czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział XLIX

XLIX

Patrzenie na świat z filozoficznego punktu widzenia a co ważniejsze, idące szeroko za nim pojęcie zagłębiania się w ludzkiej świadomości na tyle by zrozumieć siebie, nie było dla mnie nigdy tak proste jakby się niektórym wydawało. Ludzie postrzegali mnie jako osobę, która posiadając dyplom z  psychologii jest w stanie dokonać niemożliwego. Być może byłam dla niektórych lekarstwem na ich problemy i troski, ale z własnymi wcale sobie dobrze nie radziłam. Zbyt często chyba doszukiwałam się równowagi między życiem a śmiercią i w dużej mierze z tego właśnie powodu brały się u mnie te zmienne nastroje.
Powoli zaczęłam dochodzić do równowagi a dni zaczęły nabierać prawidłowego tempa. Michael rósł jak na drożdżach, pierwszy rok jego życia dosłownie przeleciał w zawrotnym tempie, być może dlatego, że docierałam się w roli prawdziwej matki. Meg spisywała się fantastycznie i w dużej mierze dzięki niej, ani mnie ani Thorne’a nie omijały najważniejsze wydarzenia w jego życiu. Mój ojciec z kolei okazał się dziadkiem na medal a Jen babcią. O dziwo moja siostra nie sprawiała jakiś większych trudności, czego niestety nie można było powiedzieć o Samancie. Myślę, że źle znosiła fakt iż jestem matką, dotychczas miała mnie tylko dla siebie a teraz siłą rzeczy musiałam ten czas podzielić. Często wzywano Sue do szkoły, no i ta zarzucała mi, że rozpieściłam jej córkę. Chwilami byłam tym zmęczona, potrzebowałam chyba urlopu, dlatego zdecydowaliśmy się na wakacje. Pojechaliśmy w starym składzie: Vicky z Seth’em, Joe z Chelsea, która wróciła skruszona po pół roku nieobecności (okazało się, że jednak Jake jest synem Joe’go), Brad z Jess, Cole, no i zabraliśmy też Meg. Kochałam Hiszpanię, wszystko co dobre kojarzyło mi się  z tym miejscem, niegdyś przyjeżdżałam tu jako żona Joe’go, ale wiem już na pewno ,że decyzja o naszym rozwodzie była słuszna.
 Długo się wahałam, ale w końcu postanowiłam, że zabiorę też Samantę, jak się okazało była to trafiona decyzja i nawet polubiła zajmować się Michael’em. Zajmowaliśmy jak zwykle ten sam dom i naprawdę odpoczęłam. Nadgoniłam też zaległości z Samantą i rozmawiałyśmy o wielu rzeczach o których dotychczas jakoś nie było okazji.
Po dwóch tygodniach powróciliśmy do brutalnej rzeczywistości, nie było to przyjemne zderzenie.  Już w drodze powrotnej dostałam telefon od Pit’a, że są kłopoty z Sue.
Z lotniska odebrano nas służbowymi samochodami oddziału a Meg i Vicky z dziećmi zostały odwiezione do domu przez Ray’a.
Na oddziale panował ogólny chaos. Thorne w pośpiechu skierował się do Colin’a, żeby sprawdzić jak sytuacja wygląda.
- Mów.
Thorne powiedział nakazującym tonem, Colin szybko wyświetlił na monitorze zdjęcie mężczyzny i zaczął mówić.
- Nie jest dobrze, to podwójny agent, działa w SI-9oraz ma stałą łączność z dawnym KGB, nazywa się Charlie Morou, dwa dni temu poślubił twoją siostrę.
Colin spojrzał na mnie, a ja aż zaniemówiłam.
- Poślubił? Chyba żartujesz?
Colin wyświetlił akt zawarcia związku małżeńskiego na monitorze.
- Skąd ona go wytrzasnęła?
- Po waszym wyjeździe poszła do klubu Paladium we wschodniej dzielnicy, wyszła z nim, ale nie pytaj mnie co skłoniło ją do takiej decyzji, przez pierwsze dni nie odstępował jej na krok.
- A teraz?
Thorne zapytał czując, że coś chyba się zmieniło.
- Od wczoraj jest w podróży, udaje biznesmena budowlanego, to chyba twoja branża, co?
Skierował pytanie do mnie.
- Poniekąd.
Rzeczywiście, firma, którą odziedziczyłam po mamie zajmowała się branżą budowlaną, ale, że mój brat Denis wrócił i zgodził się objąć funkcję dyrektora, nie wiele się tym tematem interesowałam. Colin mówił dalej:
- Do jutra rana jest zameldowany w hotelu Belleclaire w dzielnicy Upper West Side, potem ma wykupiony bilet powrotny.
- Nie źle.
Thorne spojrzał na mnie jakby w oczekiwaniu na reakcję, bezzwłocznie podjęłam decyzję o natychmiastowym przechwyceniu Sue Ellen z dotychczasowego miejsca na bezpieczniejsze, gdyż tak naprawdę nie mieliśmy pewności co owym podwójnym agentem, a jej obecnym mężem kierowało. To musieliśmy ustalić a niestety konwersacja z Sue jak się spodziewałam, może nie przynieść zamierzonego efektu.
- Ściągnijcie ją, wyślij Red’a, Gina i Cole’a.
Powiedziałam a Colin nagle ożywił się.
- Załatwione.
Cała akcja nie zajęła chłopakom nawet trzydziestu minut, Sue sprowadzono do dawnego domu Thorne’a, który aktualnie stał opuszczony. Czekaliśmy w salonie kiedy Cole i Red wprowadzili ją siłą niemalże do salonu. Szarpała się niesamowicie, u Red’ai Cole’a wywołało to nie lada rozbawienie, Thorne stał przy oknie a ja podeszłam bliżej.
- Samochód?
Zapytałam.
- Gino się nim zajął, pyskata ta twoja siostra.
Cole był nad wyraz rozbawiony zaistniałą sytuacją.
- Nie miałeś taśmy?
Zapytałam spokojnie i popchnęłam Sue na kanapę.
- Siadaj, odpowiesz nam na parę pytań.
Cole zapalił papierosa i oparł się o drzwi jakby w obawie, że Sue rzuci się zaraz do ucieczki.
- Pytań?! A dlaczego miałabym ci coś mówić? Nasłałaś na mnie tych swoich bandytów, napadli mnie pod własnym domem, zaraz zadzwonię na policję!!
Znowu rozległ się śmiech Red’a i Cole’a, a ja z kolei czułam, że tracę spokój, z którym zamierzałam przeprowadzić tą rozmowę.
- Nie bądź śmieszna.
Powiedziałam z trudem opanowując gniew.
- A teraz powiedz mi co cię podkusiło, żeby po tygodniu znajomości wyjść za mąż za jakiegoś przygodnego faceta?
Sue zacisnęła zęby, po czym z bezczelnym uśmiechem spojrzała na mnie:
- A niby dlaczego miałabym coś ci powiedzieć?
Teraz to już chyba Thorne stracił cierpliwość, mimo iż nie znałam człowieka bardziej opanowanego od niego.
- Powiesz jeśli chcesz żyć.
Odpowiedział chłodno, Sue spoważniała a na jej twarzy zagościł niepokój, to co usłyszała nie mogło być bardziej wymowne.
- Twój mąż jest podwójnym agentem i ustalamy jaki miał cel w tym, że zbliżył się do ciebie ,ale bez wątpienia nie była to miłość.
To co usłyszała bynajmniej jej nie pocieszyło, ogarnęła ją panika, więc Thorne na spokojnie usiłował wyjaśnić jej powagę zaistniałej sytuacji. Cieszyłam się, że to zrobił, bo ja nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nią. Sprawiała wrażenie osoby pustej i ograniczonej, ja z kolei, po raz któryś z rzędu dałam się nabrać na jej odmianę. Należało się domyślić, że ta jej cała przemiana, to po prostu cisza przed burzą.
Wreszcie po ponad godzinnej debacie postanowiła pójść z nami na kompromis i współpracować. W prawdzie z jej udziałem akcja mogła potoczyć się nie po naszej myśli, Sue nie była osobą godną zaufania, ale nie mieliśmy wyboru, musieliśmy zaryzykować, w przeciwnym razie można by sądzić, że cała sprawa może się bardzo przeciągnąć. Tu jednak czas działał na niekorzyść, gdyż poza tym, że był człowiekiem o podwójnej tożsamości bez wątpienia coś nim pokierowało, coś, lub ktoś i to musieliśmy jak najszybciej ustalić. Zdawaliśmy sobie doskonale sprawę z tego, że jego kręgi są o wiele bardziej rozwinięte i być może wykonuje zlecenie kogoś innego a nie którejś z agencji. Niezależnie od naszych przypuszczeń należało jak najszybciej ulokować z powrotem Sue i umieścić podsłuchy. Teren jej domu monitorowany był dwadzieścia cztery godziny na dobę, Colin i reszta nie spuszczali jej z oka.
Skupiliśmy się na obserwacji natomiast do czasu dalszych działań  mogłam złapać chwilowy oddech, postanowiłam to wykorzystać pełną piersią.
Meg z Michael’am i Sam była u Vicky więc dom był pusty.  Tęskniłam choć za jednym intymnym wieczorem, który z racji wykonywanej na oddziale funkcji, nie obdarzał mnie zbyt nadmierną ilością czułych gestów. Zadzwoniłam i powiedziałam, że chcę go zaprosić na randkę. Z początku się roześmiał, ale po chwili oświadczył, że za dziesięć minut będzie w domu. W istocie dotrzymał słowa, gdy wszedł na taras, nie musiałam nic mówić, sam chyba miał te same odczucia. Podszedł do mnie bez słowa, jego usta przywarły do moich. Poczułam się tak jakby był to nasz pierwszy pocałunek, dostałam niesamowitego skurczu w żołądku, pragnęłam poddać się jego dotykowi całkowicie i bez reszty, nie wykazując najmniejszej dominacji jak to czasem robiłam. Był chyba zadowolony z takiego obrotu sprawy, bo jego ruchy były tak zdecydowane jak nigdy. Głaszcząc moje nagie plecy całował dosłownie każdy skrawek mojego ciała i rozkoszował się reakcjami, które były jakże naturalne z mojej strony. To była jedna z niewielu niezapomnianych nocy w moim życiu. Odkryłam, że Thorne zna mnie lepiej niż sądziłam, wiedział czego oczekiwałam, chciałam być zdominowana i czuć jego siłę w jak najbardziej intensywny sposób. Pożądałam go mocniej niż mogłam to pokazać, lecz on to czuł, wychwytywał najmniejsze syknięcia z mojej strony  by móc wydobyć ze mnie jeszcze głębsze i silniejsze doznania. Chciałam by trwało to całą noc, byśmy w ogóle nie musieli się rozłączać, pochwycił to od razu i zapewnił mi dokładnie to czego potrzebowałam. Nie potrafiłam wyrazić słowami swojego zadowolenia i miłości, która w tym momencie uzewnętrzniła się jeszcze bardziej, miałam jedynie nadzieję, że wyczuł to równie mocno jak moje podniecenie, które wraz z upływającymi minutami przybierały na sile zamiast słabnąć.
Tej nocy oboje nie chcieliśmy być sami, bo tak bardzo potrzebowaliśmy siebie, swojej cielesności i uczuć które z nas płynęły.
Pragnęliśmy zatrzymać czas, który tak nieubłagalnie przemijał i odsunąć ból, który niestety towarzyszył nam na co dzień, za każdym razem gdy docierała do nas świadomość nieuniknionej przyszłości.
 Był to poniekąd dobry ból, ból, który choć przybliżał nas do końca naszego świata, sprowokował do intensywniejszych działań i zachowań z naszej strony, zachowań, które dały nam wystarczającą siłę, by założyć rodzinę i pielęgnować każdą daną nam wspólną chwilę.  Zrodziła się w nas potęga, której upust dawaliśmy na co dzień we wszystkim co robiliśmy i co mogliśmy razem zbudować.
Czy zastanawialiście się kiedyś ile warte jest nasze życie? Czy można wytyczyć granicę okrucieństwa ludzkiego? Z doświadczenia wiem, że nie zawsze jest to wykonalne.
Sue wróciła do swojego męża i miała zachowywać się w sposób naturalny. Niestety każdy jej krok sprawiał, że drżałam. Pojęcie naturalności w jej wykonaniu nie wyglądało zbyt przekonująco, to była kwestia zaledwie krótkiego czasu, w którym mogła narazić całą akcję na szwank. Kilkakrotnie tłumaczyliśmy jej, że ma do czynienia z profesjonalistą, który w każdej chwili dopatrzy się różnicy w jej zachowaniu. Niestety jej reakcja była na tyle histeryczna, że powoli doszliśmy do wniosku iż umieszczenie jej tam było błędnym posunięciem. Apodyktyczny jak się okazało mąż miał coraz to brutalniejsze metody przywoływania mojej siostry do posłuszeństwa. Chciałam to zakończyć, ale nie mogłam, gdyby teraz zniknął, nigdy moglibyśmy nie dowiedzieć się jaki miał cel w tym wszystkim. Gdy jednak za kolejnym razem zobaczyłam ślady duszenia na jej szyi, wiedziałam, że trzeba to zakończyć. Po rozmowie z Sue doszłam do wniosku, że jest na wykończeniu:
- Jak ty to wytrzymujesz?
Zapytała któregoś dnia, spojrzałam na nią z żalem.
- Na tym właśnie polega moja praca, bywałam w gorszym stanie od ciebie i musiałam wytrzymać, teraz rozumiesz dlaczego tak sarkastycznie zareagowałam, kiedy po przyjeździe do Malibu oświadczyłaś, że choć przez tydzień chciałabyś pożyć tak jak ja? Właśnie miałaś okazję, jak ci się podobało?
Łzy stanęły jej w oczach.
- Chcesz mnie jeszcze bardziej upokorzyć?
- Nie, chcę jedynie żebyś wreszcie wytyczyła sobie granicę której nie przekroczysz, bo w moim zawodzie poszanowanie ludzkiego życia jest na ostatnim miejscu i obyś nigdy już nie musiała doświadczyć cierpienia, które przyszło ci znosić teraz.
Sue wyglądała masakrycznie, serce mi pękało a mimo to udowadniałam sobie na siłę, że widok ten mnie nie wzrusza. Dałam jej tym zadaniem być może bezduszną lekcję pokory, ale wiedziałam, że to jedyny sposób na to by w końcu dojrzała i zaczęła dostrzegać konsekwencje swoich wyborów.
Nazajutrz rano otrzymaliśmy wreszcie nowe wieści, niezbyt jednak pocieszające. Okazało się, że zadaniem Morou’a jest rozpracowanie naszej jednostki, co za tym szło, to pewniak, że nie działał sam. Nie wiedzieliśmy jaki będzie jego kolejny krok i chyba tego obawialiśmy się najbardziej. Miałam przeczucie, że szykuje coś wielkiego i polegnie przy tym nie jedna ofiara. Kilka dni później Thorne otrzymał telefon od swojej byłej żony i po chwili rozmowy wypadła mu komórka z ręki. Kilkoro z nas od razu zwróciło na to uwagę, Cole wyraźnie się zaniepokoił:
- Thorne, co jest?
Thorne spojrzał na niego, po czym na mnie.
- Mają Kate.
Z Kate Thorne miał właśnie syna Brian’a, o którym wspomniałam przy okazji naszego ślubu. Moja reakcja była natychmiastowa, wiedziałam, że myślenie Thorne’a może nie być logiczne zatem musiałam polegać na własnym. Podeszłam do Colin’a i wydałam wytyczne:
- Wyślij kilku ludzi i ściągnijcie Sue, kolejny zespół wyślij do syna Thorne’a, trzy zespoły zajmą się przechwyceniem Morou’a, ustal mi jego położenie, musimy wiedzieć gdzie ją przetrzymuje.
- Jasne, ile mamy czasu?
- Wcale go nie mamy.
Odpowiedziałam poważnie. Mina Colin’a wyrażała niepokój, jednak niezwłocznie zabrał się do pracy tak jak prosiłam. Bardzo ciężko było ustalić miejsce pobytu Kate, Thorne bardzo zaangażował się w tą sprawę i tak nie do końca mi się to podobało. Zaczął traktować mnie jakoś obojętnie a jedynym podejmowanym tematem rozmów, była ona. Męczyło mnie to, z dnia na dzień mocniej. W końcu wyjechał do Brian’a a jego telefon milczał. Nie poznawałam go, mimo iż zdawałam sobie sprawę z tego, że chodziło o matkę jego syna, ale jego postępowanie było mocno uważam przesadzone. Byłam jeszcze ja i Michael a zdawało się ,że zupełnie o tym zapomniał.
Któregoś kolejnego samotnego wieczoru zawitał u mnie Cole. W pierwszym odruchu myślałam, że przynosi wieści związane ze sprawą – myliłam się jednak. Cole zauważył, że źle się dzieje w naszym małżeństwie i chyba chciał mieć pewność, że jest szansa na to, by wkrótce się to zmieniło.
Nasza pierwsza poważna rozmowa miała miejsce dopiero na farmie, ta była druga. Znaliśmy się od tylu lat, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że właściwie nic o nim nie wiem. Odłożyłam na stolik czytaną po raz kolejny tak ukochaną mi książkę „Duma i uprzedzenie” i nalałam sobie wino, po czym w drugi kieliszek i podałam jemu. Spojrzał na zniszczoną okładkę i uśmiechnął się:
- Chyba często ją czytasz?
Zapytał i wziął głębokiego łyka ze swojego kieliszka.
- Ostatnio znowu częściej.
- Szukasz odpowiedzi?
Zszokowało mnie to pytanie, bo jeśli je zadał, znaczyło to, że musiał czytać książkę ,zaimponował mi tym, nasz wzrok skrzyżował się.
- Chciałabym wierzyć, że ją tam znajdę.
- Chcesz wierzyć, że istnieje podobieństwo pomiędzy twoim mężem i panem Darcy’m?
(główny bohater książki).
Zaniemówiłam, Cole naprawdę wiedział o czym myślałam.
- Czy to możliwe?
Zapytałam ciekawa jego opinii, pokręcił głową z uśmiechem i znowu wziął łyka wina.
- Pytasz czy w tym przypadku możliwe jest, że obojętność to tylko maska skrywająca prawdziwe uczucia?
Kiwnęłam potakująco głową, tak rozpaczliwie chciałam by mi przytaknął, ale chyba nie był tego pewien, nie chcąc jak sądzę sprawiać mi bólu zbył to pytanie milczeniem, teraz już wiedziałam, że moje odczucia są prawdziwe.
- Gdybyś zapytała mnie o Rolly’ego to odpowiedziałbym, że tak właśnie jest, ale Thorne’a nie znam tak dobrze, więc jeśli sama nie umiesz sobie na to odpowiedzieć, albo masz wątpliwości, to…
Nie dokończył.
- Są uzasadnione?
- Mogą być, ale nie mnie to osądzać.
- Pocieszyłeś mnie.
- Po to przyszedłem.
Uśmiechnął się łobuzersko, co wywołało nawet na mojej twarzy uśmiech. Siedzieliśmy tak jeszcze dwie godziny aż w końcu obydwoje doszliśmy do wniosku, że wypiliśmy za dużo. Doszło do bardzo niezręcznej sytuacji i poniekąd dwuznacznej, kiedy podnosząc się zachwiało
mną, Cole przytrzymał mnie. Śmialiśmy się oboje tylko do momentu, kiedy nasze usta znalazły się na tej samej wysokości. Cole wstrzymał oddech, czułam, że moje mieszane uczucia do względem Thorne’a, mogą sprowokować mnie do zrobienia jakiejś głupoty, gdzieś jednak wewnętrzny głos podpowiadał, że nie powinnam wątpić w jego uczciwość względem mnie.
- Przywołaj mnie do porządku, bo nie chcę potem mieć moralnego kaca.
Cole zacisnął zęby, chyba walczył sam ze sobą, albo z czymś co tak bardzo ciągnęło go w moim kierunku.
- Chciałbym żeby to było takie proste, kiedy tak na ciebie patrzę, zdaje mi się, że widzę tą przepłoszoną dziewczynę, którą wysłano do Libanu, to samo ufne spojrzenie, ten sam uśmiech, nawet kolor włosów i ta sama wiara w moje możliwości i to, że nie dam cię skrzywdzić, tymczasem sam to zrobiłem. Jestem pieprzonym egoistą wiesz? Nie myślałem o tobie do chwili, kiedy zobaczyłem cię w objęciach Rolly’ego, gdy tańczyliśmy na balu po zakończeniu szkolenia i trzymałem cię w ramionach…, dopiero wtedy zrozumiałem jaki byłem głupi, a teraz ponownie trzymam cię w objęciach a ty wierzysz w mój rozsądek? Mam ci znowu dać odejść?
Spojrzałam na niego z pełną gracją i to chyba jeszcze bardziej go prowokowało.
- To ty odszedłeś.
Spuścił głowę, chyba poczuł się tak jakby dostał w twarz, po chwili ponownie na mnie spojrzał i zapytał:
- Pozwolisz mi coś zrobić?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- Nie zrobię ci krzywdy, mogę ją zrobić jedynie sobie.
Kiwnęłam głową, choć chyba spodziewałam się co nastąpi za chwilę. Przyciągnął mnie z rozmachem , namiętnie pocałował, po czym odsunął od siebie, kiwnął głową jakby chciał mi podziękować, ale jego mina świadczyła o tym, że chce coś jeszcze powiedzieć. Chwyciłam się za usta jakby poraził mnie prąd, dopiero teraz udało mi się złapać oddech i w tym samym dosłownie momencie doznałam jasności umysłu.
- Przepraszam, to się nie powinno zdarzyć.
Nic nie odpowiedziałam, bo tak naprawdę to nie dotarło do mnie to co się stało.
Cole zrobił dokładnie to czego od niego oczekiwałam – wyszedł, gdyby został chwilę dłużej, prawdopodobnie do końca życia nie mogłabym spojrzeć w lustro. Nie chciałam by jedno zdarzenie przekreśliło całe moje małżeństwo.

Życie tak dziwnie się plecie, że często zostajemy wystawieni na pokusy wszelkiego rodzaju. Ważne by nie stracić głowy i potrafić odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla nas ważniejsze? Jeśli to zrozumiemy, być może w przyszłości unikniemy rozczarowania dotyczącego naszych słabości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz