I
Kiedy emocje opadły po
minionych wydarzeniach, zdawało mi się, że wreszcie odzyskuję równowagę. Mimo
iż nieustannie zastanawiałam się co robią moje dzieci i wszyscy mi bliscy, przy
Rollym jakoś wracał spokój. Być może jemu było łatwiej odnaleźć się w tej całej
sytuacji, bo przecież odszedł kilkanaście
lat wcześniej niż ja, mi przychodziło to wszystko z wielkim trudem i kosztowało
wiele nieprzespanych nocy.
Okolica, w której
mieszkaliśmy była piękna, dom również, z okna obserwowałam ocean by uspokoić
nerwy i zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Z początku dni mijały
bardzo leniwie. Brak reguł i obowiązków
doprowadzały mnie niemalże do obłędu. Z czasem zaczęłam się oswajać z nową
osobowością, na początku stopniowo aż wreszcie byłam w stanie wykrzesać z
siebie uśmiech. Wraz z upływającymi miesiącami ból zaczął zanikać, przestało mnie drażnić wiele spraw do
których wcześniej jakoś nie mogłam się przemóc. Po pięciu wspólnie
spędzonych latach, nawet święta sprawiły
mi przyjemność. Sylwestra spędziliśmy w cudownej atmosferze a naszej bliskości
nie było końca, gdy jednak nazajutrz obudziłam się o piątej a w łóżku nie
zastałam Rolly’ego – wiedziałam, że to zły znak. Odkąd tu zamieszkaliśmy, nie
odstępował mnie nawet na krok.
Zarzuciłam na siebie
turkusowy szlafrok, po czym na palcach zeszłam po schodach, kierując się w
stronę salonu. Usłyszałam przyciszone głosy i po raz pierwszy od pięciu lat
przeszył mnie zimny dreszcz. W pierwszej chwili pomyślałam, że ktoś się włamał,
ale gdy rozsądek doszedł do głosu, zrozumiałam, że nikt nie wyciągnąłby
Rolly’ego bezszelestnie z łóżka, pozostawiając w nim mnie.
W głowie tłukły mi się
najczarniejsze myśli, że coś stało się dzieciom, albo Thorne’owi, może chodziło
o córki od Sue, ale po chwili, zrozumiałam już wszystko. Z salonu poczułam
znajomy zapach tak znienawidzonego cygara, wtedy odważyłam się wyjrzeć zza
narożnika ściany. Rolly spuścił głowę a ja ciężko przełknęłam ślinę. Na środku
salonu stał Daniels – tak ten sam, który omal mnie nie uśmiercił podczas jednej
z akcji, mój były szef, którego miałam nadzieję już nigdy nie zobaczyć.
- Kylie, cóż za miłe
spotkanie.
Rolly spuścił głowę a
ja szyderczo uśmiechnęłam się, sięgnęłam z ławy papierosy i zapaliłam,
podeszłam bliżej i dmuchnęłam mu w twarz, wiedział co to oznacza.
- Chyba nie chcę
wiedzieć po co się tu zjawiłeś, ale skoro ty wiesz gdzie jesteśmy to
najwyraźniej możemy się spodziewać wszystkiego.
Daniels zrobił się
nerwowy, mimo to uśmiechnął się, Rolly stanął przy oknie jakby nie chciał
kompletnie uczestniczyć w tej dyskusji.
- Jak widzę nie
straciłaś poczucia humoru.
- Straciłam, odkąd
przekroczyłeś próg mojego domu i jesteś ostatnią osobą, którą życzyłabym sobie
oglądać.
Cierpliwość Danielsa
chyba całkowicie się wyczerpała, bo odsunął się ode mnie znacznie i skierował
się do wyjścia.
- W przeciągu tygodnia
ktoś się u was zjawi, bądźcie gotowi.
Wyszedł i zatrzasnął
za sobą drzwi. W myślach padło pytanie: na co gotowi?
Jego jednak wolałam
nie pytać, więc spojrzałam na Rolly’ego.
- Powiesz mi wreszcie
co się tutaj dzieje?
- Wystąpiły
komplikacje.
- Możesz wyrażać się
jaśniej?
Spojrzał na mnie z
ciężkim sercem ale nic nie odpowiedział. Przez dłuższą chwilę staliśmy
naprzeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy, po czym poczułam, że muszę
stamtąd jak najszybciej wyjść.
Przez ponad dwie
godziny tułałam się bez celu po okolicy. W zasadzie to nie wiem sama po co.
Może myślałam, że odpędzę złe myśli, a wszystko co wydarzyło się przed moim
wyjściem okaże się tylko złudzeniem?
W końcu jednak
przestałam się łudzić i wiedziałam, że muszę zmierzyć się z rzeczywistością,
jaka by ona nie była.
Kiedy weszłam do domu
Rolly siedział w kuchni. Na dużym stole porozkładane były akta i zdjęcia jakiś
ludzi. Choć jego twarz zdawała się być skupiona w stercie dokumentów, doskonale
wiedziałam, że czekał za mną. Usiadłam bez słowa przy stole i wzrokiem
przebiegłam po aktach. Spojrzał na mnie, lecz już nie tak ciepło jak
dotychczas. Miałam wrażenie jakbym cofnęła się w czasie kiedy to był moim
dowódcą a ja – jego poddanym. Znowu dostrzegłam twarz człowieka oddanego
wyłącznie swojej pracy, przeraziło mnie to.
Chociaż o nic nie zapytałam
zaczął mówić:
- Desperat miał
nieślubnego syna.
Miałam wrażenie, że
ktoś cegłą uderzył mnie w głowę,
myślałam, że ten koszmar mam już poza sobą, tymczasem on odrodził się w
zupełnie nowej postaci w innym ciele.
- Agencja dostaje
pogróżki, zniknęło sześciu agentów, twoje dzieci są pod stałą ochroną, ale…
- Ale co?
Przybrałam
poważniejszy ton, bo na samą myśl iż moim dzieciom grozi niebezpieczeństwo
przeszył mnie zimny dreszcz.
- Nie wiedzą jak długo
zdołają ich ochronić, szykuje się coś dużego i tak naprawdę możemy jedynie
domyślać się kto jest celem.
- Od kiedy o tym
wiesz?
- Od roku.
Powiedział spokojnie a
ja nie wiedziałam czy ze złości rzucić mu się do gardła, czy po prostu sięgnąć
po broń.
- Chcesz powiedzieć,
że od roku mnie oszukiwałeś? Czy ty w ogóle zerwałeś kontakt z jednostką?
Milczał a to milczenie
przyprawiało mnie o wściekłość.
- Odpowiedz do
cholery!
- Nie zerwałem.
- Po co to wszystko
było co? Czemu do diabła miało to służyć?
- Dowiesz się
wszystkiego w sztabie.
- Chcę to usłyszeć od
ciebie! Chyba tyle jesteś mi winien nie uważasz?
- Kylie, wszystko się
ułoży, musimy wrócić do naszego poprzedniego życia.
Wstałam, bo czułam, że
jeszcze chwila i eksploduję, o czym on mówił, mamy wrócić? Od tak? Jak gdyby
nigdy nic się nie stało a my wrócilibyśmy z wakacji?
- Do poprzedniego
życia?! Kpisz sobie?! Ty mi to życie zabrałeś, przez decyzję twoją i agencji
nie mam do czego wracać!
- Masz dzieci.
- Które zostawiłam dla
ciebie! Myślisz, że mi to wybaczą i rzucą mi się na szyję? Posłuchaj się, o czym
ty w ogóle mówisz? Czy ty masz serce?
- Gdybym go nie miał…
Teraz to on zmienił
ton.
- Co?! No dokończ!
Nigdy byś się ze mną nie związał? To chciałeś powiedzieć?
- Ty to powiedziałaś.
Uśmiechnęłam się
sarkastycznie, gdyż inaczej już nie potrafiłam.
- Ale ty, nie
zaprzeczyłeś.
Skierowałam się po
schodach do sypialni, usiadłam na łóżku i zapaliłam papierosa, przypomniałam
sobie Thorne’a i dzieci, w życiu nigdy nie czułam się taka pusta jak tego dnia.
Czy zadałam się z nieodpowiednim facetem? Czy całe te pięć lat było tylko
fikcją? Kolejnym zadaniem? Nie wiedziałam co sądzić o tym wszystkim, ale w
duchu czułam, że pięć lat temu podjęłam pochopną decyzję, zbyt pochopną, której
konsekwencje, przyjdzie mi ponosić przez kolejnych kilka lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz