X
Kiedy rano się
obudziłam Thorne’a już nie było. Na poduszce leżał krótki liścik, że czeka na
oddziale.
Przebudzenie się po
takiej nocy zabrało mi ledwie parę krótkich chwil i już byłam gotowa do
wyjścia. Jedna rzecz jednak nie dawała mi spokoju – mój ojciec. Czułam, że już
czas żeby złożyć mu wizytę. Niestety takiego obrotu końcowego sprawy nie
przewidziałam.
Podjechałam pod dom
ojca a przed nim zauważyłam Jen pielęgnującą jak zwykle swoje grządki,
uśmiechnęłam się do siebie, po czym wyszłam z samochodu i wolnym krokiem
skierowałam się w jej stronę. Zatrzymałam się w połowie podjazdu, usłyszała
moje kroki i obróciła się w moją stronę, podniosła się i przetarła oczy,
spojrzała raz jeszcze i wtedy z ręki wypadła jej łopatka, którą trzymała.
- Kylie?
Zapytała jakby nie
dowierzała własnym oczom, przybliżyłam się bardziej.
- To ja.
Podeszła do mnie i
bezceremonialnie mnie spoliczkowała, wszystkiego bym się po niej spodziewała,
tylko nie tego.
- Jak mogłaś?! Twojemu
ojcu omal serce nie pękło z rozpaczy a ty…, stajesz tu ot tak?
Miała rację, nie
zasłużyli sobie na to.
- A twoje dzieci?! Jak
mogłaś je zostawić? Penny przez dwa lata przesiadywała dzień w dzień u
psychologa, bo świat jej się zawalił, o Michael’u nie wspomnę! A teraz stajesz
przede mną i…
Musiało ją być słychać
w domu bo drzwi nagle się uchyliły, poleciały mi łzy na jej słowa i właśnie
wtedy na progu zobaczyłam mojego ojca. Nie byłam w stanie już jednak nic
powiedzieć po tym co usłyszałam, ojciec spojrzał na mnie i uśmiechnął się, mimo
to nie byłam pewna czy nie otrzymam kolejnego policzka.
- Cześć tato, czy
chociaż ty mnie wysłuchasz?
- Żyjesz córeczko, coś
mi podpowiadało, że nie dałabyś się tak łatwo zabić, jesteś na to za silna.
Łzy leciały mi po
policzkach już całym potokiem.
- Ale za słaba chyba
żeby żyć bez ciebie.
Wystawił ręce a ja
wpadłam mu w objęcia.
- Wejdźmy do domu, nie
płacz, najważniejsze, że żyjesz.
- Przepraszam cię, ja
naprawdę nie miałam na to wpływu, uwierz mi, gdyby było inne rozwiązanie, na
pewno bym z niego skorzystała.
- Wiem, znam cię, nie
zostawiłabyś rodziny bez powodu, wybacz Jen, trochę ją poniosło, ale sama
rozumiesz, nie było nam łatwo.
- Zasłużyłam na to.
- Nie pleć bzdur,
chodź do środka.
Weszliśmy do środka,
usiadłam na kanapie i zapaliłam papierosa.
- Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję, muszę
jechać do pracy.
- A teraz na spokojnie
opowiedz mi co się stało.
Westchnęłam, no i
opowiedziałam mu ze wszystkimi możliwymi szczegółami wszystko co się
stało. Jen naprawdę była na mnie zła,
nie przyszła do salonu ani razu, chociaż wiedziałam, że stoi tuż za ścianą i
przysłuchuje się naszej rozmowie. Gdy skończyłam spojrzał na mnie pełen
współczucia.
- A co z dziećmi?
- Jeszcze się z nimi
nie widziałam, nie miałam odwagi.
- Nie śpiesz się.
Kiwnęłam głową, po
czym wstałam.
- Zjesz z nami dzisiaj
kolację?
- To chyba nie jest
dobry pomysł tato.
Ale wtedy usłyszałam
głos Jen.
- Zaczekaj Penny…
Na dźwięk tego imienia
obróciłam się szybko i w drzwiach zobaczyłam swoją córkę. Nasze oczy spotkały
się ze sobą.
- Mama? To niemożliwe,
ty nie żyjesz, widziałam cię w trumnie.
- Penny zaczekaj…
- Nie! Opłakiwałam cię tyle czasu, a ty nigdy nie
umarłaś, jak mogłaś nas zostawić?! Nie chcę cię znać, zostaw mnie, po co w
ogóle wróciłaś?!! Nienawidzę cię!!!
Wybiegła z domu a ja
stałam jak posąg. Jej słowa rozdarły mi serce ale w głębi duszy rozumiałam ją.
Nie było wytłumaczenia na to co zrobiłam, Jen ubrała kurtkę i wybiegła za nią.
Ojciec spojrzał na mnie i pogładził po ramieniu:
- Spokojnie, musi
ochłonąć, Jen się nią zajmie, Penny jej ufa.
Spojrzałam na ojca z
żalem.
- Mi też kiedyś ufała.
Spojrzałam na niego,
po czym wyszłam z domu, ale zamiast na oddział, udałam się na miejsce, w którym
niegdyś lubiłam przesiadywać – nad rzeką.
Usiadłam na brzegu i w
myślach odtwarzałam minione wydarzenia, najpierw policzek od Jen a później
krzyczącą Penny, że mnie nienawidzi. Nie to żebym się tego nie spodziewała, ale
mimo wszystko chyba liczyłam na jakiś cud.
Człowiek to takie
stworzenie, które nawet w obliczu niebezpieczeństwa – łudzi się, że uda mu się
zmienić bieg wydarzeń. Ja chyba też się łudziłam, niestety jak widać z miernym
skutkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz