środa, 12 lutego 2014

Rozdział XIV

XIV

Kiedy następnego dnia weszłam do klubu przy barze siedział Joe i brzydko mówiąc- zalewał się. Usiadłam obok i spojrzałam na Brad’a, który wycierał szklanki:
- O, przyszła nasza gwiazda.
Uśmiechnęłam się na słowa Brad’a, bo Joe zdawał się mnie w ogóle nie zauważać, Brad ciągnął dalej:
- A co tam u Thorne’a?
- Nie wiem, liczyłam, że ty mi powiesz, wiem, że wyjechał, ale nawet się ze mną nie pożegnał, widocznie na więcej sobie nie zasłużyłam.
- Nie oceniasz się zbyt ostro?
- Takie są fakty, ale nie ważne, a tobie co się stało?
Skierowałam swoje słowa do Joe’go, ten nadal milczał, spojrzałam na Brad’a, który wzdrygnął ramionami.
- Mnie nie pytaj, siedzi tak od dwóch godzin.
W końcu Joe spojrzał na nas obydwóch i jakby się ocknął.
- A co mam wam powiedzieć? Chelsea jest w ciąży, podobno była u lekarza i nie sądzę żeby kłamała.
Brad zaczął się śmiać.
- W ciąży? Myślałem, że tobie takie rzeczy się nie zdarzają, szczęście cię opuściło?
- Najwyraźniej.
- Stary, to jeszcze nie koniec świata.
- Mojego na pewno ,nie wzięła tabletki i mam.
- Od jednej nie wziętej tabletki, jeszcze nikt nie zaszedł w ciążę.
- No to nie wzięła kilku, czy to ważne, fakt jest faktem, że jest trafiona.
Spojrzałam na niego, ale jakoś żal mi się go nie zrobiło, pomyślałam jedynie, że Kim miała rację, że jeszcze uszami wyjdzie mu ten związek. Chelsea była młoda i najwyraźniej za wszelką cenę chciała zatrzymać Joe’go przy sobie, w obawie ,że ja znajduję się zbyt blisko niego. Popatrzyłam mu w oczy:
- Najwidoczniej cię kocha skoro tak bardzo chce mieć cię przy sobie.
- No właśnie tego się boję, tej jej chorej miłości, jak powiem wskocz do studni to też wskoczy?
- Nie idzie ci dogodzić co? Może mogłeś wcześniej o tym pomyśleć, to małolata.
- Bardzo ci dziękuję, od razu zrobiło mi się lepiej.
- Ja mówię poważnie Joe, lepiej z nią porozmawiaj zanim posunie się do jakiegoś desperackiego kroku i zrobi coś głupiego.
Joe pokiwał głową ale najwyraźniej nie przejął się moimi słowami, stwierdziłam, że nic tu po mnie , więc wzięłam rachunki i spojrzałam na Brad’a:
- Będę w biurze.
Brad kiwnął głową a Joe znowu pochylił się nad kieliszkiem.
Po krótkiej chwili weszła do biura Kim i nawet nie starała się ukryć swojego dobrego humoru, spojrzałam na nią podejrzliwie:
- Miałaś udaną noc?
- Lepiej, rozmawiałam z Brad’em.
- Rozumiem, powiedział ci o Joe?
- Tak, i jestem bardzo ciekawa jak się teraz czuje kiedy kobieta go przechytrzyła.
- Kim proszę.
- Wiem, że to nie ładnie z mojej strony, ale daj sobie powiedzieć, Joe wyssał zło z mlekiem matki i może właśnie teraz zrozumie jak to jest krzywdzić ludzi.
Z przykrością musiałam przyznać jej rację, Joe potrafił być czarujący kiedy mu na czymś zależało, ale niekiedy wykazywał się takim okrucieństwem, że nie sposób było przyrównać go do jakiegokolwiek.
Kiedy dojechał do domu i zobaczył Chelsea zamyśloną, na chwilę emocje go opuściły:
- Nie rozmawiamy ze sobą?
- To ty wyszedłeś z domu.
- A dziwisz się? Myślałem, że sobie ufamy.
- Bo tak jest.
- No chyba niezupełnie, skoro jesteś w ciąży, twierdziłaś, że się zabezpieczasz.
- Bo tak było.
- To przepraszam chcesz mi teraz wmówić, że to było niepokalane poczęcie?!
Ton jego głosu znowu wszedł na niższe obroty.
- Myślałam, że się ucieszysz!
Chelsea krzyknęła niemalże rozpaczliwie.
- A niby z czego co? Nie planowałem wydać na ten gówniany świat dziecka a już na pewno, nie chciałem, żebyś decydowała za mnie!
- To co ja mam teraz zrobić?!
- Co? Może mogłaś zapytać mnie o zdanie albo pomyśleć zanim zdecydowałaś spieprzyć mi życie!
Poszedł do sypialni i trzasnął tak mocno drzwiami, że nasze zdjęcie ślubne, które wisiało na ścianie spadło a szklana ramka rozpadła się dosłownie w pył. Chelsea wzięła torebkę i wyszła z domu, wsiadła w samochód i podjechała prosto pod mój dom, na szczęście już w nim byłam, bo inaczej odbiła by się od drzwi. Nie ukrywałam swojego zdziwienia jej wizytą, mimo to wpuściłam ją do środka:
- Przepraszam, wiem, że nie mam prawa tu przychodzić i mieć do ciebie pretensji, ale…
Zaczęły lecieć jej łzy, mówiła dalej dławiąc się nimi:
- Ale ja już nie daję rady, myślałam, że coś zmienię, ale jak mogę to zrobić żyjąc w domu oblepionym twoimi fotografiami?
- Wiesz co? Usiądź, może zrobię kawę co?
Kiwnęła głową i posłusznie usiadła w kuchni.
- Posłuchaj, jest mi naprawdę przykro ,że tak się to wszystko ułożyło, ale uwierz mi, że nie mam na to wpływu. Joe ma trudny charakter i myślę, że musisz mu po prostu dać czas żeby ochłonął.
- Jak długo mam czekać? Aż mi urośnie brzuch?
Teraz to mnie zirytowała, nie dość, że sama poniekąd sobie to zrobiła, to jeszcze do wszystkich naokoło miała pretensje.
- Posłuchaj, ja wiem ,że jesteś rozgoryczona, ale kiedy zadawałaś się z Joe, był moim mężem, nie żyliśmy razem, ale formalnie byliśmy małżeństwem, zaryzykowałaś związek z nim, więc może i teraz warto zaryzykować czekając.
- Naprawdę tak myślisz?
- Myślę, że nie masz innego wyjścia.
- Porozmawiasz z nim?
Westchnęłam ciężko ale wiedziałam, że jeśli czegoś nie spróbuję zrobić, to nigdy się nie uwolnię od tej sytuacji. Czy nikt naprawdę nie potrafił zrozumieć, że nie raz choć bardzo byśmy chcieli, to nie odgadniemy motywów postępowania drugiego człowieka, nawet wówczas gdy był on czyimś mężem?
Po rozmowie z Chelsea pojechałam do Joe’go, chociaż tak naprawdę to nie widziałam w tym najmniejszego sensu. Otworzył drzwi i uśmiechnął się tak jakby za mną czekał. Weszłam do środka a on spojrzał na mnie:
- I jak tam?
- W porządku a u ciebie?
Joe parsknął jakby doskonale wiedział po co przyszłam.
- Rozumiem, że nie będziemy rozmawiać o tobie?
- Nie.
- W takim razie o czym?
Wzięłam z kominka nasze zdjęcie i pokazałam mu.
- Może o tym?
- Cóż mogę powiedzieć? Jestem sentymentalny.
- Od kiedy?
- Od zawsze.
- Posłuchaj Joe, nie mogłam się od ciebie uwolnić przez ostatni rok, to był dla mnie trudny czas, w tej chwili jesteśmy rozwiedzieni a mam wrażenie, że robisz wszystko żeby żadne z nas nie ułożyło sobie normalnie życia. Te najlepsze wspomnienia są przecież w nas, będą zawsze, ale życie idzie do przodu, nie powielaj swoich błędów i pozwól sobie na szczęście.
- Ty to nazywasz szczęściem?
- Twierdziłeś, że Chelsea jest wspaniała.
- Widocznie się myliłem.
- Nie wierzę, że aż tak bardzo. Może popełniła błąd i nie zachowała się tak jak powinna, ale tylko dlatego chcesz ją przekreślić? Czy ty nigdy nie zrobiłeś czegoś, czego byś dzisiaj żałował?
Joe spojrzał na mnie poważnie, bo chyba czuł, że wchodzę mu na ambicję.
- Jeśli teraz nie spróbujesz, nigdy się nie przekonasz czy mogłeś coś w swoim życiu zmienić, tu chodzi o twoje dziecko.
Zostawiłam go z tą refleksją i wyszłam z domu. Nie wiem czy słusznie nakłaniałam go do życia z Chelsea, ale nie chciałam się później zadręczać, że mogłam coś zrobić a nie kiwnęłam nawet palcem.

Długo nie trwało po mojej wizycie a Joe przyniósł z piwnicy duży karton i z ciężkim bólem serca zaczął pakować do niego wszystkie pamiątki, które kiedykolwiek kojarzyły mu się ze mną. W tym samym czasie ja, dojechałam do domu i gdy tylko zamknęłam drzwi, spojrzałam na swój palec, na którym nadal miałam ślubną obrączkę. Zsunęłam ją z palca i wrzuciłam do szuflady. Tysiąc myśli krążyło po mojej głowie i choć nie byłam pewna co zdarzy się w moim życiu następnego dnia, jednego byłam pewna – moje życie z Joe, dobiegło końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz