piątek, 14 lutego 2014

Rozdział II

II

Tydzień po niefortunnej wizycie Daniels’a zostałam poproszona o spotkanie. Przez ten cały tydzień nie zamieniłam z Rolly’m ani jednego słowa. On wiecznie dumny zaczytywał się w aktach jak niegdyś a ja – zbyt zraniona, wolałam cierpieć w samotności.
Było późne popołudnie kiedy kolejny dzień siedząc przy brzegu oceanu siedziałam zamyślona. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi gdy usłyszałam za sobą znajomy głos:
- Nie dadzą nam się w spokoju zestarzeć co?
Ocknęłam się jak ze snu, przede mną stał generał Herlow, tak ten sam, który niegdyś błagał bym dokończyła sprawę Desperata. Był to chyba jedyny człowiek, któremu w pewnym stopniu ufałam. Teraz jednak kiedy się pojawił przede mną- nie byłam pewna czy słusznie.
- Generał Herlow? Co pan tu robi?
- Pozwolisz, że się przysiądę?
Skinęłam głową potakująco.
- Od lat tego nie robiłem.
- Mieszka pan w Kalifornii i nie bywa pan na plaży?
- No wiesz, jak się ma taką przeszłość jak ja, unika się publicznych miejsc, nigdy nie wiadomo czy nie zarobi się kulki.
Spojrzałam w jego oczy badawczo.
- Ale nie przyszedł pan po to żeby ze mną posiedzieć na plaży prawda?
Wyraz jego twarzy stał się jakby smutniejszy.
- To prawda moje dziecko.
Westchnął ciężko, po czym zaczął mówić.
- Myśleliśmy, że wasze zniknięcie po śmierci Desperata rozwiąże sprawę. Wiem, że to miała być gwarancja bezpieczeństwa dla twojej rodziny, żałuję, że tak się nie stało. Nasz jak sądziliśmy- doskonały wywiad tym razem się nie spisał. Dwa lata kompletnej ciszy osłabiła naszą czujność. Desperat miał nieślubnego syna, nie wiedzieliśmy o tym, rok temu wpadliśmy na jego ślad, ale uciekł. W tajemniczych okolicznościach zaczęli ginąć agenci, dobrzy agenci, dwa razy udało się komuś wedrzeć do naszego systemu, nie udało się mimo wszelkich starań namierzyć skąd to zrobiono. Miesiąc temu, koło college’u, w którym uczy się twoja córka wybuchła bomba, tego już nie mogliśmy zignorować i uważać za niefortunny wypadek. Nikomu nic się nie stało bo ochrona bardzo szybko zareagowała. Uznaliśmy to jednak za niepokojące. Dwa tygodnie temu spłonęło wydawnictwo, w którym twoja siostrzenica wydała twoją biografię. Wiem, że to trudne, ale dalsze ukrywanie was nie ma sensu, a może doprowadzić do dramatu, sytuacja jest bardzo poważna.
- Jak pan sobie generale wyobraża teraz mój powrót? Kiedy opuszczałam moje dzieci kończyły podstawówkę, teraz są na studiach, jak mam im to wszystko wytłumaczyć? Co mam zrobić z moim formalnym mężem? Moją pracą, domem, klubem, firmą – przecież ktoś zajął moje miejsce prawda? Jak mam żyć? Gdzie wrócić? Myśli pan, że przyjaciele czy rodzina wybaczą mi, że nie zaufałam im? Poczują się oszukani i znienawidzą mnie, zresztą mają do tego prawo.
- Ludzie szybko zapominają.
- Pan chyba nie ma pojęcia, ilu ludziom moja śmierć zniszczyła życie.
- Uwierz mi, że mam pojęcie, trzydzieści lat temu spotkało mnie dokładnie to samo. Twój mąż wiedział o wszystkim, wie też o twoim powrocie, twoje dzieci szybko zapomną, bo nikt nie był w stanie zastąpić im ciebie, a co do twoich przyjaciół – jeśli byli prawdziwi – zostaną przy tobie i zrozumieją, może nie od razu, ale zrozumieją. Rozumiem, że nie jest to dla ciebie łatwa sytuacja i ciężko będzie ci na nowo odnaleźć się w tym wszystkim, ale ze wszystkich znanych mi kobiet, nie znam lepszego agenta, dlatego to tobie powierzono to zadanie. Nie będzie łatwo, ale w końcu wszystko wróci do normalności sprzed lat.
Mimo woli popłynęły mi po polikach łzy. Miałam wrócić do świata i ludzi, dla których od kilku lat byłam martwa. W ustach Herlow’a rzeczywiście wszystko brzmiało prosto, ale rzeczywistość nie była już taka różowa.
Krótko po tym jak związałam się z Joe, jeszcze grubo przed naszym ślubem, pamiętam jak upozorowano jego  śmierć. Doskonale też pamiętam, kiedy się okazało, że żyje a to po prostu była część planu, o którym zresztą nic nie wiedziałam, jaka byłam wściekła. Nie przemawiały do mnie wówczas żadne logiczne argumenty. Upłynęło naprawdę sporo czasu zanim zdołałam zrozumieć jego postawę i wybaczyć mu, a gdzie tu porównanie? On okłamał tylko swoją dziewczynę a ja? Własne dzieci i wszystkich mi bliskich ludzi, dlaczego mieliby mnie potraktować łagodniej? Pamiętam jak podle się wtedy czułam, tego nie da się opisać słowami.

Wiem, że tylko tchórz odbiera sobie życie a odważny nie boi się żyć, ale  w tej jednej chwili tak bardzo zwątpiłam w swoje siły, że Bóg mi świadkiem różne myśli krążyły mi po głowie. Nie miałam pojęcia ile zostało z dawnej Kylie Hopper, mogłam jedynie modlić się o to by nie okazało się, że tamtą Kylie – rzeczywiście pochowano pięć lat temu w trumnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz