piątek, 14 lutego 2014

Rozdział V

V

Następnego dnia nie było już odwrotu. Z samego rana spakowałam swoje rzeczy a torby zapakowałam do samochodu. Rolly nie protestował, myślę, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego od dawna. To po prostu musiało się stać. Bolesna w tym wszystkim była tylko jedna rzecz – nie miałam dokąd pójść, mój dom zamieszkiwał Thorne z dziećmi i było to ostatnie miejsce na ziemi, do którego miałam prawo się udać. Moi przyjaciele o niczym nie wiedzieli i im później się dowiedzieć mieli, tym chyba korzystniej dla nich, Joe pewnie i by mnie przygarnął, ale była jeszcze Chelsea, zresztą, tak naprawdę to nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo. Musiałam poskładać myśli i swoje rozkruszone życie. Wtedy dopiero przypomniałam sobie o domku letniskowym, który niegdyś dostałam od Cort’a, mojego pierwszego męża. To był jedyny sensowny pomysł jaki w ten dzień przyszedł mi do głowy.
Kiedy dojechałam na miejsce, było już południe. Czułam się źle, do domku nikt nie zaglądał od wielu lat, wiedziałam dobrze, że nawet cały dzień może nie wystarczyć na doprowadzenie go do stanu używalności. Rozpaliłam drewno w kominku i zabrałam się za sprzątanie. Wszędzie wisiały pajęczyny, na podłodze była tona kurzu, na szczęście meble były przykryte wielkimi płachtami folii. Tak jak się spodziewałam, skończyłam w późnych godzinach wieczornych. Sprzątanie jednak podziałało kojąco na moje nerwy. Mimo zmęczenia wreszcie zaczęłam dostrzegać nikłe światełko w tunelu. Dom w końcu wyglądał jak należy a ja mogłam wejść na godzinę do wanny nie obawiając się, że kąpiel przerwie mi telefon. Nikt przecież nie wiedział, że wróciłam, a ci co wiedzieli, na pewno nie mieli ochoty mnie oglądać. Kiedy zanurzyłam się w pełnej gorącej wody z pianą wannie, dopiero poczułam, że żyję, od kilku dni po prostu wegetowałam przemieszczając się z kąta w kąt. Poczułam tak błogi stan i chciałam aby trwał wieczność. Niestety – po około dziesięciu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Po głowie przebiegła mi tylko jedna myśl, pistolet został na dole. Szybkim ruchem wyszłam z wanny, narzuciłam na siebie swój czarny szlafrok i z mokrą głową na palcach zbiegłam na dół. Bałam się otworzyć, nikt nie znał tego miejsca. Po chwili jednak, pomyślałam, że jeśli przyszli mnie zabić, to przynajmniej uniknę dalszych rozczarowań ze strony ludzi, których bynajmniej mój powrót może nie ucieszyć. Poza tym miła była również świadomość, że jeśli umrę teraz, to chociaż jestem czysta.
Niepewnym krokiem skierowałam się do drzwi i nacisnęłam klamkę, w końcu nawet nie wzięłam pistoletu, nie wiem, czy naprawdę było mi już wszystko tak obojętne? Nie miałam siły dalej toczyć jakiejś chorej walki z innymi czy nawet ze samą sobą.
Kiedy otworzyłam drzwi zakręciło mi się w głowie. Nie wiem skąd u mnie to omdlenie, być może wywołane było tym, że nie spodziewałam się tam ujrzeć kogokolwiek, a już na pewno nie Thorne’a. Przytrzymał mnie, ale był chyba bardziej przerażony niż ja sama. Sądzę, że po prostu nie wiedział skąd taka reakcja.
- Kylie, dobrze się czujesz?
Musiałam złapać dech, po czym wyzwalając się z jego pewnego objęcia, chwyciłam w końcu równowagę.
-  Tak, w porządku.
- Mogę wejść?
Spojrzał na mnie od góry do dołu i uśmiechnął się delikatnie.
- Wejdź.
Boże na nic lepszego nie było mnie stać, tylko suche – wejdź. No ale cóż kto mógł się spodziewać takiej wizyty.
Wszedł do środka i zamknął drzwi, szybko je przekluczyłam jakby w obawie o kolejnych nieproszonych gości.
- Przepraszam cię, ale nie spodziewałam się…
- Wiem, powinienem zadzwonić, ale bałem się, że nie będziesz chciała mnie widzieć.
Teraz dopiero mnie zszokował.
- Bałeś się, że ja ciebie nie będę chciała widzieć? Nie powinno być raczej na odwrót? Tyle dla mnie zrobiłeś a ja…
Łzy stanęły mi w oczach.
- Przepraszam.
Spuściłam głowę i zamilkłam, bo czułam, że jeszcze jedno słowo i po prostu rozpłaczę się jak dziecko.
- Nie masz za co, ja też nie jestem bez winy, wiedziałem jak to wygląda, mogłem próbować coś zrobić, żeby cię nie stracić.
Tym razem łzy jednak wydostały się spod przymkniętych powiek, Thorne wystawił rękę w moim kierunku i spojrzał błagająco.
- Pozwól mi proszę, od pięciu lat czekałem żeby znowu wziąć cię w ramiona…
Nie myślałam już o niczym innym, ani o konsekwencjach, ani o moralności, po prostu odruchowo pochwyciłam dłoń Thorne’a a już po chwili byłam w jego objęciach.

Czy tego mi brakowało? Nie wiem, ale ściskał mnie tak bardzo, że dopiero teraz zaczęłam obawiać się o to co stanie się ze mną dalej, czy ktoś wiedział więcej od Rolly’ego czy generała Harlow’a? Dlaczego Thorne obejmował mnie tak jakbym jutro lub w niedalekiej przyszłości naprawdę miała umrzeć? Odpowiedź na to pytanie, miałam dopiero poznać, nie sądziłam jedynie, że stanie się to tak szybko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz