XLII
Pragnęłam zapamiętać
Will’a takim jak pamiętałam go w początkach naszej znajomości: pozytywnie
nastawionego do ludzi i świata, dostrzegającego tą część ludzkich uczuć, której
nikt inny nie zauważał. Zawsze oddany, lojalny i szczery, z tym swoim
chłopięcym wyrazem twarzy, twarzy pełnej nadziei i wiary w lepsze jutro, jutro,
którego nie doczekał bo chciał mnie ochronić.
Śmierć Will’a
uświadomiła mi coś więcej niż tylko to jak olbrzymia była moja strata,
pozwoliła mi na zrozumienie tego, co naprawdę w życiu jest ważne. Rodzina, dom,
praca, normalność, której tak usilnie starałam się dopatrzeć w moim życiu.
Ludzie tak szybko nie
raz odchodzą, że nawet nie zdążymy powiedzieć im tylu istotnych rzeczy,
pozostaje jedynie złudna nadzieja, że swoim postępowaniem potrafiliśmy dać
wyraz temu, jak bardzo ich szanowaliśmy. Ja także wierzyłam w to, że mimo iż
nie chciałam wiązać się na poważnie z Will’em, to wiedział, że nigdy nie będzie
mi obojętny, że zawsze będzie mógł na mnie liczyć.
Sue w tej swojej całej
żałobie, tak bardzo zatraciła się w użalaniu nad swoim losem, że zupełnie
zapomniała o córce, a ta na zmianę płacząc i śmiejąc się, nie potrafiła
zrozumieć gdzie podział się tatuś. A może wiedziała, tylko nie chciała dopuścić
do siebie tej myśli. Gdy szliśmy do samochodu chwyciła mocno moją rękę, była chyba
tak zdesperowana, że nie chciała iść razem z matką.
Sue nigdy nie kochała
Will’a, była z nim z wygody, on z kolei z poczucia obowiązku. Nie widział
świata poza córką a Sue wykorzystywała to jak mogła. Przez te wszystkie lata
dawał jej luksus i poczucie bezpieczeństwa, a moja siostra zawsze była wygodna.
Teraz przyszło jej się
zmierzyć z prawdziwym życiem, z obowiązkami, do których nie przywykła, było to
dla niej nie lada wyzwanie.
To co przerażało mnie
w niej najmocniej – to jej milczenie. Zawsze była bardzo wylewna i ta cisza nic
dobrego nie wróżyła.
Na stypie wyprawionej
w domu mojego ojca, Sue upiła się do nieprzytomności, oczerniając Will’a i
wykrzykując jak to rzekomo zostawił ją samą i zniszczył jej życie. Mówiła, że
nigdy jej nie pokochał, bo nie potrafił przestać kochać mnie. To bardzo mnie
zabolało, ale nie odezwałam się, wiedziałam, że jeśli to zrobię, piekło dopiero
się rozpęta. Winiła mnie za śmierć Will’a i miała do tego pełne prawo. W końcu
Mark, na którego zawsze patrzyła przychylniejszym okiem, zabrał ją stamtąd,
żeby mogła wytrzeźwieć.
Kolejnych kilka
tygodni obracała się w najróżniejszych kręgach a przygodni mężczyźni
towarzyszyli jej każdego dnia. Wiele razy musiałam Samantę zabierać do siebie,
bo ona nie była w stanie się nią zajmować, a nawet nie chciała.
Nie mogłam jej jednak
pilnować przez cały czas, pracowałam a to niestety nie jest zawód na
wychowywanie dzieci. Samanta potrzebowała stabilnego domu a jej matka skupiła
się wyłącznie na sobie. Bardzo pomagała mi Vicky, jednak z czasem miałam
poczucie winy ,że nadwyrężam naszą przyjaźń.
Pewnego dnia
podjechałam pod swój dom, było już szarawo kiedy na ganku zauważyłam trzęsącą
się zimna Samantę. Była sama. Wybiegłam z samochodu i ukucnęłam przy niej:
- Samanta? Skarbie
gdzie mama?
- Zostawiła mnie,
powiedziała, że będziesz wiedziała co ze mną zrobić.
Spojrzałam na zegarek.
- Chodź do domu, zjesz
coś, dawno powinnaś być w łóżku.
Weszłyśmy do środka,
od razu zabrałam ją na piętro do łazienki i puściłam wodę do wanny żeby trochę
się ogrzała.
- Wejdź do wanny, ja
pójdę tylko po ręcznik i zaraz wrócę.
Samanta spojrzała
nieufnie:
- Ale wrócisz prawda?
- Oczywiście, że
wrócę, nie będę zamykać drzwi dobrze? Daj mi minutę.
Kiwnęła głową i
posłusznie zaczęła się rozbierać by wejść do wanny. Wyszłam z łazienki i
podeszłam do szafki z ręcznikami, wyjęłam z kieszeni komórkę i wybrałam numer
do Rolly’ego:
- To ja, mam problem,
dobrze, czekam.
Po chwili wyjęłam
ręcznik i weszłam z powrotem do łazienki. Zamknęłam drzwi a usiadłam na stopniu
na którym stała wanna:
- A teraz powiedz mi
spokojnie co się stało?
- Mama od rana była
zła, płakała i pakowała rzeczy, powiedziała, że taka zniszczył jej życie i ją
zostawił, a ona ma już dosyć. Przywiozła mnie tutaj i powiedziała, że jeśli się
mną nie zajmiesz, to masz mnie zawieźć do domu dziecka, bo ona potrzebuje teraz
czasu dla siebie.
Byłam zła na Sue
Ellen, ale w zasadzie od samego początku wiedziałam, że kwestią czasu będzie to
kiedy znudzi jej się macierzyństwo.
- Oddasz mnie?
Zapytała wyrywając
mnie z zamyślenia:
- Gdzie mam cię oddać?
- Do domu dziecka.
- Oczywiście, że nie,
jesteś moją chrześniaczką, tu jest twoje miejsce, ja po prostu muszę sobie to
wszystko poukładać, no i znaleźć twoją mamę.
- Ja nie chcę do niej
wracać ciociu, ona znowu mnie zostawi.
- Spokojnie, nie
pozwolę, żeby coś ci się stało, a teraz umyj się i wyjdź, a ja zrobię ci codo
jedzenia, poradzisz sobie?
Kiwnęła głową a ja
wstałam i wyszłam z łazienki. Jak tylko zjadła kolację, przytknęła głowę do
poduszki w swoim pokoju i usnęła od razu. Zeszłam na dół do kuchni, Rolly już
tam za mną czekał. Zapaliłam papierosa i spojrzałam na niego:
- Co chcesz zrobić?
- Nie mam pojęcia,
Samanta nie ma nikogo, nie będę jej przewalać przez domy dziecka i opieki
społeczne, jestem to winna Will’owi.
- Wiem, ale teraz jest
bardzo trudny czas dla nas wszystkich a Samanta potrzebuje całodobowej opieki.
- Coś wymyślę, ale
przede wszystkim muszę odnaleźć Sue Ellen.
- Powiadomię Colin’a,
bez obaw, znajdziemy ją.
- Wiem, ale nie wiem
czy coś to zmieni, jeśli ją zostawiła, to nie zamierza wracać.
- Zostać z tobą?
Kiwnęłam na tak:
- Ale zadzwoń proszę
do Colin’a.
- Dobrze.
Wziął komórkę i
poszedł zadzwonić do salonu a ja w tym czasie powstawiałam naczynia do
zmywarki.
Noc spędziłam w
objęciach Rolly’ego, ale moje myśli zaprzątnięte były czymś innym. Gdy nad
ranem obudziłam się i weszłam do kuchni, zastałam tam Rolly’ego i Vicky.
Uśmiechnęłam się na ich widok.
- To mi wygląda na
spisek.
- Colin namierzył Sue,
ale musimy jechać na oddział, Vicky zgodziła się zająć Samantą.
- Jedźcie Kylie, jak
tylko Sam się obudzi zabiorę ją do siebie.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- No dobrze, w takim
razie ubiorę się i możemy jechać.
Poszłam do góry i w
przeciągu dwóch minut byłam gotowa do wyjścia. Ubrałam czarne dopasowane
spodnie, skórzaną kurtkę a pod spodem miałam bluzkę z krótkim rękawem.
Wciągnęłam swoje ulubione buty na trapezowej podeszwie i po pół godzinie
byliśmy już na oddziale.
Akurat Colin objaśniał
nam położenie Sue, a ja nawet nie zauważyłam:
- To ona?
Spojrzałam na monitor:
- Tak, wczoraj
popołudniu była z tym facetem.
- Kto to?
- Jakiś inżynier,
sprawdziłem go, nic na niego nie mamy.
- Gdzie jest teraz?
- To adres w Nowym
Yorku.
- Weź kilku ludzi i
jedźcie tam od razu.
Odezwał się Daniels,
spojrzałam na niego podejrzliwie:
- Skąd ta przemiana?
Ty mi pomagasz?
Uśmiechnął się
złośliwie:
- Oczywiście, bo im
szybciej uporasz się problemami osobistymi, tym szybciej będziesz dyspozycyjna.
Poszedł a Rolly zabrał
Gina, Red’a i Cole’a i udaliśmy się do Nowego Yorku.
Na miejsce dotarliśmy
szybko. Pod wskazanym adresem nie było mojej siostry, ale postanowiłam wejść do
środka i zaczekać. Colin obszedł zabezpieczenia i kiedy tylko Sue weszła do
środka, na mój widok upuściła zakupy. Te pokulały się po podłodze.
- Kylie? Jak tu
weszłaś?
- Tak jak ty,
drzwiami.
- Przecież był
włączony alarm.
- Co ty powiesz? I nie
włączył się?
Sue miała oczy pełne
strachu.
- Mam do ciebie kilka
pytań.
- Kylie, nie zaczynaj,
nie wrócę z tobą, chcę wreszcie żyć rozumiesz, chcę ułożyć sobie życie.
- To świetnie! Szkoda
tylko, że o moim życiu nie pomyślałaś! Masz dziecko, które nie jest towarem ze
sklepu, który można zwrócić kiedy się znudzi!
- Nie przekonasz mnie,
ja już podjęłam decyzję.
Spojrzałam na nią i
kiwnęłam głową.
- W porządku, to twoja
decyzja, a teraz mnie posłuchaj, poczekam jeszcze dwa dni za telefonem od
ciebie, rozumiesz? Dwa dni, jeśli się nie odezwiesz, to tym razem ja tobie coś
odbiorę, pójdę prosto do adwokata i Bóg mi świadkiem, że więcej nie zobaczysz
córki.
Wychodząc chłodno
zmierzyłam ją wzrokiem, lecz ta stała niewzruszona:
- Przemyśl to jeszcze.
Wyszłam i zatrzasnęłam
za sobą drzwi, w tym samym momencie włączył się alarm, Sue aż podskoczyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz