iść na górę się ubrać.
Kiedy wróciłam po paru minutach stał przy schodach i spojrzał na mnie, wręczył mi dwa pistolety.
- Dobrze się czujesz?
- Coraz gorzej, bo ciągle mnie o to pytasz, przestań wreszcie i nie udawaj, że cię to obchodzi.
- Nie chcesz żebym cię traktował jak małą dziewczynkę to się tak nie zachowuj.
- Zejdź już ze mnie dobrze?
Otworzyłam z rozmachem drzwi, Rolly chciał coś powiedzieć ale nie zdążył. Poczułam czyjąś obecność niedaleko domku i odruchowo zaczęłam strzelać. Rolly wybiegł za mną i przytrzymał mi dłoń, po czym powiedział łagodnym tonem:
- Właśnie strzelasz do naszych agentów.
Opuściłam broń w nadziei, że nikomu nie zdążyłam zrobić krzywdy, kiedy ktoś wyszedł zza krzaków i zaczął strasznie przeklinać.
- Jasna cholera! Czemu zawsze mi się to zdarza?!
Zobaczyłam Cole’a, który utykał, sądząc po sposobie przemieszczania się – przestrzeliłam mu kostkę.
- Nie mogłeś mi powiedzieć?
Fuknęłam wściekła na Rolly’ego.
- Nie zdążyłem, bo od rana masz fochy.
Wściekłość chyba wybijała mi się wszystkimi możliwymi narządami jakie posiadałam.
Cole spojrzał na mnie:
- A wy to już chyba za długo ze sobą przebywacie co?
- Stanowczo.
Udałam się w stronę lasu, skąd dojrzałam kolejne znajome twarze – to był nasz oddział wsparcia składający się z naszych najlepszych agentów, no i ich przez przypadek postrzelonego dowódcę – Cole’a.
- Działasz na nią jak płachta na byka.
Rolly spojrzał na Cole’a jakby nie słyszał co ten wcześniej mówił, bo tak naprawdę, to dopóki nie zniknęłam w kniejach lasu, czułam jego wzrok na swoim ciele. W końcu zapytał Cole’a:
- Co z twoją nogą?
- Jest dobrze, ledwo mnie drasnęła.
- Co na miejscu?
- Ogólna panika, na górze się szarpią, Thorne chodzi jak na szpilkach.
-  Co z nim?
- Na razie ok., ale presja jest nie do wytrzymania.
- Musimy przejść do planu B.
- Jasne, a teraz zwijajmy się stąd.
Ruszyli w stronę wojskowych Black Hawke’ów, które zjawiły się tu z pełnym uzbrojeniem.
Gdy dotarliśmy na miejsce, na oddziale aż wrzało. Daniels wykrzykiwał coś nowym rekrutom, Thorne’a przez szybę jego gabinetu widziałam jak chodzi z słuchawką w uchu, był zdenerwowany, było to widać na kilometr. Do góry stała dziewczyna – Anne, której wcześniej nieumyślnie złamałam nogę, wyglądało to tak jakby czekała za Rolly’m, bo gdy tylko wszedł na oddział odruchowo ruszyła w jego kierunku. Obok przy dużym monitorze stał generał Herlow i kilku jakiś generałów, Colin pokazywał im jakieś mapy a ja?
Prawdę mówiąc nie byłam pewna, w którym kierunku ruszyć a kiedy zobaczyłam, że Rolly obejmuje ramieniem Anne, myślałam po prostu, że jeszcze moment i ogarnie mnie szał, zapaliłam kolejnego papierosa i wtedy podeszła do mnie Kim:
- Jak tam?
- Lepiej nie pytaj a co?
- Thorne chce cię natychmiast u siebie widzieć.
Westchnęłam, ale było mi już wszystko jedno czy dostanę kolejną reprymendę po tym jak upodlił mnie Rolly kilka minut wcześniej, nie mogło być już gorzej. Pewnym krokiem poszłam do gabinetu Thorne’a, spojrzał na mnie:
- Siadaj.
A gdzie „proszę” – pomyślałam, ale ostatnio kultury ciężko było się doszukać u kogokolwiek, usiadłam we fotelu naprzeciwko, ledwo jednak usiadłam zmienił swój protekcjonalny ton na nieco cieplejszy.
- Wszystko w porządku?
- Dlaczego pytasz?
- Rolly wspomniał, że nie czułaś się najlepiej.
Donosiciel, chyba naprawdę nie miał nic lepszego do roboty, tylko ingerować w nie swoje sprawy.
- Niech pilnuje swojego nosa, albo zajmie się Anne, ja jestem już duża i zapewniam cię, że sobie poradzę.
- Skąd ta wrogość?
- A spodziewałeś się jakiś cieplejszych relacji wysyłając nas razem na akcję?
- Miałem nadzieję, że wyjaśnicie sobie pewne sprawy.
- Zatem muszę cię rozczarować, bo  twój doskonały agent działa na mnie niczym pijawka wysysająca ze mnie całą pozytywną energię, więc wybacz ale masz do mnie coś konkretnego? Jestem zmęczona.
Długo patrzył na mnie jakby nie mogąc się przemóc, w końcu jednak przemówił:
- Mogę przyjechać wieczorem na wino?
A to dopiero niespodzianka, czy miałam uwierzyć, że zatęsknił za mną? Zdawało mi się do tej pory, że jakoś ostatnimi czasy robił wszystko żeby wymazać mnie ze swojego życia a tu nagle taka propozycja. Chwilę się wahałam, ale w końcu uznałam, że nie mam już nic do stracenia a moje życie i tak będzie przypominało już zawsze odwieczny chaos niezależnie od tego co jeszcze zrobię.
- Będę w domu.
Kiwnęłam głową i wyszłam, w drzwiach minęłam się z Rollym, spiorunowałam go wzrokiem. Rolly zamknął drzwi za sobą i usiadł we fotelu, w którym wcześniej ja siedziałam:
- I co?
- Zobaczymy, ma do mnie żal, trudno się dziwić, ale nie myślałem, że aż taki, gdyby mogła utopiła by mnie w łyżce wody.
- Przyjdzie czas, to zrozumie.
- Powiedziałeś jej?
- Nie.
- Nie możesz tego ciągnąć w nieskończoność możesz nie mieć tyle czasu, poza tym okłamywanie jej przychodzi nawet mi z coraz większym trudem, gdybyś widział ten jej wzrok…
- Wiem, trudno ją oszukać, ale daj mi jeszcze te parę normalnych chwil.
Rolly kiwnął głową i wstał:
- W porządku, ale igrasz z ogniem, nie zapominaj, że to matka twoich dzieci.
- Ty też o tym nie zapomnij.

Spojrzeli na siebie porozumiewawczo, Rolly wyszedł a Thorne spojrzał przez szklaną szybę, z której widok rozciągał się na cały oddział , ja akurat z niego wychodziłam, kiedy obróciłam się i mój wzrok mimo woli uciekł w jego stronę. Uśmiechnął się do mnie delikatnie a ja do niego, po czym wolnym krokiem opuściłam wielką salę agencji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz