poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział V

V

Po porannym prysznicu zdołałam się wreszcie doprowadzić do ładu. Poprzedni wieczór mogłam zaliczyć do udanych, chociaż nie miałam przekonania czy wieczorna kolacja z Nick’iem na którą się umówiłam będzie dobrym pomysłem. W prawdzie obiecał nie wspominać przeszłości, ale zawsze był nieprzewidywalny a ja zamierzałam wreszcie od nowa ułożyć sobie życie, nie komplikując go powrotem do wspomnień. Zamierzałam akurat wybrać się na spacer do lasu, kiedy do drzwi ktoś zaczął głośno łomotać. Na monitorze zobaczyłam Joe’go, otworzyłam i zrobiłam kwaśną minę:
- Mam ci dołączyć instrukcję obsługi dzwonka?
- Jeszcze najpierw musiałby działać. Mogę wejść?
- A jeśli ci zabronię to nie wejdziesz?
Uśmiechnął się:
- Wejdę.
- To po co pytasz?
- Z grzeczności.
- Ty i grzeczność? Prawie ci uwierzyłam. Wejdź.
Wszedł do środka i rozejrzał się.
- Wychodzisz?
- Chciałam, ale to może zaczekać.
Zapaliłam papierosa i oparłam się o blat. Joe westchnął ciężko i jakoś nerwowo zaczął na mnie spoglądać.
- No, wykrztuś wreszcie co cię męczy, bo bez powodu na pewno nie przyszedłeś.
- Chciałem cię przeprosić.
- Przeprosić? Za co?
- Dostałaś papiery rozwodowe?
- Wczoraj.
- No właśnie.
- Co z nimi? Bo chyba mi nie powiesz, że się rozmyśliłeś.
- Nie, ale tak sobie pomyślałem, że mogłem powiedzieć ci to później, nie specjalnie dogodny moment sobie wybrałem, wróciłaś ze szpitala i…
- Joe przestań, na takie rzeczy nie ma odpowiedniego momentu, to się po prostu stało i dobrze wiesz, że tak miało być, nie masz za co przepraszać.
- Chelsea jest naprawdę w porządku, powinnaś ją poznać.
Uśmiechnęłam się, bo nie wierzyłam chyba w to co właśnie mi zaproponował.
- Myślę, że to nie jest dobry pomysł, byłe żony i partnerki raczej nie są odpowiednim towarzystwem dla obecnych.
- Jesteś przewrażliwiona, Chelsea jest normalna.
- Wierzę ci, ale jeszcze wspomnisz moje słowa.
Spojrzał z niedowierzaniem na mnie.
- A ty jak się trzymasz?
- Dobrze, nie brakuje mi pracy jeśli o to pytasz.
- A ty i Thorne?
- Co z nim?
- No wiesz, ma nas przejąć a wy chyba się nie lubicie.
Roześmiałam się.
- Joe, to naprawdę nic osobistego, ja go nie znam, widziałam go raz w życiu, a to co słyszałeś to tylko plotki.
- Skoro tak.
Obróciłam się tyłem do Joe’go, żeby zgasić papierosa i poczułam na sobie jego wzrok.
- Znowu to robisz.
- Co takiego?
- Gapisz się na mój tyłek.
- Nic nie poradzę, jestem facetem, zacznij się jakoś inaczej ubierać to pogadamy.
- A to by coś zmieniło?
- W twoim przypadku – niewiele.
Rzeczywiście miałam na sobie czarne legginsy, dość mocno opięte a na Joe’go takie rzeczy działały bardzo silnie na jego wyobraźnię.
- Tak myślałam, dobra Joe, nie chcę być niegrzeczna, ale umówiłam się wieczorem na kolację i muszę się przygotować.
- Na kolację?
- To takie dziwne?
- Z kim?
- Chyba nie myślisz, że ci powiem?
Wstał od stołu i skierował się w stronę drzwi.
- Tak właśnie myślę.
- Przestań, nie udawaj zazdrosnego męża i wracaj do Chelsea, podobno jest niezwykła.
- Uważaj, rozwód jeszcze nie jest prawomocny.
Pokiwałam głową i praktycznie wypchnęłam go za drzwi.
- Do zobaczenia Joe.
Uśmiechnęłam się, po czym zamknęłam za nim drzwi. Po chwili usłyszałam jak odjeżdża swoim motorem. Oparłam się o drzwi i uśmiechnęłam sama do siebie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jaki ciężar zrzuciłam z siebie rozwodząc się z Joe.
Po licznych zabiegach kosmetycznych i dosłownie przekopaniu się przez moją garderobę, w nadziei odszukania czegoś odpowiedniego na dzisiejszy wieczór dosłownie opadłam z sił. Nagle zatęskniłam za Vicky. Ona bez wątpienia od razu by wiedziała co mam na siebie włożyć. W końcu niezdecydowanym ruchem sięgnęłam po przewiewną ,beżową sukienkę i pomyślałam, że niech się dzieje co chce. W końcu dostałam ją kiedyś od Nick’a i w zasadzie to nie wierzyłam, że jeszcze się w nią zmieszczę – a jednak. Jeśli ktoś uważa, że figura dziewiętnastolatki musi się zmienić po iluś latach to niech wie, że to tylko stereotyp. Sukienka leżała idealnie, podobnie jak buty, które dostałam do kompletu. Może wyszłam już nieco z wprawy chodzenia na obcasie trzynastocentymetrowym, ale skoro po włożeniu ich nadal utrzymywałam samodzielnie równowagę, mogłam jedynie sądzić, że był to słuszny wybór.
Gdy dojechałam taksówką pod „naszą” ulubioną włoską restaurację, Nick już na mnie czekał. Najwyraźniej mój strój mu się spodobał, bo gdy zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, uśmiechnął się mimo woli.
Usiedliśmy przy stoliku w końcu sali, który postawiony był na trzystopniowym wzniesieniu. Kiedy Nick pracował ,właśnie tu siadał w odosobnieniu by nikt mu nie przeszkadzał.
- Cieszę się, że się zgodziłaś.
- Mam nadzieję, że nie będę tego żałować.
- Przysięgam ,że będzie to nie zapomniany wieczór.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Jesteś bardzo pewny siebie.
- Właśnie to lubią u mnie kobiety najbardziej.
- Nie wątpię.
Pochylił się w moją stronę i powiedział szeptem.
- Gdybyś nie pragnęła mnie tak samo mocno jak ja ciebie, nie włożyłabyś tej sukienki.
Co za tupet – pomyślałam, wydedukował, że skoro włożyłam sukienkę od niego, to wieczór zakończy się w sypialni. Mimo to zbyłam to uśmiechem i pochyliłam swój onieśmielony wzrok.
- Kiedyś potrafiłaś głośno mówić o swoich pragnieniach, dlaczego teraz tak bardzo cię to krępuje?
- Może po prostu ty mnie krępujesz?
- A może po prostu trafiasz na nieodpowiednich facetów.
- Bo tym odpowiednim niby jesteś ty?
- Kochanie, nic dwa razy w życiu się nie zdarza, czy przez ten czas, kiedy nie jesteśmy razem, ktoś dał ci to samo co ja?
- Jesteś arogancki.
Uśmiechnął się.
- Wiem, ale tobie to nie przeszkadza prawda?
Rzeczywiście, nie przeszkadzało mi, być może dlatego, że ta jego arogancja powstawała w wyniku olbrzymiego pożądania jakie do mnie czuł, również on, działał na mnie w ten sam sposób.
Zjedliśmy kolację i pojechaliśmy do Nick’a na drinka. Wreszcie udało nam się pozbyć ochroniarzy, którzy dosłownie na krok nas nie odstępowali. Stanęłam przy wielkim portrecie pamiątkowym, który wisiał na ścianie. Była tam cała rodzina, również ja. Podszedł do mnie i podał mi lampkę wina. Wzięłam łyka i spojrzałam na niego:
- Dante już cię nie ochrania?
- Odkąd nas ostrzelali w Nowym Jorku- nie. Dalej ma poczucie winy, ostatnio zaszył się gdzieś na jakiejś wyspie i tyle go widzieliśmy.
- Myślałam, że z czasem zapomni.
- Dante? On o niczym nie zapomina, w tej kwestii jest gorszy ode mnie.
- A od ciebie są gorsi?
- Próbujesz być złośliwa, czy tylko mi się wydaje?
Uśmiechnęliśmy się do siebie, odległość między nami stawała się coraz mniejsza z każdym łykiem wina. Gdy w końcu odstawiliśmy kieliszki i poczułam na swoim policzku jego oddech, cofnęłam się o krok.
- Nick, musimy to skończyć, to nas do niczego nie doprowadzi, tylko nawzajem się ranimy.
- To nie prawda, dzięki temu funkcjonuję.
- Sypianie ze mną nic ci nie daje.
- Daje mi – siłę.
- Ale mnie wykańcza, robiąc to nigdy nie zrobimy kroku naprzód, zawsze będziemy w tym samym punkcie.
Ale moje argumenty nie przemawiały do Nick’a, potrzebował mnie, za to ja słabłam. Czułam się tak jakby ktoś wysysał ze mnie resztki energii. Jego usta schodziły raz niżej, raz wyżej, miałam ciężki oddech:
- Nick, nie słuchasz mnie…
- Nie rób mi tego, nie dzisiaj, proszę cię tylko jeszcze o ten ostatni raz.
Chciałam coś powiedzieć, ale poczułam jego język w swoich rozchylonych ustach. Zamilkłam, a chwilę później poddałam się całkowicie jego dotykowi i pieszczotom, które zawsze działały na mnie w ten sam specyficzny sposób – niczym zniewolenie. Ta noc była o stokroć upojniejsza od pozostałych, ale wiedziałam, że jest ostatnią.

Miałam nadzieję, że Nick też wreszcie się z tym pogodzi i zrozumie, że wkroczyłam w taki etap swojego życia, w którym zamierzałam w końcu zmierzyć się z własnym przeznaczeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz