XII
Przez kilka dobrych minut
musiałam poskładać myśli. Aldridge był jednym z najgroźniejszych terrorystów
jakich świat kiedykolwiek widział. Ale żeby posunąć się do porwania dziecka?
Tak jak stałam ubrana
w dżinsy i czarną koszulkę na naramkach, zarzuciłam skórzaną kurtkę, wzięłam
torebkę i wyszłam z domu. Udałam się prosto na oddział.
Tymczasem w gabinecie
Thorne’a, ten rozmawiał z Ross’em Cambell’em – członkiem Pentagonu. Ucieczka
Aldridge’a dosłownie wstrząsnęła władzami i wywołała ogólną panikę.
- Jest dla nas cenna,
nie ukrywam tego, że jej zasługi są ogromne, ale ona jest jedna a w grę wchodzą
miliony ludzi.
Thorne kiwnął głową
ale jakoś bez przekonania.
- Czegoś mi o niej nie
mówicie prawda?
- Thorne, jesteś
ekspertem najwyższej rangi, Pentagon ci ufa, wiesz tyle ile musisz wiedzieć.
Jeszcze jedno, masz jej pilnować do wymiany całą dobę, niech z tobą nawet
zamieszka.
- A niby jak mam ją do
tego przekonać? Jestem dla niej obcym facetem.
- Twoja w tym głowa,
bez obaw, ona zrozumie ,że to jedyne rozwiązanie, zależy jej na dzieciaku.
- Chyba sporo pan o
niej wie?
Ross skierował się do
wyjścia a w tym samym czasie ja kierowałam się do gabinetu Thorne’a. Weszłam
prosto na Ross’a, nasz wzrok skrzyżował się.
- Kylie, miło cię
widzieć.
- Majorze.
- Dobrze wyglądasz.
Teraz już uprzejmość
mi się wyczerpała. Ross był jednym z najbardziej dwulicowych i zakłamanych
członków Pentagonu, do tego bezwzględny i arogancki.
- Może daruj sobie
uprzejmości co? Oboje wiemy dlaczego tu jestem.
Ross schylił pokornie
głowę bo na arogancję w takiej sytuacji nie mógł sobie pozwolić i odszedł.
Thorne spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Odezwali się?
Zapytałam od razu.
- Nie.
- W razie czego
powiedz mu, że jestem.
- Jesteś pewna?
- Pewna jestem tylko
tego, że Tommy musi wrócić do rodziców, reszta się nie liczy.
Poszłam i stanęłam
przy oknie, przy pasku miałam przyczepioną przepustkę. Gdy Joe mnie zobaczył od
razu podszedł do Thorne’a:
- Nie jest zbyt
rozmowna co?
- A dziwisz się jej?
- Nie. Wszystko
gotowe, sprawdzamy właśnie sprzęt w twoim domu.
- Dzięki.
Joe raz jeszcze
spojrzał na mnie po czym odszedł.
Po jakiś dwóch
godzinach, kiedy Thorne podszedł do mnie, nadal stałam w tym samym miejscu.
- Co dalej?
Zapytałam, choć dobrze
znałam standardową procedurę.
- Zamieszkasz u mnie,
bo na pewno będą próbowali się do ciebie dostać.
- Jak długo to potrwa?
- Chciałbym ci
odpowiedzieć na to pytanie, ale naprawdę nie potrafię, ale wierzę, że wszystko
będzie dobrze, tylko musisz mi zaufać.
- Chciałabym bardzo ci
wierzyć.
- Chociaż spróbuj.
Kiwnęłam głową a ten
spojrzał na mnie.
- Możemy iść?
- Tak.
Odpowiedziałam, po
czym ruszyłam przed nim prosto do wyjścia. Gdy weszliśmy do jego domu
rozejrzałam się. Technicy akurat wyszli a ochrona porozstawiana była dosłownie
wszędzie. Cieszyłam się jedynie, że nie było ich w domu, bo i bez tego nerwy
miałam w opłakanym stanie.
- Czuj się jak u
siebie.
Uśmiechnęłam się. Jak
mogłam czuć się jak u siebie? Ale musiałam to przetrwać, Thorne naprawdę się
starał.
- To co? Kawa?
Zapytał.
- Czemu nie.
Było już dosyć późno
kiedy usiadłam na tarasie. Po chwili dołączył do mnie Thorne. W ręku trzymał
butelkę wina a w drugiej papierosa. Spojrzałam zdziwiona:
- Nie wiedziałam , że
palisz.
- Tylko przy
trudniejszych akcjach.
- Podniosłeś mnie na
duchu.
Usiadł, nalał wino,
teraz i ja zapaliłam.
- Skłamałbym mówiąc,
że ta akcja to bułka z masłem.
Mimo tego co
powiedział uśmiechnęłam się ,popatrzył na mnie przez chwilę.
- Co?
- Powinnaś częściej to
robić.
- Co takiego?
- Uśmiechać się.
- Ostatnio jakoś
miałam mało powodów do śmiechu.
- Przez swoją siostrę?
- Kim wszystko ci
wyśpiewała?
Uśmiechnął się, ale
nie odpowiedział.
- Tak jakoś się
złożyło.
- Masz żal do niej czy
do Will’a?
- Chyba mój żal
rozkłada się po połowie, tak naprawdę to Will’a chyba nie mam za co winić,
spotykaliśmy się bez zobowiązań, nie traktowałam tego poważnie i nie chciałam
niczego więcej, ale Sue…
- Co z nią?
- Zanim poślubiłam
Joe’go miałam jeszcze jednego męża.
- W aktach tego nie
zamieścili.
- Bo nie było czego,
moje małżeństwo po czterech dniach zostało unieważnione.
- Przez Sue Ellen?
- Przyjechałam do domu
po akcji i zastałam ich w łóżku, wprawdzie Cort był pijany i twierdził, że do
niczego nie doszło, ale nie wnikałam.
- Więc kiedy teraz
historia się powtórzyła nie wierzysz już w zbieg okoliczności?
- Właśnie.
- Życie lubi płatać figle
co?
- Niestety.
- A ty co myślisz?
- O czym?
- O życiu.
Roześmiałam się.
- Ja?
Powtórzyłam a on
kiwnął głową.
- Myślę, że życie, to
tak naprawdę tylko chwila i nie ma
znaczenia co zrobimy, i tak ktoś inny zdecyduje jak potoczą się nasze losy.
- Grunt to się nie
poddawać.
- Kiedy ciało się
poddaje, to umysł nie ma na to już żadnego wpływu.
Spojrzeliśmy na siebie
i poczułam się zmęczona. To był ciężki dzień a następny zapowiadał się jeszcze
cięższy.
- Pójdę się położyć.
Skinął głową a ja
weszłam do domu.
Następnego dnia rano
jeszcze spałam, kiedy Thorne stał na tarasie i rozmawiał z Gino.
- Co ty taki dzisiaj
jesteś rozkojarzony, ostatni raz widziałem cię takiego …zaczekaj, wiem, kiedy
poderwałeś córkę generała pamiętasz?
Thorne pokiwał głową a
Gino był bardzo rozbawiony.
- Daj już spokój.
Ale Gino nie dawał za
wygraną.
- Przyznaj się,
zabujałeś się w niej?
Thorne nie
odpowiedział a Gino ciągnął dalej:
- Bez urazy stary,
znamy się od dzieciaka i kocham cię jak brata, ale pani Hopper, to nie kobieta
dla ciebie, jej nie można przelecieć i zostawić.
- Wiem.
- Poza tym nie licz,
że z wdzięczności padnie ci w ramiona, wcześniej czy później i tak wróci do
męża.
- To też wiem.
- To co ci chodzi po
głowie?
Thorne uśmiechnął się.
- Zastanawiam się skąd
ty tyle o niej wiesz?
- No wiesz to nie
jakaś tam pierwsza lepsza laska, tylko babka z klasą, lubię być doinformowany w
tych sprawach.
Ostatnie zdanie
usłyszałam wchodząc akurat na taras z kawą.
- Jesteś cudowny Gino,
ale jeśli opowiesz jeszcze kilka takich kłamstw, zrobię się zarozumiała.
Gino zarumienił się na
twarzy a Thorne zaczął się śmiać, ja również.
- To ja już pójdę.
Thorne skinął głową a
Gino poszedł. Oparłam się o barierkę obok niego:
- Jak ci się spało?
- Myślałam, że będzie
gorzej, a tymczasem nie mogłam się obudzić, i jak? Coś wiadomo?
- Tak, w nocy koło
twojego domu kręcił się samochód zarejestrowany na Terence’a Braul’a, znasz go?
- To jeden z jego
ludzi.
- Wymiana ma być jutro
o osiemnastej.
- Dlaczego tak długo
zwlekają?
- Zapewne też muszą
ułożyć sobie jakiś plan awaryjny, na wypadek gdybyśmy ich wykiwali, pójdę
posprawdzać sprzęt.
Skinęłam głową i
weszłam do domu, gdzie J.T akurat oglądał wiadomości:
- Cześć słonko. I jak?
- W porządku.
- Posłuchaj tego
dupka.
Podgłośnił wiadomości
w telewizorze, gdzie prezenter mówił tak:
- Tajemnicza ucieczka znanego terrorysty Frank’a Aldridge’a obudziła
wiele kontrowersji na temat amerykańskiego więziennictwa i wywołała powszechną
panikę w społeczeństwie, które czuje się zagrożone. Władze jak zwykle biernie
się przypatrują a my możemy liczyć jedynie na cud. Mówił Dany Wats.
J.T pokiwał głową i
spojrzał na mnie:
- Przypomnij mi słonko
gdy już będzie po wszystkim, żebym skopał mu tyłek.
Uśmiechnęłam się.
- Przypomnę.
Po południu poszłam
popływać w basenie a gdy się wynurzyłam, zobaczyłam Kim:
- Wystraszyłaś mnie.
- Masz nieczyste
sumienie?
Uśmiechnęłam się i
wyszłam z basenu.
- Co jest?
Kim wyglądała na
podenerwowaną.
- Nic.
- Kim…
- Mam być na pozycji
strzeleckiej w czasie wymiany.
- Jesteś snajperem i
to bardzo dobrym.
- Kylie co innego jest
celować do obcych ludzi a co innego kiedy w grę wchodzi życie twoje i
Tommy’ego.
- Posłuchaj, nikomu
innemu nie powierzyłabym swojego życia i dlatego cieszę się, że ty tam
będziesz.
Moja słowa chyba nieco
podniosły ją na duchu, bo kiwnęła głową i zdawało się, że nieco się uspokoiła.
Nazajutrz ustawiliśmy
się przy hangarach blisko pasa startowego, tam właśnie miała się odbyć wymiana.
Thorne chodził nerwowo przy samochodzie, ale starałam się na to nie zwracać
uwagi. Po chwili podeszła do mnie Vicky i wpadła mi w objęcia. Łzy leciały jej
ciurkiem:
- Vicky spokojnie,
będzie dobrze, tylko słuchaj Thorne’a, rozumiesz?
Vicky kiwnęła głową:
- Powiedz tylko ,że
wiesz ile to dla mnie znaczy?
- Wiem.
Odpowiedziałam ze
łzami w oczach, po czym spojrzałam na Thorne’a. Bobbie podszedł do nas i
oświadczył:
- Snajper na pozycji.
Thorne kiwnął głową i
poszedł za hangar, poszłam za nim:
- Thorne, co się
stało?
- Wkurza mnie moja
bezradność.
- Sto razy
przeglądałeś plan, mówiłeś ,że się uda, a teraz sam w to nie wierzysz?
- Nie o to chodzi.
- A co? Powiedz mi
teraz bo możesz już nie mieć okazji.
Przejechał ręką po
swoich włosach i twarzy, podszedł do mnie szybkim tempem, po czym delikatnie
mnie pocałował. Chociaż się tego nie spodziewałam, gdy nasze usta się złączyły
poczułam przemiłe ciepło. Gdy w końcu oderwał je od moich spojrzał mi głęboko w
oczy, ale nie powiedzieliśmy ani jednego słowa, tylko oboje wróciliśmy na swoje
wcześniejsze pozycje. Po chwili na pasie startowym pojawił się Frank Aldridge z
Tommy’m, Seth odruchowo przytrzymał Vicky. Ochroniarze Aldridge stali na
schodkach przy samolocie, gdy ten zobaczył, że idę w jego stronę uśmiechnął
się.
- Ciociu!
- Proszę jaki ten
świat mały, znowu się spotykamy co?
Spojrzałam na niego
wrogo, po czym na Tommy’ego, którego Aldridge trzymał na rękach by się osłonić
w razie ostrzału:
- Skarbie posłuchaj,
ten pan za chwilę postawi cię na ziemi, a wtedy masz biec prosto do mamy
zrozumiałeś?
- Dobrze, ale dlaczego
nie możesz iść ze mną?
- Ja przyjdę później,
a teraz rób co mówię.
Aldridge spojrzał na
mnie:
- A teraz bez numerów,
przysuń się do mnie blisko i nie próbuj żadnych sztuczek, Terence ma gówniarza
na celowniku, jak coś wywiniesz – dzieciak zginie.
Zastosowałam się
precyzyjnie do jego polecenia, bo doskonale wiedziałam, że nie żartuje i jest
bez wątpienia zdolny nawet do tego by zabić dziecko.
Brad tymczasem
spojrzał na Thorne’a zaniepokojony:
- Co on wyprawia do
diabła?
- Nie doceniliśmy go.
Wziął od Bobbie’go
słuchawkę:
- Kim masz go?
- Tak, ale Kylie jest
prosto na linii strzału.
Tommy zaczął biec w
stronę samochodów tak jak kazałam, Vicky od razu wzięła go na ręce, tymczasem
Frank cofał się ze mną tak, że zasłaniałam go własnym ciałem, Thorne widząc to
stracił cierpliwość:
- Ściągnij go!
- Nie mogę!
- Do cholery Kim to
nasza jedyna szansa, jeśli teraz nie strzelisz to leżymy!
- Jeśli strzelę trafię
prosto w Kal!!
Drzwi samolotu
zamknęły się a Thorne ze złości kopnął w pojemnik na śmieci stojący przy
hangarach, Kim rozpłakała się z bezradności a Vicky tuląc Tommy’ego spojrzała
na Seth’a, po czym na Thorne’a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz