sobota, 29 marca 2014

Rozdział XXI

ROZDZIAŁ XXI

Zachowanie Asir'a irytowało mnie równie mocno, co na początku naszej znajomości. Chęć pokazania swojej wyższości, miała na celu jak sądzę zmobilizowanie mnie do agresywniejszego działania. Chciał sprowokować we mnie Ninę.
Po części wiedziałam, że nie mam wyboru i na nowo będę musiała przesiąknąć osobowością sprzed lat. To była jedyna nadzieja na to, że Barodo zostanie pokonany. Ale on przecież nie był sam. Za nim stało całe mnóstwo zdesperowanych Islamczyków, no i oczywiście Omally, który z dnia na dzień obrastał w coraz większą potęgę.
Był wieczór kiedy postanowiłam wyłączyć telefon i usiąść wygodnie na tarasie mojego domu. Zapaliłam papierosa i sięgnęłam po butelkę wina. Miałam na sobie zwykłą czarną koszulkę na naramkach i poprzedzierane jeansy. Byłam jakaś dziwnie spokojna, nie wiem czy wino mnie tak bardzo uspokajało, czy po prostu dostałam już na wszystko znieczulicę. Ile bezsensownej śmierci miałam jeszcze oglądać i brać na własne sumienie, zanim w końcu to piekło się zakończy?
Zabawne - pomyślałam, bo czy jest szansa na to, że kiedykolwiek się ono skończy?
Moje rozmyślania i mój spokój, którego tak bardzo ostatnio potrzebowałam, przerwało głośne trzaskanie w drzwi. Nie ruszyłam się z miejsca, bo doszłam do wniosku, że gdyby ktoś chciał mnie zabić, to bez wątpienia nie pukałby do drzwi, a skoro puka - to musi być to ktoś, z kim kompletnie nie mam ochoty rozmawiać. Nie pomyliłam się, bo po kilku minutach stanął przede mną Rolly.
Nawet na niego nie spojrzałam, co wyprowadziło go z równowagi, a sądziłam, że nikt poza Daniels'em nie potrafi tego zrobić.
- Możesz chociaż na mnie spojrzeć?
Wreszcie spojrzałam, bo wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, nie da mi spokoju. Wyraz mojej twarzy był tak obojętny jak nigdy dotąd.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o Cole'u?
Uśmiechnęłam się.
- Coś cię bawi?
- Owszem, ty.
- Mogłaś mi powiedzieć.
Teraz to już nie wytrzymałam. Podniosłam się wściekła i spojrzałam na niego:
- Ty chcesz mnie uczyć prawdomówności?!
Podniosłam głos, wiedział, że miałam prawo się unieść, okłamał mnie więcej razy niż byłam w stanie to zliczyć - dla dobra sprawy ogółu jak to nas uczono.
- Masz do mnie pretensje po tym co zrobiłeś? Moje życie to jedna, wielka farsa i to w dużej mierze za twoją sprawą, więc bądź łaskaw i nie rób mi wykładów moralności na temat tego co powinnam ci powiedzieć a co nie.
Chwilę popatrzył mi w oczy, w końcu usiadł, ja również, byłam na niego strasznie zła, ale on jakby teraz dopiero zrozumiał, jak bardzo cierpię w roli, którą przez całe życie byłam zmuszona grać.
- Przykro mi, że to na ciebie trafiło, choć z drugiej strony, gdyby nie to, nigdy nie mógłbym być z tobą i za to nie zamierzam cię przepraszać.
- Nikt tego od ciebie nie oczekuje, tylko przestańcie mnie wszyscy wreszcie pouczać, jestem tym zmęczona.
Kiwnął głową.
- Rozumiem.
- To dobrze, a teraz wybacz, ale naprawdę chcę być sama, muszę poskładać myśli.
Spojrzałam mu w oczy a on w moje, po czym wstał, spojrzał raz jeszcze i wyszedł. 
Chwilę jeszcze popatrzyłam  bezmyślnie aż w końcu swój wzrok skierowałam w stronę ukochanego lasu i przez moment poczułam się tak, jakbym cofnęła się w czasie i przez chwilę znowu ogarnął mnie tak dawno poszukiwany spokój.

                                                                                  ciąg dalszy nastąpi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz