XIV
Kiedy następnego dnia
weszłam do klubu przy barze siedział Joe i brzydko mówiąc- zalewał się.
Usiadłam obok i spojrzałam na Brad’a, który wycierał szklanki:
- O, przyszła nasza
gwiazda.
Uśmiechnęłam się na
słowa Brad’a, bo Joe zdawał się mnie w ogóle nie zauważać, Brad ciągnął dalej:
- A co tam u Thorne’a?
- Nie wiem, liczyłam,
że ty mi powiesz, wiem, że wyjechał, ale nawet się ze mną nie pożegnał,
widocznie na więcej sobie nie zasłużyłam.
- Nie oceniasz się
zbyt ostro?
- Takie są fakty, ale
nie ważne, a tobie co się stało?
Skierowałam swoje
słowa do Joe’go, ten nadal milczał, spojrzałam na Brad’a, który wzdrygnął
ramionami.
- Mnie nie pytaj,
siedzi tak od dwóch godzin.
W końcu Joe spojrzał
na nas obydwóch i jakby się ocknął.
- A co mam wam
powiedzieć? Chelsea jest w ciąży, podobno była u lekarza i nie sądzę żeby
kłamała.
Brad zaczął się śmiać.
- W ciąży? Myślałem,
że tobie takie rzeczy się nie zdarzają, szczęście cię opuściło?
- Najwyraźniej.
- Stary, to jeszcze
nie koniec świata.
- Mojego na pewno ,nie
wzięła tabletki i mam.
- Od jednej nie
wziętej tabletki, jeszcze nikt nie zaszedł w ciążę.
- No to nie wzięła
kilku, czy to ważne, fakt jest faktem, że jest trafiona.
Spojrzałam na niego,
ale jakoś żal mi się go nie zrobiło, pomyślałam jedynie, że Kim miała rację, że
jeszcze uszami wyjdzie mu ten związek. Chelsea była młoda i najwyraźniej za
wszelką cenę chciała zatrzymać Joe’go przy sobie, w obawie ,że ja znajduję się
zbyt blisko niego. Popatrzyłam mu w oczy:
- Najwidoczniej cię
kocha skoro tak bardzo chce mieć cię przy sobie.
- No właśnie tego się
boję, tej jej chorej miłości, jak powiem wskocz do studni to też wskoczy?
- Nie idzie ci
dogodzić co? Może mogłeś wcześniej o tym pomyśleć, to małolata.
- Bardzo ci dziękuję,
od razu zrobiło mi się lepiej.
- Ja mówię poważnie Joe,
lepiej z nią porozmawiaj zanim posunie się do jakiegoś desperackiego kroku i
zrobi coś głupiego.
Joe pokiwał głową ale
najwyraźniej nie przejął się moimi słowami, stwierdziłam, że nic tu po mnie ,
więc wzięłam rachunki i spojrzałam na Brad’a:
- Będę w biurze.
Brad kiwnął głową a
Joe znowu pochylił się nad kieliszkiem.
Po krótkiej chwili
weszła do biura Kim i nawet nie starała się ukryć swojego dobrego humoru,
spojrzałam na nią podejrzliwie:
- Miałaś udaną noc?
- Lepiej, rozmawiałam
z Brad’em.
- Rozumiem, powiedział
ci o Joe?
- Tak, i jestem bardzo
ciekawa jak się teraz czuje kiedy kobieta go przechytrzyła.
- Kim proszę.
- Wiem, że to nie
ładnie z mojej strony, ale daj sobie powiedzieć, Joe wyssał zło z mlekiem matki
i może właśnie teraz zrozumie jak to jest krzywdzić ludzi.
Z przykrością musiałam
przyznać jej rację, Joe potrafił być czarujący kiedy mu na czymś zależało, ale
niekiedy wykazywał się takim okrucieństwem, że nie sposób było przyrównać go do
jakiegokolwiek.
Kiedy dojechał do domu
i zobaczył Chelsea zamyśloną, na chwilę emocje go opuściły:
- Nie rozmawiamy ze
sobą?
- To ty wyszedłeś z
domu.
- A dziwisz się?
Myślałem, że sobie ufamy.
- Bo tak jest.
- No chyba
niezupełnie, skoro jesteś w ciąży, twierdziłaś, że się zabezpieczasz.
- Bo tak było.
- To przepraszam
chcesz mi teraz wmówić, że to było niepokalane poczęcie?!
Ton jego głosu znowu
wszedł na niższe obroty.
- Myślałam, że się
ucieszysz!
Chelsea krzyknęła
niemalże rozpaczliwie.
- A niby z czego co?
Nie planowałem wydać na ten gówniany świat dziecka a już na pewno, nie
chciałem, żebyś decydowała za mnie!
- To co ja mam teraz
zrobić?!
- Co? Może mogłaś
zapytać mnie o zdanie albo pomyśleć zanim zdecydowałaś spieprzyć mi życie!
Poszedł do sypialni i
trzasnął tak mocno drzwiami, że nasze zdjęcie ślubne, które wisiało na ścianie
spadło a szklana ramka rozpadła się dosłownie w pył. Chelsea wzięła torebkę i
wyszła z domu, wsiadła w samochód i podjechała prosto pod mój dom, na szczęście
już w nim byłam, bo inaczej odbiła by się od drzwi. Nie ukrywałam swojego
zdziwienia jej wizytą, mimo to wpuściłam ją do środka:
- Przepraszam, wiem,
że nie mam prawa tu przychodzić i mieć do ciebie pretensji, ale…
Zaczęły lecieć jej
łzy, mówiła dalej dławiąc się nimi:
- Ale ja już nie daję
rady, myślałam, że coś zmienię, ale jak mogę to zrobić żyjąc w domu oblepionym
twoimi fotografiami?
- Wiesz co? Usiądź,
może zrobię kawę co?
Kiwnęła głową i
posłusznie usiadła w kuchni.
- Posłuchaj, jest mi
naprawdę przykro ,że tak się to wszystko ułożyło, ale uwierz mi, że nie mam na
to wpływu. Joe ma trudny charakter i myślę, że musisz mu po prostu dać czas
żeby ochłonął.
- Jak długo mam
czekać? Aż mi urośnie brzuch?
Teraz to mnie
zirytowała, nie dość, że sama poniekąd sobie to zrobiła, to jeszcze do
wszystkich naokoło miała pretensje.
- Posłuchaj, ja wiem
,że jesteś rozgoryczona, ale kiedy zadawałaś się z Joe, był moim mężem, nie
żyliśmy razem, ale formalnie byliśmy małżeństwem, zaryzykowałaś związek z nim,
więc może i teraz warto zaryzykować czekając.
- Naprawdę tak
myślisz?
- Myślę, że nie masz
innego wyjścia.
- Porozmawiasz z nim?
Westchnęłam ciężko ale
wiedziałam, że jeśli czegoś nie spróbuję zrobić, to nigdy się nie uwolnię od
tej sytuacji. Czy nikt naprawdę nie potrafił zrozumieć, że nie raz choć bardzo
byśmy chcieli, to nie odgadniemy motywów postępowania drugiego człowieka, nawet
wówczas gdy był on czyimś mężem?
Po rozmowie z Chelsea
pojechałam do Joe’go, chociaż tak naprawdę to nie widziałam w tym najmniejszego
sensu. Otworzył drzwi i uśmiechnął się tak jakby za mną czekał. Weszłam do
środka a on spojrzał na mnie:
- I jak tam?
- W porządku a u
ciebie?
Joe parsknął jakby
doskonale wiedział po co przyszłam.
- Rozumiem, że nie
będziemy rozmawiać o tobie?
- Nie.
- W takim razie o
czym?
Wzięłam z kominka
nasze zdjęcie i pokazałam mu.
- Może o tym?
- Cóż mogę powiedzieć?
Jestem sentymentalny.
- Od kiedy?
- Od zawsze.
- Posłuchaj Joe, nie
mogłam się od ciebie uwolnić przez ostatni rok, to był dla mnie trudny czas, w
tej chwili jesteśmy rozwiedzieni a mam wrażenie, że robisz wszystko żeby żadne
z nas nie ułożyło sobie normalnie życia. Te najlepsze wspomnienia są przecież w
nas, będą zawsze, ale życie idzie do przodu, nie powielaj swoich błędów i
pozwól sobie na szczęście.
- Ty to nazywasz
szczęściem?
- Twierdziłeś, że
Chelsea jest wspaniała.
- Widocznie się
myliłem.
- Nie wierzę, że aż
tak bardzo. Może popełniła błąd i nie zachowała się tak jak powinna, ale tylko
dlatego chcesz ją przekreślić? Czy ty nigdy nie zrobiłeś czegoś, czego byś
dzisiaj żałował?
Joe spojrzał na mnie
poważnie, bo chyba czuł, że wchodzę mu na ambicję.
- Jeśli teraz nie
spróbujesz, nigdy się nie przekonasz czy mogłeś coś w swoim życiu zmienić, tu
chodzi o twoje dziecko.
Zostawiłam go z tą
refleksją i wyszłam z domu. Nie wiem czy słusznie nakłaniałam go do życia z
Chelsea, ale nie chciałam się później zadręczać, że mogłam coś zrobić a nie
kiwnęłam nawet palcem.
Długo nie trwało po
mojej wizycie a Joe przyniósł z piwnicy duży karton i z ciężkim bólem serca
zaczął pakować do niego wszystkie pamiątki, które kiedykolwiek kojarzyły mu się
ze mną. W tym samym czasie ja, dojechałam do domu i gdy tylko zamknęłam drzwi,
spojrzałam na swój palec, na którym nadal miałam ślubną obrączkę. Zsunęłam ją z
palca i wrzuciłam do szuflady. Tysiąc myśli krążyło po mojej głowie i choć nie
byłam pewna co zdarzy się w moim życiu następnego dnia, jednego byłam pewna –
moje życie z Joe, dobiegło końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz