środa, 12 lutego 2014

Rozdział XIII

XIII

Jeszcze tego samego dnia Thorne chodził po oddziale paląc papierosa i nerwowo rozglądając się, wszyscy którzy zgromadzili się naokoło nawet nie śmiali się odzywać. W końcu jednak Red przemówił:
- Myślisz, że się odezwą?
- Liczę na to, ale jeśli chciał ją zamiast Tommy’ego, to nie wiem czy zechce ją oddać za coś innego. Aldridge’a ściga sam rząd  bo stanowi potencjalne zagrożenie dla wszystkich.
-  Jeśli go zlokalizują przed nami, wysadzą wszystko, byleby się od niego uwolnić.
- Chcesz powiedzieć, że spisali Kylie na straty tak?
Zapytała Kim a Thorne skinął głową.
- Czy ona o tym wie?
Zapytał Will.
- Wie i obawiam się, że będzie chciała go nawet sprowokować do jakiś działań, żeby można go było namierzyć.
Wtedy do Thorne’a podszedł Colin:
- Thorne, właśnie przyszła wiadomość na nie kodowanym łączu.
Thorne spojrzał na niego, po czym na tableta, którego Colin trzymał w ręku.
- Skąd mamy u licha wziąć taką kwotę?
- Może poprośmy w Pentagonie.
Powiedział Joe, ale Gino od razu sprowadził go na ziemię.
- Pentagon nie negocjuje z terrorystami,  nikt nie da nam takiej kwoty żeby wyciągnąć jedną osobę.
Will znowu spojrzał na Thorne’a:
- Kylie dysponuje sporymi aktywami.
- Ale jej tu nie ma prawda?
Thorne już był zmęczony tymi pomysłami, dopiero Brad spojrzał na Thorne’a i wreszcie powiedział coś sensownego:
- Zastawimy klub.
- Dobry pomysł, ale właścicieli jest trzech.
Powiedział Thorne, ale na to odezwał się Colin:
- Przepuszczę upoważnienie z jej elektronicznym podpisem.
- Dasz radę?
Colin uśmiechnął się szeroko.
- Rozmawiacie z mistrzem.
- W takim razie do roboty.
Wszyscy zaczęli się rozchodzić w szybkim tempie, tymczasem ja na jachcie Aldridge’a oparłam się o barek i zaczęłam się śmiać, miałam związane ręce z tyłu, ale przynajmniej pozwolił mi chodzić.
- Co cię tak rozbawiło do jasnej cholery?
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Mów, bo skręcę ci kark!
Aldridge najwyraźniej tracił panowanie nad swoim gniewem.
- Wysłali mnie na odstawkę, nikt nie będzie mnie ratował, podjęłam decyzję o samobójczej akcji żeby odejść w świetle chwały, wyobrażasz sobie te nagłówki w gazecie? Kylie S.Hopper poświęciła własne życie, żeby ocalić społeczeństwo i wyeliminować takiego śmiecia jakim jest Frank Aldridge.
Nie wytrzymał i za całej siły uderzył mnie z pięści, trafił gdzieś na wysokości oka przy policzku, jego agresja była potężna, bo po tym jednym ciosie zahuczało mi w głowie i upadając uderzyłam czołem o narożnik stołu. Chwyciłam się w okolicy łuku brwiowego, bo poczułam, że coś ciepłego spływa mi po twarzy. Spojrzałam na rękę, była od krwi. Aldridge podszedł do mnie i podniósł za bluzkę:
- Skoro mi za ciebie nie zapłacą, to wynagrodzisz mi to w naturze a twoi ludzie będą słuchali jak drzesz się z bólu!
- Jeśli myślisz, że będę krzyczeć, to jesteś głupszy niż myślałam!
Uderzył mnie kolejny raz, tym razem nie straciłam równowagi, za to bezczelnie spojrzałam mu w oczy:
- Poczułeś się facetem?
Wyjął pistolet i wycelował mi nim w głowę:
- Nie boisz się prawda? To zobaczymy, ale zrobisz to co ci każę, albo skończę tu z tobą i udam się prosto do twojej siostry.
Teraz to on miał nade mną przewagę, włączył radio, przez które kontaktował się z moim oddziałem i naciągnął spust.
W tym czasie przy radiu siedziała Kim, Seth, Thorne, Gino , Colin i J.T. Brad stał przy biurku Joe’go, który siedział niewzruszony, mimo iż darłam się w niebogłosy. Po chwili w radiu zaległa cisza, Aldridge je wyłączył.
Kim zaszkliły się oczy i spojrzała na Thorne’a, który był bardzo niewyraźny.
- Nie wierzę, że to zrobił, do czego jeszcze się posunie?
Joe siedząc i paląc papierosa, nie odrywając wzroku od akt, które przeglądał, powiedział do niej spokojnie:
- On tego nie zrobił.
- Co?
Kim spojrzała na niego jakby się urwał z choinki.
- To co słyszałaś.
Wszyscy w tym samym dosłownie momencie spojrzeli na niego:
- Nie zgwałcił jej, udawała, sądzę, że zmusił ją do odegrania tej sceny, żeby nam wejść na współczucie i litość, ale to nie były krzyki gwałconej Kylie.
Kim była wściekła i nie kryła tego, Joe zdjął nogi ze stołu i rzucił aktami, które przeglądał.
- Cholerny ekspert z ciebie wiesz? Można wiedzieć skąd te genialne stwierdzenia?!
- Bo sam ją kiedyś zgwałciłem! Zadowolona?
Kim stanęła jak wmurowana a wszyscy na trzy cztery spojrzeli na Joe’go, ten jednak bez słowa wyszedł oddziału.
Gdy dotarł do domu czekał go następny przykry incydent i powoli tego dnia miał chyba już dosyć. Ledwo przekroczył drzwi i zobaczył, że na ziemi leżą porozrzucane zdjęcia z Kal. Chelsea musiała je znaleźć i najwyraźniej nie wytrzymała presji, bo uderzyła Joe’go prosto w twarz. Ten zacisnął rękę, ale w ostatniej chwili się powstrzymał:
- Dobrze ci radzę, nigdy więcej tego nie rób, nie chciałbym powielać błędów z przeszłości, więc nie prowokuj mnie.
Poszedł do okna i zapalił kolejnego papierosa, Chelsea poleciały łzy, Joe był bardzo zamyślony.
- Po co to robisz? Przecież nie musisz brać w tej sprawie udziału.
- Wybacz, ale chyba lepiej od ciebie wiem co muszę.
- Dlatego, że chodzi o nią?
- Dlatego, że to moja praca, poza tym nie rozumiem o co ci chodzi?! Rozwiodłem się dla ciebie bo tego chciałaś a tobie ciągle mało tak?! Co jeszcze mam zrobić? Wziąć z tobą ślub?! Kylie to jedyna kobieta, która nigdy nic tak naprawdę ode mnie nie chciała rozumiesz? Wszystko co robiła było bezinteresowne a ja w zamian za to tak jej odpłaciłem, że pobiłem ją w ciąży i straciła nasze dziecko, potrafisz to ogarnąć tym swoim zaborczym umysłem?! Potrafisz zrozumieć, że jestem jej to winien?!
Joe zabrał kurtkę i skierował się do wyjścia, Chelsea krzyknęła za nim:
- Dokąd idziesz do diabła?!
- Wychodzę, bo jak zostanę tu jeszcze chwilę dłużej to przypuszczalnie cię zabiję!
Wyszedł i trzasnął drzwiami, Chelsea aż podskoczyła, a Joe pojechał prosto do klubu. Był jeszcze zamknięty, ale on wszedł i sięgnął zza barku butelkę wódki. Usiadł przy ladzie i zaczął nalewać sobie kieliszek po kieliszku, wtedy wszedł Seth i usiadł obok:
- Wiedziałem, że cię tu znajdę.
- Przyszedłeś mi truć?
- Nie, to ty z tym musisz żyć, nie ja, tym się właśnie różnimy, że ja wiem jaka jest granica dobrej zabawy, ale kiedy druga strona już tego nie chce…
- Seth, ja to naprawdę wszystko wiem i wtedy tak tego nie widziałem. Była moją żoną i uważałem, że biorę to co mi się należy, ale kiedy teraz przypomnę sobie ten jej błagający wzrok, wiesz, że ona się wtedy nawet nie poruszyła, zupełnie tak jakby za chwilę miała wyzionąć ducha.
Joe zamyślił się a Seth spuścił głowę, bo czuł wewnętrzny niesmak słuchając zwierzeń Joe’go.
W międzyczasie ja, będąc na jachcie odczekałam chwilę aż uwagą Aldridge’a skupi się na czymś innym i kiedy na moment wyszedł z kajuty porozmawiać z Terence’m – swoim wspólnikiem, ukucnęłam na ziemi, zrobiłam kołyskę i pod sobą przerzuciłam ręce do przodu. Nie musiałam być ostrożna, bo nikt z moich ludzi mnie nie widział. Sięgnęłam z barku nóż do lodu, wzięłam go między nogi i przecięłam sznur, którym były związane akurat w momencie gdy do kabiny wszedł Terence. Nie zdążył jednak krzyknąć, bo nóż do lodu wylądował prosto jego głowie. Upadł od razu a ja zabrałam mu karabinek maszynowy. Po chwili przybiegło dwóch ludzi ale po wystrzelonych kulach upadli od razu. Aldridge chyba nie brał pod uwagę tego, że mogę się wyswobodzić, bo sam udał się pod pokład. Wyeliminowałam jego ludzi, ale jego samego zostawiłam przy życiu. Posadziłam go na krześle i przywiązałam, patrzył na mnie jak na coś odrażającego:
- Co ty wyprawiasz do cholery? Uwolnij mnie!
- Mówiłeś, że lubisz mocne wrażenia?
- Opamiętaj się.
- Trzeba było ze mną nie zadzierać.
- Dla kogo pracujesz?
Uśmiechnęłam się sarkastycznie, bo inaczej nie potrafiłam:
- Tego na szczęście nigdy się już nie dowiesz.
Sięgnęłam po karnister z paliwem, który stał przy wyjściu i rozlałam je po podłodze, raz jeszcze spojrzałam na niego:
- Tego odlotu na pewno nie zapomnisz.
Wyszłam przez drzwi rozlewając za sobą paliwo, gdy w końcu wyszłam z pokładu i stanęłam w porcie, zapaliłam papierosa a zapalniczkę rzuciłam na pokład. Po dosłownie sekundzie jacht zapłonął a chwilę później buchnął potężnym ogniem. Po kilku minutach na wodzie zaczęły pływać kawałki jachtu niczym kry. Odeszłam stamtąd by nie wzbudzać podejrzeń, ale w tym samym czasie Colin patrzył w monitor zdenerwowany:
- Szefie! Mamy doniesienie z portu!
- Co jest?
- Sam zobacz.
Thorne spojrzał w ekran, na którym płonął jacht:
- Kolejna sprawka Aldridge’a?
- Nie sądzę, chyba, że chciał nas zmylić.
- Zmylić?
- Tak, bo to był jego jacht, stał dokładnie w tym miejscu obserwowałem go.
- Chcesz powiedzieć, że Kylie mogła być na jachcie?
- Nie wiem.
W tym samym momencie przesłałam do Thorne’a sms’a, że czekam za nim na parkingu przed oddziałem. Thorne wyszedł od razu, stałam oparta o jego samochód, gdy wyszedł uśmiechnął się do mnie a ja do niego:
- Zrobiłaś ładną zadymę.
- Musiałam mieć pewność, że nie ucieknie znowu. Za jakieś pięć minut do mediów trafi przeciek o śmierci Aldridge’a i jego zastępcy.
Thorne spojrzał na mnie i dotknął mojego oka:
- Powinien to obejrzeć lekarz.
- Może innym razem, teraz chcę iść odpocząć.
Thorne kiwnął głową i zapytał zaciekawionym głosem:
- Kim ty jesteś?
- Nikim ważnym, ale w Akademii Policyjnej miałam nie złe wyniki.
Uśmiechnęłam się do niego a on pokręcił z uśmiechem głową.

Ruszyłam wzdłuż parkingu i po raz pierwszy odkąd odeszłam z policji, poczułam się dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz