XLIX
Patrzenie na świat z
filozoficznego punktu widzenia a co ważniejsze, idące szeroko za nim pojęcie
zagłębiania się w ludzkiej świadomości na tyle by zrozumieć siebie, nie było
dla mnie nigdy tak proste jakby się niektórym wydawało. Ludzie postrzegali mnie
jako osobę, która posiadając dyplom z
psychologii jest w stanie dokonać niemożliwego. Być może byłam dla
niektórych lekarstwem na ich problemy i troski, ale z własnymi wcale sobie
dobrze nie radziłam. Zbyt często chyba doszukiwałam się równowagi między życiem
a śmiercią i w dużej mierze z tego właśnie powodu brały się u mnie te zmienne
nastroje.
Powoli zaczęłam
dochodzić do równowagi a dni zaczęły nabierać prawidłowego tempa. Michael rósł
jak na drożdżach, pierwszy rok jego życia dosłownie przeleciał w zawrotnym
tempie, być może dlatego, że docierałam się w roli prawdziwej matki. Meg
spisywała się fantastycznie i w dużej mierze dzięki niej, ani mnie ani Thorne’a
nie omijały najważniejsze wydarzenia w jego życiu. Mój ojciec z kolei okazał
się dziadkiem na medal a Jen babcią. O dziwo moja siostra nie sprawiała jakiś
większych trudności, czego niestety nie można było powiedzieć o Samancie. Myślę,
że źle znosiła fakt iż jestem matką, dotychczas miała mnie tylko dla siebie a
teraz siłą rzeczy musiałam ten czas podzielić. Często wzywano Sue do szkoły, no
i ta zarzucała mi, że rozpieściłam jej córkę. Chwilami byłam tym zmęczona,
potrzebowałam chyba urlopu, dlatego zdecydowaliśmy się na wakacje. Pojechaliśmy
w starym składzie: Vicky z Seth’em, Joe z Chelsea, która wróciła skruszona po
pół roku nieobecności (okazało się, że jednak Jake jest synem Joe’go), Brad z
Jess, Cole, no i zabraliśmy też Meg. Kochałam Hiszpanię, wszystko co dobre
kojarzyło mi się z tym miejscem, niegdyś
przyjeżdżałam tu jako żona Joe’go, ale wiem już na pewno ,że decyzja o naszym
rozwodzie była słuszna.
Długo się wahałam, ale w końcu postanowiłam,
że zabiorę też Samantę, jak się okazało była to trafiona decyzja i nawet
polubiła zajmować się Michael’em. Zajmowaliśmy jak zwykle ten sam dom i
naprawdę odpoczęłam. Nadgoniłam też zaległości z Samantą i rozmawiałyśmy o
wielu rzeczach o których dotychczas jakoś nie było okazji.
Po dwóch tygodniach
powróciliśmy do brutalnej rzeczywistości, nie było to przyjemne zderzenie. Już w drodze powrotnej dostałam telefon od
Pit’a, że są kłopoty z Sue.
Z lotniska odebrano
nas służbowymi samochodami oddziału a Meg i Vicky z dziećmi zostały odwiezione do
domu przez Ray’a.
Na oddziale panował
ogólny chaos. Thorne w pośpiechu skierował się do Colin’a, żeby sprawdzić jak
sytuacja wygląda.
- Mów.
Thorne powiedział
nakazującym tonem, Colin szybko wyświetlił na monitorze zdjęcie mężczyzny i
zaczął mówić.
- Nie jest dobrze, to
podwójny agent, działa w SI-9oraz ma stałą łączność z dawnym KGB, nazywa się
Charlie Morou, dwa dni temu poślubił twoją siostrę.
Colin spojrzał na
mnie, a ja aż zaniemówiłam.
- Poślubił? Chyba
żartujesz?
Colin wyświetlił akt
zawarcia związku małżeńskiego na monitorze.
- Skąd ona go
wytrzasnęła?
- Po waszym wyjeździe
poszła do klubu Paladium we wschodniej dzielnicy, wyszła z nim, ale nie pytaj
mnie co skłoniło ją do takiej decyzji, przez pierwsze dni nie odstępował jej na
krok.
- A teraz?
Thorne zapytał czując,
że coś chyba się zmieniło.
- Od wczoraj jest w
podróży, udaje biznesmena budowlanego, to chyba twoja branża, co?
Skierował pytanie do
mnie.
- Poniekąd.
Rzeczywiście, firma,
którą odziedziczyłam po mamie zajmowała się branżą budowlaną, ale, że mój brat
Denis wrócił i zgodził się objąć funkcję dyrektora, nie wiele się tym tematem
interesowałam. Colin mówił dalej:
- Do jutra rana jest
zameldowany w hotelu Belleclaire w dzielnicy Upper West Side, potem ma
wykupiony bilet powrotny.
- Nie źle.
Thorne spojrzał na
mnie jakby w oczekiwaniu na reakcję, bezzwłocznie podjęłam decyzję o
natychmiastowym przechwyceniu Sue Ellen z dotychczasowego miejsca na
bezpieczniejsze, gdyż tak naprawdę nie mieliśmy pewności co owym podwójnym
agentem, a jej obecnym mężem kierowało. To musieliśmy ustalić a niestety
konwersacja z Sue jak się spodziewałam, może nie przynieść zamierzonego efektu.
- Ściągnijcie ją,
wyślij Red’a, Gina i Cole’a.
Powiedziałam a Colin
nagle ożywił się.
- Załatwione.
Cała akcja nie zajęła
chłopakom nawet trzydziestu minut, Sue sprowadzono do dawnego domu Thorne’a,
który aktualnie stał opuszczony. Czekaliśmy w salonie kiedy Cole i Red
wprowadzili ją siłą niemalże do salonu. Szarpała się niesamowicie, u Red’ai
Cole’a wywołało to nie lada rozbawienie, Thorne stał przy oknie a ja podeszłam
bliżej.
- Samochód?
Zapytałam.
- Gino się nim zajął,
pyskata ta twoja siostra.
Cole był nad wyraz
rozbawiony zaistniałą sytuacją.
- Nie miałeś taśmy?
Zapytałam spokojnie i
popchnęłam Sue na kanapę.
- Siadaj, odpowiesz
nam na parę pytań.
Cole zapalił papierosa
i oparł się o drzwi jakby w obawie, że Sue rzuci się zaraz do ucieczki.
- Pytań?! A dlaczego
miałabym ci coś mówić? Nasłałaś na mnie tych swoich bandytów, napadli mnie pod
własnym domem, zaraz zadzwonię na policję!!
Znowu rozległ się
śmiech Red’a i Cole’a, a ja z kolei czułam, że tracę spokój, z którym
zamierzałam przeprowadzić tą rozmowę.
- Nie bądź śmieszna.
Powiedziałam z trudem
opanowując gniew.
- A teraz powiedz mi
co cię podkusiło, żeby po tygodniu znajomości wyjść za mąż za jakiegoś
przygodnego faceta?
Sue zacisnęła zęby, po
czym z bezczelnym uśmiechem spojrzała na mnie:
- A niby dlaczego
miałabym coś ci powiedzieć?
Teraz to już chyba
Thorne stracił cierpliwość, mimo iż nie znałam człowieka bardziej opanowanego
od niego.
- Powiesz jeśli chcesz
żyć.
Odpowiedział chłodno,
Sue spoważniała a na jej twarzy zagościł niepokój, to co usłyszała nie mogło
być bardziej wymowne.
- Twój mąż jest
podwójnym agentem i ustalamy jaki miał cel w tym, że zbliżył się do ciebie ,ale
bez wątpienia nie była to miłość.
To co usłyszała
bynajmniej jej nie pocieszyło, ogarnęła ją panika, więc Thorne na spokojnie
usiłował wyjaśnić jej powagę zaistniałej sytuacji. Cieszyłam się, że to zrobił,
bo ja nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nią. Sprawiała wrażenie osoby
pustej i ograniczonej, ja z kolei, po raz któryś z rzędu dałam się nabrać na
jej odmianę. Należało się domyślić, że ta jej cała przemiana, to po prostu
cisza przed burzą.
Wreszcie po ponad
godzinnej debacie postanowiła pójść z nami na kompromis i współpracować. W
prawdzie z jej udziałem akcja mogła potoczyć się nie po naszej myśli, Sue nie
była osobą godną zaufania, ale nie mieliśmy wyboru, musieliśmy zaryzykować, w
przeciwnym razie można by sądzić, że cała sprawa może się bardzo przeciągnąć.
Tu jednak czas działał na niekorzyść, gdyż poza tym, że był człowiekiem o
podwójnej tożsamości bez wątpienia coś nim pokierowało, coś, lub ktoś i to
musieliśmy jak najszybciej ustalić. Zdawaliśmy sobie doskonale sprawę z tego,
że jego kręgi są o wiele bardziej rozwinięte i być może wykonuje zlecenie kogoś
innego a nie którejś z agencji. Niezależnie od naszych przypuszczeń należało
jak najszybciej ulokować z powrotem Sue i umieścić podsłuchy. Teren jej domu
monitorowany był dwadzieścia cztery godziny na dobę, Colin i reszta nie
spuszczali jej z oka.
Skupiliśmy się na
obserwacji natomiast do czasu dalszych działań
mogłam złapać chwilowy oddech, postanowiłam to wykorzystać pełną
piersią.
Meg z Michael’am i Sam
była u Vicky więc dom był pusty.
Tęskniłam choć za jednym intymnym wieczorem, który z racji wykonywanej
na oddziale funkcji, nie obdarzał mnie zbyt nadmierną ilością czułych gestów.
Zadzwoniłam i powiedziałam, że chcę go zaprosić na randkę. Z początku się
roześmiał, ale po chwili oświadczył, że za dziesięć minut będzie w domu. W
istocie dotrzymał słowa, gdy wszedł na taras, nie musiałam nic mówić, sam chyba
miał te same odczucia. Podszedł do mnie bez słowa, jego usta przywarły do
moich. Poczułam się tak jakby był to nasz pierwszy pocałunek, dostałam
niesamowitego skurczu w żołądku, pragnęłam poddać się jego dotykowi całkowicie
i bez reszty, nie wykazując najmniejszej dominacji jak to czasem robiłam. Był
chyba zadowolony z takiego obrotu sprawy, bo jego ruchy były tak zdecydowane jak
nigdy. Głaszcząc moje nagie plecy całował dosłownie każdy skrawek mojego ciała
i rozkoszował się reakcjami, które były jakże naturalne z mojej strony. To była
jedna z niewielu niezapomnianych nocy w moim życiu. Odkryłam, że Thorne zna
mnie lepiej niż sądziłam, wiedział czego oczekiwałam, chciałam być zdominowana
i czuć jego siłę w jak najbardziej intensywny sposób. Pożądałam go mocniej niż
mogłam to pokazać, lecz on to czuł, wychwytywał najmniejsze syknięcia z mojej
strony by móc wydobyć ze mnie jeszcze głębsze
i silniejsze doznania. Chciałam by trwało to całą noc, byśmy w ogóle nie
musieli się rozłączać, pochwycił to od razu i zapewnił mi dokładnie to czego
potrzebowałam. Nie potrafiłam wyrazić słowami swojego zadowolenia i miłości,
która w tym momencie uzewnętrzniła się jeszcze bardziej, miałam jedynie
nadzieję, że wyczuł to równie mocno jak moje podniecenie, które wraz z
upływającymi minutami przybierały na sile zamiast słabnąć.
Tej nocy oboje nie
chcieliśmy być sami, bo tak bardzo potrzebowaliśmy siebie, swojej cielesności i
uczuć które z nas płynęły.
Pragnęliśmy zatrzymać
czas, który tak nieubłagalnie przemijał i odsunąć ból, który niestety
towarzyszył nam na co dzień, za każdym razem gdy docierała do nas świadomość
nieuniknionej przyszłości.
Był to poniekąd dobry ból, ból, który choć
przybliżał nas do końca naszego świata, sprowokował do intensywniejszych
działań i zachowań z naszej strony, zachowań, które dały nam wystarczającą
siłę, by założyć rodzinę i pielęgnować każdą daną nam wspólną chwilę. Zrodziła się w nas potęga, której upust
dawaliśmy na co dzień we wszystkim co robiliśmy i co mogliśmy razem zbudować.
Czy zastanawialiście
się kiedyś ile warte jest nasze życie? Czy można wytyczyć granicę okrucieństwa
ludzkiego? Z doświadczenia wiem, że nie zawsze jest to wykonalne.
Sue wróciła do swojego
męża i miała zachowywać się w sposób naturalny. Niestety każdy jej krok
sprawiał, że drżałam. Pojęcie naturalności w jej wykonaniu nie wyglądało zbyt
przekonująco, to była kwestia zaledwie krótkiego czasu, w którym mogła narazić
całą akcję na szwank. Kilkakrotnie tłumaczyliśmy jej, że ma do czynienia z
profesjonalistą, który w każdej chwili dopatrzy się różnicy w jej zachowaniu.
Niestety jej reakcja była na tyle histeryczna, że powoli doszliśmy do wniosku iż
umieszczenie jej tam było błędnym posunięciem. Apodyktyczny jak się okazało mąż
miał coraz to brutalniejsze metody przywoływania mojej siostry do
posłuszeństwa. Chciałam to zakończyć, ale nie mogłam, gdyby teraz zniknął,
nigdy moglibyśmy nie dowiedzieć się jaki miał cel w tym wszystkim. Gdy jednak
za kolejnym razem zobaczyłam ślady duszenia na jej szyi, wiedziałam, że trzeba
to zakończyć. Po rozmowie z Sue doszłam do wniosku, że jest na wykończeniu:
- Jak ty to
wytrzymujesz?
Zapytała któregoś
dnia, spojrzałam na nią z żalem.
- Na tym właśnie
polega moja praca, bywałam w gorszym stanie od ciebie i musiałam wytrzymać,
teraz rozumiesz dlaczego tak sarkastycznie zareagowałam, kiedy po przyjeździe
do Malibu oświadczyłaś, że choć przez tydzień chciałabyś pożyć tak jak ja?
Właśnie miałaś okazję, jak ci się podobało?
Łzy stanęły jej w
oczach.
- Chcesz mnie jeszcze
bardziej upokorzyć?
- Nie, chcę jedynie
żebyś wreszcie wytyczyła sobie granicę której nie przekroczysz, bo w moim
zawodzie poszanowanie ludzkiego życia jest na ostatnim miejscu i obyś nigdy już
nie musiała doświadczyć cierpienia, które przyszło ci znosić teraz.
Sue wyglądała
masakrycznie, serce mi pękało a mimo to udowadniałam sobie na siłę, że widok
ten mnie nie wzrusza. Dałam jej tym zadaniem być może bezduszną lekcję pokory,
ale wiedziałam, że to jedyny sposób na to by w końcu dojrzała i zaczęła
dostrzegać konsekwencje swoich wyborów.
Nazajutrz rano
otrzymaliśmy wreszcie nowe wieści, niezbyt jednak pocieszające. Okazało się, że
zadaniem Morou’a jest rozpracowanie naszej jednostki, co za tym szło, to
pewniak, że nie działał sam. Nie wiedzieliśmy jaki będzie jego kolejny krok i
chyba tego obawialiśmy się najbardziej. Miałam przeczucie, że szykuje coś
wielkiego i polegnie przy tym nie jedna ofiara. Kilka dni później Thorne
otrzymał telefon od swojej byłej żony i po chwili rozmowy wypadła mu komórka z
ręki. Kilkoro z nas od razu zwróciło na to uwagę, Cole wyraźnie się
zaniepokoił:
- Thorne, co jest?
Thorne spojrzał na
niego, po czym na mnie.
- Mają Kate.
Z Kate Thorne miał
właśnie syna Brian’a, o którym wspomniałam przy okazji naszego ślubu. Moja
reakcja była natychmiastowa, wiedziałam, że myślenie Thorne’a może nie być
logiczne zatem musiałam polegać na własnym. Podeszłam do Colin’a i wydałam
wytyczne:
- Wyślij kilku ludzi i
ściągnijcie Sue, kolejny zespół wyślij do syna Thorne’a, trzy zespoły zajmą się
przechwyceniem Morou’a, ustal mi jego położenie, musimy wiedzieć gdzie ją
przetrzymuje.
- Jasne, ile mamy
czasu?
- Wcale go nie mamy.
Odpowiedziałam
poważnie. Mina Colin’a wyrażała niepokój, jednak niezwłocznie zabrał się do
pracy tak jak prosiłam. Bardzo ciężko było ustalić miejsce pobytu Kate, Thorne
bardzo zaangażował się w tą sprawę i tak nie do końca mi się to podobało.
Zaczął traktować mnie jakoś obojętnie a jedynym podejmowanym tematem rozmów,
była ona. Męczyło mnie to, z dnia na dzień mocniej. W końcu wyjechał do Brian’a
a jego telefon milczał. Nie poznawałam go, mimo iż zdawałam sobie sprawę z
tego, że chodziło o matkę jego syna, ale jego postępowanie było mocno uważam
przesadzone. Byłam jeszcze ja i Michael a zdawało się ,że zupełnie o tym
zapomniał.
Któregoś kolejnego
samotnego wieczoru zawitał u mnie Cole. W pierwszym odruchu myślałam, że
przynosi wieści związane ze sprawą – myliłam się jednak. Cole zauważył, że źle
się dzieje w naszym małżeństwie i chyba chciał mieć pewność, że jest szansa na
to, by wkrótce się to zmieniło.
Nasza pierwsza poważna
rozmowa miała miejsce dopiero na farmie, ta była druga. Znaliśmy się od tylu
lat, ale dopiero teraz uświadomiłam sobie, że właściwie nic o nim nie wiem.
Odłożyłam na stolik czytaną po raz kolejny tak ukochaną mi książkę „Duma i
uprzedzenie” i nalałam sobie wino, po czym w drugi kieliszek i podałam jemu.
Spojrzał na zniszczoną okładkę i uśmiechnął się:
- Chyba często ją
czytasz?
Zapytał i wziął
głębokiego łyka ze swojego kieliszka.
- Ostatnio znowu
częściej.
- Szukasz odpowiedzi?
Zszokowało mnie to
pytanie, bo jeśli je zadał, znaczyło to, że musiał czytać książkę ,zaimponował
mi tym, nasz wzrok skrzyżował się.
- Chciałabym wierzyć,
że ją tam znajdę.
- Chcesz wierzyć, że
istnieje podobieństwo pomiędzy twoim mężem i panem Darcy’m?
(główny bohater
książki).
Zaniemówiłam, Cole
naprawdę wiedział o czym myślałam.
- Czy to możliwe?
Zapytałam ciekawa jego
opinii, pokręcił głową z uśmiechem i znowu wziął łyka wina.
- Pytasz czy w tym
przypadku możliwe jest, że obojętność to tylko maska skrywająca prawdziwe
uczucia?
Kiwnęłam potakująco
głową, tak rozpaczliwie chciałam by mi przytaknął, ale chyba nie był tego
pewien, nie chcąc jak sądzę sprawiać mi bólu zbył to pytanie milczeniem, teraz
już wiedziałam, że moje odczucia są prawdziwe.
- Gdybyś zapytała mnie
o Rolly’ego to odpowiedziałbym, że tak właśnie jest, ale Thorne’a nie znam tak
dobrze, więc jeśli sama nie umiesz sobie na to odpowiedzieć, albo masz
wątpliwości, to…
Nie dokończył.
- Są uzasadnione?
- Mogą być, ale nie
mnie to osądzać.
- Pocieszyłeś mnie.
- Po to przyszedłem.
Uśmiechnął się
łobuzersko, co wywołało nawet na mojej twarzy uśmiech. Siedzieliśmy tak jeszcze
dwie godziny aż w końcu obydwoje doszliśmy do wniosku, że wypiliśmy za dużo.
Doszło do bardzo niezręcznej sytuacji i poniekąd dwuznacznej, kiedy podnosząc
się zachwiało
mną, Cole przytrzymał
mnie. Śmialiśmy się oboje tylko do momentu, kiedy nasze usta znalazły się na
tej samej wysokości. Cole wstrzymał oddech, czułam, że moje mieszane uczucia do
względem Thorne’a, mogą sprowokować mnie do zrobienia jakiejś głupoty, gdzieś
jednak wewnętrzny głos podpowiadał, że nie powinnam wątpić w jego uczciwość
względem mnie.
- Przywołaj mnie do
porządku, bo nie chcę potem mieć moralnego kaca.
Cole zacisnął zęby,
chyba walczył sam ze sobą, albo z czymś co tak bardzo ciągnęło go w moim
kierunku.
- Chciałbym żeby to
było takie proste, kiedy tak na ciebie patrzę, zdaje mi się, że widzę tą
przepłoszoną dziewczynę, którą wysłano do Libanu, to samo ufne spojrzenie, ten
sam uśmiech, nawet kolor włosów i ta sama wiara w moje możliwości i to, że nie
dam cię skrzywdzić, tymczasem sam to zrobiłem. Jestem pieprzonym egoistą wiesz?
Nie myślałem o tobie do chwili, kiedy zobaczyłem cię w objęciach Rolly’ego, gdy
tańczyliśmy na balu po zakończeniu szkolenia i trzymałem cię w ramionach…,
dopiero wtedy zrozumiałem jaki byłem głupi, a teraz ponownie trzymam cię w
objęciach a ty wierzysz w mój rozsądek? Mam ci znowu dać odejść?
Spojrzałam na niego z
pełną gracją i to chyba jeszcze bardziej go prowokowało.
- To ty odszedłeś.
Spuścił głowę, chyba
poczuł się tak jakby dostał w twarz, po chwili ponownie na mnie spojrzał i
zapytał:
- Pozwolisz mi coś
zrobić?
Nie wiedziałam co
odpowiedzieć.
- Nie zrobię ci
krzywdy, mogę ją zrobić jedynie sobie.
Kiwnęłam głową, choć
chyba spodziewałam się co nastąpi za chwilę. Przyciągnął mnie z rozmachem ,
namiętnie pocałował, po czym odsunął od siebie, kiwnął głową jakby chciał mi
podziękować, ale jego mina świadczyła o tym, że chce coś jeszcze powiedzieć.
Chwyciłam się za usta jakby poraził mnie prąd, dopiero teraz udało mi się
złapać oddech i w tym samym dosłownie momencie doznałam jasności umysłu.
- Przepraszam, to się
nie powinno zdarzyć.
Nic nie
odpowiedziałam, bo tak naprawdę to nie dotarło do mnie to co się stało.
Cole zrobił dokładnie
to czego od niego oczekiwałam – wyszedł, gdyby został chwilę dłużej,
prawdopodobnie do końca życia nie mogłabym spojrzeć w lustro. Nie chciałam by
jedno zdarzenie przekreśliło całe moje małżeństwo.
Życie tak dziwnie się
plecie, że często zostajemy wystawieni na pokusy wszelkiego rodzaju. Ważne by
nie stracić głowy i potrafić odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla nas
ważniejsze? Jeśli to zrozumiemy, być może w przyszłości unikniemy rozczarowania
dotyczącego naszych słabości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz