środa, 12 lutego 2014

Rozdział XII

XII

Przez kilka dobrych minut musiałam poskładać myśli. Aldridge był jednym z najgroźniejszych terrorystów jakich świat kiedykolwiek widział. Ale żeby posunąć się do porwania dziecka?
Tak jak stałam ubrana w dżinsy i czarną koszulkę na naramkach, zarzuciłam skórzaną kurtkę, wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Udałam się prosto na oddział.
Tymczasem w gabinecie Thorne’a, ten rozmawiał z Ross’em Cambell’em – członkiem Pentagonu. Ucieczka Aldridge’a dosłownie wstrząsnęła władzami i wywołała ogólną panikę.
- Jest dla nas cenna, nie ukrywam tego, że jej zasługi są ogromne, ale ona jest jedna a w grę wchodzą miliony ludzi.
Thorne kiwnął głową ale jakoś bez przekonania.
- Czegoś mi o niej nie mówicie prawda?
- Thorne, jesteś ekspertem najwyższej rangi, Pentagon ci ufa, wiesz tyle ile musisz wiedzieć. Jeszcze jedno, masz jej pilnować do wymiany całą dobę, niech z tobą nawet zamieszka.
- A niby jak mam ją do tego przekonać? Jestem dla niej obcym facetem.
- Twoja w tym głowa, bez obaw, ona zrozumie ,że to jedyne rozwiązanie, zależy jej na dzieciaku.
- Chyba sporo pan o niej wie?
Ross skierował się do wyjścia a w tym samym czasie ja kierowałam się do gabinetu Thorne’a. Weszłam prosto na Ross’a, nasz wzrok skrzyżował się.
- Kylie, miło cię widzieć.
- Majorze.
- Dobrze wyglądasz.
Teraz już uprzejmość mi się wyczerpała. Ross był jednym z najbardziej dwulicowych i zakłamanych członków Pentagonu, do tego bezwzględny i arogancki.
- Może daruj sobie uprzejmości co? Oboje wiemy dlaczego tu jestem.
Ross schylił pokornie głowę bo na arogancję w takiej sytuacji nie mógł sobie pozwolić i odszedł. Thorne spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Odezwali się?
Zapytałam od razu.
- Nie.
- W razie czego powiedz mu, że jestem.
- Jesteś pewna?
- Pewna jestem tylko tego, że Tommy musi wrócić do rodziców, reszta się nie liczy.
Poszłam i stanęłam przy oknie, przy pasku miałam przyczepioną przepustkę. Gdy Joe mnie zobaczył od razu podszedł do Thorne’a:
- Nie jest zbyt rozmowna co?
- A dziwisz się jej?
- Nie. Wszystko gotowe, sprawdzamy właśnie sprzęt w twoim domu.
- Dzięki.
Joe raz jeszcze spojrzał na mnie po czym odszedł.
Po jakiś dwóch godzinach, kiedy Thorne podszedł do mnie, nadal stałam w tym samym miejscu.
- Co dalej?
Zapytałam, choć dobrze znałam standardową procedurę.
- Zamieszkasz u mnie, bo na pewno będą próbowali się do ciebie dostać.
- Jak długo to potrwa?
- Chciałbym ci odpowiedzieć na to pytanie, ale naprawdę nie potrafię, ale wierzę, że wszystko będzie dobrze, tylko musisz mi zaufać.
- Chciałabym bardzo ci wierzyć.
- Chociaż spróbuj.
Kiwnęłam głową a ten spojrzał na mnie.
- Możemy iść?
- Tak.
Odpowiedziałam, po czym ruszyłam przed nim prosto do wyjścia. Gdy weszliśmy do jego domu rozejrzałam się. Technicy akurat wyszli a ochrona porozstawiana była dosłownie wszędzie. Cieszyłam się jedynie, że nie było ich w domu, bo i bez tego nerwy miałam w opłakanym stanie.
- Czuj się jak u siebie.
Uśmiechnęłam się. Jak mogłam czuć się jak u siebie? Ale musiałam to przetrwać, Thorne naprawdę się starał.
- To co? Kawa?
Zapytał.
- Czemu nie.
Było już dosyć późno kiedy usiadłam na tarasie. Po chwili dołączył do mnie Thorne. W ręku trzymał butelkę wina a w drugiej papierosa. Spojrzałam zdziwiona:
- Nie wiedziałam , że palisz.
- Tylko przy trudniejszych akcjach.
- Podniosłeś mnie na duchu.
Usiadł, nalał wino, teraz i ja zapaliłam.
- Skłamałbym mówiąc, że ta akcja to bułka z masłem.
Mimo tego co powiedział uśmiechnęłam się ,popatrzył na mnie przez chwilę.
- Co?
- Powinnaś częściej to robić.
- Co takiego?
- Uśmiechać się.
- Ostatnio jakoś miałam mało powodów do śmiechu.
- Przez swoją siostrę?
- Kim wszystko ci wyśpiewała?
Uśmiechnął się, ale nie odpowiedział.
- Tak jakoś się złożyło.
- Masz żal do niej czy do Will’a?
- Chyba mój żal rozkłada się po połowie, tak naprawdę to Will’a chyba nie mam za co winić, spotykaliśmy się bez zobowiązań, nie traktowałam tego poważnie i nie chciałam niczego więcej, ale Sue…
- Co z nią?
- Zanim poślubiłam Joe’go miałam jeszcze jednego męża.
- W aktach tego nie zamieścili.
- Bo nie było czego, moje małżeństwo po czterech dniach zostało unieważnione.
- Przez Sue Ellen?
- Przyjechałam do domu po akcji i zastałam ich w łóżku, wprawdzie Cort był pijany i twierdził, że do niczego nie doszło, ale nie wnikałam.
- Więc kiedy teraz historia się powtórzyła nie wierzysz już w zbieg okoliczności?
- Właśnie.
- Życie lubi płatać figle co?
- Niestety.
- A ty co myślisz?
- O czym?
- O życiu.
Roześmiałam się.
- Ja?
Powtórzyłam a on kiwnął głową.
- Myślę, że życie, to tak naprawdę tylko chwila i  nie ma znaczenia co zrobimy, i tak ktoś inny zdecyduje jak potoczą się nasze losy.
- Grunt to się nie poddawać.
- Kiedy ciało się poddaje, to umysł nie ma na to już żadnego wpływu.
Spojrzeliśmy na siebie i poczułam się zmęczona. To był ciężki dzień a następny zapowiadał się jeszcze cięższy.
- Pójdę się położyć.
Skinął głową a ja weszłam do domu.
Następnego dnia rano jeszcze spałam, kiedy Thorne stał na tarasie i rozmawiał z Gino.
- Co ty taki dzisiaj jesteś rozkojarzony, ostatni raz widziałem cię takiego …zaczekaj, wiem, kiedy poderwałeś córkę generała pamiętasz?
Thorne pokiwał głową a Gino był bardzo rozbawiony.
- Daj już spokój.
Ale Gino nie dawał za wygraną.
- Przyznaj się, zabujałeś się w niej?
Thorne nie odpowiedział a Gino ciągnął dalej:
- Bez urazy stary, znamy się od dzieciaka i kocham cię jak brata, ale pani Hopper, to nie kobieta dla ciebie, jej nie można przelecieć i zostawić.
- Wiem.
- Poza tym nie licz, że z wdzięczności padnie ci w ramiona, wcześniej czy później i tak wróci do męża.
- To też wiem.
- To co ci chodzi po głowie?
Thorne uśmiechnął się.
- Zastanawiam się skąd ty tyle o niej wiesz?
- No wiesz to nie jakaś tam pierwsza lepsza laska, tylko babka z klasą, lubię być doinformowany w tych sprawach.
Ostatnie zdanie usłyszałam wchodząc akurat na taras z kawą.
- Jesteś cudowny Gino, ale jeśli opowiesz jeszcze kilka takich kłamstw, zrobię się zarozumiała.
Gino zarumienił się na twarzy a Thorne zaczął się śmiać, ja również.
- To ja już pójdę.
Thorne skinął głową a Gino poszedł. Oparłam się o barierkę obok niego:
- Jak ci się spało?
- Myślałam, że będzie gorzej, a tymczasem nie mogłam się obudzić, i jak? Coś wiadomo?
- Tak, w nocy koło twojego domu kręcił się samochód zarejestrowany na Terence’a Braul’a, znasz go?
- To jeden z jego ludzi.
- Wymiana ma być jutro o osiemnastej.
- Dlaczego tak długo zwlekają?
- Zapewne też muszą ułożyć sobie jakiś plan awaryjny, na wypadek gdybyśmy ich wykiwali, pójdę posprawdzać sprzęt.
Skinęłam głową i weszłam do domu, gdzie J.T akurat oglądał wiadomości:
- Cześć słonko. I jak?
- W porządku.
- Posłuchaj tego dupka.
Podgłośnił wiadomości w telewizorze, gdzie prezenter mówił tak:
- Tajemnicza ucieczka znanego terrorysty Frank’a Aldridge’a obudziła wiele kontrowersji na temat amerykańskiego więziennictwa i wywołała powszechną panikę w społeczeństwie, które czuje się zagrożone. Władze jak zwykle biernie się przypatrują a my możemy liczyć jedynie na cud. Mówił Dany Wats.
J.T pokiwał głową i spojrzał na mnie:
- Przypomnij mi słonko gdy już będzie po wszystkim, żebym skopał mu tyłek.
Uśmiechnęłam się.
- Przypomnę.
Po południu poszłam popływać w basenie a gdy się wynurzyłam, zobaczyłam Kim:
- Wystraszyłaś mnie.
- Masz nieczyste sumienie?
Uśmiechnęłam się i wyszłam z basenu.
- Co jest?
Kim wyglądała na podenerwowaną.
- Nic.
- Kim…
- Mam być na pozycji strzeleckiej w czasie wymiany.
- Jesteś snajperem i to bardzo dobrym.
- Kylie co innego jest celować do obcych ludzi a co innego kiedy w grę wchodzi życie twoje i Tommy’ego.
- Posłuchaj, nikomu innemu nie powierzyłabym swojego życia i dlatego cieszę się, że ty tam będziesz.
Moja słowa chyba nieco podniosły ją na duchu, bo kiwnęła głową i zdawało się, że nieco się uspokoiła.
Nazajutrz ustawiliśmy się przy hangarach blisko pasa startowego, tam właśnie miała się odbyć wymiana. Thorne chodził nerwowo przy samochodzie, ale starałam się na to nie zwracać uwagi. Po chwili podeszła do mnie Vicky i wpadła mi w objęcia. Łzy leciały jej ciurkiem:
- Vicky spokojnie, będzie dobrze, tylko słuchaj Thorne’a, rozumiesz?
Vicky kiwnęła głową:
- Powiedz tylko ,że wiesz ile to dla mnie znaczy?
- Wiem.
Odpowiedziałam ze łzami w oczach, po czym spojrzałam na Thorne’a. Bobbie podszedł do nas i oświadczył:
- Snajper na pozycji.
Thorne kiwnął głową i poszedł za hangar, poszłam za nim:
- Thorne, co się stało?
- Wkurza mnie moja bezradność.
- Sto razy przeglądałeś plan, mówiłeś ,że się uda, a teraz sam w to nie wierzysz?
- Nie o to chodzi.
- A co? Powiedz mi teraz bo możesz już nie mieć okazji.
Przejechał ręką po swoich włosach i twarzy, podszedł do mnie szybkim tempem, po czym delikatnie mnie pocałował. Chociaż się tego nie spodziewałam, gdy nasze usta się złączyły poczułam przemiłe ciepło. Gdy w końcu oderwał je od moich spojrzał mi głęboko w oczy, ale nie powiedzieliśmy ani jednego słowa, tylko oboje wróciliśmy na swoje wcześniejsze pozycje. Po chwili na pasie startowym pojawił się Frank Aldridge z Tommy’m, Seth odruchowo przytrzymał Vicky. Ochroniarze Aldridge stali na schodkach przy samolocie, gdy ten zobaczył, że idę w jego stronę uśmiechnął się.
- Ciociu!
- Proszę jaki ten świat mały, znowu się spotykamy co?
Spojrzałam na niego wrogo, po czym na Tommy’ego, którego Aldridge trzymał na rękach by się osłonić w razie ostrzału:
- Skarbie posłuchaj, ten pan za chwilę postawi cię na ziemi, a wtedy masz biec prosto do mamy zrozumiałeś?
- Dobrze, ale dlaczego nie możesz iść ze mną?
- Ja przyjdę później, a teraz rób co mówię.
Aldridge spojrzał na mnie:
- A teraz bez numerów, przysuń się do mnie blisko i nie próbuj żadnych sztuczek, Terence ma gówniarza na celowniku, jak coś wywiniesz – dzieciak zginie.
Zastosowałam się precyzyjnie do jego polecenia, bo doskonale wiedziałam, że nie żartuje i jest bez wątpienia zdolny nawet do tego by zabić dziecko.
Brad tymczasem spojrzał na Thorne’a zaniepokojony:
- Co on wyprawia do diabła?
- Nie doceniliśmy go.
Wziął od Bobbie’go słuchawkę:
- Kim masz go?
- Tak, ale Kylie jest prosto na linii strzału.
Tommy zaczął biec w stronę samochodów tak jak kazałam, Vicky od razu wzięła go na ręce, tymczasem Frank cofał się ze mną tak, że zasłaniałam go własnym ciałem, Thorne widząc to stracił cierpliwość:
- Ściągnij go!
- Nie mogę!
- Do cholery Kim to nasza jedyna szansa, jeśli teraz nie strzelisz to leżymy!
- Jeśli strzelę trafię prosto w Kal!!

Drzwi samolotu zamknęły się a Thorne ze złości kopnął w pojemnik na śmieci stojący przy hangarach, Kim rozpłakała się z bezradności a Vicky tuląc Tommy’ego spojrzała na Seth’a, po czym na Thorne’a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz