II
Wieczorem odwiedził
mnie Ray. Choć wydawało mi się, że od nowinek, które zaserwował mi Joe nic
gorszego nie mogę już usłyszeć- myliłam się.
Czy szefowej jednostki
specjalnej wypadało się czuć jak nastolatka?
Ale przy Ray’u zawsze
się tak czułam, był całym moim światem. Był moją przeszłością i
teraźniejszością. Był moim kochankiem, psychologiem i przyjacielem. Znaliśmy
się od dziecka. Każde z nas miało swoje życie, ale ja uwielbiałam czuć się
wolna. Ray dawał mi tę wolność i nie chciał nic w zamian. A może chciał? Tylko
ja byłam zbyt wielką egoistką aby to zauważyć. Tak czy inaczej , było mi dobrze
i nie zastanawiałam się jakby moje życie wyglądało bez niego. To właśnie był
mój największy błąd.
Jego syn od dawna
chorował, było coraz gorzej. Obydwoje wiedzieliśmy, że choroba postępuje w
bardzo szybkim tempie, mimo znajomości i eksperymentalnych metod a nawet
drogich leków, stan Josh’a gwałtownie się pogarszał.
Tego wieczora
siedzieliśmy jak zwykle na tarasie. Paliłam papierosa. Ray wpatrywał się w
niebo i sama nie wiem czego tak uparcie na nim wypatrywał. Nie był rozmowny i
mimo, że wiele wieczorów zdarzało nam się przesiedzieć w milczeniu, tym razem
odczuwałam dziwny niepokój. Gdy w pewnym momencie podszedł do mnie i ujął mnie
za ręce, spojrzałam w jego oczy. Były pełne zwątpienia, tak samo jak pewnie i
moje. Przyciągnął mnie gwałtownie do siebie i zaczął obsesyjnie całować, rękoma
obejmował mnie w talii z tak niepohamowaną siłą jak nigdy dotąd, to nie mogło
się dobrze skończyć. Miałam wrażenie ,że to nie on, nie ten Ray, którego
znałam, lecz ten który się skutecznie ukrywał. W jego dzikości było coś co
bardzo mnie pociągało. Mimo iż poddałam się jego dotykowi, obawy we mnie
narastały. Im bardziej się do siebie zbliżaliśmy, tym mocniej to czułam, czułam
zbliżający się koniec, nasz koniec. Gdy w końcu się po ponad godzinie
rozłączyliśmy się po miłosnym akcie, znów spojrzał mi w oczy. Wyczytałam z nich
wszystko, choć jeszcze płonęły, miały ten… specyficzny wyraz.
- To pożegnanie
prawda?
Spojrzałam na niego i
zapaliłam kolejnego papierosa. Walczył ze sobą:
- Wiem co ci kiedyś
obiecałem.
Spuściłam głowę, ale
uniósł ją za podbródek:
- Spójrz na mnie,
proszę.
Spojrzałam, choć jego
widok teraz już sprawiał mi ból.
- Muszę jechać do
Josh’a, inaczej nigdy sobie nie wybaczę , że się z nim nie pożegnałem, kiedyś
wrócę, ale teraz chociaż serce mi pęka, muszę wyjechać.
- Wiem.
Uśmiechnęłam się by w
końcu przestał czuć się winny. Doskonale wiedziałam jak się czuł. Jak zresztą
może czuć się rodzic, który patrzy jak jego dziecko umiera, a on nie może nic
zrobić?
Jego syn daleko stąd,
walczył o każdy kolejny dzień życia, nie miałam prawa mieć żalu, ale chyba go
czułam. Samotna, opuszczona, oszukana miałam nauczyć się żyć od nowa – bez
Ray’a.
Jego wyjazd miał być
chyba przełomowym momentem mojego życia, musiałam uzmysłowić sobie, że świat,
mój świat, nie może kręcić się wyłącznie wokół jednej osoby.
Kiedy nazajutrz po
wyjeździe Ray’a weszłam na oddział i usiadłam w gabinecie mojego szefa,
sprawiał wrażenie jakby czuł, że coś ma się stać. Spojrzałam i wyjęłam na
biurko odznakę. Przesunęłam ją w jego stronę, spojrzał poważnie.
- Dobrze to
przemyślałam, to koniec Mike, wypaliłam się.
- Kylie daj spokój, to
przejściowe, teraz kiedy twój zespół został wydzielony jako odrębna jednostka
chcesz ich zostawić?
- Właśnie teraz jest
na to odpowiedni czas, byłam już w komendzie głównej i poprosiłam o kogoś kto
zna się na rzeczy a nadarzyła się taka okazja.
- Myślisz o Thorn’ie?
Zawsze stanowiliście konkurencję.
- Nie prawda, to nic
osobistego, po prostu chcę żeby oddział był w dobrych rękach awiem, że wraz ze
swoimi ludźmi ma się tu zadomowić. Teraz kiedy został dyrektorem planowania
strategicznego musi osiąść gdzieś na stałe, a ja mam luki kadrowe.
- Widzę, że pomyślałaś
o wszystkim, Thorne jest…
- Najlepszy, nie bój
się tego słowa Mike, wiem o tym, zależy mi na tych ludziach, to nie tylko
policjanci, to moi przyjaciele i nie jest mi obojętne kto ich przejmie.
- Posłuchaj, ja wiem,
że Ray wyjechał i jest ci ciężko, ale proszę cię przemyśl to jeszcze.
- Tu nie ma o czym
myśleć, zrozum, facet stał dwa kroki ode mnie, celowałam w niego, wystarczyło
pociągnąć za spust, na który ja nie nacisnęłam. Wystrzelił do mnie, ale
przeżyłam i myślę, że to jakiś znak.
- Myślisz o drugiej
szansie?
- Coś w tym rodzaju.
- Co mam ci
powiedzieć? Sam za miesiąc idę na emeryturę, wiem, że nie zdołam cię przekonać,
bo dobry żołnierz wie kiedy się wycofać, a ty nigdy nie przestałaś nim być.
Praca z tobą była przyjemnością.
Podaliśmy sobie ręce.
- Powiesz im?
Spojrzałam raz
jeszcze:
- Chyba lepiej jeśli
ty to zrobisz.
- Nie ma sprawy.
Kiwnęłam głową i
skierowałam się do wyjścia z budynku. Raz jeszcze przebiegłam wzrokiem po
oddziale, po czym wyszłam. Gdy jechałam samochodem miałam wrażenie, że
zrzuciłam ze swoich pleców brzemię ,które zbyt długo dźwigałam.
Podjechałam pod mój
klub i weszłam do środka. O tej godzinie było jeszcze pusto, jedynie Brad
walczył w biurze z rachunkami. Ostatnimi czasy nie miałam zbyt wiele wolnego,
więc i klub zaniedbywałam. Kiedy weszłam do biura chyba ucieszył się:
- Kogo moje piękne oczy
widzą?
- Co stęskniłeś się?
- Za tobą? Zawsze.
- To miło.
Usiadłam naprzeciwko
we fotelu.
- I jak tam sprawy?
- Powoli do przodu.
- Ray się odzywał?
- Chyba nie ma do tego
głowy.
- Słyszałem, że Thorne
ma nas przejąć w przyszłym tygodniu.
- Nie myślałam, że
wieści rozchodzą się takim tempem, dopiero co byłam u Mike’a.
- No wiesz, nie co
dzień Kylie Hopper rzuca pracę w policji.
- Co zrobić, wiesz
dobrze, że to słuszna decyzja.
- Wiem, nie potępiam
cię za to, zresztą, może w końcu ktoś odciąży mnie od rachunków.
Roześmiałam się.
- Ty cwaniaku, dobra
daj, pomogę ci, swoją drogą i tak przydałaby nam się jakaś pomoc, wiecznie nie
będę bezrobotna.
Spojrzał na mnie.
- A co? Powinienem o
czymś wiedzieć?
- Na razie nie.
- To dobrze, a jak tam
nowy nabytek twojego męża?
- Nie wiem, nie
widziałam jej jeszcze, ty mi powiedz.
- Jest nie zła.
Uśmiechnęłam się i
wzięłam do ręki rachunki. Wieczorem postanowiłam rozerwać się w klubie i
istotnie miałam okazję zobaczyć nową dziewczynę Joe’go. W zasadzie to niczego
jej nie brakowało. Młoda, atrakcyjna blondynka z nienaganną figurą a do tego –
chyba zakochana w Joe.
Kolejny dzień upłynął
bardzo leniwie. Późnym popołudniem wybrałam się na spacer po plaży i akurat z
niego wracałam ulicami Malibu, gdy usłyszałam silnik samochodu, który powolnym
tempem sunął za mną. Już miałam chwycić po broń, kiedy usłyszałam znajomy głos:
- Witam pani
inspektor.
Obróciłam się i
spojrzałam. To był Will, który od początku pracy w moim oddziale usilnie
zabiegał o moje względy. Był naprawdę oddanym kumplem, ale jakoś nie
rozpatrywałam jego „kandydatury” na życiowego partnera. W moich oczach był zbyt
wielkim lekkoduchem, chociaż może czasami za surowo go oceniałam.
- Pani tak sama po
ciemku?
- Lubię kusić los.
- Właśnie widzę.
Uśmiechnęłam się do niego.
- Wsiadaj, podwiozę
cię.
Westchnęłam , po czym
weszłam do samochodu a ten ruszył z zawrotną prędkością.
- Kiedyś ci wlepią
mandat, zobaczysz.
Will zaczął się śmiać.
- Ty to potrafisz mnie
rozbawić.
Podjechaliśmy pod dom
a on spojrzał mi w oczy, czego raczej nigdy nie robił, zmieszałam się:
- Co?
Jego mina spoważniała.
- Powiesz mi dlaczego?
- Dlaczego co?
- Dlaczego
postanowiłaś odejść?
- Wiesz dlaczego.
- Czy to jedyny powód?
- A uważasz, że nie
wycelowanie w przeciwnika z takiej odległości
to nie jest wystarczający powód?
- Tylko pytam.
- To nie zadawaj
głupich pytań, chcę iść do domu i wypić drinka nie zastanawiając się dłużej nad
tym co się stało. Jeśli chcesz możesz wejść, jeśli chcesz dalej drążyć, to
lepiej jak odjedziesz.
Wyszłam z samochodu i poszłam
otworzyć drzwi do domu, byłam pewna, że Will nie przepuści takiej okazji i nie
pomyliłam się. Jeszcze dobrze nie weszłam do środka a już był koło mnie.
Weszliśmy do środka,
położył kurtkę na kanapie w salonie a ja podeszłam do barku. Will stanął przy
kominku i spojrzał na ścianę, na której wisiało kilka pamiątkowych zdjęć.
Zrobiłam drinki i podeszłam bliżej. Dałam mu szklankę do ręki i wzięłam łyka ze
swojej.
- Przepraszam, mam już
dosyć tych wszystkich pytań, gdzie nie pójdę każdy pyta o to samo.
- To ja przepraszam,
trzeba wiedzieć kiedy należy milczeć.
- No to może toast? Za
przyjaźń.
Uśmiechnęłam się do
niego, stuknęliśmy się szklankami i wzięliśmy po głębszym łyku. Will odstawił
swoją szklankę na kominku, po czym wziął mi z ręki moją. Odgarnął mi włosy do
tyłu, po czym pocałował. Nie wiem dlaczego mu na to pozwoliłam, czy chciałam za
wszelką cenę zapełnić sobie lukę po wyjeździe Ray’a?
W końcu nasze usta
rozłączyły się a on znowu spojrzał mi w oczy:
- Każ mi wyjść.
Nie myślałam długo nad
odpowiedzią.
- A chcesz wyjść?
Po tych słowach
wypadki potoczyły się tak szybko, że nawet nie wiedziałam kiedy nadzy
znaleźliśmy się w łóżku. Potrzebowałam tak bardzo bliskości mężczyzny, że nie
analizowałam słuszności mojego postępowania. Seks z Will’em był całkowicie
czymś odmiennym niż dotąd z kimkolwiek. Być może dlatego, że mimo wieku bił od
niego jakiś młodzieńczy urok.
Will nie był mężczyzną
dla mnie, ale zbliżenie z nim pozwoliło mi na odreagowanie moich trosk choć
było to nieco nie w porządku w stosunku do niego.
Will – kochanek
zastępczy, jemu jednak ta rola nie przeszkadzała, po jakimś jednak czasie naszych intymnych spotkań mi
zaczęła przeszkadzać. Stało się to czego obawiałam się najbardziej, zaczął się
we mnie podkochiwać a na to, nie mogłam w obecnej sytuacji sobie pozwolić.
Kiedy jesteśmy młodzi
wszystko uchodzi nam płazem.
Jako dzieci możemy pozwolić sobie na luksus
marzeń, bez żadnej odpowiedzialności.
Z czasem zaczyna się
jednak coś zmieniać. Mamy inne zainteresowanie, czego innego oczekujemy od
swoich rówieśników i rodziców. To okres kiedy dojrzewamy.
Młodość rządzi się
jednak własnymi prawami. Możemy sobie pozwalać na popełnianie błędów,
dokonywaniu pochopnych decyzji, wolno nam, bo mamy do tego prawo – prawo
młodości.
Swoje dzieciństwo i
młodość wspominam bardzo ciepło. Pochodzę z kalifornijskiej rodziny o wielkich
tradycjach. Moi rodzice – Pamela i James Masters’owie bardzo dbali zarówno o
nasze wychowanie jak i wykształcenie. Moja siostra Cynthia była z nas
najstarsza. Nigdy nie miałam z nią dobrego kontaktu. Była tak naprawdę córką
ojca z pierwszego małżeństwa, ale mama kochała ją jak własne dziecko. Miała
osiemnaście lat kiedy wyjechała z domu. Mama żyła w przeświadczeniu, że Cynthia
robi wielką karierę modelki. Ale tak naprawdę zadała się z ludźmi, którzy na
dużą skalę przemycali ciężkie narkotyki. Dookoła wszyscy o tym wiedzieli, ale
jakoś nikt nie miał sumienia powiedzieć matce prawdy.
Młodsza siostra Sue…
to żywa legenda naszej dzielnicy, interesowało ją wszystko i wszyscy, którzy
nie powinni. Ale ona uwielbiała być w centrum uwagi, tak zresztą jest do
dzisiaj. Mama nie dawała sobie z nią rady, więc pilnowanie jej było moim
zadaniem – nie łatwym zresztą.
Oprócz sióstr miałam
też trzech braci. Dwa lata starszy Denis po skończeniu studiów został prawą
ręką mamy. Pękała z dumy. Dzisiaj myślę, że tak naprawdę to on trzymał w ryzach
cały interes, kiedy przestał się dogadywać z mamą i wyjechał, działo się coraz
gorzej.
Młodszy brat Jake
zginął pięć lat temu w wypadku samochodowych. Po marihuanie i piwie wybrali się
na przejażdżkę, z której już nigdy nie wrócili. W wiadomościach nazwano to
„podróżą śmierci”. Po drodze potrącili dwóch rowerzystów i kobietę z dzieckiem.
Próbując ją ominąć, wpadli prosto na drzewo. Policjant, który prowadził tą sprawę,
powiedział nam, że przykro mu to mówić, ale dla Jake’a lepiej się stało, że
zginął, gdyby przeżył, nigdy już nie wyszedłby z więzienia.
Najmłodszy brat –
Mett…, zawsze był samotną wyspą. Ale jego indywidualizm i bystre spojrzenie na
świat, sprawiało, że tak naprawdę, to chyba był dojrzalszy od nas. Chyba tylko
on tak do końca wiedział, co działo się w domu podczas naszej nieobecności.
Mama była zbzikowana
na punkcie wykształcenia. Utwierdzała nas każdego dnia, jakie to ważne w życiu
każdego człowieka. Sama pochodziła z bardzo pobożnego domu, w którym szacunek i
miłość do Boga były na pierwszym miejscu.
Właśnie dlatego mimo
swojej pozycji na rynku budowlanym, nigdy nie zapominała, co jest naprawdę
ważne. Rodzice kochali się ponad wszystko, czasami aż miło było na nich
popatrzeć i pomarzyć. Każdego roku jeździliśmy na rodzinne wakacje. Nie było od
tego odwołania. Mile je wspominam, szkoda, że wtedy nie zdawałam sobie sprawy,
że tak potoczą się nasze losy.
Czasem tak sobie
myślę, że może w mojej mamie się coś najzwyczajniej w świecie wypaliło i
dlatego właśnie firma popadła w bankructwo. To co zawsze było dla niej ważne,
jakoś rozmyło się i zeszło na dalszy plan. Była obecna ciałem, ale na pewno nie
duchem.
W tej chwili czułam
się podobnie. Ostatnie kilka lat tropiłam przestępców a im dłużej to robiłam,
miałam wrażenie, że zaczynam się z nimi utożsamiać.
Nie wiem czy wyjazd
Ray’a był dla mnie takim ciosem ,że bez namysłu rzuciłam się w ramiona Will’a?
A może ja po prostu nie potrafiłam być sama? Gdzieś środku jakaś część mnie
pragnęła uwolnić się od ludzi, ale ta druga nieustannie zabiegała o czyjeś
towarzystwo.
Postanowiłam jednak
pozostawić sprawy swojemu biegowi, ponieważ liczyłam na to, że i mój układ z
Will’em w końcu spowszednieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz