V
Następnego dnia nie
było już odwrotu. Z samego rana spakowałam swoje rzeczy a torby zapakowałam do
samochodu. Rolly nie protestował, myślę, że doskonale zdawał sobie sprawę z
tego wszystkiego od dawna. To po prostu musiało się stać. Bolesna w tym
wszystkim była tylko jedna rzecz – nie miałam dokąd pójść, mój dom zamieszkiwał
Thorne z dziećmi i było to ostatnie miejsce na ziemi, do którego miałam prawo
się udać. Moi przyjaciele o niczym nie wiedzieli i im później się dowiedzieć
mieli, tym chyba korzystniej dla nich, Joe pewnie i by mnie przygarnął, ale
była jeszcze Chelsea, zresztą, tak naprawdę to nie miałam ochoty na niczyje
towarzystwo. Musiałam poskładać myśli i swoje rozkruszone życie. Wtedy dopiero
przypomniałam sobie o domku letniskowym, który niegdyś dostałam od Cort’a,
mojego pierwszego męża. To był jedyny sensowny pomysł jaki w ten dzień
przyszedł mi do głowy.
Kiedy dojechałam na
miejsce, było już południe. Czułam się źle, do domku nikt nie zaglądał od wielu
lat, wiedziałam dobrze, że nawet cały dzień może nie wystarczyć na
doprowadzenie go do stanu używalności. Rozpaliłam drewno w kominku i zabrałam
się za sprzątanie. Wszędzie wisiały pajęczyny, na podłodze była tona kurzu, na
szczęście meble były przykryte wielkimi płachtami folii. Tak jak się
spodziewałam, skończyłam w późnych godzinach wieczornych. Sprzątanie jednak
podziałało kojąco na moje nerwy. Mimo zmęczenia wreszcie zaczęłam dostrzegać
nikłe światełko w tunelu. Dom w końcu wyglądał jak należy a ja mogłam wejść na
godzinę do wanny nie obawiając się, że kąpiel przerwie mi telefon. Nikt
przecież nie wiedział, że wróciłam, a ci co wiedzieli, na pewno nie mieli
ochoty mnie oglądać. Kiedy zanurzyłam się w pełnej gorącej wody z pianą wannie,
dopiero poczułam, że żyję, od kilku dni po prostu wegetowałam przemieszczając
się z kąta w kąt. Poczułam tak błogi stan i chciałam aby trwał wieczność.
Niestety – po około dziesięciu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi. Po głowie
przebiegła mi tylko jedna myśl, pistolet został na dole. Szybkim ruchem wyszłam
z wanny, narzuciłam na siebie swój czarny szlafrok i z mokrą głową na palcach
zbiegłam na dół. Bałam się otworzyć, nikt nie znał tego miejsca. Po chwili jednak,
pomyślałam, że jeśli przyszli mnie zabić, to przynajmniej uniknę dalszych
rozczarowań ze strony ludzi, których bynajmniej mój powrót może nie ucieszyć.
Poza tym miła była również świadomość, że jeśli umrę teraz, to chociaż jestem
czysta.
Niepewnym krokiem
skierowałam się do drzwi i nacisnęłam klamkę, w końcu nawet nie wzięłam
pistoletu, nie wiem, czy naprawdę było mi już wszystko tak obojętne? Nie miałam
siły dalej toczyć jakiejś chorej walki z innymi czy nawet ze samą sobą.
Kiedy otworzyłam drzwi
zakręciło mi się w głowie. Nie wiem skąd u mnie to omdlenie, być może wywołane
było tym, że nie spodziewałam się tam ujrzeć kogokolwiek, a już na pewno nie
Thorne’a. Przytrzymał mnie, ale był chyba bardziej przerażony niż ja sama.
Sądzę, że po prostu nie wiedział skąd taka reakcja.
- Kylie, dobrze się czujesz?
Musiałam złapać dech,
po czym wyzwalając się z jego pewnego objęcia, chwyciłam w końcu równowagę.
- Tak, w porządku.
- Mogę wejść?
Spojrzał na mnie od
góry do dołu i uśmiechnął się delikatnie.
- Wejdź.
Boże na nic lepszego
nie było mnie stać, tylko suche – wejdź. No ale cóż kto mógł się spodziewać
takiej wizyty.
Wszedł do środka i
zamknął drzwi, szybko je przekluczyłam jakby w obawie o kolejnych nieproszonych
gości.
- Przepraszam cię, ale
nie spodziewałam się…
- Wiem, powinienem
zadzwonić, ale bałem się, że nie będziesz chciała mnie widzieć.
Teraz dopiero mnie
zszokował.
- Bałeś się, że ja
ciebie nie będę chciała widzieć? Nie powinno być raczej na odwrót? Tyle dla
mnie zrobiłeś a ja…
Łzy stanęły mi w
oczach.
- Przepraszam.
Spuściłam głowę i
zamilkłam, bo czułam, że jeszcze jedno słowo i po prostu rozpłaczę się jak
dziecko.
- Nie masz za co, ja
też nie jestem bez winy, wiedziałem jak to wygląda, mogłem próbować coś zrobić,
żeby cię nie stracić.
Tym razem łzy jednak
wydostały się spod przymkniętych powiek, Thorne wystawił rękę w moim kierunku i
spojrzał błagająco.
- Pozwól mi proszę, od
pięciu lat czekałem żeby znowu wziąć cię w ramiona…
Nie myślałam już o
niczym innym, ani o konsekwencjach, ani o moralności, po prostu odruchowo
pochwyciłam dłoń Thorne’a a już po chwili byłam w jego objęciach.
Czy tego mi brakowało?
Nie wiem, ale ściskał mnie tak bardzo, że dopiero teraz zaczęłam obawiać się o
to co stanie się ze mną dalej, czy ktoś wiedział więcej od Rolly’ego czy
generała Harlow’a? Dlaczego Thorne obejmował mnie tak jakbym jutro lub w
niedalekiej przyszłości naprawdę miała umrzeć? Odpowiedź na to pytanie, miałam
dopiero poznać, nie sądziłam jedynie, że stanie się to tak szybko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz