piątek, 14 lutego 2014

Rozdział VII

VII

Byłam taka rozbita, miałam wrażenie ,że wszystko wokół mnie wiruje. Kiedy dotarłam do mojego tymczasowego domu, byłam już kłębkiem nerwów. Nie potrafiłam przewidzieć reakcji ludzi, zatem należało się liczyć z najgorszym. Pędem weszłam do garderoby i nie zastanawiając się długo ubrałam się w dopasowane czarne spodnie i bluzkę, wsunęłam kozaki na obcasie za kolana a na wierzch ubrałam czarną skórzaną kurtkę. Moje ciemne dotychczas włosy w odcieniu mroźnej czekolady skomponowały się z całą resztą. Mimo woli spojrzałam w wielkie, wiszące lustro gdy chciałam wyjść z garderoby. Znieruchomiałam, od pięciu lat tak się nie ubierałam, starałam się wymazać z pamięci wszystko co kojarzyło się z oddziałem – również ubiór, a teraz jakby wszystko w minucie wróciło. Instynkt skrywany głęboko ujawnił się w mig. Te rozważania przerwał dzwonek do drzwi, aż podskoczyłam. Tym razem od razu sięgnęłam po broń, zupełnie tak jakbym przeczuwała, że nie jest to towarzyska wizyta.
Instynkt mnie nie mylił, otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich Rolly’ego. Ogarnęła mnie wściekłość. W takim momencie jeszcze tu śmiał zakłócać mój spokój, jakby mało krzywdy mi wyrządził. Nie pytał o pozwolenie na wejście, tylko wszedł do środka. Ciężko westchnęłam na jego brak manier, choć do tej pory nigdy nie mogłam mu tego zarzucić. Oparłam się o drzwi, prześwidrował mnie wzrokiem, jak zawsze.
-Porozmawiajmy.
- Wiesz, że mam mało czasu.
- Zdążysz – powiedział zdecydowanym tonem.
Ta jego pewność siebie tak bardzo mnie raziła. Jezu, czy to możliwe? Jeszcze miesiąc temu oddałabym za tego człowieka życie, a teraz? Stał przede mną jak ktoś zupełnie mi obcy.
- Wyrzuciłeś mnie ze swojego życia z taką łatwością, uszanowałam to, czego chcesz więcej?
- Skrzywdziłem cię.
- Jakoś przeżyję.
- Chcę to naprawić.
Uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Niby jak? Oddasz mi pięć lat życia?
- Wiesz, że tego nie mogę zrobić, posłuchaj, kiedyś jeszcze zrozumiesz dlaczego tak postąpiłem, ale chciałem ci powiedzieć, że nie udawałem…, ani przez chwilę.
Spojrzał mi w oczy jak dawniej, ale zaraz przywołał się do porządku, zupełnie tak jakby coś lub ktoś, nakazywał mu oschłość wobec mnie.
- A teraz pozwól, samochód czeka.
Wiedziałam, że to jest nieuniknione, Rolly miał mnie eskortować na oddział, na którym zresztą wszyscy czekali, nie wiedząc po co zebrali się w tak licznym gronie.
Kiedy wsiadłam do kuloodpornej limuzyny, siedział w niej Cole, samochód ruszył a on spojrzał na mnie.
- Dobrze cię znowu widzieć.
Uśmiechnęłam się do niego, jako jeden z nielicznych wiedział o naszej tak zwanej „śmierci”.
Limuzyna wjechała na parking, tymczasem na oddziale Kim przyglądała się jak jacyś agenci ściągali żałobne wstęgi, które do tej pory wisiały na naszych zdjęciach na oddziale. Były tam zdjęcia wszystkich agentów, ale nasze jako dowódców przywieszono na samej górze. W agencji mieli aż do przesady bzika na punkcie gablotek, zdjęć i tym podobnych.
Kim najwyraźniej była oburzona tym uczynkiem i spojrzała na Thorne’a:
- Możesz mi wytłumaczyć co tu się dzieje? Czy okres żałoby trwa tylko pięć lat?
- Kim, uspokój się, za chwilę wszystkiego się dowiecie, tylko proszę zajmijcie swoje miejsca.
Kim niepewnie spojrzała na Thorne’a, po czym na Seth’a i Brad’a, po czym zajęła swoje miejsce wśród setek innych agentów. W rzędzie naprzeciwko agentów siedziało kilku wyżej postawionych oficerów, w tym również znienawidzony przez wszystkich Daniels. Trzy miejsca były puste, jedno miał zająć Thorne, ale dwa pozostałe zaczęły coraz bardziej zastanawiać pozostałych uczestników spotkania.
Thorne wreszcie przemówił:
- Proszę o uwagę!
Zapadła cisza ale dookoła można było wyczuć niepokój.
- Dziękuję, moi drodzy, nie bez powodu zebraliśmy się dzisiaj w tak licznym gronie, wszyscy na pewno doskonale pamiętacie sprawę Desperata i wszystkie wydarzenia, które się z tym wiążą. Nie był to miły czas i wielu z nas kojarzy się dość boleśnie. Ponieważ sprawy przybrały nieoczekiwany obrót i musimy powrócić do tej sprawy, myślę, że najwyższa pora byście poznali całą prawdę, która miała nam zagwarantować jak sądziliśmy bezpieczeństwo, tymczasem okazała się zgubna i być może właśnie przez to zginęło kilku agentów, nie chcemy aby ta zła passa trwała dalej. Jedynym na to rozwiązaniem było przywrócenie do służby naszych tak zwanych uśpionych agentów, myślę, że wszyscy zrozumiecie dlaczego tak musieliśmy postąpić i że nikt nie będzie miał nieuzasadnionego żalu.
Joe od razu połapał się o co chodzi i obrócił się przodem do rozsuwanych drzwi ,pozostali poszli za jego śladem i również obrócili głowy. Kiedy drzwi się rozsunęły, wraz z Rolly’m i innymi agentami stanowiącymi coś w rodzaju naszej ochrony, ruszyliśmy przez środek wielkiej sali pomiędzy agentami. Miałam wrażenie, że idę w zwolnionym tempie a sala nigdy się nie skończy bym mogła dojść w końcu do stołu. Wszyscy przypatrywali nam się w wielkim skupieniu. Nie patrzyłam na nich, chyba bałam się zobaczyć prawdę.
Rolly zachowywał się naturalnie, bez emocji przeszedł przez salę jakby był człowiekiem bez serca i uczuć, w istocie wiedziałam, że wcale taki nie jest, ale w pracy był taki zawsze.
Ja natomiast zbyt emocjonalnie chyba podchodziłam do wszystkiego i stąd te obawy.
W końcu udało mi się dotrzeć do końca Sali, ukradkiem spojrzałam jeszcze na Thorne’a, który do mnie mrugnął, po czym zaraz obok Rolly’go zajęłam puste miejsce.
Czułam setki oczu wpatrujących się we mnie z większą lub mniejszą odrazą.

Ilu ludziom jeszcze wywrócę życie do góry nogami, tego nie wiedziałam, tak samo jak nie wiedziałam co jeszcze może się w moim życiu stać. Siedząc tak na szczycie Sali wiedziałam, że  jedno tylko było pewne niezależnie od reakcji ludzi – powstałam z grobu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz