XV
Szkolenie treningowe
miało trwać jeszcze dwa tygodnie a ciągu moich nieszczęść nie było końca.
Kiedy Thorne wrócił
zdawał się być jakiś nieobecny, wydawało mi się, że coś przede mną ukrywa, ale
gdy pytałam mówił, że wszystko jest w porządku. Nie próbowałam dociekać prawdy
bo i tak wiedziałam, że ta w końcu wyjdzie na jaw.
Rolly przechodząc
przez oddział mijał mnie jak obcą osobę, nie rozmawialiśmy. Jedynie w czasie
akcji, lecz to było nieuniknione i bardzo formalne.
O dzieciach nie miałam
żadnych informacji, bo ilekroć pytałam ojca albo Thorne’a , nabierali wody w
usta. Ciężko mi było poradzić sobie z tym wszystkim, miałam wrażenie, że tkwię
w jakiejś matni, wszystko robiłam niczym automat, nie zastanawiając się ani
przez moment co tak naprawdę robię. Swój szczyt osiągnęłam dopiero wówczas
kiedy podczas jednego z treningu postawiono naprzeciwko mnie dziewczynę o
imieniu Anne. Była to ta sama dziewczyna, która tak skutecznie zabiegała o
względy Rolly’ego. Nasza walka na materacu nie trwała zbyt długo, przez
pierwsze kilka minut dałam jej wycisk, ale była zawzięta. Kiedy, kolejny raz
upadła na matę, dałam sobie spokój i kiedy już miałam odejść, obróciłam się
tyłem a ona z rozpędu wskoczyła mi na plecy. Wydawało mi się, że naprawdę chce
mnie udusić i właśnie wtedy bez większego namysłu zrzuciłam ją do przodu,
obróciłam na brzuch głową do materacu i podciągnęłam jej rękę wyżej na tych
plecach niż należało to zrobić. Ręka chrupnęła a Anne zaczęła krzyczeć z bólu.
Puściłam ją i zeszłam z jej krzyża robiąc złowrogą minę. Wiedziałam ,że i tak
nikt nie uwierzy w to, że nie było to działanie celowe, tylko zwykły odruch
obronny. Rolly ukucnął przy niej od razu i spojrzał na mnie z tym swoim tępym
wyrazem twarzy. Poczułam, że serce przyśpiesza rytm, Cole spojrzał na mnie
badawczo, podeszłam do niego bliżej:
- Wyłącz mnie z tego
szkolenia, zrób to zanim stanie się coś gorszego.
Ruszyłam w stronę
wielkich drzwi znowu czułam jakbym szła w zwolnionym tempie, wszyscy mi się
przypatrywali, łącznie z Daniels’em, który obserwował trening z góry przez olbrzymią
szklaną szybę.
Przebierałam się w
szatni niczego nieświadoma, tymczasem w domu mojej siostry Sue toczył się
dramat – między nią a jej córką Samantą doszło do ostrej wymiany słów:
- Ciocia żyje? I
wróciła? Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
- Dlaczego?! A jak
myślisz do jasnej cholery?! Mało mi w życiu namieszała?!
Samanta pokiwała
głową.
- O czym ty w ogóle
mówisz? Upiłaś się i nie myślisz trzeźwo.
Sue uderzyła Samantę w
twarz, Sam poleciały łzy.
- Jak śmiesz mówić do
mnie takim tonem? Co ty wiesz o moim życiu, tak mi się odpłacasz za to, że cię
wychowałam?
- Nigdy mnie nie
wychowywałaś, wychowywała mnie ciocia, bo ty byłaś tak zajęta sobą ,że nie
miałaś dla mnie czasu, już zapomniałaś jak zostawiłaś mnie pod jej drzwiami i
postanowiłaś układać swoje życie beze mnie? Nigdy cię nie było kiedy cię
potrzebowałam.
Sam wzięła swoją
młodzieżową torbę i skierowała się do wyjścia, Sue ruszyła w jej stronę.
- Gdzie ty się
wybierasz? Nie powiem ci gdzie ona mieszka.
- Znajdę ją i bez
twojej pomocy.
- Nie waż się,
zabraniam ci się z nią widywać!
Chwilę jeszcze
szarpały się przy drzwiach aż w końcu Sue z rozmachem odepchnęła Samantę od
drzwi, głową uderzyła w ścianę i zaczęła osuwać się na podłogę aż w końcu
całkiem straciła przytomność. Dopiero po chwili Sue spojrzała ,że Sam przestała
się ruszać.
- Wstań z tej podłogi
i przestań się wygłupiać, dosyć mam twoich cyrków.
Zaczęła ją szarpać za
rękę, ale kiedy ta nie dawała żadnych znaków życia, Sue dopiero oprzytomniała.
- Jezus Maria, co ja
zrobiłam, Samanta!!
Zaczęła krzyczeć, ręce
trzęsły jej się jak nigdy, pobiegła po komórkę i wybrała telefon alarmowy.
Pogotowie przyjechało
po paru minutach ale nie udało im się ocucić Sam.
Właśnie wychodziłam z
oddziału, kiedy zadzwonił telefon, spojrzałam na wyświetlacz, to był Mark,
odebrałam.
- No co tam Mark? Co
się stało?
Torba wypadła mi z
rąk, kiedy Mark powiedział mi o wszystkim.
- Zaraz będę, nie
wpuszczaj jej tam pod żadnym pozorem, nawet jeśli miałbyś zatrzymać ją tam
siłą.
Schowałam telefon i
dosłownie wybiegłam z oddziału, Cole spojrzał na Thorne’a i Rolly’ego stojących
z boku i kiwnął potakująco głową, wówczas Cole wyszedł zaraz za mną.
Wbiegłam na oddział
wewnętrzny wprost na Mark’a.
- Co z nią?
- Spokojnie, udało mi
się opanować sytuację, ale miała poważne wstrząśnienie mózgu.
- Odzyskała
przytomność?
- Na chwilę, ale jest
bardzo słaba, prawie mamrotała.
- Co się tam stało?
- Twierdzi, że chciała
się z tobą zobaczyć, bo Sue powiedziała jej , że wróciłaś, ale kiedy chciała
wyjść, to ta wpadła w szał, powiedziała, że jej zabrania, poszarpały się, no i
Sue pchnęła ją na ścianę.
- Zabiję ją.
- Uspokój się, tak jak
kazałaś zabrali ją na izbę wytrzeźwień, miała sporo promili, ale rzekomo jest
już tam Tony, więc pewnie niedługo ją wyciągnie.
Chciałam iść do
Samanty ale Mark dalej miał we mnie wbity wzrok, jakby nie powiedział mi
wszystkiego, spojrzałam:
- Coś jeszcze powinnam
wiedzieć?
- Jest u niej Penny.
Początkowo chciałam
nie wchodzić, ale później stwierdziłam, że nie będę ciągle uciekać, tym
bardziej przed własnym dzieckiem.
Kiedy weszłam do
pokoju, Penny siedziała pochylona na krześle tuż obok łóżka Samanty – płakała.
- Penny…
Ocknęła się jakby z
wielkiej zadumy, poznała mnie po głosie, ale nie spojrzała w moją stronę,
zupełnie tak jakby czuła obrzydzenie do mojej osoby.
- Wiesz, że masz to na
własnym sumieniu? Nie rozumiem, czy potrafisz tylko krzywdzić ludzi?
- To nie fair.
- Masz rację to nie
fair.
Wstała i stanęła
naprzeciwko mnie.
- Kiedy cię nie było,
modliłam się o to, żebyś któregoś dnia zapukała do drzwi, a teraz kiedy się
pojawiłaś, siejesz więcej zniszczenia niż to możliwe.
- Nie masz pojęcia o
czym mówisz to po pierwsze a po drugie, nie wiesz do czego zdolna jest moja
siostra.
Penny uśmiechnęła się
sarkastycznie, mimo, że z jej oczu płynęły małą stróżką łzy.
- Chcesz powiedzieć,
że ktoś potrafi być bardziej wyrachowany niż ty? Szczerze wątpię.
Nie skomentowałam tego
tylko spuściłam głowę, Penny wyszła, drzwi trzasnęły i wtedy Samanta otworzyła
oczy.
- Ciociu, to ty?
- Tak, to ja.
- Zabroniła mi do
ciebie jechać.
- Wiem, odpoczywaj,
posiedzę przy tobie.
Sam skinęła głową i
zamknęła powieki a ja zamyśliłam się.
Tego dnia po raz
pierwszy zaczęłam zastanawiać się nad słowami krytyki pod moim adresem,
wypowiedzianych przez moją własną córkę.
Czy naprawdę tak
myślała? Czy po prostu czuła się tak zraniona, że inaczej nie potrafiła myśleć,
niezależnie od tego jednak co naprawdę leżało jej na sercu, przez ułamek
sekundy miałam wrażenie, że sam fakt iż przemówiła do mnie, był ogromnym
postępem.
Ludziom z zewnątrz –
bo tak na nich mówiliśmy ,ciężko było zrozumieć postawę agenta, ale miałam
cichą nadzieję, że nawet jeśli moje dzieci nie zrozumieją tego co się stało, to
chociaż wysłuchają co mam im do powiedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz