piątek, 14 lutego 2014

Rozdział IX

IX

Czy wszyscy z góry jesteśmy skazani na rozczarowanie? Czy ilekroć coś zaczyna w naszym życiu nabierać sensu, to musi wydarzyć się coś co zniweluje nasze plany?
Pięć lat temu sądziłam, że wszystko co złe jest już za mną, że zaznam w końcu spokoju i uda mi się ustabilizować jakoś moje pokręcone życie. Takie miałam plany i marzenia, niestety widać nie mnie pisany był spokojny żywot.
Chciałam odjechać jak najszybciej z parkingu po tym jak wyszłam z mieszanymi uczuciami z oddziału. Chwyciłam za klamkę samochodu kiedy usłyszałam za sobą głosy:
- Kylie zaczekaj.
Obróciłam się, to był Joe a zaraz za nim podążał Brad.
- Chcieliśmy coś ci dać.
Wręczył mi kopertę, wyjęłam ze środka dokument notarialny i spojrzałam na nich.
- Co to jest?
Wzrokiem przebiegłam po kartce.
- Udziały w K&J&B scedowałam na was w swoim testamencie.
- To prawda, ale Thorne obalił testament, a my z kolei nie byliśmy po twojej rzekomej śmierci w stanie żeby zmienić chociażby szyld klubu na inny i nie wyobrażamy sobie dalej prowadzenia klubu bez ciebie.
Spojrzałam na nich a oczy zrobiły się szklane, Brad widząc to odezwał się:
- Byłaś, jesteś i będziesz częścią tego klubu, nie chcemy żeby coś się zmieniło, Joe narobił wystarczającego bałaganu w papierach przez te pięć lat, będziesz miała co wygryzać za karę za to, że nam nie zaufałaś.
Uśmiechnęli się oboje.
- Przemyślcie to jeszcze, ja nie mam prawa wchodzić z butami w wasze unormowane życie.
- Moje życie nigdy nie zdążyło się unormować bez ciebie.
Pochyliłam głowę i wtedy usłyszałam głos Kim.
- Moje też nie, to co się stało wszystkich nas zaskoczyło, ale pozytywnie.
Uśmiechnęła się a wtedy odezwała się stojąca za nią Jesse.
- Wiemy, że nie miałaś wyboru.
Jeszcze kilka osób zgromadziło się na parkingu a ja prawdę powiedziawszy byłam tak zdziwiona ich reakcją, że nie wiedziałam co im odpowiedzieć.
- Teraz może wreszcie wszystko będzie jak dawniej – powiedział Ray a Pit mu przytaknął.
- Dziękuję za to, że jesteście, wszystkim, za to, że mnie nie oceniliście tak surowo jak się spodziewałam.
Rzeczywiście po tym ciepłym przyjęciu przez moich przyjaciół a przynajmniej ich część, poczułam się jakoś pewniej. Wiedziałam jednak, że najtrudniejsze przede mną – moja rodzina, głównie dzieci. To przerażało mnie najbardziej. Do tego musiałam w końcu zająć się sprawą syna Desperata, gdyż zagrożenie rosło z każdą minutą.
Na dzisiaj jednak miałam już dość wrażeń. Po kilku drinkach z moim oddziałem dotarłam do domu. Starym zwyczajem zmęczenie chciałam odreagować kąpielą. Po drodze zdążyłam jeszcze otworzyć butelkę wina, bo chyba czułam niedosyt. Oczywiście miło było myśleć pozytywniej po tym, jak dowiedziałam się, że już nie cały świat a jedynie jego połowa jest przeciwko mnie.
Ledwo zdążyłam wyjść z wanny i wysuszyć włosy kiedy rozległ się dzwonek. Po tym dni prawdopodobieństwo odwiedzin nieco wzrosło, choć tak naprawdę skojarzyłam, że w zasadzie to nikt mnie nie zapytał gdzie aktualnie mieszkam.
Zeszłam na dół w  szlafroku w kolorze krwisto czerwonym z wielką, czarną hieną na plecach i lampką wina w ręku. Ponownie pomyślałam, że umrzeć z klasą to dopiero wyczyn. Nie czułam strachu i to mnie martwiło, czy tak szybko z powrotem weszłam w skórę rządowego zabójcy?
Zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich Thorne’a, z butelką wina zresztą. Kiedy zobaczył mnie z kieliszkiem uśmiechnął się.
- Spóźniłem się?
- Nie, przyszedłeś w samą porę.
Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Ciężko było się dopchać do ciebie na parkingu.
Uśmiechnęłam się.
- No tak, ale tam przynajmniej byłam ubrana.
- No wiesz jak dla mnie to szlafrok też możesz zdjąć.
- No kochany, tyle to jeszcze nie wypiłam.
- Ale wieczór jest długi i wszystko może się wydarzyć.
Trochę się speszyłam tą otwartością, choć z drugiej strony skoro żyłam, to w myśl prawa dalej pozostawaliśmy małżeństwem.
- Przyniosę kieliszek.
Skierowałam się do barku, Thorne stanął przy kominku, z którego z wolna tryskały skry palonego drewna.
- Jak dzieci?
Zapytałam.
- W porządku, Michael u dziewczyny a Penny uczy się z koleżanką.
Jakoś dziwnie mi się zrobiło, że muszę pytać o własne dzieci, ale udałam, że wszystko w porządku, tyle, że Thorne zauważył, że jednak mnie to gryzie.
Podeszłam do niego i podałam mu kieliszek, po czym wlałam z otwartej butelki wino i dolałam sobie.
- Penny jest bardzo podobna teraz do ciebie.
- Do mnie?
Thorne kiwnął głową na tak.
- Mądra, uparta a do tego piękna.
- A Michael?
- Zrobił się z niego indywidualista, ale ma swoje priorytety i…
Spojrzałam na niego a on na mnie.
- I…?
Powtórzyłam pytająco.
- Ma charakter Rolly’ego, bardzo silny charakter, ale to dobra cecha.
Wiedziałam od samego początku, że chwilami ubolewał nad tym, iż nie był jego biologicznym ojcem.
- Ty go wychowałeś i ty jesteś jego ojcem, niezależnie od wszystkiego.
- A jak ty się dzisiaj czujesz?
- Lepiej.
- Czy na tyle żeby…
Spojrzałam w jego oczy, tak pięknie błyszczały w świetle kominka.
- Żeby co?
- Pięknie dzisiaj wyglądasz.
Czułam jak oblewam się rumieńcem, pod wpływem ciepła bijącego z kominka czułam jak stopniowo wzbiera we mnie pożądanie, wywołane zapewne częściowo wypitym alkoholem, który dopiero teraz otrzymał w organizmie prawidłowe stężenie.
Thorne odstawił swój kieliszek na kominek i podszedł do mnie znacznie, poczułam jego ciepły oddech na swojej twarzy, odgarnął mi luźno puszczone włosy.
- Stęskniłem się za tobą.
Czułam, że biło ode mnie coś, co bardzo go do mnie przyciągało, czułam jak tracę dech i jak zbliża się do mnie coraz bardziej.
Zaczęliśmy się całować, powoli i delikatnie, przesuwając się przy tym w stronę sypialni, znajdującej się tuż za ścianą kominka. W którymś momencie zapragnęłam poczuć go jeszcze mocniej i odruchowo rzuciłam kieliszkiem z niedopitym winem prosto w ognisko. Z kominka buchnął mocny żar, tak samo mocny jak ten który rozgorzał w naszych ciałach. Thorne wziął mnie na ręce i zaczął obsesyjnie całować, poczułam dokładnie to samo co on, bo zdarłam z niego koszulę a on ze mnie szlafrok. Wylądowaliśmy na łóżku nie przerywając naszych pieszczot i nie rozłączając się przy tym ani na sekundę.

Tej nocy wszystko co zawsze nas łączyło, tak doskonale ze sobą współgrało. Nasze ciała poruszały się w tym samym tempie a serca biły jednym rytmem, nie wiedziałam tylko dlaczego Wtedy jednak nie chciałam się nad tym zastanawiać, chciałam żyć chwilą tu i teraz i nie myśleć co będzie jutro, bo to jutro chciałam aby nigdy nie nadeszło.tak bardzo się potrzebowaliśmy i dlaczego zaczęła prześladować mnie myśl, że mogę go stracić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz