XIV
Kolejnego dnia od rana
na oddziale aż wrzało. Siedziałam z nogami na biurku i zachowywałam się tak
jakby to o czym rozmawiano, kompletnie mnie nie dotyczyło. Thorne był bardzo
zdenerwowany i dawał temu wyraz chodząc nerwowo po gabinecie i rozmawiając z
Daniels’em, Rolly stał oparty o ścianę i nie mówił nic, ale z jego oczu
wyczytywałam wszystko. Colin nerwowo stukał w klawiaturę komputera a ja
obserwując ten cały cyrk z boku, skupiłam się na żuciu gumy, co z kolei
doprowadzało Daniels’a do obłędu.
- Widzę, że dobrze się
bawisz?
Zapytał w końcu, na co
ja nie zmieniając pozycji odpowiedziałam:
- Doskonale, aż miło
popatrzeć jak rządowi agenci zachowują się jak małpy w zoo.
- Mam dość tej twojej
arogancji, mówiłem Herlow’owi, że przywrócenie cię do życia to najgorsza z
możliwych opcji.
- Ja też uważam, że
dla ciebie byłoby lepiej gdybym umarła, a tak kto wie? Różne rzeczy mogą się
stać.
Daniels zacisnął zęby
a Thorne spojrzał na nas obydwóch:
- Przestańcie to nie
pomaga.
- Masz rację, nic tu
po mnie.
Wstałam z obracanego
fotela i skierowałam się w stronę drzwi.
- Nic nie powiesz?
Zapytał, teraz to
chyba ja czegoś nie rozumiałam, spojrzałam na nich wszystkich:
- Żartujesz prawda? Co
mam powiedzieć? Co chcecie usłyszeć? Naskakujecie na siebie jak wściekłe psy i
prowadzicie wielkie obrady nie wiadomo nad czym a my po prostu mamy wtykę i
wybaczcie, ale do tego chyba nie trzeba być analitykiem prawda?
Wyszłam i trzasnęłam
drzwiami.
Towarzystwo spojrzało
po sobie gdy wyszłam. Colin przestał stukać w klawiaturę a Thorne spojrzał na
Rolly’ego. Daniels po chwili namysłu wyszedł, Thorne spojrzał na Colin’a:
- Bierz się do roboty.
Colin skinął głową:
- Jasne.
Wściekłość mieszała mi
się ze zdrowym rozsądkiem. Myślałam, że po wydarzeniach sprzed kilku lat
wreszcie wszyscy zrobili się ostrożniejsi – myliłam się. Chęć pozyskania jak
największej ilości nowych rekrutów, najwyraźniej przysłaniała im logiczne
myślenie. Jak teraz dojść do tego, kto wynosi informacje.
Usiadłam przy swoim
biurku i podparłam głowę ręką. Miałam wrażenie, że podświadomie prześwietlam wszystkich,
którzy koło mnie przechodzą. Po chwili wśród przewijających się agentów
zauważyłam Rolly’ego, prawie flirtującego z jakąś kobietą. Nie znałam jej. Choć
takie spoufalające się zachowanie nigdy nie leżało w naturze Rolly’ego, tym
razem było tak widoczne, że aż raziło mnie w oczy.
Po chwili zauważyłam
to nie tylko ja, Kim usiadła na moim biurku i również spojrzała z niesmakiem.
- Znasz ją? –
zapytała.
- Nie.
Prawdę mówiąc nie
chciałam nawet poznać, chociaż zawsze wychodziłam z założenia, że przyjaciół
trzeba mieć blisko siebie ale wrogów jeszcze bliżej, tym razem gdybym mogła
wyszłabym od razu z oddziału. Mdliło mnie na ich widok. Czy to możliwe, że
byłam zazdrosna?
Widząc nasze
zaciekawione twarze, podszedł do nas Gino i uśmiechnął się.
- Co tam? Obgadujecie
kogoś czy mi się zdaje?
- Jeszcze nie, dopiero
zaczniemy, co to za jedna?
Kim najwyraźniej
nurtowało to jeszcze mocniej niż mnie.
- Jedna z nowych
rekrutek, jest tymczasowo pod opieką Rolly’ego.
Przysłuchiwałam się
tej rozmowie w skupieniu, choć udawałam, że mnie to nie rusza.
-A od kiedy Rolly jest
taki wylewny?
Gino zaczął się śmiać
z Kim.
- Nie wiem, zapytaj
go, mnie nigdy nie przytulał.
Poszedł rozbawiony a
Kim spojrzała na mnie, nie odezwałam się, wtedy podszedł Thorne z jakąś kartką
i wręczył mi ją.
- Co to?
Spojrzałam pytająco.
- Lista nowych
rekrutów, chcę żebyś zajęła się ich treningami, Rolly i Cole Ci pomogą w razie
czego , ale musimy się jakoś podzielić bo ja wyjeżdżam na dwa, trzy dni, muszę
przeanalizować plany i spotkać się z kilkoma osobami. Poradzisz sobie?
Spojrzał na mnie, ale
nie odezwałam się.
- Kylie…
Zerwałam się jak ze
snu.
- Tak?
- Pytałem czy sobie
poradzisz?
Uśmiechnęłam się.
- Z przeszkoleniem?
Możesz na mnie liczyć.
- Jeszcze jedno, ty i
Rolly…
- Tak?
- Nie pozabijajcie się
proszę.
- Twoje życzenie jest
dla mnie rozkazem.
Uśmiechnęłam się, ale
chyba nie do końca dał wiarę moim słowom, bo odchodząc pokiwał z uśmiechem
głową. Zerknęłam raz jeszcze na Rolly’ego ale powoli zaczął mnie mdlić ten
widok, akurat wstałam żeby pójść po kawę kiedy dziewczyna oddaliła się a Rolly
spojrzał na mnie jakby chcąc sprawdzić moją reakcję. Szybko zalałam sobie kawę
i wróciłam na swoje miejsce, Rolly już miał podejść do mnie, lecz kiedy
zobaczył, że uprzedził go Cole- zrezygnował.
Wyciągnęłam się
wygodnie we fotelu i spojrzałam na Cole’a zalotnie:
- Cześć złotko.
- Cześć.
Spojrzał na mnie spode
łba widząc mój uśmiech, odłożył dokumenty na moje biurko i pochylił się nade
mną:
- Robisz to celowo czy
nad tym nie panujesz?
- Ale o czym mówisz?
Zaczęłam udawać
niewiniątko.
- Już ty dobrze wiesz
o czym.
Przez chwilę
patrzyliśmy sobie w oczy, w końcu ocknął się jakby i przywołał sam siebie do
porządku.
- Dobra, przebrać się
i do pracy.
- Tak jest.
Poszłam do szatni,
założyłam na siebie opięte czarne spodnie, które przeznaczałam wyłącznie do
treningów, bluzkę na szerokich naradkach i czarne buty na traperowej podeszwie.
Prosto ze szatni
skierowałam się długim korytarzem do sali treningowej, Cole czekał już za mną.
Kawałek dalej stał Rolly, rekruci stali naokoło sali, Cole spojrzał na
wszystkich, po chwili dołączyła do mnie Kim, Cole mówił a Kim szepnęła do mnie:
- Przyszłam, żebyś
omyłkowo kogoś nie zabiła.
- Miło, że o tym
pomyślałaś.
Spojrzałyśmy obydwie
na Cole’a a ten widząc, że jakoś nie jesteśmy specjalnie zainteresowane tym co
miał do powiedzenia, zmierzył nas wzrokiem:
- Czekają was
intensywne treningi pod okiem najlepszych agentów, nie zmarnujcie tego, bo choć
nie będzie wam łatwo, możecie bardzo dużo skorzystać. Jako rządowa jednostka
posiadamy umiejętności, których nie nauczycie się ani w Akademii Policyjnej,
ani nawet wojskowej. Nasza technika walki zdecydowanie różni się od tej, którą
mogliście nie raz obserwować w dokumentalnych filmach o agentach. Życzę wam
wszystkim wytrwałości a w razie pytań, proszę się zgłaszać do któregokolwiek z
nas. Zostanie wam w tej chwili
zademonstrowana prawdziwa walka, do podobnej będziecie przygotowywani.
Na środek wyszedł
Rolly, ten jego tajniacki wyraz twarzy, był tak śmiertelnie poważny, dawno go
takiego nie widziałam, Cole spojrzał na mnie:
- Pani Hopper.
Myślałam, że żartuje,
kto jak kto, ale żeby Cole wystawił mnie prosto w paszczę lwa?
- Ja?
- Myślę, że tylko ty
możesz się zmierzyć z Rolly’m tak aby zostały zaprezentowane wszystkie techniki
w całej krasie.
Chyba nie wiedział w
jakim stanie wojny znajdowałam się z Rolly’m i do czego ten pokazowy trening
może doprowadzić.
- Proszę aby wszyscy
uważnie się przypatrywali.
Na twarzy Kim pojawiło
się przerażenie, ruszyłam na środek sali i stanęłam naprzeciwko Rolly’ego, Cole
stanął obok Kim. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, przez
kolejną zaczęliśmy chodzić jakby po obwodzie koła, gdy w końcu Rolly zadał
pierwszy cios – upadłam, z ust poleciała mi krew. Wezbrała we mnie złość,
otarłam usta próbując się podnieść ale wtedy poczułam drugi cios, teraz
zaniepokoił się też Cole, chyba nie tego się spodziewał. Na sali panowała
cisza, zadowolona była chyba dziewczyna, z którą rozmawiał na oddziale Rolly. Coś mi mówiło, że jeśli
teraz nie uda mi się podnieść z podłogi, to już w ogóle nie uda mi się
podnieść. Rolly był niczym zwierzę, nie wiem co go opętało, jego ciosy nigdy
nie były tak mocne, wiedziałam, że jeśli nie uderzę z zaskoczenia i nie uzyskam
równowagi, to będzie źle i właśnie kiedy po raz kolejny zbliżył się do mnie i
ujął mnie za ramiona, uniosłam nogę do góry i wycelowałam prosto w jego twarz.
Nie przewrócił się, ale na chwilę chyba zawirowało mu w głowie, ta chwila była
wystarczająca abym ja mogła się podnieść.
Powtórnie stanęliśmy
naprzeciwko siebie i dopiero wtedy walka rozgorzała na dobre. Wyglądało to tak
jakbyśmy byli najgorszymi i najbardziej zaciętymi wrogami na świecie, prawdę
mówiąc gdyby Cole nie przerwał w porę to w ogóle nie wiem czy któreś z nas nie
przypłaciłoby w tym naszym szaleńczym amoku tego życiem.
- Dobierzcie się w
pary.
Powiedział Cole,
zrobił się lekki szum, rekruci zaczęli dobierać się w pary a Cole z
przerażeniem w oczach spojrzał na nas obydwóch.
- Odbiło wam? To miał
być pokaz, a nie walka na śmierć i życie.
- Ale taką właśnie
możliwe, że będą musieli stoczyć.
Powiedział chłodno
Rolly, po czym podszedł i zaczął udzielać rekrutom wskazówek.
Spojrzałam na Cole’a z
żalem:
- Zadowolony jesteś?
Kim spuściła głowę a
ja wściekła wyszłam z sali, wzięłam po drodze z dużej sali kurtkę, którą
powiesiłam na moim fotelu, po czym wyszłam z oddziału nawet nie przebierając
się. Wyszłam szybkim krokiem na parking, włożyłam okulary słoneczne, po czym
oparłam się o maskę samochodu, w myślach odtwarzałam każdy cios Rolly’ego i tą
jego nieznaną zawziętość, w końcu spojrzałam przed siebie, czy to możliwe, że
staliśmy się wrogami? Nie potrafiłam w to uwierzyć, do niedawna byliśmy sobie
tak bliscy.
Ile czasu potrzeba na
to żeby kogoś znienawidzić?
Tyle, że ja nie
potrafiłam go nienawidzić i to przerażało mnie najbardziej, miałam cholernie
dziwne wrażenie, że za tym wszystkim co się teraz dzieje, kryje się coś
zupełnie innego, coś, o czym dopiero się dowiem za jakiś czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz