XI
Kiedy spotkaliśmy się
następnego dnia wieczorem, musiałam w duchu przyznać Kim rację. Był przystojny,
do tego dobrze zbudowany a i maniery były u niego nienaganne.
Gdy wszedł do domu
zaprosiłam go na taras, tłumacząc, że widok na las ma na mnie zbawienny wpływ.
Uśmiechnął się i spojrzał na mnie. Miałam na sobie zwiewną sukienkę w kolorze
ekri, wsuwane buty na wysokim koturnie, a na wierzch zarzuciłam chustę, która
okrywała moje nagie ramiona. Nie chciałam czuć się skrępowana, chociaż gdy
zobaczyłam go w garniturze miałam wątpliwości czy nie ubrałam się niestosownie.
Zauważyłam, że górny guzik swojej czarnej koszuli ma rozpięty, więc oceniłam ,
że garnitur to po prostu jego styl bycia. Gdy usiadłam w słomianym fotelu a on
w drugim naprzeciwko chyba lekko się zmieszał.
- Nie ukrywam, że
trochę zdziwił mnie twój telefon, bo naprawdę nie wiem w czym mogłabym ci pomóc
swoją skromną osobą.
Thorne speszył się i
spuścił głowę widząc mój uśmiech, ale po chwili spojrzał mi głęboko w oczy:
- No to złapałaś mnie.
Kiwnęłam głową, bo tak
jak przypuszczałam, powód wizyty był zupełnie inny.
- Nie o moich ludzi
chodzi prawda?
- Nie, jestem tu z
twojego powodu.
- Mojego? To może
lepiej otworzę wino?
Sięgnęłam po wino
stojące na stole, odkręciłam je i nalałam w dwa kieliszki, które wcześniej
przygotowałam. Chyba miałam pewność, że ten wieczór nie będzie łatwym.
Zapaliłam papierosa:
- Chciałem cię zapytać
dlaczego odeszłaś z policji?
- To chyba
przeczytałeś w aktach prawda?
- Tak, ale ja
chciałbym poznać prawdziwą przyczynę.
- Dlaczego myślisz, że
jest inny powód? Ktoś ma długi język? Chyba będę musiała porozmawiać z Kim.
- Martwi się o ciebie.
- Wiem, ale
niepotrzebnie, nie jestem małą dziewczynką i podejmuje świadome decyzje.
- Nie chciałem cię
urazić.
- Nie uraziłeś,
odeszłam, bo był to odpowiedni czas.
Patrzył na mnie w
takim skupieniu jakbym opowiadała mu jakąś niezwykłą historię.
- I wierz mi lub nie,
ale nie była to łatwa decyzja, mimo to wiem, że słuszna.
- Nie chciałem
naruszać strefy twojej prywatności.
- Wiem, ale tak
czasami bywa, że nie idzie tych dwóch rzeczy rozdzielić.
- J.T opowiadał o
tobie w samych superlatywach.
- J.T o wszystkich
mówi dobrze.
- Mogę ci zadać
osobiste pytanie?
Uśmiechnęłam się.
- Pytaj.
- Żałujesz, że się
rozwiodłaś?
Przyznam ,że takiego
pytania się nie spodziewałam. Ciężko westchnęłam po czym spojrzałam:
- Nie, nie żałuję, Joe
na swój sposób zawsze będzie mi bliski, ale jako mąż…
- Słyszałem.
- Tak sądzę. Ale to
stare dzieje, więc rozgrzeszyłam go.
- Wszystko mu
wybaczyłaś?
Przypomniałam sobie
jak w ciąży Joe uderzył mnie w brzuch a ja upadłam na kanapę.
- Nie, jednej rzeczy
nigdy mu nie wybaczę, nie to że nie chcę, ale chyba nie potrafię. Ale mnie
zagadałeś, nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam ci się zwierzać.
Thorne uśmiechnął się.
- Słuchanie to część
mojej pracy.
- Przypuszczam, że nie
jedna panna wypłakiwała ci się na ramieniu, co?
- Bez przesady.
- No bez przesady.
Powtórzyłam.
- Rozmawiałem dzisiaj
z Joe i tak właśnie się zastanawiam jak można zdradzać taką kobietę jak ty?
Roześmiałam się.
- No jak widać –
można.
- A ty? Wiem, że byłeś
żonaty i masz syna, dlaczego nie ożeniłeś się ponownie?
- Nie, nie, małżeństwo
to sztuka przetrwania.
Zaczęliśmy się śmiać, rzeczywiście w naszej
pracy trwałe związki raczej nie miały prawa bytu.
- Czy będzie bardzo
nietaktowne jeśli zapytam co działo się z tobą pomiędzy osiemnastym a
dziewiętnastym rokiem życia?
Wiedziałam, że mnie
studiuje, nie wiedziałam jedynie z jakiego powodu, starałam się być naturalna
tak, żeby nie zorientował się ,że kłamię. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam
się, on również, bo zorientował się, że to pytanie pozostanie bez odpowiedzi.
- Czy w jakimś
konkretnym celu wypytujesz mnie o to wszystko?
- Chciałbym cię lepiej
poznać.
- Dlaczego?
- Nie wiem, pewnie już
słyszałaś, że masz w sobie coś takiego, co…
Roześmiałam się.
- Przyciąga mężczyzn?
- Właśnie.
- Słyszałam, ale tak
się właśnie składa ,że na ogół interesują się mną ci mężczyźni, którzy nie
powinni.
- No tak.
Chyba odebrał tą
aluzję do siebie.
- Mam nadzieję, że z
czasem zmienisz o mnie zdanie, chciałem tylko ci powiedzieć, że gdybyś
postanowiła wrócić, byłbym bardzo zadowolony mogąc z tobą pracować.
Spojrzał na mnie, po
czym podniósł się.
- Nie będę zabierał ci
więcej czasu, wiesz gdzie mnie szukać.
Kiwnęłam głową a on
wyszedł, dopiłam swój kieliszek z winem i spojrzałam w ciemność lasu. Dlaczego
Thorne zaproponował mi powrót do pracy? I dlaczego miałam wrażenie, że kryje
się za tym ktoś jeszcze. Czy właśnie teraz miałam powrócić do swojego
prawdziwego życia, czy po prostu byłam przewrażliwiona?
Ledwo Thorne wyszedł
ode mnie a zadzwoniono do niego z oddziału, z prośbą by stawił się na nim jak
najszybciej. Po dziesięciu minutach był na miejscu i ledwo minął główne drzwi
zauważył siedzącą tam i zapłakaną Vicky. Seth chodził nerwowo, Thorne od razu
podszedł do nich:
- Co się stało?
Zapytał, na co Kim od
razu zameldowała:
- Porwali Tommy’ego.
- Z domu?
- Nie, Vicky była na
zakupach, zaczęła chować wszystko do samochodu i wtedy…
Seth paląc papierosa
ledwo mógł zachować choćby względny spokój.
- Czy możemy coś
wreszcie zacząć robić?
Powiedział wzburzonym
tonem.
- Seth uspokój się.
Kim próbowała
załagodzić sytuację, Vicky była w takim szoku, że nie odzywała się w ogóle.
- Mam się uspokoić?
Przecież tu chodzi o mojego syna.
- Nic mu nie grozi.
Powiedział Thorne
spokojnym tonem i naprawdę wyglądało na to, że jest tego pewien.
- Skąd ta pewność?
- Bo jest tylko kartą
przetargową, dobrze wiedzą czego chcą i musi im na tym bardzo zależeć skoro
posunęli się do porwania dziecka.
- Thorne ma rację,
twoje nerwy tu nie pomogą, daj nam pracować.
W ustach Gina to nie
brzmiało jak prośba, raczej stwierdzenie.
Thorne spojrzał na
wszystkich, po czym w ekran tableta, który trzymał Colin:
- Chcę mieć pełne dane
o tym gościu i jego ludziach, w tym czasie pojadę do niej i porozmawiam. Będę
pod telefonem.
Wyszedł z oddziału i
podjechał z powrotem pod mój dom. Gdy otworzyłam drzwi, uśmiechnęłam się
nieświadoma tego co zaraz usłyszę.
- Jeszcze chcesz o coś
zapytać?
- Musimy porozmawiać,
to ważne.
Spojrzałam na niego,
bo jego wyraz twarzy wywołał u mnie prawdziwy niepokój.
- Porwali syna Vicky i
Seth’a.
- Co? Dlaczego?
- Czekamy za telefonem
bo chcą wymiany.
- Wymiany? Kto go
porwał?
- Niejaki Frank
Aldridge, znasz go?
Kiwnęłam głową, znałam
go aż za dobrze, w czasie aresztowania zrzuciłam go z dachu łamiąc przy okazji
cztery żebra.
- Jakim cudem wyszedł?
- Napadnięto na
samochód, którym go przewożono.
- Chce mnie prawda?
Thorne spuścił głowę,
pamiętam jak Aldridge mi wykrzykiwał, że jeszcze zapłacę mu za wszystko co
zrobiłam.
- Przykro mi.
Kiwnęłam głową.
- Zostaw mnie samą
dobrze?
Thorne pokiwał głową i
wycofał się posłusznie z mojego domu. Zamknęłam drzwi i przykucnęłam przy nich
kryjąc twarz w dłoniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz