VIII
Niestety tego dnia
najwidoczniej nie tylko ja miałam takie założenie. Włożyłam na siebie czarną ,
klasyczną sukienkę i lakierowane buty na wysokim obcasie i ledwo weszłam do
klubu, udałam się prosto za bar. Biedny Brad gorączkowo czegoś szukał. Oparłam
się o ladę i pokręciłam głową:
- Szukasz czegoś?
- Kylie?
- Dobrze się czujesz?
- Tak.
Spojrzał na mnie.
- Ładnie wyglądasz,
czy oby na pewno jesteśmy na tej samej imprezie?
- Nie bajeruj mnie, za
długo się znamy, powiedz lepiej czego szukasz?
- Kieliszków.
- Kieliszków?
Powtórzyłam, ponieważ
te stały tuż za nim.
- Wiesz co? To może
idź sobie usiądź a ja przyniosę.
Brad od kilku dni był
jakiś pobudzony. Joe śmiał się, że zaczął spotykać się z nową dziewczyną a że
dawno tego nie robił dostał szoku przed urazowego.
- Mogłabyś?
- Mogłabym.
Uśmiechnęłam się a ten
wiele nie myśląc poszedł usiąść do łączonych stolikach, gdzie siedziała już
cała reszta, łącznie z ludźmi z oddziału Thorne’a – jak się domyślałam.
Wzięłam tackę spod
lady i poustawiałam równiutko kieliszki. W zasadzie rola kelnerki nawet mi się
podobało – do czasu.
Gdy podeszłam do
stolika oddziału, pomiędzy ludźmi Thorne’a siedział Joe z Chelsea i kilka osób
z CBC. Spojrzałam ukradkiem na Thorne’a, J.T od razu uśmiechnął się do mnie:
- Cześć słonko, jednak
przyszłaś?
- Co zrobić, taka
praca.
Roześmiał się na co
Joe wstał i wziął tacę, już miałam odejść kiedy zawołał:
- Nie przysiądziesz
się?
- Przepraszam, ale
ktoś musi pracować, żeby ktoś mógł się dobrze bawić.
Joe w mig pojął
zaserwowaną pod jego adresem ripostę:
- Na swoje
usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że to moja…
I już miał mnie przedstawić
całemu towarzystwu jako swoją żonę, kiedy zerknęłam na Chelsea i dokończyłam za
niego:
- Współwłaścicielka
klubu.
Uśmiechnęłam się a Joe
aż się zapowietrzył.
- Pozwól chociaż, że
was przedstawię.
Spojrzał w kierunku
Thorne’a i jego kolegów:
- Kylie S. Hopper, Thorne DeNeilo.
Podaliśmy sobie ręce i
przez moment poczułam coś dziwnego, jakby zaiskrzyło.
- Miło mi.
Powiedział szarmancko.
- Mi również.
Odwzajemniłam uśmiech,
po czym Joe kontynuował prezentację:
- A to Gino, Red,
Marty, Sam i Dowson.
Wszyscy kiwnęli
głowami.
- A teraz wybaczcie,
ale naprawdę muszę popracować.
Zerknęłam raz jeszcze
na Thorne’a, po czym obróciłam się i skierowałam w stronę biura na piętrze. W
tym samym momencie do klubu wszedł Will, nie z kim innym jak moją siostrą. Gdy
ta zobaczyła mnie na schodach, od razu skierowała swoje kroki w moim kierunku,
ale udałam, że tego nie widziałam.
Długo nie potrwało i
weszła akurat, gdy zdążyłam usiąść przy biurku. Spojrzałam na nią spod łba.
- Masz chwilę?
- Oby to było coś
ważnego, mam dużo pracy.
- Długo tak możesz?
- Co?
- Być na mnie zła, wiem,
że masz powód, bo przyjaźnisz się z Will’em.
- Guzik wiesz.
- Kylie przykro mi,
naprawdę nie planowałam tego. Pit kazał Will’owi odwieźć mnie z izby
wytrzeźwień do domu. Zaprosiłam go na kawę, chciał mnie pocieszyć, bo miałam
doła.
- Doła?!
Podniosłam głos, bo aż
mi się nie dobrze robiło od tych wyjaśnień.
- Pocieszył cię w
jednej sprawie a w nagrodę zafundował ci kolejny problem! Co ty myślałaś, że
seks to zabawa?! Trzeba się było zabezpieczyć!
- Nie pomyślałam.
- No to teraz będziesz
pamiętać przez wiele długich lat, aż dziecko nie będzie pełnoletnie. Wybacz
Sue, ale nie mam na to czasu, jesteście dorośli, wiedzieliście co robicie i
sami musicie się teraz z tym uporać. Jeśli jednak chciałaś mi zrobić na złość
idąc do łóżka z moim facetem, to niestety tylko sobie dopiekłaś.
Spojrzała na mnie ,ale
to co usłyszała wyraźnie jej się nie spodobało:
- Więc niepotrzebnie
przyszłam?
- Na to wygląda.
Chwilę jeszcze
popatrzyła na mnie zapłakanym wzrokiem, nie mniej tym razem ja zmierzyłam ją
lodowatym spojrzeniem. Wstała i wyszła z gabinetu. Jeszcze przez moment
siedziałam niczym posąg bijąc się z myślami, ale zaraz potem wstałam i zeszłam
na zatłoczoną salę. Ledwo to zrobiłam, na środku parkietu pojawił się Bobbie i
pociągnął mnie do tańca. Był dosyć szybki a ja w lot załapałam rytm w jakim się
poruszał. Część osób rozsunęła się nieco po parkiecie ustępując nam miejsca, a
ze stolika oddziałowego Joe zaczął gwizdać na stojąco. To niestety nie
spodobało się siedzącej obok Chelsea, ale zbyła to milczeniem. W końcu Joe
usiadł i spojrzał na Thorne’e, który z niedowierzaniem chyba patrzył na nasz
taniec.
Joe spojrzał na niego,
uśmiechnął się, po czym zagadnął do niego:
- Czy gdybyś jej nie
znał, pomyślałbyś czym zajmuje się na co dzień?
- A czym się zajmuje?
- To ty nic nie wiesz?
- O czym?
- Przejąłeś nasz
oddział.
- A co ma to wspólnego
z nią?
- Stary, przecież
Kylie była naszym szefem.
Zmrużył oczy jakby
potrzebował się otrząsnąć. Raz jeszcze spojrzał na Joe’go, po czym przeniósł
swój wzrok ponownie na mnie. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego nie mógł pozbyć
się wrażenia, że skądś mnie zna. Raz w życiu zdarzyło nam się wpaść na siebie w
czasie wizyty w Longley, ale najwyraźniej po obejrzanym tańcu nie skojarzył, że
to byłam właśnie ja.
Piosenka się skończyła
,ale ja nadal nie schodziłam z parkietu. Thorne za to zrobił piorunujące
wrażenie na moich koleżankach, które z trudnością mogły odkleić od niego swój
pożądliwy wzrok.
Z klubu wróciłam po
drugiej nad ranem i przez chwilę nawet wydawało mi się, że wszystkie swoje problemy
zostawiłam w biurze K&J&B.
Było jeszcze
stosunkowo wcześnie, kiedy Kim zadzwoniła do drzwi, wpuściłam ją do środka i od
razu zaczęłam parzyć kawę. Kim była taka podekscytowana jak nie ona, spojrzałam
podejrzliwie:
- Co ci się stało?
Wygrałaś w totka?
- Powiedz mi co o nim
sądzisz?
Nie za bardzo
rozumiałam o kim mówiła:
- Możesz konkretniej?
- O Thorne’ie.
Roześmiałam się.
- Z tego co wiem jest
świetnym dowódcą.
- Ale ja nie o tym.
- To o czym?
- Widziałaś jaki jest
napakowany? Nie próbowałaś sobie wyobrazić jak to jest iść z kimś takim do
łóżka?
Teraz to już zaczęłam
się o nią martwić. Była w moim oddziale od samego początku, przyjaźniłyśmy się,
ale na temat mężczyzn nigdy nie była wylewna. Teraz zachowywała się jakby nie
była sobą.
- Szczerze mówiąc przez
myśl mi to nie przeszło.
- Żartujesz prawda?
Nie rusza cię wyobraźnia?
- Moja wyobraźnia
aktualnie jest na urlopie.
- To może by z niego
wróciła co? To świetny kąsek, który znowu przejdzie ci koło nosa jak będziesz
rozpamiętywać swoje nieudane małżeństwo z Joe.
- Mówisz tak bo nie
lubisz Joe’go.
- Owszem nie lubię, bo
to zwykły cham.
- Potrafił być
zupełnie inny.
- Kiedy? Jak ćpał czy
jak obracał trzy kelnerki w jednym tygodniu a gdy wrócił do domu spuszczał ci
łomot?
- Dobra, koniec
tematu.
- No ja myślę,
przepraszam cię Kal, ale jak chodzi o Joe’go to sobie nie porozmawiamy. Rozwód
z nim to najlepsza rzecz jaka mogła ci się w życiu przydarzyć. A swoją drogą,
poznałam tą jego…
- Chelsea?
Dokończyłam za nią.
- Właśnie i tak coś mi
się wydaje, że ten związek z nią wyjdzie mu bokiem, ale może to i lepiej,
wreszcie dostanie za swoje.
- Boże jakbym
rozmawiała z potworem.
- Może gdybyś kiedyś
mnie posłuchała to dzisiaj było by inaczej.
- Gdybym cię
posłuchała, to Joe dzisiaj już by nie żył, kazałaś mi go zastrzelić pamiętasz?
Uśmiechnęłam się a ta
spojrzała na zegarek i wstała:
- Muszę uciekać bo
mamy zebranie.
Już miała wychodzić
kiedy zatrzymała się i spojrzała na mnie:
- Kylie czy wtedy jak
wchodziłaś do tego marketu…, powiedziałaś, że masz złe przeczucia, te same
słowa usłyszałam od ciebie tylko raz w życiu, kiedy zginął Billy.
Moja mina spoważniała.
- Czy gdyby wszedł tam
Brad, myślisz…
- Myślę, że oberwałby
tą samą kulkę co ja, ale… miałam wrażenie, że by tego nie przeżył.
- Skąd ci się to
bierze?
- Nie wiem i nie chcę
wiedzieć, wolałabym nawet nie mieć tych cholernych umiejętności jak to kiedyś
nazwałaś, może moje życie byłoby wtedy prostsze.
- Kylie wróć do
oddziału, bez ciebie to nie będzie to samo.
- Nie mogę Kim zrozum,
to nie jest odpowiedni czas.
- A kiedyś będzie?
Uśmiechnęłam się do
niej łagodnie, lecz smutno:
- Mogę ci obiecać, że
jeszcze kiedyś będziemy razem pracować.
- Czy to ma coś
wspólnego z twoją przeszłością? Coś ci grozi?
- Kim, nie naciskaj,
będziesz lepiej spała jeśli nie będziesz drążyć, nie jestem gotowa na
zwierzenia, może kiedyś.
- Rozumiem, w takim
razie zdzwonimy się.
Kiwnęłam głową a Kim
wyszła. Zamyśliłam się. Okłamywanie przyjaciół nie było dla mnie łatwe a to, że
nie miałam innego wyboru, jeszcze bardziej mnie denerwowało. Jak długo można
żyć w niepewności i kłamstwie?
Tego, nawet ja nie
wiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz