LII
Kolejne miesiące
mojego życia upłynęły w pogoni za odpowiedziami.
Podczas wielo
miesięcznych przesłuchań, Morou nie zdradził dla kogo tak naprawdę wykonywał to
zlecenie, to niestety spędzało mi sen z powiek. Uparcie szukałam wskazówki –
jakiejkolwiek, która mi powie, że moje zmartwienia są nieuzasadnione.
Żmudne dociekania co
kryje się pod postacią owego podwójnego agenta nie poprawiały mojego
samopoczucia. Wprawdzie życie szło do przodu, dzieci rosły, Thorne dwoił się i
troił aby udowodnić mi swoją lojalność, ale ja…
Doszłam do zwrotnego
punktu, w którym postanowiłam zreasumować swoje życie. Mimo dwóch nieudanych
małżeństw, poronień, śmierci mojego pierwszego synka, gwałtu i kilku nieudanych
przelotnych romansów, musiałam obiektywnie ocenić, że moje życie nie było złe.
Zmagałam się wielokrotnie z tragediami i wykonywałam pracę, której szczerze
nienawidziłam choć byłam w niej dobra, moje życie czasami nabierało takiego
kształtu, że czułam się jak bohaterka brazylijskiej telenoweli, a jednak los
wynagrodził lata udręk.
Dlaczego po dojściu do
takich wniosków odczuwałam niepokój? Coś było nie tak, intuicja mi to
podpowiadała i raczej się nie myliłam. Musiałam sporo spraw uregulować dlatego
postanowiłam odwiedzić Mark’a. Spodziewał się tej wizyty, tego dnia było bardzo
upalnie, wyszliśmy na taras wychodzący wprost na zacienioną stronę ogrodu:
- Kolejnego
eksperymentu twoje serce może już nie wytrzymać, zdajesz sobie z tego sprawę?
Powiedział bardzo
obruszony, widząc, że coś kombinuję.
- Wiem, wiem, nie po
to przyszłam żeby znowu ryzykować, mam wiele spraw do nadgonienia, chciałam się
tylko upewnić czy dobrze przemyślałeś to wszystko?
- Ciągle o tym myślę,
ale skoro obiecałem, że to zrobię, dotrzymam słowa, chociaż ciągle się łudzę,
że przyjdziesz do mnie i powiesz, że znalazłaś inne rozwiązanie.
Uśmiechnęłam się, on
do mnie również, wiedziałam, że tak bardzo go krzywdzę, było mi z tym źle, ale
nie miałam wyboru, nigdy mi go nie dano, musiałam ocalić swoją rodzinę i to był
jedyny sposób.
Kolejne trzy lata
uporządkowywałam dosłownie wszystko, nawet spisałam testament, na wypadek gdyby
coś mi się stało.
Moje dzieci kończyły
szkołę podstawową, kiedy na nowo rozpętało się piekło. Akcje naszej jednostki były coraz bardziej niebezpieczne,
za wszelką cenę musieliśmy walczyć o przetrwanie. Coraz częściej wysyłano nas w
miejsca gdzie wojna nigdy się nie kończyła.
Szczyt mojej
wytrzymałości bez wątpienia osiągnęłam w miejscu do którego przyszło mi
powrócić – Liban. Nie wierzyłam, że Thorne godzi się na to by wysłać mnie tam, gdzie
spotkał mnie życiowy dramat. Jednak nikt inny by tego nie dokonał. Tym razem
towarzyszył mi Cole, który nadal walczył z wewnętrznym poczuciem winy, wraz z
nim zabrałam cztery oddziały. Mieliśmy wydostać trzech agentów, uwięzionych tam
miesiąc wcześniej. Z dobrze nam poinformowanego źródła, otrzymaliśmy wiadomość,
że będą przewożeni w inne miejsce. Zaczailiśmy się, w wojskowej ciężarówce w
eskorcie czterech cywilnych pojazdów istotnie transportowano naszych agentów,
nikt za pewne nie pokusiłby się o ich uwolnienie, gdyby nie fakt, że przed
schwytaniem udało im się przechwycić pendrive’a z bardzo ważnymi informacjami
dotyczącymi libańskiego rządu.
Gdy w końcu udało nam
się przechwycić ciężarówkę i zlikwidować potencjalne niebezpieczeństwo, dwa
oddziały pospiesznie ruszyły w wyznaczone miejsce, w którym ponoć został ukryty
pendrive. Wśród agentów było dwóch mężczyzn i kobieta, ta ostatnia…, czułam
jakbym doznała retrospekcji, wyglądała fatalnie a jej nerwy…, nie była w stanie
wydukać słowa. Jeden z agentów – ten bardziej rozgarnięty spojrzał na moją i
Cole’a przerażoną minę:
- Wieczorami
słyszeliśmy jak krzyczała, to trwało całą noc, każdego dnia, zmieniali się po
kolei, cztery dni temu przestała krzyczeć, odtąd nie powiedziała ani jednego
słowa.
Cole spojrzał na mnie
bo wiedział, że czułam dokładnie to co Sophia – torturowana agentka, która z
trudem utrzymywała się na nogach. Wtedy stało się coś, czego nie mogliśmy
przewidzieć a może powinniśmy, ale tak się nie stało. Podbiegła nieoczekiwanie
do Cole’a, wyszarpnęła mu zza paska broń i włożyła lufę prosto do swojego
gardła, nie zdążyłam nawet krzyknąć kiedy wystrzeliła. Upadła na ziemi a ja
uklękłam w tumanach pustynnego kurzu. Skryłam twarz w dłoniach nie mogąc, a
może po prostu nie chcąc uwierzyć to co stało się przed chwilą. Wystarczył
moment nieuwagi, powinnam była lepiej ocenić sytuację, wiedzieć, że jest w
stanie, w którym mogła zrobić wszystko.
Kiedy patrzę na to
teraz z perspektywy czasu, sądzę, że jej jedynym marzeniem było godnie umrzeć,
męczarnie których tam zaznała, prawdopodobnie nigdy nie pozwoliły by jej
spokojnie żyć. Została pochowana ze wszelkimi honorami, w gazetach napisano, że
zginęła na akcji, broniąc swojego kraju.
W naszym świecie tak
bardzo czekamy czasami chociaż na mały promyk szansy mówiący, że kiedyś
będziemy mogli normalnie funkcjonować w społeczeństwie ,ale to było
niewykonalne.
Zbyt mocno byliśmy
zaangażowani w naszą pracę, zbyt przywiązani do kraju, który tak naprawdę,
gdyby była potrzeba, nie kiwnąłby nawet palcem by nas ratować. Ale godziliśmy
się z tym, bo właśnie na tym polegała nasza inność.
Po powrocie do kraju
Thorne wyjechał na negocjacje. Cole natomiast pod jego nieobecność zaprosił
mnie na kolację. Bardzo zależało mu na rozmowie ze mną, do tej pory nie było
okazji by poruszyć temat tego co się tam stało. Zgodziłam się, położyłam
wieczorem dzieci spać i pojechałam na
spotkanie. Jadąc ulicami miasta z niewyjaśnionych przyczyn, łapałam się na tym
,że coraz częściej obserwuję ludzi i baczniej niż do tej pory się im przyglądam.
Nie wiem czym było to podyktowane, ale przezorność stała się moim utrapieniem.
Chyba nie było po drodze do Cole’a człowieka, którego mijając nie miałabym
obaw, że ma podwójną twarz.
Wieczór upłynął na
wspomnieniach, Cole twierdził, że ciągle miał przed oczami obraz Sophi i
dlatego chciał zapytać jak ja uporałam się ze swoimi przeżyciami z Libanu.
Ale czy rzeczywiście
się uporałam? Pytałam w duchu sama siebie, bo tak naprawdę to nie byłam tego
taka pewna, ilekroć przywoływałam w myślach te zdarzenia skóra sama cierpła,
chwilami nawet zastanawiałam się czy Liban nie wpłynął ujemnie na moją psychikę
na tyle, że większość moich związków kończyła się fiaskiem. Latami próbowałam
zmyć z siebie ten okropny brud, ale nie dało się go niczym usunąć, ciągle we mnie
tkwił, raz się rozrastał, kiedy indziej malał, ale był zawsze i pewnie zawsze już pozostanie. Ślady na
psychice są nie raz tak dotkliwe, że mimo upływającego czasu nic się nie
zmienia, mnie udało się to zwalczyć, inne kobiety takie Sophia, wolały odebrać
sobie życie, niż żyć zhańbione. Poniekąd to rozumiałam, bo przebywając w
więziennej piwnicy nie raz czułam się tak jakbym była pogrzebana za życia,
chciałam targnąć się na swoje życie, ale zawsze coś mnie powstrzymywało, w głębi serca nie
traciłam nadziei, że ktoś mnie odnajdzie i zabierze z tego okrutnego miejsca.
No i opłaciło się czekanie, mój wierny rycerz pojawił się i wydostał z rąk
śmierci.
Moje życie nigdy nie
odzyskało świetlności jaka mi towarzyszyła przed tym zdarzeniem, ale bardzo
starałam się by Liban nie odcisnął na stałe piętna w mojej głowie..
Cole stwierdził, że
wychodzenie obronną ręką z opresji mam wpojone we krwi, ale tak naprawdę, to
całe życie uczyłam się tego jak nabrać twardej skóry i uodpornić się na wszystko.
Z czasem wszystko zamienia się w rutynę i brakuje spontaniczności w naszych
działaniach, wszystko co robimy staje się machinalne a co gorsza, zaczynamy
wierzyć w słuszność swoich działań.
Od Cole’a pojechałam
do klubu. Gdy tak patrzyłam na rozbawionych ludzi zaczęły mi przemykać ich
twarze jakby w zwolnionym tempie. Poczułam, że coś tracę, coś bardzo
wartościowego, bez czego moje życie nigdy nie będzie już takie jak przedtem.
Czy człowiek nazbyt
często nie ma wrażenia, że coś mu ulatuje?
Wieczna pogoń za
sukcesem, pieniędzmi, rzeczami mało ważnymi. Dlaczego niektórzy są tak
ograniczeni, że nie potrafią dostrzec szczęścia, które otrzymują od tak,
dlaczego wolą użalać się nad sobą zamiast w naturalny sposób czerpać korzyści
ze sprzyjającego im otoczenia?
Czy ich próżność i
duma nie pozwalały im na kroki w przyszłość?
Pewnych ludzi nigdy
już nie zrozumiałam, nie wiedziałam dlaczego Sue bezustannie komplikuje sobie
życie zamiast je wreszcie unormować, dlaczego moja siostrzenica, która za
moment osiągnąć miała pełnoletniość, próbowała na siłę zapewnić otoczenie, że
jest kimś zupełnie innym niż ludzie widzą, dlaczego Mark postanowił hołdować
moją osobę i roztkliwiać się nad utraconą miłością zamiast poszukać innej – odpowiedniej i prawdziwej na jaką bez
wątpienia zasługiwał, dlaczego Joe nie potrafił pozbyć się uprzedzeń do Chelsea
choć minęło tyle lat i w końcu dlaczego ja świadomie zgotowałam sobie taki los
ryzykując związek z Rolly’m?
Na okrągło przewijały
się przez moją głowę takie i inne pytania, które burzyły mój spokój, lecz dawały
do myślenia. Odpowiedzi na nie nigdy nie znalazłam, być może człowiek jest z
natury tak przekorny, że buduje wokół siebie ochronną barierę, której z biegiem
czasu nawet sam, nie potrafi pokonać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz