V
Po porannym prysznicu
zdołałam się wreszcie doprowadzić do ładu. Poprzedni wieczór mogłam zaliczyć do
udanych, chociaż nie miałam przekonania czy wieczorna kolacja z Nick’iem na
którą się umówiłam będzie dobrym pomysłem. W prawdzie obiecał nie wspominać
przeszłości, ale zawsze był nieprzewidywalny a ja zamierzałam wreszcie od nowa
ułożyć sobie życie, nie komplikując go powrotem do wspomnień. Zamierzałam
akurat wybrać się na spacer do lasu, kiedy do drzwi ktoś zaczął głośno łomotać.
Na monitorze zobaczyłam Joe’go, otworzyłam i zrobiłam kwaśną minę:
- Mam ci dołączyć
instrukcję obsługi dzwonka?
- Jeszcze najpierw
musiałby działać. Mogę wejść?
- A jeśli ci zabronię
to nie wejdziesz?
Uśmiechnął się:
- Wejdę.
- To po co pytasz?
- Z grzeczności.
- Ty i grzeczność?
Prawie ci uwierzyłam. Wejdź.
Wszedł do środka i
rozejrzał się.
- Wychodzisz?
- Chciałam, ale to
może zaczekać.
Zapaliłam papierosa i
oparłam się o blat. Joe westchnął ciężko i jakoś nerwowo zaczął na mnie
spoglądać.
- No, wykrztuś
wreszcie co cię męczy, bo bez powodu na pewno nie przyszedłeś.
- Chciałem cię
przeprosić.
- Przeprosić? Za co?
- Dostałaś papiery
rozwodowe?
- Wczoraj.
- No właśnie.
- Co z nimi? Bo chyba
mi nie powiesz, że się rozmyśliłeś.
- Nie, ale tak sobie
pomyślałem, że mogłem powiedzieć ci to później, nie specjalnie dogodny moment
sobie wybrałem, wróciłaś ze szpitala i…
- Joe przestań, na
takie rzeczy nie ma odpowiedniego momentu, to się po prostu stało i dobrze
wiesz, że tak miało być, nie masz za co przepraszać.
- Chelsea jest
naprawdę w porządku, powinnaś ją poznać.
Uśmiechnęłam się, bo
nie wierzyłam chyba w to co właśnie mi zaproponował.
- Myślę, że to nie
jest dobry pomysł, byłe żony i partnerki raczej nie są odpowiednim towarzystwem
dla obecnych.
- Jesteś
przewrażliwiona, Chelsea jest normalna.
- Wierzę ci, ale
jeszcze wspomnisz moje słowa.
Spojrzał z
niedowierzaniem na mnie.
- A ty jak się
trzymasz?
- Dobrze, nie brakuje
mi pracy jeśli o to pytasz.
- A ty i Thorne?
- Co z nim?
- No wiesz, ma nas
przejąć a wy chyba się nie lubicie.
Roześmiałam się.
- Joe, to naprawdę nic
osobistego, ja go nie znam, widziałam go raz w życiu, a to co słyszałeś to
tylko plotki.
- Skoro tak.
Obróciłam się tyłem do
Joe’go, żeby zgasić papierosa i poczułam na sobie jego wzrok.
- Znowu to robisz.
- Co takiego?
- Gapisz się na mój
tyłek.
- Nic nie poradzę,
jestem facetem, zacznij się jakoś inaczej ubierać to pogadamy.
- A to by coś
zmieniło?
- W twoim przypadku –
niewiele.
Rzeczywiście miałam na
sobie czarne legginsy, dość mocno opięte a na Joe’go takie rzeczy działały
bardzo silnie na jego wyobraźnię.
- Tak myślałam, dobra
Joe, nie chcę być niegrzeczna, ale umówiłam się wieczorem na kolację i muszę
się przygotować.
- Na kolację?
- To takie dziwne?
- Z kim?
- Chyba nie myślisz,
że ci powiem?
Wstał od stołu i
skierował się w stronę drzwi.
- Tak właśnie myślę.
- Przestań, nie udawaj
zazdrosnego męża i wracaj do Chelsea, podobno jest niezwykła.
- Uważaj, rozwód
jeszcze nie jest prawomocny.
Pokiwałam głową i
praktycznie wypchnęłam go za drzwi.
- Do zobaczenia Joe.
Uśmiechnęłam się, po
czym zamknęłam za nim drzwi. Po chwili usłyszałam jak odjeżdża swoim motorem.
Oparłam się o drzwi i uśmiechnęłam sama do siebie. Dopiero teraz zdałam sobie
sprawę, jaki ciężar zrzuciłam z siebie rozwodząc się z Joe.
Po licznych zabiegach
kosmetycznych i dosłownie przekopaniu się przez moją garderobę, w nadziei
odszukania czegoś odpowiedniego na dzisiejszy wieczór dosłownie opadłam z sił.
Nagle zatęskniłam za Vicky. Ona bez wątpienia od razu by wiedziała co mam na
siebie włożyć. W końcu niezdecydowanym ruchem sięgnęłam po przewiewną ,beżową
sukienkę i pomyślałam, że niech się dzieje co chce. W końcu dostałam ją kiedyś
od Nick’a i w zasadzie to nie wierzyłam, że jeszcze się w nią zmieszczę – a
jednak. Jeśli ktoś uważa, że figura dziewiętnastolatki musi się zmienić po iluś
latach to niech wie, że to tylko stereotyp. Sukienka leżała idealnie, podobnie
jak buty, które dostałam do kompletu. Może wyszłam już nieco z wprawy chodzenia
na obcasie trzynastocentymetrowym, ale skoro po włożeniu ich nadal utrzymywałam
samodzielnie równowagę, mogłam jedynie sądzić, że był to słuszny wybór.
Gdy dojechałam
taksówką pod „naszą” ulubioną włoską restaurację, Nick już na mnie czekał.
Najwyraźniej mój strój mu się spodobał, bo gdy zmierzył mnie wzrokiem od góry
do dołu, uśmiechnął się mimo woli.
Usiedliśmy przy
stoliku w końcu sali, który postawiony był na trzystopniowym wzniesieniu. Kiedy
Nick pracował ,właśnie tu siadał w odosobnieniu by nikt mu nie przeszkadzał.
- Cieszę się, że się
zgodziłaś.
- Mam nadzieję, że nie
będę tego żałować.
- Przysięgam ,że
będzie to nie zapomniany wieczór.
Uśmiechnęłam się do
niego.
- Jesteś bardzo pewny
siebie.
- Właśnie to lubią u
mnie kobiety najbardziej.
- Nie wątpię.
Pochylił się w moją
stronę i powiedział szeptem.
- Gdybyś nie pragnęła
mnie tak samo mocno jak ja ciebie, nie włożyłabyś tej sukienki.
Co za tupet –
pomyślałam, wydedukował, że skoro włożyłam sukienkę od niego, to wieczór
zakończy się w sypialni. Mimo to zbyłam to uśmiechem i pochyliłam swój
onieśmielony wzrok.
- Kiedyś potrafiłaś
głośno mówić o swoich pragnieniach, dlaczego teraz tak bardzo cię to krępuje?
- Może po prostu ty
mnie krępujesz?
- A może po prostu
trafiasz na nieodpowiednich facetów.
- Bo tym odpowiednim
niby jesteś ty?
- Kochanie, nic dwa
razy w życiu się nie zdarza, czy przez ten czas, kiedy nie jesteśmy razem, ktoś
dał ci to samo co ja?
- Jesteś arogancki.
Uśmiechnął się.
- Wiem, ale tobie to
nie przeszkadza prawda?
Rzeczywiście, nie
przeszkadzało mi, być może dlatego, że ta jego arogancja powstawała w wyniku
olbrzymiego pożądania jakie do mnie czuł, również on, działał na mnie w ten sam
sposób.
Zjedliśmy kolację i
pojechaliśmy do Nick’a na drinka. Wreszcie udało nam się pozbyć ochroniarzy,
którzy dosłownie na krok nas nie odstępowali. Stanęłam przy wielkim portrecie
pamiątkowym, który wisiał na ścianie. Była tam cała rodzina, również ja.
Podszedł do mnie i podał mi lampkę wina. Wzięłam łyka i spojrzałam na niego:
- Dante już cię nie
ochrania?
- Odkąd nas ostrzelali
w Nowym Jorku- nie. Dalej ma poczucie winy, ostatnio zaszył się gdzieś na
jakiejś wyspie i tyle go widzieliśmy.
- Myślałam, że z
czasem zapomni.
- Dante? On o niczym
nie zapomina, w tej kwestii jest gorszy ode mnie.
- A od ciebie są
gorsi?
- Próbujesz być złośliwa,
czy tylko mi się wydaje?
Uśmiechnęliśmy się do
siebie, odległość między nami stawała się coraz mniejsza z każdym łykiem wina.
Gdy w końcu odstawiliśmy kieliszki i poczułam na swoim policzku jego oddech,
cofnęłam się o krok.
- Nick, musimy to
skończyć, to nas do niczego nie doprowadzi, tylko nawzajem się ranimy.
- To nie prawda,
dzięki temu funkcjonuję.
- Sypianie ze mną nic
ci nie daje.
- Daje mi – siłę.
- Ale mnie wykańcza,
robiąc to nigdy nie zrobimy kroku naprzód, zawsze będziemy w tym samym punkcie.
Ale moje argumenty nie
przemawiały do Nick’a, potrzebował mnie, za to ja słabłam. Czułam się tak jakby
ktoś wysysał ze mnie resztki energii. Jego usta schodziły raz niżej, raz wyżej,
miałam ciężki oddech:
- Nick, nie słuchasz
mnie…
- Nie rób mi tego, nie
dzisiaj, proszę cię tylko jeszcze o ten ostatni raz.
Chciałam coś
powiedzieć, ale poczułam jego język w swoich rozchylonych ustach. Zamilkłam, a
chwilę później poddałam się całkowicie jego dotykowi i pieszczotom, które
zawsze działały na mnie w ten sam specyficzny sposób – niczym zniewolenie. Ta
noc była o stokroć upojniejsza od pozostałych, ale wiedziałam, że jest
ostatnią.
Miałam nadzieję, że
Nick też wreszcie się z tym pogodzi i zrozumie, że wkroczyłam w taki etap
swojego życia, w którym zamierzałam w końcu zmierzyć się z własnym
przeznaczeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz