czwartek, 13 lutego 2014

Epilog

EPILOG


Mark spisał się na medal, choć wiedziałam jak trudno było mu wstrzykując mi substancję, która na ponad trzydzieści minut zatrzymała w moim organizmie wszelkie funkcje życiowe. Będę mu za to wdzięczna do końca życia, gdyż wiem, że ze swojej strony była to dla niego bardzo trudna przysługa, kosztowała go tak wiele, że od momentu, w którym się o tym dowiedział nieustannie zmagał się z tą myślą. Lecz tylko jemu mogłam zaufać, był mi wierny do końca i nigdy mnie nie zawiódł. Mogłam być pewna, że dzieci pozostawiłam pod dobrą opieką ponieważ Thorne od początku przygotowywał się na tą chwilę gdy zostanie sam i właśnie za to byłam mu tak bardzo zobowiązana od dnia, w którym świadomie się ze mną związał.
Kiedy weszłam na plażę i skierowałam się nad brzeg oceanu, dojrzałam tak znajomą i wyczekiwaną przez długie lata sylwetkę. Rolly stał wpatrując się w fale, spokojny i opanowany, dokładnie taki jakim go zapamiętałam. Minęło naście lat odkąd się rozstaliśmy, ale w tej jednej chwili odżyło we mnie to wszystko, co zdawało się iż porzuciłam wraz z jego odejściem. Podeszłam bliżej i przystanęłam obok, ubrany jak zwykle na czarno wyglądał tak jak go zawsze. Nie spoglądając nawet zapytał:
- Jak się miewa nasz syn?
Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie dane mu było spotkać się z nim, nie miał również okazji cieszyć się jego dorastaniem, chciałam odpowiedzieć coś co byłoby w stanie w jednym zdaniu określić wszystkie jego zalety, by mógł wyobrazić sobie to i zaspokoić własną ojcowską ciekawość.
- Jest bardzo podobny do ciebie.
Uśmiechnął się delikatnie i pokiwał potakująco głową, o nic więcej chyba nie śmiał zapytać. Staliśmy tak jeszcze parę minut w milczeniu, twarz Rolly’ego była tak bardzo skupiona, jak gdyby analizował całe swoje dotychczasowe życie. W końcu wziął mnie za rękę  i obrócił w swoją stronę. Spojrzał mi głęboko w oczy , po czym ujął moją twarz w obie ręce jak kiedyś zwykł to robić i pocałował. W tej jednej chwili choć na moment, ale udało mi się odgonić wszelkie złe myśli i dręczące wyrzuty sumienia, które powątpiewały poniekąd w słuszność podjętej decyzji. Na nowo odzyskałam tak utęsknione poczucie bezpieczeństwa , które rosło we mnie z każdym kolejnym pocałunkiem.
Ktoś mógłby nazwać mnie egoistką, kto wie, może nią byłam?
Jednak balansując na cienkiej niekiedy krawędzi naszej wytrzymałości, dokonujemy wyborów, które za sprawą rzucanych nam przez los wyzwań, niekiedy żałujemy. Ja niczego nie żałowałam, mogłam co prawda nie zakładać rodziny i nie wychodzić za mąż, mogła ominąć mnie wielka otaczająca zewsząd miłość i ciepłota rodzinnego ogniska, mogłam do końca żyć samotnie doszukując się lepszych dni, jednak taki a nie inny był mój wybór.
 Pod koniec swojego życia w Malibu odnalazłam drogę którą konsekwentnie zmierzałam, była całkiem blisko. W tej chwili już nie mogę patrzeć na nią, lecz teraz rozumiem co czułam i chciałabym aby każdy na tym świecie miał to świadomość i mojego ducha, który pozwolił mi wytrwać do końca ostatniego i najtrudniejszego zadania w moim życiu, które starałam się wykonać najlepiej jak potrafiłam.
Za każdym razem gdy spoglądam w przeszłość, widzę twarze moich uśmiechniętych dzieci i Thorne’a, który pomógł mi przez to przejść choć sam przy tym tak wiele musiał stracić.
Warto było żyć z nimi i mieć poczucie, że jest się kochaną i potrzebną. Nie raz jeszcze powracały te dni i na pewno jeszcze powrócą.
Rolly w końcu chwycił mnie za rękę i poprowadził wzdłuż plaży. Nasze życie rozpoczęło się na nowo choć utraciliśmy poprzednie.
Czy to może oznaczać, że po przejściu tylu ciernistych dróg i krzywd wyrządzonych innym by nasze drogi mogły się zejść ponownie, odnieśliśmy sukces? Reasumując odpowiem wam krótko przytaczając aforyzm nieznanego autora:
„ Śmiać się często i mocno kochać; zdobyć szacunek ludzi inteligentnych i przywiązanie dzieci; zasłużyć na uznanie uczciwych krytyków i znieść zdradę fałszywych przyjaciół; cieszyć się pięknem; znajdować w innych to, co najlepsze; dawać siebie, nie oczekując nawet przez chwilę zapłaty; uczynić świat trochę lepszym, zostawiając po sobie zdrowe dziecko; uratowaną duszę, kawałek wyplenionego ogrodu czy poprawę warunków społecznych; bawić się oraz śmiać z entuzjazmem i śpiewać z zachwytu przez całe życie; wiedzieć, że choć jeden człowiek mógł zaczerpnąć głębszego oddechu, bo żyliśmy. To znaczy odnieść sukces”.







                                    KONIEC CZĘŚCI  PIERWSZEJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz