IV
To był chyba
najdłuższy dzień mojego życia. Dzień niepewności i krążących po mojej głowie
myśli. Czy był choć jeden człowiek, który by mnie zrozumiał? Który by mnie
najzwyczajniej w świecie wsparł i ułatwił powrót do życia?
Tego dnia nie miałam
już dość odwagi aby chociaż podjechać i z daleka spojrzeć na moje dzieci. Dzień
spędzony z Joe był na tyle wyczerpujący psychicznie, że tak naprawdę zbił mnie
z tropu na resztę wieczora. Nazajutrz miałam wejść na oddział i prawdę mówiąc
nie miałam na to w ogóle sił, nie docierało to wszystko do mnie, bałam się reakcji
tych, którzy byli mi tak bliscy a ja parę lat temu musiałam ich okłamać.
Rolly dotarł do „domu”
po 22.00. Trzasnął drzwiami z takim rozmachem jakby była trzecia po południu.
Bez słowa podszedł do barku, odkręcił whisky i nalał sobie do szklanki. Wziął
łyka, oparł się o kominek i w końcu przemówił:
- Jak ci minął dzień?
Nie byłam pewna czy stara
się być uprzejmy czy jest złośliwy, byłam przekonana, że doskonale wiedział co
robiłam i z kim się spotkałam. Zapaliłam papierosa i spojrzałam na niego
lekceważąco:
- Po co pytasz?
- Martwię się.
- No tak, zapomniałam
w porządku dziękuję.
Wstałam i skierowałam
się na taras.
- Jak Joe?
Uśmiechnęłam się sama
do siebie, po czym spojrzałam na niego, a jednak – dobrze go znałam, Joe był
jedynym słabym punktem Rolly’ego, wszystko co robił do tej pory miało taki
charakter jakby z nim rywalizował – choć nie musiał. Nic nie odpowiedziałam,
chociaż pytań miałam nie mało.
- Powinniśmy
porozmawiać.
Spojrzałam na niego
badawczo.
- O Joe?
- Nie, o nas, o tym co
ma być dalej.
- To chyba raczej ty
powinieneś mi odpowiedzieć. Myślałam, że jesteśmy razem już na zawsze, tymczasem
okazało się to wszystko była jakaś jedna, wielka, cholerna mistyfikacja!
- Nie oczekuję, że
dalej ze mną będziesz.
- Wcale w to nie
wątpię, nawet jestem skłonna przypuszczać, że jest ci na rękę żebyśmy nie byli
razem.
- Kylie, to nie tak…
- Posłuchaj, jak
naprawdę zdobędziesz się ze mną na szczerość ,to powiedz, bo jak na razie to
nie mówisz mi nic konkretnego a wszystko co mówisz jest nieszczere. Jestem już
zmęczona rozumiesz? Tobą, życia z tobą i agencją.
Wyszłam na taras, ale
wyszedł za mną.
- Zaczekaj, ja
naprawdę chcę ci to wyjaśnić, wiem, że czujesz się oszukana, ale ja też nie
miałem wyjścia.
- Mogłeś powiedzieć,
że masz kontakt z agencją, że nasze życie to dalej fikcja ,że nic się nie
zmieni, dalej będziesz pracował, to całe gadanie o miłości do grobowej deski,
przywiązaniu, lojalności, po co to wszystko?
- Miałem cię chronić.
- Chronić? A dziecko
zafundowałeś mi po to żeby było wiarygodniej?
Rolly spojrzał na
mnie.
- Dlaczego? Czy ty w
ogóle nie masz sumienia?
- Uwierz mi, że dla
mnie to też nie była łatwa sytuacja, ja naprawdę cię kochałem.
To słowo i na dodatek
w czasie przeszłym zahuczało mi tak mocno w uszach, że z trudem powstrzymałam
łzy.
- Kochałeś mnie? No to
skoro zadanie się skończyło, … nie musisz mnie już kochać prawda?
Rolly milczał, tego
milczenia nigdy nie mogłam znieść, bolało bardziej od krzyku i słów. Okazałam
się zwykłą marionetką w jego życiu, na dodatek przypłacając za to swoim.
Czy było mi przykro?
Nie, raczej żal, samej siebie, głupiej, naiwnej, która na siłę próbowała
przebić głową nie do zburzenia mur i znaleźć za nim… Nie ważne.
Naiwność to paskudna
cecha, niczego się nie nauczyłam, mimo tych wszystkich lat i zmarnowanego
życia, nie pamiętałam , że nikomu, kto należy do agencji nie można ufać, nawet
nie powinnam ufać samej sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz