piątek, 14 lutego 2014

Rozdział XI

XI

Tego dnia nie dotarłam już na oddział.
Ojciec zadzwonił pod wieczór i powiedział, że z Penny wszystko w porządku i że powinnam dać jej czas nie naciskając. Wiedziałam, że miał rację, ale trudno mi było z tym pogodzić. Czułam się samotna i opuszczona. Siedziałam przy kominku z papierosem w ręku i „obalałam” samotnie butelkę wina. Z wieży wydobywały się wolne dźwięki muzyki a ja w życiu nie czułam się taka do niczego.
Bez planów na życie, bez perspektyw, wiedziałam, że muszę wziąć się w garść w przeciwnym razie mogę przypłacić to życiem, ale coś w środku wyżerało dosłownie ze mnie wszystkie siły.
Koło 19.00 zadzwoniła Vicky i poprosiła żebym do niej przyjechała, niestety nie byłam w stanie więc Seth musiał przyjechać po mnie. Miałam chyba zbyt mocno wypite bo zaczęłam się rozklejać, ale nie dbałam o to. Byłam tego typu człowiekiem, który jak się nie wykrzyczał, to nie mógł dojść do siebie. Vicky bardzo się starała żeby mi coś doradzić, ale dobrze wiedziała ,że sprawa jest przegrana. Seth uważnie przysłuchiwał się naszej rozmowie, rozumiał mnie, zawsze był oddanym przyjacielem.
- Całe życie mi się zawaliło Vicky.
- To minie, wszyscy muszą oswoić się z tą sytuacją, opłakiwaliśmy cię tak długo, nie było dnia w którym bym o tobie nie myślała.
Poleciały mi łzy.
- Czuję po prostu, że nic mi nie zostało, dzieci mnie nienawidzą, ludzie patrzą na mnie spod łba, ja nawet we własnym domu nie mieszkam, czuję się jak intruz rozumiesz? Bezużyteczna i niepotrzebna. Chciałabym wierzyć, że to się zmieni, ale kiedy dzisiaj Jen wymierzyła mi policzek, dopiero zrozumiałam ile krzywdy ludziom wyrządziłam. A w tym wszystkim Rolly.
Seth spojrzał na mnie.
- Wiecie co to za uczucie żyć z kimś pięć lat i nagle dowiedzieć się, że to wszystko było tylko grą? Że poświęciłam dla niego wszystko a w zamian usłyszałam, że udawał?
- To nie do końca tak Kal.
- Seth, ja wiem, że wy się przyjaźnicie, ale tak właśnie postąpił.
- A pomyślałaś, że on też nie ma wyboru? Że może dopiero dowiesz się dlaczego tak się stało i co to wszystko miało na celu?
Teraz odczułam niepokój, Vicky zmierzyła Seth’a ostrzegawczym wzrokiem, a ja spojrzałam na obydwóch:
- Powinnam coś wiedzieć?
- Nie o to chodzi, ale oceniasz go nie znając powodów jego postępowania a dziwisz się, że inni oceniają ciebie?
Miał rację, nie dałam Rolly’emu szansy na wyjaśnienia, ale odniosłam wrażenie, że on wcale nie miał ochoty nic mi wyjaśniać. Może ja tak naprawdę nie chciałam jej poznać? Poczułam się zdradzona więc uniosłam się honorem i odeszłam.
Znowu to samo uczucie przebiegło przez moją głowę: czy wszyscy wiedzą coś czego ja nie wiem? Byłam jednak zbyt zmęczona aby to drążyć. Cieszyłam się, że Vicky tak przyjęła mój powrót chociaż na pewno było jej ciężko.
Długo jeszcze rozmawiałyśmy przy winie. Seth gdzieś zniknął i zostawił nas same. Gdy jednak koło 22.30 podniosłam się by wrócić do domu, poczułam ostre uderzenie alkoholu, wstyd się przyznać ale ledwo trzymałam się na nogach, Vicky zaczęła się śmiać.
- Kylie zostań, nie ma sensu żebyś wracała i tak Seth musiał by cię odwieźć.
- Nie gniewaj się Vicky, ale chcę wrócić.
- To może ja cię odwiozę co?
Obróciłaś się i zobaczyłam Cole’a, zawsze miał do mnie słabość i pewnie dlatego Seth po niego zadzwonił, jestem pewna, że wiedział iż nie będę chciała zostać.
Spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać.
- Mój wierny Romeo, Rolly cię przysłał?
- Daj spokój. Chodź, wziął mnie za rękę, ale nogi mi się splątały i o mało co a wywinęłabym orła, przytrzymał mnie, zaczęli się śmiać, zresztą ja też, przerzucił mnie przez ramię i wyniósł z domu. Kiedy pakował mnie do samochodu Vicky i Seth stali na ganku uśmiechnięci. Co za wstyd, tak się doprawić, a ja się dziwię, że dzieci nie chcą mnie znać.
Cole wsiadł do samochodu i uśmiechnął się do mnie.
- Co?
Zapytałam gniewnie a on pokręcił z uśmiechem głową.
- Nic, ślicznie wyglądasz.
- Nie, tylko nie zaczynaj, po prostu jedź dobrze?
Zaczął się śmiać, po czym odpalił silnik i ruszył prosto do mojego domu, po drodze jakoś alkohol zaczął mnie chyba puszczać. Rozmawialiśmy, potrzebowałam tej rozmowy. Cole należał do tej części mojego życia, z którą nieodzownie byłam związana. Mogłam mu powiedzieć wszystko a przynajmniej na tej płaszczyźnie, na której aktualnie się znajdowałam.
- Wiedziałeś, że wrócę?
- Dowiedziałem się dwa miesiące temu, ale byłem temu przeciwny.
- Dlaczego?
- Bo wiem jak trudny jest taki powrót, przerobiłem to kiedyś i straciłem wszystko. Lata zajęło mi odzyskiwanie zaufania ludzi, przyjaciół, ale tego co najważniejsze nigdy nie odzyskałem.
- Ukochanej kobiety?
Uśmiechnął się, ja również.
- Tylko jedną kobietę zdołałem w życiu pokochać.
Kompletnie nie zorientowałam się do czego zmierzał.
- Musiała być szczęściarą.
Podjechaliśmy pod dom, wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi.
- Jeśli cię uraziłam, to przepraszam.
Spojrzał mi w oczy, po czym zapytał:
- A uważasz się za szczęściarę?
Zatkało mnie, nie wiedziałam co odpowiedzieć, bo prawdę mówiąc w życiu nie spodziewałam się takiego wyznania, w tym samym momencie kiedy chciałam mu odpowiedzieć, usłyszeliśmy oboje nadjeżdżający samochód, moje reakcje były nieco opóźnione, ale Cole błyskawicznie obalił mnie na ziemię prawie w tym samym momencie, w którym rozgorzały strzały, wyjął pistolet i zaczął strzelać. Wytrzeźwiałam w sekundzie i wyjęłam swój pistolet.
- Dzwoń do Rolly’ego, musimy się przedostać do domu, tu się nie obronimy.
Zaczęłam nerwowo przetrząsać torebkę.
- Nie mam komórki!
- Co?!
- Nie zabrałam komórki!
- Cholera.
Zaczął łapać się po kieszeniach, w końcu wydobył swoją i szybko mi ją dał, wykręciłam numer, zza rogu wyjechał kolejny samochód z kuloodpornymi szybami, czułam, że już po nas, zdążyłam tylko szybko powiedzieć do słuchawki:
- Ostrzelano nas!!
Pociski przelatywały nad naszymi głowami niczym kule śnieżne, wiedziałam, że nawet jeśli Rolly od razu wyśle wsparcie, czeka nas kilka dobrych minut sam na sam z tą bandą, która pojawiła się niczym widmo. Jedyną nadzieją na to aby udało nam się odeprzeć choć na moment atak było dostanie się do domu. Sięgnęłam z torebki klucze i spojrzałam na Cole’a.
- Teraz albo nigdy.
Kiwnął głową, bo doskonale wiedział co to oznacza, miałam dosłownie kilka sekund na dotarcie do drzwi i otworzenie ich zanim samochód znowu zawróci i nas ostrzela. Cole zaczął mnie osłaniać, a ja pędem udałam się pod drzwi, aż sama się dziwiłam, że ręce mi nie drżały i trafiłam w zamek. Po chwili drzwi otwarły się, dałam znak Cole’owi. W minucie znalazł się w domu, w kolejnej samochód znowu zaczął ostrzeliwać nas, tym razem jednak zatrzymał się a ludzie rozbiegli się po ulicy.
Nie zapalaliśmy świateł celowo, ale praktycznie magazynki były puste. Podeszłam po kolanach do skrzyni stojącej przy ścianie i wyjęłam karabinki. Jeden dałam Cole’owi.
Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, wiedzieliśmy, że teraz albo nigdy.
Wymiana strzałów trwała jeszcze kilka dobrych minut, w którymś momencie znienacka strzały zaczęły padać również w domu, za późno było aby zapalać światła, Cole próbując mnie osłonić pociągnął mnie na ziemię, kula świsnęła mu przez żebra ale odbijając się rykoszetem trafiła prosto w moje ramię. Poczułam ostry ból ale nie miałam czasu nad tym ubolewać. Uniosłam się z ziemi próbując osłonić Cole’a, jeden z oprawców szedł prosto na mnie i gdy już miałam pociągnąć za spust, zorientowałam się, że magazynek jest pusty. Otworzyłam z dumą oczy szerzej niż to było możliwe. Całe życie przeleciało mi przed oczami jakby z sekundowym przyspieszeniem i wtedy mężczyzna upadł tuż pod moimi nogami. Kiedy runął w półmroku salonu zauważyłam Rolly’ego, Jess zapaliła światło. Wzrok mój i Rolly’ego skrzyżował się, ale tylko na ułamek sekundy. Obróciłam się żeby sprawdzić co z Cole’m i spostrzegłam, że podnosi się z podłogi. Poczułam ulgę, choć z niewiadomych przyczyn zaczęło mi się  robić dziwnie słabo. Choć chciałam trzymać Rolly’ego na dystans, w ostatniej chwili zdążyłam przytrzymać się go aby nie upaść. Jak przez mgłę słyszałam tylko jak krzyczał:
- Lekarza!!
Wziął mnie na ręce i wyniósł z domu. Nie opierałam się. Nie miałam siły.

Rolly miał wyjątkowy, niepowtarzalny dar – był zawsze w odpowiednim czasie i miejscu by mnie uratować i mimo ostatniej niechęci co do jego osoby, w środku siebie byłam mu za to wdzięczna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz