środa, 12 lutego 2014

Rozdział XI

XI

Kiedy spotkaliśmy się następnego dnia wieczorem, musiałam w duchu przyznać Kim rację. Był przystojny, do tego dobrze zbudowany a i maniery były u niego nienaganne.
Gdy wszedł do domu zaprosiłam go na taras, tłumacząc, że widok na las ma na mnie zbawienny wpływ. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie. Miałam na sobie zwiewną sukienkę w kolorze ekri, wsuwane buty na wysokim koturnie, a na wierzch zarzuciłam chustę, która okrywała moje nagie ramiona. Nie chciałam czuć się skrępowana, chociaż gdy zobaczyłam go w garniturze miałam wątpliwości czy nie ubrałam się niestosownie. Zauważyłam, że górny guzik swojej czarnej koszuli ma rozpięty, więc oceniłam , że garnitur to po prostu jego styl bycia. Gdy usiadłam w słomianym fotelu a on w drugim naprzeciwko chyba lekko się zmieszał.
- Nie ukrywam, że trochę zdziwił mnie twój telefon, bo naprawdę nie wiem w czym mogłabym ci pomóc swoją skromną osobą.
Thorne speszył się i spuścił głowę widząc mój uśmiech, ale po chwili spojrzał mi głęboko w oczy:
- No to złapałaś mnie.
Kiwnęłam głową, bo tak jak przypuszczałam, powód wizyty był zupełnie inny.
- Nie o moich ludzi chodzi prawda?
- Nie, jestem tu z twojego powodu.
- Mojego? To może lepiej otworzę wino?
Sięgnęłam po wino stojące na stole, odkręciłam je i nalałam w dwa kieliszki, które wcześniej przygotowałam. Chyba miałam pewność, że ten wieczór nie będzie łatwym. Zapaliłam papierosa:
- Chciałem cię zapytać dlaczego odeszłaś z policji?
- To chyba przeczytałeś w aktach prawda?
- Tak, ale ja chciałbym poznać prawdziwą przyczynę.
- Dlaczego myślisz, że jest inny powód? Ktoś ma długi język? Chyba będę musiała porozmawiać z Kim.
- Martwi się o ciebie.
- Wiem, ale niepotrzebnie, nie jestem małą dziewczynką i podejmuje świadome decyzje.
- Nie chciałem cię urazić.
- Nie uraziłeś, odeszłam, bo był to odpowiedni czas.
Patrzył na mnie w takim skupieniu jakbym opowiadała mu jakąś niezwykłą historię.
- I wierz mi lub nie, ale nie była to łatwa decyzja, mimo to wiem, że słuszna.
- Nie chciałem naruszać strefy twojej prywatności.
- Wiem, ale tak czasami bywa, że nie idzie tych dwóch rzeczy rozdzielić.
- J.T opowiadał o tobie w samych superlatywach.
- J.T o wszystkich mówi dobrze.
- Mogę ci zadać osobiste pytanie?
Uśmiechnęłam się.
- Pytaj.
- Żałujesz, że się rozwiodłaś?
Przyznam ,że takiego pytania się nie spodziewałam. Ciężko westchnęłam po czym spojrzałam:
- Nie, nie żałuję, Joe na swój sposób zawsze będzie mi bliski, ale jako mąż…
- Słyszałem.
- Tak sądzę. Ale to stare dzieje, więc rozgrzeszyłam go.
- Wszystko mu wybaczyłaś?
Przypomniałam sobie jak w ciąży Joe uderzył mnie w brzuch a ja upadłam na kanapę.
- Nie, jednej rzeczy nigdy mu nie wybaczę, nie to że nie chcę, ale chyba nie potrafię. Ale mnie zagadałeś, nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam ci się zwierzać.
Thorne uśmiechnął się.
- Słuchanie to część mojej pracy.
- Przypuszczam, że nie jedna panna wypłakiwała ci się na ramieniu, co?
- Bez przesady.
- No bez przesady.
Powtórzyłam.
- Rozmawiałem dzisiaj z Joe i tak właśnie się zastanawiam jak można zdradzać taką kobietę jak ty?
Roześmiałam się.
- No jak widać – można.
- A ty? Wiem, że byłeś żonaty i masz syna, dlaczego nie ożeniłeś się ponownie?
- Nie, nie, małżeństwo to sztuka przetrwania.
 Zaczęliśmy się śmiać, rzeczywiście w naszej pracy trwałe związki raczej nie miały prawa bytu.
- Czy będzie bardzo nietaktowne jeśli zapytam co działo się z tobą pomiędzy osiemnastym a dziewiętnastym rokiem życia?
Wiedziałam, że mnie studiuje, nie wiedziałam jedynie z jakiego powodu, starałam się być naturalna tak, żeby nie zorientował się ,że kłamię. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, on również, bo zorientował się, że to pytanie pozostanie bez odpowiedzi.
- Czy w jakimś konkretnym celu wypytujesz mnie o to wszystko?
- Chciałbym cię lepiej poznać.
- Dlaczego?
- Nie wiem, pewnie już słyszałaś, że masz w sobie coś takiego, co…
Roześmiałam się.
- Przyciąga mężczyzn?
- Właśnie.
- Słyszałam, ale tak się właśnie składa ,że na ogół interesują się mną ci mężczyźni, którzy nie powinni.
- No tak.
Chyba odebrał tą aluzję do siebie.
- Mam nadzieję, że z czasem zmienisz o mnie zdanie, chciałem tylko ci powiedzieć, że gdybyś postanowiła wrócić, byłbym bardzo zadowolony mogąc z tobą pracować.
Spojrzał na mnie, po czym podniósł się.
- Nie będę zabierał ci więcej czasu, wiesz gdzie mnie szukać.
Kiwnęłam głową a on wyszedł, dopiłam swój kieliszek z winem i spojrzałam w ciemność lasu. Dlaczego Thorne zaproponował mi powrót do pracy? I dlaczego miałam wrażenie, że kryje się za tym ktoś jeszcze. Czy właśnie teraz miałam powrócić do swojego prawdziwego życia, czy po prostu byłam przewrażliwiona?
Ledwo Thorne wyszedł ode mnie a zadzwoniono do niego z oddziału, z prośbą by stawił się na nim jak najszybciej. Po dziesięciu minutach był na miejscu i ledwo minął główne drzwi zauważył siedzącą tam i zapłakaną Vicky. Seth chodził nerwowo, Thorne od razu podszedł do nich:
- Co się stało?
Zapytał, na co Kim od razu zameldowała:
- Porwali Tommy’ego.
- Z domu?
- Nie, Vicky była na zakupach, zaczęła chować wszystko do samochodu i wtedy…
Seth paląc papierosa ledwo mógł zachować choćby względny spokój.
- Czy możemy coś wreszcie zacząć robić?
Powiedział wzburzonym tonem.
- Seth uspokój się.
Kim próbowała załagodzić sytuację, Vicky była w takim szoku, że nie odzywała się w ogóle.
- Mam się uspokoić? Przecież tu chodzi o mojego syna.
- Nic mu nie grozi.
Powiedział Thorne spokojnym tonem i naprawdę wyglądało na to, że jest tego pewien.
- Skąd ta pewność?
- Bo jest tylko kartą przetargową, dobrze wiedzą czego chcą i musi im na tym bardzo zależeć skoro posunęli się do porwania dziecka.
- Thorne ma rację, twoje nerwy tu nie pomogą, daj nam pracować.
W ustach Gina to nie brzmiało jak prośba, raczej stwierdzenie.
Thorne spojrzał na wszystkich, po czym w ekran tableta, który trzymał Colin:
- Chcę mieć pełne dane o tym gościu i jego ludziach, w tym czasie pojadę do niej i porozmawiam. Będę pod telefonem.
Wyszedł z oddziału i podjechał z powrotem pod mój dom. Gdy otworzyłam drzwi, uśmiechnęłam się nieświadoma tego co zaraz usłyszę.
- Jeszcze chcesz o coś zapytać?
- Musimy porozmawiać, to ważne.
Spojrzałam na niego, bo jego wyraz twarzy wywołał u mnie prawdziwy niepokój.
- Porwali syna Vicky i Seth’a.
- Co? Dlaczego?
- Czekamy za telefonem bo chcą wymiany.
- Wymiany? Kto go porwał?
- Niejaki Frank Aldridge, znasz go?
Kiwnęłam głową, znałam go aż za dobrze, w czasie aresztowania zrzuciłam go z dachu łamiąc przy okazji cztery żebra.
- Jakim cudem wyszedł?
- Napadnięto na samochód, którym go przewożono.
- Chce mnie prawda?
Thorne spuścił głowę, pamiętam jak Aldridge mi wykrzykiwał, że jeszcze zapłacę mu za wszystko co zrobiłam.
- Przykro mi.
Kiwnęłam głową.
- Zostaw mnie samą dobrze?

Thorne pokiwał głową i wycofał się posłusznie z mojego domu. Zamknęłam drzwi i przykucnęłam przy nich kryjąc twarz w dłoniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz