piątek, 14 lutego 2014

Rozdział XV


XV

Szkolenie treningowe miało trwać jeszcze dwa tygodnie a ciągu moich nieszczęść nie było końca.
Kiedy Thorne wrócił zdawał się być jakiś nieobecny, wydawało mi się, że coś przede mną ukrywa, ale gdy pytałam mówił, że wszystko jest w porządku. Nie próbowałam dociekać prawdy bo i tak wiedziałam, że ta w końcu wyjdzie na jaw.
Rolly przechodząc przez oddział mijał mnie jak obcą osobę, nie rozmawialiśmy. Jedynie w czasie akcji, lecz to było nieuniknione i bardzo formalne.
O dzieciach nie miałam żadnych informacji, bo ilekroć pytałam ojca albo Thorne’a , nabierali wody w usta. Ciężko mi było poradzić sobie z tym wszystkim, miałam wrażenie, że tkwię w jakiejś matni, wszystko robiłam niczym automat, nie zastanawiając się ani przez moment co tak naprawdę robię. Swój szczyt osiągnęłam dopiero wówczas kiedy podczas jednego z treningu postawiono naprzeciwko mnie dziewczynę o imieniu Anne. Była to ta sama dziewczyna, która tak skutecznie zabiegała o względy Rolly’ego. Nasza walka na materacu nie trwała zbyt długo, przez pierwsze kilka minut dałam jej wycisk, ale była zawzięta. Kiedy, kolejny raz upadła na matę, dałam sobie spokój i kiedy już miałam odejść, obróciłam się tyłem a ona z rozpędu wskoczyła mi na plecy. Wydawało mi się, że naprawdę chce mnie udusić i właśnie wtedy bez większego namysłu zrzuciłam ją do przodu, obróciłam na brzuch głową do materacu i podciągnęłam jej rękę wyżej na tych plecach niż należało to zrobić. Ręka chrupnęła a Anne zaczęła krzyczeć z bólu. Puściłam ją i zeszłam z jej krzyża robiąc złowrogą minę. Wiedziałam ,że i tak nikt nie uwierzy w to, że nie było to działanie celowe, tylko zwykły odruch obronny. Rolly ukucnął przy niej od razu i spojrzał na mnie z tym swoim tępym wyrazem twarzy. Poczułam, że serce przyśpiesza rytm, Cole spojrzał na mnie badawczo, podeszłam do niego bliżej:
- Wyłącz mnie z tego szkolenia, zrób to zanim stanie się coś gorszego.
Ruszyłam w stronę wielkich drzwi znowu czułam jakbym szła w zwolnionym tempie, wszyscy mi się przypatrywali, łącznie z Daniels’em, który obserwował trening z góry przez olbrzymią szklaną szybę.
Przebierałam się w szatni niczego nieświadoma, tymczasem w domu mojej siostry Sue toczył się dramat – między nią a jej córką Samantą doszło do ostrej wymiany słów:
- Ciocia żyje? I wróciła? Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
- Dlaczego?! A jak myślisz do jasnej cholery?! Mało mi w życiu namieszała?!
Samanta pokiwała głową.
- O czym ty w ogóle mówisz? Upiłaś się i nie myślisz trzeźwo.
Sue uderzyła Samantę w twarz, Sam poleciały łzy.
- Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem? Co ty wiesz o moim życiu, tak mi się odpłacasz za to, że cię wychowałam?
- Nigdy mnie nie wychowywałaś, wychowywała mnie ciocia, bo ty byłaś tak zajęta sobą ,że nie miałaś dla mnie czasu, już zapomniałaś jak zostawiłaś mnie pod jej drzwiami i postanowiłaś układać swoje życie beze mnie? Nigdy cię nie było kiedy cię potrzebowałam.
Sam wzięła swoją młodzieżową torbę i skierowała się do wyjścia, Sue ruszyła w jej stronę.
- Gdzie ty się wybierasz? Nie powiem ci gdzie ona mieszka.
- Znajdę ją i bez twojej pomocy.
- Nie waż się, zabraniam ci się z nią widywać!
Chwilę jeszcze szarpały się przy drzwiach aż w końcu Sue z rozmachem odepchnęła Samantę od drzwi, głową uderzyła w ścianę i zaczęła osuwać się na podłogę aż w końcu całkiem straciła przytomność. Dopiero po chwili Sue spojrzała ,że Sam przestała się ruszać.
- Wstań z tej podłogi i przestań się wygłupiać, dosyć mam twoich cyrków.
Zaczęła ją szarpać za rękę, ale kiedy ta nie dawała żadnych znaków życia, Sue dopiero oprzytomniała.
- Jezus Maria, co ja zrobiłam, Samanta!!
Zaczęła krzyczeć, ręce trzęsły jej się jak nigdy, pobiegła po komórkę i wybrała telefon alarmowy.
Pogotowie przyjechało po paru minutach ale nie udało im się ocucić Sam.
Właśnie wychodziłam z oddziału, kiedy zadzwonił telefon, spojrzałam na wyświetlacz, to był Mark, odebrałam.
- No co tam Mark? Co się stało?
Torba wypadła mi z rąk, kiedy Mark powiedział mi o wszystkim.
- Zaraz będę, nie wpuszczaj jej tam pod żadnym pozorem, nawet jeśli miałbyś zatrzymać ją tam siłą.
Schowałam telefon i dosłownie wybiegłam z oddziału, Cole spojrzał na Thorne’a i Rolly’ego stojących z boku i kiwnął potakująco głową, wówczas Cole wyszedł zaraz za mną.
Wbiegłam na oddział wewnętrzny wprost na Mark’a.
- Co z nią?
- Spokojnie, udało mi się opanować sytuację, ale miała poważne wstrząśnienie mózgu.
- Odzyskała przytomność?
- Na chwilę, ale jest bardzo słaba, prawie mamrotała.
- Co się tam stało?
- Twierdzi, że chciała się z tobą zobaczyć, bo Sue powiedziała jej , że wróciłaś, ale kiedy chciała wyjść, to ta wpadła w szał, powiedziała, że jej zabrania, poszarpały się, no i Sue pchnęła ją na ścianę.
- Zabiję ją.
- Uspokój się, tak jak kazałaś zabrali ją na izbę wytrzeźwień, miała sporo promili, ale rzekomo jest już tam Tony, więc pewnie niedługo ją wyciągnie.
Chciałam iść do Samanty ale Mark dalej miał we mnie wbity wzrok, jakby nie powiedział mi wszystkiego, spojrzałam:
- Coś jeszcze powinnam wiedzieć?
- Jest u niej Penny.
Początkowo chciałam nie wchodzić, ale później stwierdziłam, że nie będę ciągle uciekać, tym bardziej przed własnym dzieckiem.
Kiedy weszłam do pokoju, Penny siedziała pochylona na krześle tuż obok łóżka Samanty – płakała.
- Penny…
Ocknęła się jakby z wielkiej zadumy, poznała mnie po głosie, ale nie spojrzała w moją stronę, zupełnie tak jakby czuła obrzydzenie do mojej osoby.
- Wiesz, że masz to na własnym sumieniu? Nie rozumiem, czy potrafisz tylko krzywdzić ludzi?
- To nie fair.
- Masz rację to nie fair.
Wstała i stanęła naprzeciwko mnie.
- Kiedy cię nie było, modliłam się o to, żebyś któregoś dnia zapukała do drzwi, a teraz kiedy się pojawiłaś, siejesz więcej zniszczenia niż to możliwe.
- Nie masz pojęcia o czym mówisz to po pierwsze a po drugie, nie wiesz do czego zdolna jest moja siostra.
Penny uśmiechnęła się sarkastycznie, mimo, że z jej oczu płynęły małą stróżką łzy.
- Chcesz powiedzieć, że ktoś potrafi być bardziej wyrachowany niż ty? Szczerze wątpię.
Nie skomentowałam tego tylko spuściłam głowę, Penny wyszła, drzwi trzasnęły i wtedy Samanta otworzyła oczy.
- Ciociu, to ty?
- Tak, to ja.
- Zabroniła mi do ciebie jechać.
- Wiem, odpoczywaj, posiedzę przy tobie.
Sam skinęła głową i zamknęła powieki a ja zamyśliłam się.
Tego dnia po raz pierwszy zaczęłam zastanawiać się nad słowami krytyki pod moim adresem, wypowiedzianych przez moją własną córkę.
Czy naprawdę tak myślała? Czy po prostu czuła się tak zraniona, że inaczej nie potrafiła myśleć, niezależnie od tego jednak co naprawdę leżało jej na sercu, przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że sam fakt iż przemówiła do mnie, był ogromnym postępem.

Ludziom z zewnątrz – bo tak na nich mówiliśmy ,ciężko było zrozumieć postawę agenta, ale miałam cichą nadzieję, że nawet jeśli moje dzieci nie zrozumieją tego co się stało, to chociaż wysłuchają co mam im do powiedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz