XIII
Jeszcze tego samego
dnia Thorne chodził po oddziale paląc papierosa i nerwowo rozglądając się,
wszyscy którzy zgromadzili się naokoło nawet nie śmiali się odzywać. W końcu
jednak Red przemówił:
- Myślisz, że się
odezwą?
- Liczę na to, ale
jeśli chciał ją zamiast Tommy’ego, to nie wiem czy zechce ją oddać za coś innego.
Aldridge’a ściga sam rząd bo stanowi
potencjalne zagrożenie dla wszystkich.
- Jeśli go zlokalizują przed nami, wysadzą
wszystko, byleby się od niego uwolnić.
- Chcesz powiedzieć,
że spisali Kylie na straty tak?
Zapytała Kim a Thorne
skinął głową.
- Czy ona o tym wie?
Zapytał Will.
- Wie i obawiam się,
że będzie chciała go nawet sprowokować do jakiś działań, żeby można go było
namierzyć.
Wtedy do Thorne’a
podszedł Colin:
- Thorne, właśnie
przyszła wiadomość na nie kodowanym łączu.
Thorne spojrzał na
niego, po czym na tableta, którego Colin trzymał w ręku.
- Skąd mamy u licha
wziąć taką kwotę?
- Może poprośmy w
Pentagonie.
Powiedział Joe, ale
Gino od razu sprowadził go na ziemię.
- Pentagon nie
negocjuje z terrorystami, nikt nie da
nam takiej kwoty żeby wyciągnąć jedną osobę.
Will znowu spojrzał na
Thorne’a:
- Kylie dysponuje
sporymi aktywami.
- Ale jej tu nie ma
prawda?
Thorne już był
zmęczony tymi pomysłami, dopiero Brad spojrzał na Thorne’a i wreszcie
powiedział coś sensownego:
- Zastawimy klub.
- Dobry pomysł, ale
właścicieli jest trzech.
Powiedział Thorne, ale
na to odezwał się Colin:
- Przepuszczę upoważnienie
z jej elektronicznym podpisem.
- Dasz radę?
Colin uśmiechnął się
szeroko.
- Rozmawiacie z
mistrzem.
- W takim razie do
roboty.
Wszyscy zaczęli się
rozchodzić w szybkim tempie, tymczasem ja na jachcie Aldridge’a oparłam się o
barek i zaczęłam się śmiać, miałam związane ręce z tyłu, ale przynajmniej
pozwolił mi chodzić.
- Co cię tak rozbawiło
do jasnej cholery?
- Naprawdę chcesz
wiedzieć?
- Mów, bo skręcę ci
kark!
Aldridge najwyraźniej
tracił panowanie nad swoim gniewem.
- Wysłali mnie na
odstawkę, nikt nie będzie mnie ratował, podjęłam decyzję o samobójczej akcji
żeby odejść w świetle chwały, wyobrażasz sobie te nagłówki w gazecie? Kylie S.Hopper
poświęciła własne życie, żeby ocalić społeczeństwo i wyeliminować takiego
śmiecia jakim jest Frank Aldridge.
Nie wytrzymał i za
całej siły uderzył mnie z pięści, trafił gdzieś na wysokości oka przy policzku,
jego agresja była potężna, bo po tym jednym ciosie zahuczało mi w głowie i
upadając uderzyłam czołem o narożnik stołu. Chwyciłam się w okolicy łuku
brwiowego, bo poczułam, że coś ciepłego spływa mi po twarzy. Spojrzałam na
rękę, była od krwi. Aldridge podszedł do mnie i podniósł za bluzkę:
- Skoro mi za ciebie
nie zapłacą, to wynagrodzisz mi to w naturze a twoi ludzie będą słuchali jak
drzesz się z bólu!
- Jeśli myślisz, że
będę krzyczeć, to jesteś głupszy niż myślałam!
Uderzył mnie kolejny
raz, tym razem nie straciłam równowagi, za to bezczelnie spojrzałam mu w oczy:
- Poczułeś się
facetem?
Wyjął pistolet i
wycelował mi nim w głowę:
- Nie boisz się
prawda? To zobaczymy, ale zrobisz to co ci każę, albo skończę tu z tobą i udam
się prosto do twojej siostry.
Teraz to on miał nade
mną przewagę, włączył radio, przez które kontaktował się z moim oddziałem i
naciągnął spust.
W tym czasie przy
radiu siedziała Kim, Seth, Thorne, Gino , Colin i J.T. Brad stał przy biurku
Joe’go, który siedział niewzruszony, mimo iż darłam się w niebogłosy. Po chwili
w radiu zaległa cisza, Aldridge je wyłączył.
Kim zaszkliły się oczy
i spojrzała na Thorne’a, który był bardzo niewyraźny.
- Nie wierzę, że to
zrobił, do czego jeszcze się posunie?
Joe siedząc i paląc
papierosa, nie odrywając wzroku od akt, które przeglądał, powiedział do niej
spokojnie:
- On tego nie zrobił.
- Co?
Kim spojrzała na niego
jakby się urwał z choinki.
- To co słyszałaś.
Wszyscy w tym samym
dosłownie momencie spojrzeli na niego:
- Nie zgwałcił jej,
udawała, sądzę, że zmusił ją do odegrania tej sceny, żeby nam wejść na
współczucie i litość, ale to nie były krzyki gwałconej Kylie.
Kim była wściekła i
nie kryła tego, Joe zdjął nogi ze stołu i rzucił aktami, które przeglądał.
- Cholerny ekspert z
ciebie wiesz? Można wiedzieć skąd te genialne stwierdzenia?!
- Bo sam ją kiedyś
zgwałciłem! Zadowolona?
Kim stanęła jak
wmurowana a wszyscy na trzy cztery spojrzeli na Joe’go, ten jednak bez słowa
wyszedł oddziału.
Gdy dotarł do domu
czekał go następny przykry incydent i powoli tego dnia miał chyba już dosyć.
Ledwo przekroczył drzwi i zobaczył, że na ziemi leżą porozrzucane zdjęcia z
Kal. Chelsea musiała je znaleźć i najwyraźniej nie wytrzymała presji, bo
uderzyła Joe’go prosto w twarz. Ten zacisnął rękę, ale w ostatniej chwili się
powstrzymał:
- Dobrze ci radzę,
nigdy więcej tego nie rób, nie chciałbym powielać błędów z przeszłości, więc
nie prowokuj mnie.
Poszedł do okna i
zapalił kolejnego papierosa, Chelsea poleciały łzy, Joe był bardzo zamyślony.
- Po co to robisz?
Przecież nie musisz brać w tej sprawie udziału.
- Wybacz, ale chyba
lepiej od ciebie wiem co muszę.
- Dlatego, że chodzi o
nią?
- Dlatego, że to moja
praca, poza tym nie rozumiem o co ci chodzi?! Rozwiodłem się dla ciebie bo tego
chciałaś a tobie ciągle mało tak?! Co jeszcze mam zrobić? Wziąć z tobą ślub?!
Kylie to jedyna kobieta, która nigdy nic tak naprawdę ode mnie nie chciała
rozumiesz? Wszystko co robiła było bezinteresowne a ja w zamian za to tak jej
odpłaciłem, że pobiłem ją w ciąży i straciła nasze dziecko, potrafisz to
ogarnąć tym swoim zaborczym umysłem?! Potrafisz zrozumieć, że jestem jej to
winien?!
Joe zabrał kurtkę i
skierował się do wyjścia, Chelsea krzyknęła za nim:
- Dokąd idziesz do
diabła?!
- Wychodzę, bo jak
zostanę tu jeszcze chwilę dłużej to przypuszczalnie cię zabiję!
Wyszedł i trzasnął
drzwiami, Chelsea aż podskoczyła, a Joe pojechał prosto do klubu. Był jeszcze
zamknięty, ale on wszedł i sięgnął zza barku butelkę wódki. Usiadł przy ladzie
i zaczął nalewać sobie kieliszek po kieliszku, wtedy wszedł Seth i usiadł obok:
- Wiedziałem, że cię tu znajdę.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę.
- Przyszedłeś mi truć?
- Nie, to ty z tym
musisz żyć, nie ja, tym się właśnie różnimy, że ja wiem jaka jest granica
dobrej zabawy, ale kiedy druga strona już tego nie chce…
- Seth, ja to naprawdę
wszystko wiem i wtedy tak tego nie widziałem. Była moją żoną i uważałem, że
biorę to co mi się należy, ale kiedy teraz przypomnę sobie ten jej błagający
wzrok, wiesz, że ona się wtedy nawet nie poruszyła, zupełnie tak jakby za
chwilę miała wyzionąć ducha.
Joe zamyślił się a
Seth spuścił głowę, bo czuł wewnętrzny niesmak słuchając zwierzeń Joe’go.
W międzyczasie ja,
będąc na jachcie odczekałam chwilę aż uwagą Aldridge’a skupi się na czymś innym
i kiedy na moment wyszedł z kajuty porozmawiać z Terence’m – swoim wspólnikiem,
ukucnęłam na ziemi, zrobiłam kołyskę i pod sobą przerzuciłam ręce do przodu.
Nie musiałam być ostrożna, bo nikt z moich ludzi mnie nie widział. Sięgnęłam z
barku nóż do lodu, wzięłam go między nogi i przecięłam sznur, którym były
związane akurat w momencie gdy do kabiny wszedł Terence. Nie zdążył jednak
krzyknąć, bo nóż do lodu wylądował prosto jego głowie. Upadł od razu a ja
zabrałam mu karabinek maszynowy. Po chwili przybiegło dwóch ludzi ale po
wystrzelonych kulach upadli od razu. Aldridge chyba nie brał pod uwagę tego, że
mogę się wyswobodzić, bo sam udał się pod pokład. Wyeliminowałam jego ludzi,
ale jego samego zostawiłam przy życiu. Posadziłam go na krześle i przywiązałam,
patrzył na mnie jak na coś odrażającego:
- Co ty wyprawiasz do
cholery? Uwolnij mnie!
- Mówiłeś, że lubisz
mocne wrażenia?
- Opamiętaj się.
- Trzeba było ze mną
nie zadzierać.
- Dla kogo pracujesz?
Uśmiechnęłam się
sarkastycznie, bo inaczej nie potrafiłam:
- Tego na szczęście
nigdy się już nie dowiesz.
Sięgnęłam po karnister
z paliwem, który stał przy wyjściu i rozlałam je po podłodze, raz jeszcze
spojrzałam na niego:
- Tego odlotu na pewno
nie zapomnisz.
Wyszłam przez drzwi
rozlewając za sobą paliwo, gdy w końcu wyszłam z pokładu i stanęłam w porcie,
zapaliłam papierosa a zapalniczkę rzuciłam na pokład. Po dosłownie sekundzie
jacht zapłonął a chwilę później buchnął potężnym ogniem. Po kilku minutach na
wodzie zaczęły pływać kawałki jachtu niczym kry. Odeszłam stamtąd by nie
wzbudzać podejrzeń, ale w tym samym czasie Colin patrzył w monitor
zdenerwowany:
- Szefie! Mamy
doniesienie z portu!
- Co jest?
- Sam zobacz.
Thorne spojrzał w
ekran, na którym płonął jacht:
- Kolejna sprawka
Aldridge’a?
- Nie sądzę, chyba, że
chciał nas zmylić.
- Zmylić?
- Tak, bo to był jego
jacht, stał dokładnie w tym miejscu obserwowałem go.
- Chcesz powiedzieć,
że Kylie mogła być na jachcie?
- Nie wiem.
W tym samym momencie
przesłałam do Thorne’a sms’a, że czekam za nim na parkingu przed oddziałem.
Thorne wyszedł od razu, stałam oparta o jego samochód, gdy wyszedł uśmiechnął
się do mnie a ja do niego:
- Zrobiłaś ładną
zadymę.
- Musiałam mieć
pewność, że nie ucieknie znowu. Za jakieś pięć minut do mediów trafi przeciek o
śmierci Aldridge’a i jego zastępcy.
Thorne spojrzał na
mnie i dotknął mojego oka:
- Powinien to obejrzeć
lekarz.
- Może innym razem,
teraz chcę iść odpocząć.
Thorne kiwnął głową i
zapytał zaciekawionym głosem:
- Kim ty jesteś?
- Nikim ważnym, ale w
Akademii Policyjnej miałam nie złe wyniki.
Uśmiechnęłam się do niego
a on pokręcił z uśmiechem głową.
Ruszyłam wzdłuż
parkingu i po raz pierwszy odkąd odeszłam z policji, poczułam się dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz