czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział XLII

XLII

Pragnęłam zapamiętać Will’a takim jak pamiętałam go w początkach naszej znajomości: pozytywnie nastawionego do ludzi i świata, dostrzegającego tą część ludzkich uczuć, której nikt inny nie zauważał. Zawsze oddany, lojalny i szczery, z tym swoim chłopięcym wyrazem twarzy, twarzy pełnej nadziei i wiary w lepsze jutro, jutro, którego nie doczekał bo chciał mnie ochronić.
Śmierć Will’a uświadomiła mi coś więcej niż tylko to jak olbrzymia była moja strata, pozwoliła mi na zrozumienie tego, co naprawdę w życiu jest ważne. Rodzina, dom, praca, normalność, której tak usilnie starałam się dopatrzeć w moim życiu.
Ludzie tak szybko nie raz odchodzą, że nawet nie zdążymy powiedzieć im tylu istotnych rzeczy, pozostaje jedynie złudna nadzieja, że swoim postępowaniem potrafiliśmy dać wyraz temu, jak bardzo ich szanowaliśmy. Ja także wierzyłam w to, że mimo iż nie chciałam wiązać się na poważnie z Will’em, to wiedział, że nigdy nie będzie mi obojętny, że zawsze będzie mógł na mnie liczyć.
Sue w tej swojej całej żałobie, tak bardzo zatraciła się w użalaniu nad swoim losem, że zupełnie zapomniała o córce, a ta na zmianę płacząc i śmiejąc się, nie potrafiła zrozumieć gdzie podział się tatuś. A może wiedziała, tylko nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Gdy szliśmy do samochodu chwyciła mocno moją rękę, była chyba tak zdesperowana, że nie chciała iść razem z matką.
Sue nigdy nie kochała Will’a, była z nim z wygody, on z kolei z poczucia obowiązku. Nie widział świata poza córką a Sue wykorzystywała to jak mogła. Przez te wszystkie lata dawał jej luksus i poczucie bezpieczeństwa, a moja siostra zawsze była wygodna.
Teraz przyszło jej się zmierzyć z prawdziwym życiem, z obowiązkami, do których nie przywykła, było to dla niej nie lada wyzwanie.
To co przerażało mnie w niej najmocniej – to jej milczenie. Zawsze była bardzo wylewna i ta cisza nic dobrego nie wróżyła.
Na stypie wyprawionej w domu mojego ojca, Sue upiła się do nieprzytomności, oczerniając Will’a i wykrzykując jak to rzekomo zostawił ją samą i zniszczył jej życie. Mówiła, że nigdy jej nie pokochał, bo nie potrafił przestać kochać mnie. To bardzo mnie zabolało, ale nie odezwałam się, wiedziałam, że jeśli to zrobię, piekło dopiero się rozpęta. Winiła mnie za śmierć Will’a i miała do tego pełne prawo. W końcu Mark, na którego zawsze patrzyła przychylniejszym okiem, zabrał ją stamtąd, żeby mogła wytrzeźwieć.
Kolejnych kilka tygodni obracała się w najróżniejszych kręgach a przygodni mężczyźni towarzyszyli jej każdego dnia. Wiele razy musiałam Samantę zabierać do siebie, bo ona nie była w stanie się nią zajmować, a nawet nie chciała.
Nie mogłam jej jednak pilnować przez cały czas, pracowałam a to niestety nie jest zawód na wychowywanie dzieci. Samanta potrzebowała stabilnego domu a jej matka skupiła się wyłącznie na sobie. Bardzo pomagała mi Vicky, jednak z czasem miałam poczucie winy ,że nadwyrężam naszą przyjaźń.
Pewnego dnia podjechałam pod swój dom, było już szarawo kiedy na ganku zauważyłam trzęsącą się zimna Samantę. Była sama. Wybiegłam z samochodu i ukucnęłam przy niej:
- Samanta? Skarbie gdzie mama?
- Zostawiła mnie, powiedziała, że będziesz wiedziała co ze mną zrobić.
Spojrzałam na zegarek.
- Chodź do domu, zjesz coś, dawno powinnaś być w łóżku.
Weszłyśmy do środka, od razu zabrałam ją na piętro do łazienki i puściłam wodę do wanny żeby trochę się ogrzała.
- Wejdź do wanny, ja pójdę tylko po ręcznik i zaraz wrócę.
Samanta spojrzała nieufnie:
- Ale wrócisz prawda?
- Oczywiście, że wrócę, nie będę zamykać drzwi dobrze? Daj mi minutę.
Kiwnęła głową i posłusznie zaczęła się rozbierać by wejść do wanny. Wyszłam z łazienki i podeszłam do szafki z ręcznikami, wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer do Rolly’ego:
- To ja, mam problem, dobrze, czekam.
Po chwili wyjęłam ręcznik i weszłam z powrotem do łazienki. Zamknęłam drzwi a usiadłam na stopniu na którym stała wanna:
- A teraz powiedz mi spokojnie co się stało?
- Mama od rana była zła, płakała i pakowała rzeczy, powiedziała, że taka zniszczył jej życie i ją zostawił, a ona ma już dosyć. Przywiozła mnie tutaj i powiedziała, że jeśli się mną nie zajmiesz, to masz mnie zawieźć do domu dziecka, bo ona potrzebuje teraz czasu dla siebie.
Byłam zła na Sue Ellen, ale w zasadzie od samego początku wiedziałam, że kwestią czasu będzie to kiedy znudzi jej się macierzyństwo.
- Oddasz mnie?
Zapytała wyrywając mnie z zamyślenia:
- Gdzie mam cię oddać?
- Do domu dziecka.
- Oczywiście, że nie, jesteś moją chrześniaczką, tu jest twoje miejsce, ja po prostu muszę sobie to wszystko poukładać, no i znaleźć twoją mamę.
- Ja nie chcę do niej wracać ciociu, ona znowu mnie zostawi.
- Spokojnie, nie pozwolę, żeby coś ci się stało, a teraz umyj się i wyjdź, a ja zrobię ci codo jedzenia, poradzisz sobie?
Kiwnęła głową a ja wstałam i wyszłam z łazienki. Jak tylko zjadła kolację, przytknęła głowę do poduszki w swoim pokoju i usnęła od razu. Zeszłam na dół do kuchni, Rolly już tam za mną czekał. Zapaliłam papierosa i spojrzałam na niego:
- Co chcesz zrobić?
- Nie mam pojęcia, Samanta nie ma nikogo, nie będę jej przewalać przez domy dziecka i opieki społeczne, jestem to winna Will’owi.
- Wiem, ale teraz jest bardzo trudny czas dla nas wszystkich a Samanta potrzebuje całodobowej opieki.
- Coś wymyślę, ale przede wszystkim muszę odnaleźć Sue Ellen.
- Powiadomię Colin’a, bez obaw, znajdziemy ją.
- Wiem, ale nie wiem czy coś to zmieni, jeśli ją zostawiła, to nie zamierza wracać.
- Zostać z tobą?
Kiwnęłam na tak:
- Ale zadzwoń proszę do Colin’a.
- Dobrze.
Wziął komórkę i poszedł zadzwonić do salonu a ja w tym czasie powstawiałam naczynia do zmywarki.
Noc spędziłam w objęciach Rolly’ego, ale moje myśli zaprzątnięte były czymś innym. Gdy nad ranem obudziłam się i weszłam do kuchni, zastałam tam Rolly’ego i Vicky. Uśmiechnęłam się na ich widok.
- To mi wygląda na spisek.
- Colin namierzył Sue, ale musimy jechać na oddział, Vicky zgodziła się zająć Samantą.
- Jedźcie Kylie, jak tylko Sam się obudzi zabiorę ją do siebie.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- No dobrze, w takim razie ubiorę się i możemy jechać.
Poszłam do góry i w przeciągu dwóch minut byłam gotowa do wyjścia. Ubrałam czarne dopasowane spodnie, skórzaną kurtkę a pod spodem miałam bluzkę z krótkim rękawem. Wciągnęłam swoje ulubione buty na trapezowej podeszwie i po pół godzinie byliśmy już na oddziale.
Akurat Colin objaśniał nam położenie Sue, a ja nawet nie zauważyłam:
- To ona?
Spojrzałam na monitor:
- Tak, wczoraj popołudniu była z tym facetem.
- Kto to?
- Jakiś inżynier, sprawdziłem go, nic na niego nie mamy.
- Gdzie jest teraz?
- To adres w Nowym Yorku.
- Weź kilku ludzi i jedźcie tam od razu.
Odezwał się Daniels, spojrzałam na niego podejrzliwie:
- Skąd ta przemiana? Ty mi pomagasz?
Uśmiechnął się złośliwie:
- Oczywiście, bo im szybciej uporasz się problemami osobistymi, tym szybciej będziesz dyspozycyjna.
Poszedł a Rolly zabrał Gina, Red’a i Cole’a i udaliśmy się do Nowego Yorku.
Na miejsce dotarliśmy szybko. Pod wskazanym adresem nie było mojej siostry, ale postanowiłam wejść do środka i zaczekać. Colin obszedł zabezpieczenia i kiedy tylko Sue weszła do środka, na mój widok upuściła zakupy. Te pokulały się po podłodze.
- Kylie? Jak tu weszłaś?
- Tak jak ty, drzwiami.
- Przecież był włączony alarm.
- Co ty powiesz? I nie włączył się?
Sue miała oczy pełne strachu.
- Mam do ciebie kilka pytań.
- Kylie, nie zaczynaj, nie wrócę z tobą, chcę wreszcie żyć rozumiesz, chcę ułożyć sobie życie.
- To świetnie! Szkoda tylko, że o moim życiu nie pomyślałaś! Masz dziecko, które nie jest towarem ze sklepu, który można zwrócić kiedy się znudzi!
- Nie przekonasz mnie, ja już podjęłam decyzję.
Spojrzałam na nią i kiwnęłam głową.
- W porządku, to twoja decyzja, a teraz mnie posłuchaj, poczekam jeszcze dwa dni za telefonem od ciebie, rozumiesz? Dwa dni, jeśli się nie odezwiesz, to tym razem ja tobie coś odbiorę, pójdę prosto do adwokata i Bóg mi świadkiem, że więcej nie zobaczysz córki.
Wychodząc chłodno zmierzyłam ją wzrokiem, lecz ta stała niewzruszona:
- Przemyśl to jeszcze.

Wyszłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi, w tym samym momencie włączył się alarm, Sue aż podskoczyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz