XI
Tego dnia nie dotarłam
już na oddział.
Ojciec zadzwonił pod
wieczór i powiedział, że z Penny wszystko w porządku i że powinnam dać jej czas
nie naciskając. Wiedziałam, że miał rację, ale trudno mi było z tym pogodzić.
Czułam się samotna i opuszczona. Siedziałam przy kominku z papierosem w ręku i
„obalałam” samotnie butelkę wina. Z wieży wydobywały się wolne dźwięki muzyki a
ja w życiu nie czułam się taka do niczego.
Bez planów na życie,
bez perspektyw, wiedziałam, że muszę wziąć się w garść w przeciwnym razie mogę
przypłacić to życiem, ale coś w środku wyżerało dosłownie ze mnie wszystkie
siły.
Koło 19.00 zadzwoniła
Vicky i poprosiła żebym do niej przyjechała, niestety nie byłam w stanie więc
Seth musiał przyjechać po mnie. Miałam chyba zbyt mocno wypite bo zaczęłam się
rozklejać, ale nie dbałam o to. Byłam tego typu człowiekiem, który jak się nie
wykrzyczał, to nie mógł dojść do siebie. Vicky bardzo się starała żeby mi coś
doradzić, ale dobrze wiedziała ,że sprawa jest przegrana. Seth uważnie przysłuchiwał
się naszej rozmowie, rozumiał mnie, zawsze był oddanym przyjacielem.
- Całe życie mi się
zawaliło Vicky.
- To minie, wszyscy
muszą oswoić się z tą sytuacją, opłakiwaliśmy cię tak długo, nie było dnia w
którym bym o tobie nie myślała.
Poleciały mi łzy.
- Czuję po prostu, że
nic mi nie zostało, dzieci mnie nienawidzą, ludzie patrzą na mnie spod łba, ja
nawet we własnym domu nie mieszkam, czuję się jak intruz rozumiesz?
Bezużyteczna i niepotrzebna. Chciałabym wierzyć, że to się zmieni, ale kiedy
dzisiaj Jen wymierzyła mi policzek, dopiero zrozumiałam ile krzywdy ludziom
wyrządziłam. A w tym wszystkim Rolly.
Seth spojrzał na mnie.
- Wiecie co to za
uczucie żyć z kimś pięć lat i nagle dowiedzieć się, że to wszystko było tylko
grą? Że poświęciłam dla niego wszystko a w zamian usłyszałam, że udawał?
- To nie do końca tak
Kal.
- Seth, ja wiem, że wy
się przyjaźnicie, ale tak właśnie postąpił.
- A pomyślałaś, że on
też nie ma wyboru? Że może dopiero dowiesz się dlaczego tak się stało i co to
wszystko miało na celu?
Teraz odczułam
niepokój, Vicky zmierzyła Seth’a ostrzegawczym wzrokiem, a ja spojrzałam na
obydwóch:
- Powinnam coś
wiedzieć?
- Nie o to chodzi, ale
oceniasz go nie znając powodów jego postępowania a dziwisz się, że inni
oceniają ciebie?
Miał rację, nie dałam
Rolly’emu szansy na wyjaśnienia, ale odniosłam wrażenie, że on wcale nie miał
ochoty nic mi wyjaśniać. Może ja tak naprawdę nie chciałam jej poznać? Poczułam
się zdradzona więc uniosłam się honorem i odeszłam.
Znowu to samo uczucie
przebiegło przez moją głowę: czy wszyscy wiedzą coś czego ja nie wiem? Byłam
jednak zbyt zmęczona aby to drążyć. Cieszyłam się, że Vicky tak przyjęła mój
powrót chociaż na pewno było jej ciężko.
Długo jeszcze
rozmawiałyśmy przy winie. Seth gdzieś zniknął i zostawił nas same. Gdy jednak
koło 22.30 podniosłam się by wrócić do domu, poczułam ostre uderzenie alkoholu,
wstyd się przyznać ale ledwo trzymałam się na nogach, Vicky zaczęła się śmiać.
- Kylie zostań, nie ma
sensu żebyś wracała i tak Seth musiał by cię odwieźć.
- Nie gniewaj się
Vicky, ale chcę wrócić.
- To może ja cię
odwiozę co?
Obróciłaś się i
zobaczyłam Cole’a, zawsze miał do mnie słabość i pewnie dlatego Seth po niego
zadzwonił, jestem pewna, że wiedział iż nie będę chciała zostać.
Spojrzałam na niego i
zaczęłam się śmiać.
- Mój wierny Romeo,
Rolly cię przysłał?
- Daj spokój. Chodź,
wziął mnie za rękę, ale nogi mi się splątały i o mało co a wywinęłabym orła,
przytrzymał mnie, zaczęli się śmiać, zresztą ja też, przerzucił mnie przez
ramię i wyniósł z domu. Kiedy pakował mnie do samochodu Vicky i Seth stali na
ganku uśmiechnięci. Co za wstyd, tak się doprawić, a ja się dziwię, że dzieci
nie chcą mnie znać.
Cole wsiadł do
samochodu i uśmiechnął się do mnie.
- Co?
Zapytałam gniewnie a
on pokręcił z uśmiechem głową.
- Nic, ślicznie
wyglądasz.
- Nie, tylko nie
zaczynaj, po prostu jedź dobrze?
Zaczął się śmiać, po
czym odpalił silnik i ruszył prosto do mojego domu, po drodze jakoś alkohol
zaczął mnie chyba puszczać. Rozmawialiśmy, potrzebowałam tej rozmowy. Cole
należał do tej części mojego życia, z którą nieodzownie byłam związana. Mogłam
mu powiedzieć wszystko a przynajmniej na tej płaszczyźnie, na której aktualnie
się znajdowałam.
- Wiedziałeś, że wrócę?
- Dowiedziałem się dwa
miesiące temu, ale byłem temu przeciwny.
- Dlaczego?
- Bo wiem jak trudny
jest taki powrót, przerobiłem to kiedyś i straciłem wszystko. Lata zajęło mi
odzyskiwanie zaufania ludzi, przyjaciół, ale tego co najważniejsze nigdy nie
odzyskałem.
- Ukochanej kobiety?
Uśmiechnął się, ja
również.
- Tylko jedną kobietę
zdołałem w życiu pokochać.
Kompletnie nie
zorientowałam się do czego zmierzał.
- Musiała być
szczęściarą.
Podjechaliśmy pod dom,
wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi.
- Jeśli cię uraziłam,
to przepraszam.
Spojrzał mi w oczy, po
czym zapytał:
- A uważasz się za
szczęściarę?
Zatkało mnie, nie
wiedziałam co odpowiedzieć, bo prawdę mówiąc w życiu nie spodziewałam się
takiego wyznania, w tym samym momencie kiedy chciałam mu odpowiedzieć,
usłyszeliśmy oboje nadjeżdżający samochód, moje reakcje były nieco opóźnione,
ale Cole błyskawicznie obalił mnie na ziemię prawie w tym samym momencie, w
którym rozgorzały strzały, wyjął pistolet i zaczął strzelać. Wytrzeźwiałam w
sekundzie i wyjęłam swój pistolet.
- Dzwoń do Rolly’ego,
musimy się przedostać do domu, tu się nie obronimy.
Zaczęłam nerwowo
przetrząsać torebkę.
- Nie mam komórki!
- Co?!
- Nie zabrałam
komórki!
- Cholera.
Zaczął łapać się po
kieszeniach, w końcu wydobył swoją i szybko mi ją dał, wykręciłam numer, zza
rogu wyjechał kolejny samochód z kuloodpornymi szybami, czułam, że już po nas,
zdążyłam tylko szybko powiedzieć do słuchawki:
- Ostrzelano nas!!
Pociski przelatywały
nad naszymi głowami niczym kule śnieżne, wiedziałam, że nawet jeśli Rolly od
razu wyśle wsparcie, czeka nas kilka dobrych minut sam na sam z tą bandą, która
pojawiła się niczym widmo. Jedyną nadzieją na to aby udało nam się odeprzeć
choć na moment atak było dostanie się do domu. Sięgnęłam z torebki klucze i
spojrzałam na Cole’a.
- Teraz albo nigdy.
Kiwnął głową, bo
doskonale wiedział co to oznacza, miałam dosłownie kilka sekund na dotarcie do
drzwi i otworzenie ich zanim samochód znowu zawróci i nas ostrzela. Cole zaczął
mnie osłaniać, a ja pędem udałam się pod drzwi, aż sama się dziwiłam, że ręce
mi nie drżały i trafiłam w zamek. Po chwili drzwi otwarły się, dałam znak
Cole’owi. W minucie znalazł się w domu, w kolejnej samochód znowu zaczął
ostrzeliwać nas, tym razem jednak zatrzymał się a ludzie rozbiegli się po
ulicy.
Nie zapalaliśmy
świateł celowo, ale praktycznie magazynki były puste. Podeszłam po kolanach do
skrzyni stojącej przy ścianie i wyjęłam karabinki. Jeden dałam Cole’owi.
Spojrzeliśmy na siebie
porozumiewawczo, wiedzieliśmy, że teraz albo nigdy.
Wymiana strzałów
trwała jeszcze kilka dobrych minut, w którymś momencie znienacka strzały
zaczęły padać również w domu, za późno było aby zapalać światła, Cole próbując
mnie osłonić pociągnął mnie na ziemię, kula świsnęła mu przez żebra ale
odbijając się rykoszetem trafiła prosto w moje ramię. Poczułam ostry ból ale
nie miałam czasu nad tym ubolewać. Uniosłam się z ziemi próbując osłonić
Cole’a, jeden z oprawców szedł prosto na mnie i gdy już miałam pociągnąć za
spust, zorientowałam się, że magazynek jest pusty. Otworzyłam z dumą oczy
szerzej niż to było możliwe. Całe życie przeleciało mi przed oczami jakby z
sekundowym przyspieszeniem i wtedy mężczyzna upadł tuż pod moimi nogami. Kiedy
runął w półmroku salonu zauważyłam Rolly’ego, Jess zapaliła światło. Wzrok mój
i Rolly’ego skrzyżował się, ale tylko na ułamek sekundy. Obróciłam się żeby
sprawdzić co z Cole’m i spostrzegłam, że podnosi się z podłogi. Poczułam ulgę,
choć z niewiadomych przyczyn zaczęło mi się
robić dziwnie słabo. Choć chciałam trzymać Rolly’ego na dystans, w
ostatniej chwili zdążyłam przytrzymać się go aby nie upaść. Jak przez mgłę
słyszałam tylko jak krzyczał:
- Lekarza!!
Wziął mnie na ręce i
wyniósł z domu. Nie opierałam się. Nie miałam siły.
Rolly miał wyjątkowy,
niepowtarzalny dar – był zawsze w odpowiednim czasie i miejscu by mnie uratować
i mimo ostatniej niechęci co do jego osoby, w środku siebie byłam mu za to
wdzięczna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz