piątek, 14 lutego 2014

Rozdział I


I

Kiedy emocje opadły po minionych wydarzeniach, zdawało mi się, że wreszcie odzyskuję równowagę. Mimo iż nieustannie zastanawiałam się co robią moje dzieci i wszyscy mi bliscy, przy Rollym jakoś wracał spokój. Być może jemu było łatwiej odnaleźć się w tej całej sytuacji,  bo przecież odszedł kilkanaście lat wcześniej niż ja, mi przychodziło to wszystko z wielkim trudem i kosztowało  wiele nieprzespanych nocy.
Okolica, w której mieszkaliśmy była piękna, dom również, z okna obserwowałam ocean by uspokoić nerwy i zagłuszyć wyrzuty sumienia.
Z początku dni mijały bardzo leniwie. Brak reguł  i obowiązków doprowadzały mnie niemalże do obłędu. Z czasem zaczęłam się oswajać z nową osobowością, na początku stopniowo aż wreszcie byłam w stanie wykrzesać z siebie uśmiech. Wraz z upływającymi miesiącami ból zaczął  zanikać, przestało mnie drażnić wiele spraw do których wcześniej jakoś nie mogłam się przemóc. Po pięciu wspólnie spędzonych  latach, nawet święta sprawiły mi przyjemność. Sylwestra spędziliśmy w cudownej atmosferze a naszej bliskości nie było końca, gdy jednak nazajutrz obudziłam się o piątej a w łóżku nie zastałam Rolly’ego – wiedziałam, że to zły znak. Odkąd tu zamieszkaliśmy, nie odstępował mnie nawet na krok.
Zarzuciłam na siebie turkusowy szlafrok, po czym na palcach zeszłam po schodach, kierując się w stronę salonu. Usłyszałam przyciszone głosy i po raz pierwszy od pięciu lat przeszył mnie zimny dreszcz. W pierwszej chwili pomyślałam, że ktoś się włamał, ale gdy rozsądek doszedł do głosu, zrozumiałam, że nikt nie wyciągnąłby Rolly’ego bezszelestnie z łóżka, pozostawiając w nim mnie.
W głowie tłukły mi się najczarniejsze myśli, że coś stało się dzieciom, albo Thorne’owi, może chodziło o córki od Sue, ale po chwili, zrozumiałam już wszystko. Z salonu poczułam znajomy zapach tak znienawidzonego cygara, wtedy odważyłam się wyjrzeć zza narożnika ściany. Rolly spuścił głowę a ja ciężko przełknęłam ślinę. Na środku salonu stał Daniels – tak ten sam, który omal mnie nie uśmiercił podczas jednej z akcji, mój były szef, którego miałam nadzieję już nigdy nie zobaczyć.
- Kylie, cóż za miłe spotkanie.
Rolly spuścił głowę a ja szyderczo uśmiechnęłam się, sięgnęłam z ławy papierosy i zapaliłam, podeszłam bliżej i dmuchnęłam mu w twarz, wiedział co to oznacza.
- Chyba nie chcę wiedzieć po co się tu zjawiłeś, ale skoro ty wiesz gdzie jesteśmy to najwyraźniej możemy się spodziewać wszystkiego.
Daniels zrobił się nerwowy, mimo to uśmiechnął się, Rolly stanął przy oknie jakby nie chciał kompletnie uczestniczyć w tej dyskusji.
- Jak widzę nie straciłaś poczucia humoru.
- Straciłam, odkąd przekroczyłeś próg mojego domu i jesteś ostatnią osobą, którą życzyłabym sobie oglądać.
Cierpliwość Danielsa chyba całkowicie się wyczerpała, bo odsunął się ode mnie znacznie i skierował się do wyjścia.
- W przeciągu tygodnia ktoś się u was zjawi, bądźcie gotowi.
Wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi. W myślach padło pytanie: na co gotowi?
Jego jednak wolałam nie pytać, więc spojrzałam na Rolly’ego.
- Powiesz mi wreszcie co się tutaj dzieje?
- Wystąpiły komplikacje.
- Możesz wyrażać się jaśniej?
Spojrzał na mnie z ciężkim sercem ale nic nie odpowiedział. Przez dłuższą chwilę staliśmy naprzeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy, po czym poczułam, że muszę stamtąd jak najszybciej wyjść.
Przez ponad dwie godziny tułałam się bez celu po okolicy. W zasadzie to nie wiem sama po co. Może myślałam, że odpędzę złe myśli, a wszystko co wydarzyło się przed moim wyjściem okaże się tylko złudzeniem?
W końcu jednak przestałam się łudzić i wiedziałam, że muszę zmierzyć się z rzeczywistością, jaka by ona nie była.
Kiedy weszłam do domu Rolly siedział w kuchni. Na dużym stole porozkładane były akta i zdjęcia jakiś ludzi. Choć jego twarz zdawała się być skupiona w stercie dokumentów, doskonale wiedziałam, że czekał za mną. Usiadłam bez słowa przy stole i wzrokiem przebiegłam po aktach. Spojrzał na mnie, lecz już nie tak ciepło jak dotychczas. Miałam wrażenie jakbym cofnęła się w czasie kiedy to był moim dowódcą a ja – jego poddanym. Znowu dostrzegłam twarz człowieka oddanego wyłącznie swojej pracy, przeraziło mnie to.
Chociaż o nic nie zapytałam zaczął mówić:
- Desperat miał nieślubnego syna.
Miałam wrażenie, że ktoś cegłą  uderzył mnie w głowę, myślałam, że ten koszmar mam już poza sobą, tymczasem on odrodził się w zupełnie nowej postaci w innym ciele.
- Agencja dostaje pogróżki, zniknęło sześciu agentów, twoje dzieci są pod stałą ochroną, ale…
- Ale co?
Przybrałam poważniejszy ton, bo na samą myśl iż moim dzieciom grozi niebezpieczeństwo przeszył mnie zimny dreszcz.
- Nie wiedzą jak długo zdołają ich ochronić, szykuje się coś dużego i tak naprawdę możemy jedynie domyślać się kto jest celem.
- Od kiedy o tym wiesz?
- Od roku.
Powiedział spokojnie a ja nie wiedziałam czy ze złości rzucić mu się do gardła, czy po prostu sięgnąć po broń.
- Chcesz powiedzieć, że od roku mnie oszukiwałeś? Czy ty w ogóle zerwałeś kontakt z jednostką?
Milczał a to milczenie przyprawiało mnie o wściekłość.
- Odpowiedz do cholery!
- Nie zerwałem.
- Po co to wszystko było co? Czemu do diabła miało to służyć?
- Dowiesz się wszystkiego w sztabie.
- Chcę to usłyszeć od ciebie! Chyba tyle jesteś mi winien nie uważasz?
- Kylie, wszystko się ułoży, musimy wrócić do naszego poprzedniego życia.
Wstałam, bo czułam, że jeszcze chwila i eksploduję, o czym on mówił, mamy wrócić? Od tak? Jak gdyby nigdy nic się nie stało a my wrócilibyśmy z wakacji?
- Do poprzedniego życia?! Kpisz sobie?! Ty mi to życie zabrałeś, przez decyzję twoją i agencji nie mam do czego wracać!
- Masz dzieci.
- Które zostawiłam dla ciebie! Myślisz, że mi to wybaczą i rzucą mi się na szyję? Posłuchaj się, o czym ty w ogóle mówisz? Czy ty masz serce?
- Gdybym go nie miał…
Teraz to on zmienił ton.
- Co?! No dokończ! Nigdy byś się ze mną nie związał? To chciałeś powiedzieć?
- Ty to powiedziałaś.
Uśmiechnęłam się sarkastycznie, gdyż inaczej już nie potrafiłam.
- Ale ty, nie zaprzeczyłeś.

Skierowałam się po schodach do sypialni, usiadłam na łóżku i zapaliłam papierosa, przypomniałam sobie Thorne’a i dzieci, w życiu nigdy nie czułam się taka pusta jak tego dnia. Czy zadałam się z nieodpowiednim facetem? Czy całe te pięć lat było tylko fikcją? Kolejnym zadaniem? Nie wiedziałam co sądzić o tym wszystkim, ale w duchu czułam, że pięć lat temu podjęłam pochopną decyzję, zbyt pochopną, której konsekwencje, przyjdzie mi ponosić przez kolejnych kilka lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz