wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział VIII



VIII

Niestety tego dnia najwidoczniej nie tylko ja miałam takie założenie. Włożyłam na siebie czarną , klasyczną sukienkę i lakierowane buty na wysokim obcasie i ledwo weszłam do klubu, udałam się prosto za bar. Biedny Brad gorączkowo czegoś szukał. Oparłam się o ladę i pokręciłam głową:
- Szukasz czegoś?
- Kylie?
- Dobrze się czujesz?
- Tak.
Spojrzał na mnie.
- Ładnie wyglądasz, czy oby na pewno jesteśmy na tej samej imprezie?
- Nie bajeruj mnie, za długo się znamy, powiedz lepiej czego szukasz?
- Kieliszków.
- Kieliszków?
Powtórzyłam, ponieważ te stały tuż za nim.
- Wiesz co? To może idź sobie usiądź a ja przyniosę.
Brad od kilku dni był jakiś pobudzony. Joe śmiał się, że zaczął spotykać się z nową dziewczyną a że dawno tego nie robił dostał szoku przed urazowego.
- Mogłabyś?
- Mogłabym.
Uśmiechnęłam się a ten wiele nie myśląc poszedł usiąść do łączonych stolikach, gdzie siedziała już cała reszta, łącznie z ludźmi z oddziału Thorne’a – jak się domyślałam.
Wzięłam tackę spod lady i poustawiałam równiutko kieliszki. W zasadzie rola kelnerki nawet mi się podobało – do czasu.
Gdy podeszłam do stolika oddziału, pomiędzy ludźmi Thorne’a siedział Joe z Chelsea i kilka osób z CBC. Spojrzałam ukradkiem na Thorne’a, J.T od razu uśmiechnął się do mnie:
- Cześć słonko, jednak przyszłaś?
- Co zrobić, taka praca.
Roześmiał się na co Joe wstał i wziął tacę, już miałam odejść kiedy zawołał:
- Nie przysiądziesz się?
- Przepraszam, ale ktoś musi pracować, żeby ktoś mógł się dobrze bawić.
Joe w mig pojął zaserwowaną pod jego adresem ripostę:
- Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że to moja…
I już miał mnie przedstawić całemu towarzystwu jako swoją żonę, kiedy zerknęłam na Chelsea i dokończyłam za niego:
- Współwłaścicielka klubu.
Uśmiechnęłam się a Joe aż się zapowietrzył.
- Pozwól chociaż, że was przedstawię.
Spojrzał w kierunku Thorne’a i jego kolegów:
- Kylie S. Hopper, Thorne DeNeilo.
Podaliśmy sobie ręce i przez moment poczułam coś dziwnego, jakby zaiskrzyło.
- Miło mi.
Powiedział szarmancko.
- Mi również.
Odwzajemniłam uśmiech, po czym Joe kontynuował prezentację:
- A to Gino, Red, Marty, Sam i  Dowson.
Wszyscy kiwnęli głowami.
- A teraz wybaczcie, ale naprawdę muszę popracować.
Zerknęłam raz jeszcze na Thorne’a, po czym obróciłam się i skierowałam w stronę biura na piętrze. W tym samym momencie do klubu wszedł Will, nie z kim innym jak moją siostrą. Gdy ta zobaczyła mnie na schodach, od razu skierowała swoje kroki w moim kierunku, ale udałam, że tego nie widziałam.
Długo nie potrwało i weszła akurat, gdy zdążyłam usiąść przy biurku. Spojrzałam na nią spod łba.
- Masz chwilę?
- Oby to było coś ważnego, mam dużo pracy.
- Długo tak możesz?
- Co?
- Być na mnie zła, wiem, że masz powód, bo przyjaźnisz się z Will’em.
- Guzik wiesz.
- Kylie przykro mi, naprawdę nie planowałam tego. Pit kazał Will’owi odwieźć mnie z izby wytrzeźwień do domu. Zaprosiłam go na kawę, chciał mnie pocieszyć, bo miałam doła.
- Doła?!
Podniosłam głos, bo aż mi się nie dobrze robiło od tych wyjaśnień.
- Pocieszył cię w jednej sprawie a w nagrodę zafundował ci kolejny problem! Co ty myślałaś, że seks to zabawa?! Trzeba się było zabezpieczyć!
- Nie pomyślałam.
- No to teraz będziesz pamiętać przez wiele długich lat, aż dziecko nie będzie pełnoletnie. Wybacz Sue, ale nie mam na to czasu, jesteście dorośli, wiedzieliście co robicie i sami musicie się teraz z tym uporać. Jeśli jednak chciałaś mi zrobić na złość idąc do łóżka z moim facetem, to niestety tylko sobie dopiekłaś.
Spojrzała na mnie ,ale to co usłyszała wyraźnie jej się nie spodobało:
- Więc niepotrzebnie przyszłam?
- Na to wygląda.
Chwilę jeszcze popatrzyła na mnie zapłakanym wzrokiem, nie mniej tym razem ja zmierzyłam ją lodowatym spojrzeniem. Wstała i wyszła z gabinetu. Jeszcze przez moment siedziałam niczym posąg bijąc się z myślami, ale zaraz potem wstałam i zeszłam na zatłoczoną salę. Ledwo to zrobiłam, na środku parkietu pojawił się Bobbie i pociągnął mnie do tańca. Był dosyć szybki a ja w lot załapałam rytm w jakim się poruszał. Część osób rozsunęła się nieco po parkiecie ustępując nam miejsca, a ze stolika oddziałowego Joe zaczął gwizdać na stojąco. To niestety nie spodobało się siedzącej obok Chelsea, ale zbyła to milczeniem. W końcu Joe usiadł i spojrzał na Thorne’e, który z niedowierzaniem chyba patrzył na nasz taniec.
Joe spojrzał na niego, uśmiechnął się, po czym zagadnął do niego:
- Czy gdybyś jej nie znał, pomyślałbyś czym zajmuje się na co dzień?
- A czym się zajmuje?
- To ty nic nie wiesz?
- O czym?
- Przejąłeś nasz oddział.
- A co ma to wspólnego z nią?
- Stary, przecież Kylie była naszym szefem.
Zmrużył oczy jakby potrzebował się otrząsnąć. Raz jeszcze spojrzał na Joe’go, po czym przeniósł swój wzrok ponownie na mnie. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego nie mógł pozbyć się wrażenia, że skądś mnie zna. Raz w życiu zdarzyło nam się wpaść na siebie w czasie wizyty w Longley, ale najwyraźniej po obejrzanym tańcu nie skojarzył, że to byłam właśnie ja.
Piosenka się skończyła ,ale ja nadal nie schodziłam z parkietu. Thorne za to zrobił piorunujące wrażenie na moich koleżankach, które z trudnością mogły odkleić od niego swój pożądliwy wzrok.
Z klubu wróciłam po drugiej nad ranem i przez chwilę nawet wydawało mi się, że wszystkie swoje problemy zostawiłam w biurze K&J&B.
Było jeszcze stosunkowo wcześnie, kiedy Kim zadzwoniła do drzwi, wpuściłam ją do środka i od razu zaczęłam parzyć kawę. Kim była taka podekscytowana jak nie ona, spojrzałam podejrzliwie:
- Co ci się stało? Wygrałaś w totka?
- Powiedz mi co o nim sądzisz?
Nie za bardzo rozumiałam o kim mówiła:
- Możesz konkretniej?
- O Thorne’ie.
Roześmiałam się.
- Z tego co wiem jest świetnym dowódcą.
- Ale ja nie o tym.
- To o czym?
- Widziałaś jaki jest napakowany? Nie próbowałaś sobie wyobrazić jak to jest iść z kimś takim do łóżka?
Teraz to już zaczęłam się o nią martwić. Była w moim oddziale od samego początku, przyjaźniłyśmy się, ale na temat mężczyzn nigdy nie była wylewna. Teraz zachowywała się jakby nie była sobą.
- Szczerze mówiąc przez myśl mi to nie przeszło.
- Żartujesz prawda? Nie rusza cię wyobraźnia?
- Moja wyobraźnia aktualnie jest na urlopie.
- To może by z niego wróciła co? To świetny kąsek, który znowu przejdzie ci koło nosa jak będziesz rozpamiętywać swoje nieudane małżeństwo z Joe.
- Mówisz tak bo nie lubisz Joe’go.
- Owszem nie lubię, bo to zwykły cham.
- Potrafił być zupełnie inny.
- Kiedy? Jak ćpał czy jak obracał trzy kelnerki w jednym tygodniu a gdy wrócił do domu spuszczał ci łomot?
- Dobra, koniec tematu.
- No ja myślę, przepraszam cię Kal, ale jak chodzi o Joe’go to sobie nie porozmawiamy. Rozwód z nim to najlepsza rzecz jaka mogła ci się w życiu przydarzyć. A swoją drogą, poznałam tą jego…
- Chelsea?
Dokończyłam za nią.
- Właśnie i tak coś mi się wydaje, że ten związek z nią wyjdzie mu bokiem, ale może to i lepiej, wreszcie dostanie za swoje.
- Boże jakbym rozmawiała z potworem.
- Może gdybyś kiedyś mnie posłuchała to dzisiaj było by inaczej.
- Gdybym cię posłuchała, to Joe dzisiaj już by nie żył, kazałaś mi go zastrzelić pamiętasz?
Uśmiechnęłam się a ta spojrzała na zegarek i wstała:
- Muszę uciekać bo mamy zebranie.
Już miała wychodzić kiedy zatrzymała się i spojrzała na mnie:
- Kylie czy wtedy jak wchodziłaś do tego marketu…, powiedziałaś, że masz złe przeczucia, te same słowa usłyszałam od ciebie tylko raz w życiu, kiedy zginął Billy.
Moja mina spoważniała.
- Czy gdyby wszedł tam Brad, myślisz…
- Myślę, że oberwałby tą samą kulkę co ja, ale… miałam wrażenie, że by tego nie przeżył.
- Skąd ci się to bierze?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć, wolałabym nawet nie mieć tych cholernych umiejętności jak to kiedyś nazwałaś, może moje życie byłoby wtedy prostsze.
- Kylie wróć do oddziału, bez ciebie to nie będzie to samo.
- Nie mogę Kim zrozum, to nie jest odpowiedni czas.
- A kiedyś będzie?
Uśmiechnęłam się do niej łagodnie, lecz smutno:
- Mogę ci obiecać, że jeszcze kiedyś będziemy razem pracować.
- Czy to ma coś wspólnego z twoją przeszłością? Coś ci grozi?
- Kim, nie naciskaj, będziesz lepiej spała jeśli nie będziesz drążyć, nie jestem gotowa na zwierzenia, może kiedyś.
- Rozumiem, w takim razie zdzwonimy się.
Kiwnęłam głową a Kim wyszła. Zamyśliłam się. Okłamywanie przyjaciół nie było dla mnie łatwe a to, że nie miałam innego wyboru, jeszcze bardziej mnie denerwowało. Jak długo można żyć w niepewności i kłamstwie?

Tego, nawet ja nie wiedziałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz