piątek, 14 lutego 2014

Rozdział VIII

VIII

Zebranie trwało ponad dwie godziny, w ciągu których czułam się tak jakbym nie była w odpowiednim miejscu. Kim co po chwilę zerkała na mnie i tak do końca to nie mogłam odczytać jej myśli, Brad, Pit, Roy…, właściwie wszyscy patrzyli z niedowierzaniem. Nie mogłam się tam odnaleźć, gdyby tak ktoś z setki znajdujących się tam ludzi, potrafił mi powiedzieć co dalej mam począć ze swoim życiem, byłabym naprawdę wdzięczna.
Pod koniec zebrania Thorne siedzący obok mnie, chwycił mnie za rękę pod stołem zupełnie tak jakby chciał mnie uspokoić, Rolly siedzący po mojej drugiej stronie odwrócił wzrok jakby nie chcąc tego oglądać.
Kiedy skończyło się zebranie miałam już wszystkiego dosyć. Nikt do mnie nie podszedł, wszyscy zerkali tylko ukradkiem stojąc przy krzesełkach i szepcąc. Wiedziałam, że nic tam po mnie, chociaż w środku czułam, że mam ochotę krzyczeć.
Już miałam się kierować do wyjścia, gdy ręką ujął mnie Daniels by mnie zatrzymać, spojrzałam na niego wrogo, szybko zabrał dłoń.
- Widzę, że przyjaciół ci nie przybyło.
Powiedział z sarkastycznym uśmieszkiem.
- Czego chcesz?
- Powiedzieć ci tylko, że cieszę się ,że zmądrzałaś i zdecydowałaś się na powrót.
- A ja się cieszę, że każdy z nas na szczęście ma swój czas i twój też się kiedyś skończy.
Twarz Daniels’a zmieniła kolor na purpurowy, Thorne odwrócił głowę żeby nie było widać jego szczerego uśmiechu.
- To było bardzo odważne, ale to dopiero początek, masz rodzinę.
W tym momencie emocje sięgnęły zenitu, wiedziałam, że nie mam już nic do stracenia, w jednej chwili ruszyłam w stronę Daniels’a i obaliłam na stół przygniatając mu gardło.
- Grozisz mi?!
Poczułam, że ktoś przystawił mi pistolet do skroni, ale nie drgnęłam z miejsca. To był jeden z agentów ochrony Daniels’a, jednak nie spodziewałam się, że po kilku minutowej debacie z chłopakami z oddziału, Kim zareaguje tak jednostronnie celując swoim pistoletem prosto w głowę owego agenta. Zrobił się szum, część agentów tak zwanych „sztabowych” wycelowała w nią, jednak pozostali również solidarnie wyjęli broń i wymierzyli w nich.
Po krótkiej chwili podszedł generał Herlow, Thorne i Rolly. Generał odezwał się:
- Dosyć! Opanujmy się i opuśćmy broń.
Nasi agenci jednak czekali na rozkaz Thorne’a, dopiero gdy ten skinął głową, wszyscy opuścili swoje pistolety.
- Nie taka była nasza intencja byśmy ze sobą walczyli, nie rozłam nam potrzebny, lecz wspólny cel! Pułkowniku Daniels, pani Hopper bardzo proszę.
Zacisnęłam zęby, ale w końcu uwolniłam spod swojego uścisku Daniels’a. Wstał i chwycił się za gardło poluzowując krawat. Harlow znowu spojrzał na nas.
- Proszę was, podajcie sobie rękę na zgodę, musimy współpracować, Kylie…
Choć Daniels’owi przyszło to z ogromnym trudem, w końcu wystawił rękę na zgodę, spojrzałam na niego, po czym na Harlow’a.
- Przepraszam, ale nie zabrałam rękawiczek.
Spojrzałam na Rolly’ego i Thorne’a, po czym obróciłam się na pięcie i skierowałam się do wyjścia, Herlow uśmiechnął się pod nosem jakby do siebie a Daniels zacisnął szczękę. Wiedziałam, że gdyby tylko  mógł wbiłby mi nóż w tył pleców.
- No moi drodzy, koniec przedstawienia! Rozejdźcie się!
Generał powiedziawszy to  klepnął Daniels’a po ramieniu, po czym pokiwał głową:
- Wygląda na to, że przyjaciele jednak jej nie opuścili.

Poszedł i dołączył do reszty dowódców ze sztabu. Daniels chwilę jeszcze stał tak na środku Sali konferencyjnej po czym ruszył w stronę holu. Widząc chłodny wyraz twarzy Rolly’ego i Thorne’a, nawet nie przystanął by się pożegnać, tylko odszedł bez słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz