poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział VII



VII

Tego samego dnia wieczorem, chyba już osiągnęłam apogeum mojego stanu. Siedziałam na tarasie na leżaku i kończyłam dopijać butelkę wina. To co zrobił Will odebrałam chyba jak zdradę, chociaż nie miałam prawa tak się czuć.
Gdy usłyszałam, że ktoś wchodzi na taras odruchowo sięgnęłam po broń zrywając się z leżaka. Prawdę mówiąc to ledwo trzymałam się na nogach. Kiedy w drzwiach tarasowych zobaczyłam Will’a myślałam, że eksploduję:
- Mama nie nauczyła cię pukać?
- Do tej pory nie musiałem tego robić. Spodziewałaś się kogoś innego?
- Tak, diabła, tymczasem przyszedł jego sługa, czego chcesz Will?
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- Od kiedy?
- Pomyślmy, może od czasu jak zmajstrowałeś mojej siostrze dziecko?!
Nasze głosy weszły na wysokie tony. Szarpnął mnie za rękę:
- Wysłuchaj mnie do cholery!
Nie wiem co mnie napadło, ale spoliczkowałam go. Przyjął to jednak z pokorą, otrząsnął się i wbił we mnie swój wzrok.
- Milion razy cię prosiłem o coś więcej, ale nie, ty posuwasz się tylko do takiej odległości, która dla ciebie jest bezpieczna, gdy tylko byłem za blisko, wyrzucałaś mnie do kosza niczym puszkę po coli.
Chociaż miał rację, nie mogłam tego słuchać.
- A teraz masz do mnie żal? O co?
- Ty nic nie rozumiesz prawda? Nie masz pojęcia o mojej siostrze i przyjdzie dzień, kiedy będziesz się modlił aby ktoś wymazał ci z pamięci wasze pierwsze spotkanie. A teraz się wynoś, nie chcę na ciebie patrzeć.
Will stał jeszcze chwilę i patrzył na mnie w taki sposób jakby ktoś otworzył mu oczy, tyle , że było już za późno na zmiany. Odwróciłam się tyłem a po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Choć było mi żal, nie uroniłam ani jednej łzy. Znałam swoją siostrę na wylot. Od najmłodszych lat używała wszelkich dostępnych środków aby zwrócić na siebie uwagę. Była zazdrosna i zaborcza, nigdy nie liczył się dla niej nikt poza jej własną osobą. Wiedziałam, że tym razem jest podobnie, poszła z Will’em do łóżka bo wykorzystała moment, kiedy ten był po kłótni ze mną. Chciała zrobić mi na złość wiedząc, że Will nie jest mi obojętny, tymczasem ostrze, które skierowała we mnie, odbiło się rykoszetem i trafiło w nią.
Czego jej brakowało? Nie wiem, pewnie też nigdy jej już nie zrozumiem, miałam jedynie nadzieję, że to wydarzenie wreszcie ją zmieni i zacznie funkcjonować jak większość ludzi. Nazajutrz rano obudził mnie dzwonek do drzwi, otworzyłam zaspana i zobaczyłam Brad’a:
- Boże, czy w dzisiejszych czasach już nikt nie używa telefonów?
- Wybacz, ale to ty masz wyłączony telefon.
Wszedł do środka.
- Wiesz co? Jeśli tak ma wyglądać moja emerytura, to wolę pracować.
- Posłuchaj jest piątek.
- Wiem.
- No właśnie, chłopacy postanowili zrobić zamknięta imprezę, dzisiaj popołudniu mają zjechać ludzie Thorne’a, zresztą on też. Chcieliśmy go jakoś przywitać.
- O, a od kiedy to tacy wylewni się staliście?
- Jesteś złośliwa?
Uśmiechnęłam się.
- Nie, po prostu szczera.
- Tu mamy grupę muzyczną, zajmiesz się tym? Ja skoczę do hurtowni a ty wypisz czek.
- Coś jeszcze?
- Coś cię gryzie?
- Owszem.
- Co takiego?
- Nie piłam jeszcze kawy.
- Rozumiem, już mnie nie ma.
Brad wyszedł a ja stanęłam przy blacie w kuchni i włączyłam ekspres, choć nienawidziłam kawy z ekspresu.
Jeszcze do wczoraj zastanawiałam się czy odchodząc z policji postąpiłam właściwie, ale po tym jak Brad przedstawił jak bardzo zaoferowani są wszyscy tym, że Thorne ma ich przejąć, nie miałam złudzeń.
Po południu pojechałam po zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Gdy wróciłam i podeszłam do drzwi żeby je otworzyć, ktoś dotknął mojego ramienia, podskoczyłam. Gdy się obejrzałam zobaczyłam J.T.
- J.T?
Odstawiłam torby i rzuciłam mu się na szyję. J.T miał prawie dwa metry wzrostu, był murzynem o solidnej posturze, ale za to uśmiech – małego dziecka. Gdy wyszczerzył swoje białe zęby i obrócił mną dookoła, przypomniała o sobie moja rana. Lekko syknęłam, ale od razu postawił mnie na ziemi.
- Wejdź, skąd wiedziałeś gdzie mnie szukać?
- Mamy dobry wywiad.
- No tak, zapomniałam. Kiedy przyjechałeś?
- Wylądowaliśmy przed godziną i postanowiłem przyjechać prosto do ciebie, widzę, że nieco się pozmieniało, Kylie którą ja pamiętam, nie dałaby mi podejść do siebie tak blisko, prędzej wymierzyłaby we mnie ze swojej ukochanej beretty.
- Już słyszałeś ,że odeszłam?
- No wiesz, właśnie z tego powodu tu jesteśmy, Thorne przejął dowodzenie a my ostatnio mieliśmy parę ciężkich akcji, musimy przeczekać.
- Słyszałam.
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się raz jeszcze, zapaliłam papierosa:
- Nie wierzę, tyle czasu się nie widzieliśmy.
- O tuż to słonko, tyle czasu a ty nadal nie rzuciłaś tego gówna.
Pokazał na papierosa:
- Nie, tylko nie zaczynaj znowu zrzędzić.
- Poczekaj, dopiero zacznę.
Zaczął się śmiać.
- Nic, będę się zbierać, chciałem się tylko przywitać, ale liczę, że spotkamy się w twoim klubie tak? Brad coś wspominał.
- Tak, mam taką nadzieję.
J.T wyszedł a ja po raz pierwszy od kilku tygodni uśmiechnęłam się szczerze do siebie, bo powrót J.T sprawił mi olbrzymią frajdę. Poznaliśmy się w wojskowym szpitalu po mojej akcji w Libanie. J.T chodził tam na rehabilitację ręki.

Spojrzałam na zegarek i weszłam po schodach na górę z kubkiem kawy w ręku. Otworzyłam dużą garderobę, która miała rozsuwane drzwi i zaczęłam przeglądać wiszące w niej sukienki. Tego wieczora, postanowiłam zaszaleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz