VIII
Zebranie trwało ponad
dwie godziny, w ciągu których czułam się tak jakbym nie była w odpowiednim
miejscu. Kim co po chwilę zerkała na mnie i tak do końca to nie mogłam odczytać
jej myśli, Brad, Pit, Roy…, właściwie wszyscy patrzyli z niedowierzaniem. Nie
mogłam się tam odnaleźć, gdyby tak ktoś z setki znajdujących się tam ludzi,
potrafił mi powiedzieć co dalej mam począć ze swoim życiem, byłabym naprawdę
wdzięczna.
Pod koniec zebrania
Thorne siedzący obok mnie, chwycił mnie za rękę pod stołem zupełnie tak jakby
chciał mnie uspokoić, Rolly siedzący po mojej drugiej stronie odwrócił wzrok
jakby nie chcąc tego oglądać.
Kiedy skończyło się
zebranie miałam już wszystkiego dosyć. Nikt do mnie nie podszedł, wszyscy
zerkali tylko ukradkiem stojąc przy krzesełkach i szepcąc. Wiedziałam, że nic
tam po mnie, chociaż w środku czułam, że mam ochotę krzyczeć.
Już miałam się
kierować do wyjścia, gdy ręką ujął mnie Daniels by mnie zatrzymać, spojrzałam
na niego wrogo, szybko zabrał dłoń.
- Widzę, że przyjaciół
ci nie przybyło.
Powiedział z
sarkastycznym uśmieszkiem.
- Czego chcesz?
- Powiedzieć ci tylko,
że cieszę się ,że zmądrzałaś i zdecydowałaś się na powrót.
- A ja się cieszę, że
każdy z nas na szczęście ma swój czas i twój też się kiedyś skończy.
Twarz Daniels’a
zmieniła kolor na purpurowy, Thorne odwrócił głowę żeby nie było widać jego
szczerego uśmiechu.
- To było bardzo
odważne, ale to dopiero początek, masz rodzinę.
W tym momencie emocje
sięgnęły zenitu, wiedziałam, że nie mam już nic do stracenia, w jednej chwili
ruszyłam w stronę Daniels’a i obaliłam na stół przygniatając mu gardło.
- Grozisz mi?!
Poczułam, że ktoś
przystawił mi pistolet do skroni, ale nie drgnęłam z miejsca. To był jeden z
agentów ochrony Daniels’a, jednak nie spodziewałam się, że po kilku minutowej
debacie z chłopakami z oddziału, Kim zareaguje tak jednostronnie celując swoim
pistoletem prosto w głowę owego agenta. Zrobił się szum, część agentów tak
zwanych „sztabowych” wycelowała w nią, jednak pozostali również solidarnie
wyjęli broń i wymierzyli w nich.
Po krótkiej chwili
podszedł generał Herlow, Thorne i Rolly. Generał odezwał się:
- Dosyć! Opanujmy się
i opuśćmy broń.
Nasi agenci jednak
czekali na rozkaz Thorne’a, dopiero gdy ten skinął głową, wszyscy opuścili swoje
pistolety.
- Nie taka była nasza
intencja byśmy ze sobą walczyli, nie rozłam nam potrzebny, lecz wspólny cel!
Pułkowniku Daniels, pani Hopper bardzo proszę.
Zacisnęłam zęby, ale w
końcu uwolniłam spod swojego uścisku Daniels’a. Wstał i chwycił się za gardło
poluzowując krawat. Harlow znowu spojrzał na nas.
- Proszę was, podajcie
sobie rękę na zgodę, musimy współpracować, Kylie…
Choć Daniels’owi
przyszło to z ogromnym trudem, w końcu wystawił rękę na zgodę, spojrzałam na
niego, po czym na Harlow’a.
- Przepraszam, ale nie
zabrałam rękawiczek.
Spojrzałam na
Rolly’ego i Thorne’a, po czym obróciłam się na pięcie i skierowałam się do
wyjścia, Herlow uśmiechnął się pod nosem jakby do siebie a Daniels zacisnął
szczękę. Wiedziałam, że gdyby tylko mógł
wbiłby mi nóż w tył pleców.
- No moi drodzy,
koniec przedstawienia! Rozejdźcie się!
Generał powiedziawszy
to klepnął Daniels’a po ramieniu, po
czym pokiwał głową:
- Wygląda na to, że
przyjaciele jednak jej nie opuścili.
Poszedł i dołączył do
reszty dowódców ze sztabu. Daniels chwilę jeszcze stał tak na środku Sali
konferencyjnej po czym ruszył w stronę holu. Widząc chłodny wyraz twarzy
Rolly’ego i Thorne’a, nawet nie przystanął by się pożegnać, tylko odszedł bez
słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz